Rozdział 12 Wyznania
Ból brzucha, a raczej jego wnętrza znów dawał o sobie znać. Od ich pierwszej walki minęło sporo czasu, jednak rana jaką jej wtedy zadał, goiła się powoli. Wszystko przez aktywny tryb życia i ciągłe treningi, które nadszarpywały szwy od nowa. Z zewnątrz nie wyglądało to groźnie, pojawiła się jedynie różowa, wypukła, prosta blizna. Jednak od czasu do czasu czuła jakby w jej wnętrznościach rozlano kwas. Jedynym wyjściem, by ukoić ból była wizyta u Kabuto. Dawał jej różne mikstury i tabletki, które natychmiast przynosiły ulgę.
- Daj mi coś szybko – weszła do jego gabinetu bez pukania
- A gdzie dzień dobry, jest przecież 4 rano – powiedział białowłosy
- Wiesz, że gdybym nie musiała, nawet nie pomyślałabym o tym miejscu. Ból znowu nie daje mi spać.
- Liczne zrosty i ciągły stan zapalny nie jest tak łatwo zaleczyć. Zwłaszcza, że nie stosujesz się do moich zaleceń – odparł urażony podając jej lek.
- Tobie nie można ufać w żadnej kwestii
- A jednak do mnie przychodzisz – zauważył
- Niestety...
- Za 15 minut powinno ci przejść, nie podziękujesz?
- Nie zamierzam...
- Twarda i niemiła jak zawsze. No cóż... jestem niedocenionym artystą. Już sobie idziesz?
- Nie mów, że brakuje ci mojego towarzystwa. Jak nie przejdzie to wrócę – wychodząc postanowiła iść dłuższą drogą do swojego pokoju, by trochę się rozruszać. Gorączka była dokuczliwa, ale ewidentnie czuła się z każdą chwilą coraz lepiej. Idąc usłyszała gwizdanie. Nie zdziwiło jej to wcale, przechodziła przecież obok skrzydła więziennego, a przebywający tam często śpiewali, nucili...albo krzyczeli. Jednak cos przykuło jej uwagę.
- Znam tę melodię- wyszeptała do siebie. Zatrzymała się, słuchając. Znała ją...i to bardzo dobrze... ruszyła w stronę dobiegającego dźwięku.
- niemożliwe.. niemożliwe – szeptała przyspieszając kroku. Szła od celi do celi, natrafiając na straszne widoki. Mimo że była shinobi i wiele widziała, zawsze miała skurcz w żołądku obserwując krwawe obrazy. Dźwięk nagle ucichł. Nie wiedziała w którą stronę się kierować. Wszędzie ustawione były bariery, które zakłócały przepływ czakry, na wypadek trzymania silnych więźniów, którzy próbowaliby uciec. Weszła do pomieszczenia znajdującego się na końcu korytarza. Było najmniejsze, jednak duża ilość zabezpieczeń i barier była imponująca. Musieli trzymać tu kogoś naprawdę silnego. Jej umiejętności pozwalały usunąć tylko cztery z sześciu nałożonych blokad, jednak pozwoliło to na wejście do ciemnego, zatęchłego pomieszczenia. Nie było tu okien, a powietrze było ostre i zimne. Miała złe przeczucia, musiała zobaczyć, kto jest mieszkańcem celi.
- Kolejna runda? Jestem gotowy, dałeś mi i tak nazbyt czasu na odpoczynek – odezwał się głos w ciemności. Stanęła jak wyryta... nic dziwnego, że melodia była jej dobrze znana...
- Tttakumi? – wyjąkała... Nie usłyszała odpowiedzi. Podeszła jeszcze bliżej, tym razem biorąc drżącą z przejęcia dłonią pochodnie. Światło, które dawała pozwoliło zobaczyć jej męską postać, siedzącą opartą o ścianę. Wszędzie była zakrzepnięta już krew. Spojrzała na twarz więźnia. Była cała popuchnięta i posiniaczona. Nie mogła rozpoznać rysów twarzy, jedynie głos i bujna brązowa czupryna zdradzały tożsamość sponiewieranego shinobi. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Czułem, że tu będziesz... nic ci nie jest? – zapytał
- Wiedząc jak wyglądasz, wariacie martwisz się o mnie? – rzekła połykając łzy i wyciągając rękę w jego stronę. Natychmiast ją jednak cofnęła, gdyż bariera otaczająca celę oparzyła ją.
- Traktują mnie jak vipa – zażartował jej przyjaciel
- Nawet w takiej chwili żartujesz!? Jak się tu znalazłeś?
- Wiesz, że w trudnych sytuacjach zostaje już tylko śmiech. Nie patrz na mnie tym zatroskanym wzrokiem. Nic mi nie będzie. Wykonywałem tylko swoją misję... i jak widać lekko schrzaniłem. - Uśmiechał się do niej, ale w oczach widać było, że cierpi.
- Jesteś ciężko ranny nic więcej nie mów. Niedługo wrócę.
- Dokąd idziesz?
- Trzeba usnąć barierę, a w tej chwili mogę wypróbować tylko jeden sposób by ją zniszczyć... to zdecydowanie robota Orochimaru dlatego trzeba go... - zatrzymała się, gdy usłyszała jego śmiech.
- Jak zwykle działasz pod wpływem impulsu... tęskniłem za tym. Ale proszę... posiedź ze mną jeszcze chwilę... nie chcę być sam – tu głos mu się załamał. Nie widziała swojego towarzysza nigdy w takim stanie... Usiadła naprzeciwko niego, po drugiej stronie krat.
- Opowiedz mi wszystko...
- Nie ma za bardzo czego... Gdy zniknęłaś, szukała cię cała wioska. Piąta, aby uświadomić powagę sytuacji wyjawiła twoją tożsamość. Dlaczego mi nie powiedziałaś? Nie trzymałabyś tego w sobie.
- Nie miało to najmniejszego sensu... Sama chciałam zapomnieć kim jestem. To przeze mnie tu jesteś prawda? Szukałeś mojego tropu...?
-Nie. Poszukiwania Ciebie dalej trwają, jednak ja miałem za zadnie wytropić samego Orochimaru z kilku powodów. Pierwszy to ty i Sasuke, natomiast znów zaczęli znikać ludzie... nie tylko ninja ale i cywile. Ewidentnie była to robota tego gada. Przez wiele miesięcy działałem sam, aż w końcu natrafiłem na niego. Walczyłem, ale jak widać poległem. Trzymali mnie miesiąc w innej kryjówce. Gdy tam trafiłem, potwierdziły się wszystkie przypuszczenia. Kobiety, dzieci i ważni shinobi...wszyscy potrzebni na eksperymenty. Nie zdołałem uratować ani jednej osoby. Wczoraj przenieśli mnie tutaj... i ciągle przesłuchują. Chcą ode mnie wyciągnąć tajne dane. Boję się, że za moment nie wytrzymam. Zabij mnie nim coś powiem.
- Nawet nie tak nie mów... Sam uczyłeś mnie, by nigdy się nie poddawać. Zaufaj mi... to ostatnia noc jaką tu spędzisz.
.......................................................................................
- Pomóż mi... - weszła z takim rozpędem, że stojący na stole wazon, od podmuchu powietrza spadł i rozbił się na drobne kawałki. Popatrzył na nią badawczo.
– czego ode mnie chcesz? – zapytał zimno
- Chce uwolnić pewnego więźnia... Jednak bariery które nałożono dezaktywują się tylko w momencie, gdy zrobi to ten co ją rzucił, albo gdy zginie.
- Nic mnie to nie obchodzi.
- Przecież chciałeś zabić Orochimaru, teraz jest idealna okazja. Trzeba to zrobić z zaskoczenia
- Ja zdecyduje kiedy go zabije...
- Co to ma za znaczenie, zróbmy to teraz!
- Nie będę odwalać przysługi dla byle więźnia.. – poczuł zimne ostrze przy gardle. Zawsze intrygowała go jej szybkość. Trzymając kunai przy jego tętnicy powiedziała przez łzy:
- Nie waż się tak o nim mówić. Ten więzień jest dla mnie jak brat... i zrobię dla niego wszystko.
- W takim razie uwolnij go, skoro jest taki ważny... -nawet teraz nie drgnęła mu powieka. Opuściła zrezygnowana broń...
- Masz rację...głupia byłam, że tu przyszłam... - rzuciła mu pogardliwe spojrzenie wychodząc.
„Czego się spodziewałaś... głupia" – myślała idąc w kierunku prywatnego laboratorium sanina. Domyśliła się, że od kilku miesięcy jest osłabiony, bo odrzuca stare ciało. Musiała to wykorzystać. Jednak dobrze wiedziała, że najpierw musi pozbyć się Kabuto.
„Na pewno będzie bronił swojego mistrza" – szybko skręciła w korytarz prowadzący do Sali operacyjnej w której najczęściej przesiadywał. Nie myliła się, siedział tu jak gdyby nigdy nic. Ujrzawszy, że weszła uśmiechnął się, ale nie zdążył nic powiedzieć. Szybko uniknął shurikenów lecących w jego stronę.
- Oszalałaś? Co ty wyprawiasz!?
- Ty gnido.. jeszcze pytasz! To ty doprowadziłeś Takumiego do takiego stanu! – krzyczała atakując go jednocześnie.
- Nic mu nie zrobiłem – odpierał ataki jak mógł najlepiej, jednak wiedział, że nie ma z nią najmniejszych szans. Nie tylko była świetnym shinobi ale i Uchihą. Jej oczy wrzały czerwienią...
- Łżesz... tylko ty zajmujesz się tu torturami i przesłuchiwaniem więźniów!
- Nie tym razem, nim zajmował się sam czcigodny Orochimaru – wydukał, ledwo oddychając. Walka z nią na tak małej powierzchni przesądzała jego los z góry.
- W takim razie zabije najpierw ciebie, a potem dołączy do ciebie twój sensei – na te słowa zamknął oczy, a ona chciała wykonać ostateczny cios. Nie miała litości dla takich jak on. Nagle ktoś złapał ją za rękę uniemożliwiając zabicie Kabuto. Odwróciła głowę w stronę sprawcy, z jeszcze większą furią. Stał przy niej Sasuke.
- Nie mów, że będziesz go bronił – zakpiła ze złością.
- Idź do więźnia... - odparł spokojnie
- wiesz, że to nic nie da, najpierw muszę za..
- Już to zrobiłem. Orochimaru nie żyje – Na te słowa o mało nie wypuściła broni z ręki. Nie była w stanie nawet nic powiedzieć. Zrobił to dla niej?
- Idź już, teraz zajmę się Kabuto- spojrzał w jej oczy, był śmiertelnie poważny. Następnie aktywował chidori... wiedziała co za moment nastąpi... szybko pobiegła po swojego przyjaciela, biorąc małą skrzynkę znajdującą się przy drzwiach. Nie była w stanie myśleć, ani zrozumieć co tak naprawdę się stało. Najważniejsze teraz było uwolnienie brązowowłosego chłopaka, który na nią czekał.
- Już po wszystkim- powiedziała rozwalając kraty, które już nie były dla niej żadną przeszkodą – jestem przy tobie – objęła szyję chłopaka. Poczuła jak jego ramiona oplotły ją w pasie.
- Dziękuję – powiedział cicho. Próbował wstać, ale nawet najmniejszy ruch sprawiał mu trudności i ból.
- W takim stanie nie ma mowy o jakimkolwiek powrocie. Najpierw musisz zregenerować siły... Zaprowadzę Cię do jednej z komnat – powiedziała pewnym głosem.
- Musimy uciekać, gdy ten wąż się dowie...
- Orochimaru nie żyje, a Kabuto zaraz do niego dołączy – odrzekła biorąc chłopaka pod ramię, pomagając mu wstać.
- O czym ty mówisz...zabiłaś go...? – Takumi nie mógł uwierzyć własnym uszom
- Nie Ja.... Sasuke... to on pomógł mi Cię uwolnić – mówiła prowadząc go ciemnym korytarzem.
- Nie wierzę... ten zdrajca?? – gdy jednak nie skomentowała jego słów, przyjrzał się jej uważniej. – Coś zaszło między wami...? Rumieniec jaki pojawił się na jej policzku był dla niego odpowiedzią.
- Porozmawiamy, gdy dojdziesz do siebie. – Ułożyła go na łóżku w pustym pokoju. W kryjówce było ich wiele na wypadek, gdyby liczba popleczników i sług sanina nagle wzrosła. Otworzyła skrzynkę, którą zabrała z pokoju Kabuto. Były w niej wszystkie potrzebne rzeczy by udzielić pierwszej pomocy. Zaczęła przemywać jego rany.
- Nawet wykombinowałaś apteczkę? – popatrzył na nią z szerokim uśmiechem, który tak kochała.
- Dla Ciebie wszystko – odparła również się uśmiechając.
- Nie wrócisz ze mną do wioski, prawda? – patrzył na nią uważnie, a ton sugerował, że już wszytsko rozumie.
- To zbyt skomplikowane – owinęła bandażem jego ramie – jeszcze nie teraz
- pomogę ci tylko mi na to pozwól – rzekł niemal błagalnie
- Wystarczająco mi pomogłeś... sprawiłeś, że stałam się silna i przetrwałam te wszystkie lata udając. Teraz natomiast muszę zostawić za sobą przeszłość, ale mam do zrobienia jeszcze parę spraw.
- Szukasz siostry?- zapytał
- Widzę, że V bardzo dobrze was poinformowała o wszystkich szczegółach mego życia.
- Nie miała wyboru. To zbyt poważna sprawa, by cokolwiek ukrywać. Natomiast sssss....- syknął z bólu, gdy w największą z ran na brzuchu wbiła igłę .
- To antybiotyk. Postaraj się odpocząć. Obiecuję, że jeszcze porozmawiamy, gdy będziesz w pełni sił. Wszystkie rany masz opatrzone, lek nasenny zaraz zacznie działać, a potem przyniosę Ci coś do zjedzenia – pocałowała go delikatnie w policzek
- Tak się cieszę, że przy mnie jesteś – powiedział po czym zasnął. Patrzyła jak oddech jej przyjaciela wreszcie się uspokaja. Wyszła po cichu z pokoju gasząc światło. Teraz musi sprawdzić co z Sasuke...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro