Rozdział 11 Rozterki
Wyszła z domu nie patrząc na ulewę. Nie bała się burzy, ani grzmotów. Jej naturalnym żywiołem był ogień i błyskawica. Maszerowała przed siebie, połykając gorzkie łzy. „Idiotka... Niczym nie różnisz się od głupiej Sakury"- była dla siebie surowym sędzią. Zatrzymała się na równinnej, pustej polanie. To tu kończyły się granice wioski.
„ Zapomnij i weź się w garść" podpowiadał rozum, jednak serce dalej biło jak oszalałe na myśl o nim. Czyżby po tej jednej, żałosnej nocy coś do niego poczuła? To niemożliwe. Jego nie da się kochać. Charakteryzowały go brak uczuć, siła i bezwzględność. A jednak to sprawiało, że był taki pociągający.
- Oszalałam...- powiedziała sama do siebie...
- Długo zamierzasz tak stać i moknąć? – Znalazł ją dosyć szybko. Odwróciła się w jego stronę. Patrzyli na siebie wyzywająco.
– Jak na takiego Shinobi jesteś dosyć lekkomyślna - próbował przekrzyczeć burzę. Ona natomiast stała w bezruchu obserwując jak zmierza w jej kierunku.
- Masz rację – odpowiedziała, gdy zbliżył się na tyle, żeby mógł ją usłyszeć – wczoraj dałam tego dowód. Jednak pomimo tej wady, szybko naprawiam swoje błędy – po tym zdaniu aktywowała sharingana szykując się do walki. Dalej nie była na tym poziomie co on, ale potrafiła już sprawnie wykorzystywać nowe umiejętności. Zdziwiła go jej reakcja.
-Nie zamierzam z tobą walczyć
- A ja nie zamierzam być niczyją zabawką. Zakpiłeś ze mnie, traktując jak podrzędną panienkę, która zatańczy jak jej zagrasz. Jak na takiego shinobi nie doceniasz przeciwnika Sasuke- powiedziała z pogardą.
- Uspokój się i porozmawiajmy w normalnych warunkach – burza stawała się coraz mocniejsza.
- Nie będzie więcej rozmów. Nie jesteś mi do niczego potrzebny. Od dzisiaj działam sama.
- Nie zupełnie. Potrzebujemy siebie nawzajem – odparł poważnie -To ja mam wszystkie dane o twojej siostrze.
- Kłamiesz... jesteś pieprzonym kłamcą!!
- Jest z Itachim, a miejsce ich pobytu jest znane tylko mnie. Ty chcesz ją odnaleźć, a ja zabić brata. Jednak osobno nie osiągniemy ani jednego ani drugiego. Gdy wreszcie ochłoniesz, opowiem Ci wszystko co wiem. Odwrócił się na pięcie, zostawiając ją w otoczeniu szalejącego żywiołu.
.........................................................
Wróciła. Co miała zrobić. Coś na czym najbardziej jej zależy ciągle jest nieuchwytne. Musi się czegoś dowiedzieć, a jeśli to co mówi Sasuke jest prawdą, sprawy się komplikują. Szła do salonu, a spływające z niej kropelki wody tworzyły za nią coś w rodzaju ścieżki. Nie zwracała teraz na to najmniejszej uwagi, ani na to że kanapa na której usiadła robi się coraz bardziej mokra i wzbogaca o liczne ciemne plamy.
- Trzymaj- na jej głowie wylądował duży, miękki ręcznik. Wzięła go automatycznie i zaczęła osuszać nim mokre włosy. Gdy usiadł ponownie w fotelu zauważyła, że zdążył się przebrać i napalić w kominku. Dzięki temu nie trzęsła się jak osika na wietrze. Oczy piekły ją od płaczu, lecz tylko one mówiły co tak naprawdę czuje, twarz nie zdradzała żadnych emocji. Siedziała jak posąg wpatrując się w tańczące płomienie.
- Z tego co wiem Yumi od wielu lat podróżuje z Itachim... Nie dołączyła do Akatsuki i stara się zachować anonimowość - zaczął Sasuke – to dlatego jest tak mało informacji na jej temat.
- Powiedz w takim razie gdzie są – miała ostry jak brzytwa ton.
- Nie mogę – odparł
-...? – mina Dekashi zdradzała zniecierpliwienie
- Bo będziesz działała na własną rękę...
„i mnie zostawisz „ – dodał w myślach, jednak nie był w stanie powiedzieć tego na głos
- I co w tym złego? – podniosła pytająco brew
- Współpracując więcej zdziałamy - odrzekł
- Jak zamierzasz współpracować ze mną skoro lada moment twoje ciało ma przejąć Orochimaru ?
- Dobrze wiesz, że to nie nastąpi. Wcześniej go zabije.
- Jak zwykle pewny siebie – zironizowała
-Dziwisz się?? – chytry uśmiech zagościł na jego twarzy. Dobrze wiedziała co sugeruje.
- Powiedz tak naprawdę do czego potrzebna jestem Ci ja...- irytowało ją jego spojrzenie.
- Mój brat wymordował cały klan, jest więc na zupełnie innym poziomie niż ktokolwiek. Twoja siostra zapewne także może się pochwalić wyjątkowymi umiejętnościami. Jeśli połączymy nasze siły...
- Pomijasz jeden istotny aspekt... twoja więź z bratem to jedna wielka nienawiść, mnie Yumi kochała i nigdy nie chciała skrzywdzić. – argumentowała
- Skąd wiesz, że dalej tak jest. Od wielu lat jest partnerką Itachiego. Nie wiesz jak bardzo się zmieniła.
- Nie wierzę w to... - jednak ziarno wątpliwości już zostało zasiane. Co tak naprawdę wiedziała o swojej siostrze... jaka jest teraz?
- Lepiej być przezornym – odparł – dlatego chcę byś dalej szkoliła swoje umiejętności.
- Zgoda. Ale gdy już ich znajdziemy, nasze drogi rozejdą się na zawsze.
.........................................
Odczekali jeszcze jeden dzień nim wyruszyli w drogę powrotną. Pogoda znacznie by utrudniła podróż, a czasu mieli pod dostatkiem. Wymeldowując się, musieli obiecać Fumi, że jeszcze kiedyś ich odwiedzą inaczej płakałaby i biadoliła nieprzerwanie odprowadzając ich do bram wioski. Kaito uściskał ją przyjaźnie na pożegnanie zapewniając, że od teraz zawsze znajdzie się dla nich miejsce w karczmie. Idąc nie rozmawiali ze sobą, dopiero nocą gdy szykowali nocleg, Sasuke zaproponował rozpalenie ognia.
- Już nie musimy być ostrożni? – spytała od niechcenia
- Misja wykonana, nie musimy już udawać kim jesteśmy... przyniosę drewna – wstał i zniknął w ciemnościach. Tak naprawdę robił to dla niej. Wiedział, że jest wrażliwa na zimno, a nie chciał jej ponownie rozdrażniać śpiąc zbyt blisko. Nie mógł jednak otwarcie tego przyznać, to nie w jego stylu. Gdy wrócił już spała. Rozpalił ognisko i usiadł obok, przypatrując się jej w blasku płomieni. Uśmiechnął się na widok znikających, aczkolwiek jeszcze widocznych śladów na jej szyi jakie pozostawił. Nie była zabawką, ani jedynym rozwiązaniem na odbudowanie klanu. Była dla niego zdecydowanie kimś więcej. Czuł potrzebę przebywania z nią, rozmawiania. Gdy jakiś mężczyzna na nią spoglądał, wpadał w szał. Najchętniej nie wypuszczałby jej ze swoich ramion, delektując się jej ciałem. Nie wiedział tylko jak do końca z nią postępować, ani że to co czuł, zwyczajni ludzie nazywają miłością....
........................................
Mijały kolejne tygodnie pobytu w tym znienawidzonym przez nią miejscu. Wszędzie panował mrok i wilgoć, a w nocy słychać było krzyki maltretowanych przez Kabuto ofiar. Nie ingerowała w jego eksperymenty, ponieważ ich obiektami byli ostatnio sami złoczyńcy, którzy przeszkadzali w działaniach Wyklętego Sanina. Skupiła się całkowicie na samodoskonaleniu. Trenowała pilnie dzień w dzień, by być gotowa na spotkanie z siostrą. Starała się też być powściągliwa wobec Sasuke, który stał się jeszcze bardziej wymagającym nauczycielem. Ta cała otoczka sprawiała, że coraz częściej tęskniła za Konohą, a właściwie za zaprzyjaźnionym z nią rodzeństwem. Tęskniła za docinkami Maki i radosnym humorem jej brata... Po całym dniu udała się do swojego pokoju. Wchodząc zauważyła, że już ktoś na nią czeka.
- Mówiłam Ci, że masz nie wchodzić do mojego pokoju – powiedziała spokojnie
- A ja mówiłem byś przeniosła się do mojego – zamruczał jej do ucha.
- Odejdź Sasuke – odparła z naciskiem i bardziej stanowczo. Odkąd wrócili, często ją niepokoił. Starał się być blisko, całować i zapewne oczekiwał czegoś więcej. Było jej ciężko uciekać przed jego pieszczotami, których pragnęła z całego serca, jednak chciała go ukarać... Pokazać, że wcale mu na nim nie zależy.
- Nie możesz ciągle przede mną uciekać... - powiedział lekko zirytowany
- A jednak ... - mruknęła, układając rzeczy w szafie.
- Kochasz go...? Mimo że nie ma przed wami przyszłość? – zapytał, powoli wpadając w furię
- O czym ty mówisz? – zaprzestała swojej czynności odwracając się w jego stronę, posłała mu zdezorientowane spojrzenie.
- Nie udawaj niewiniątka. Do cholery, Dekashi! Dobrze wiem, że byłaś związana z Nejim. Że cię dotykał, całował... - słowa te grzęzły mu w gardle. Tylko on miał do niej wyłączne prawo.
- Nie wiem skąd masz takie informację, ale jeśli z tego samego źródła czerpiesz te, które mnie interesują to już dziś się stąd wynoszę. A po drugie nie jestem twoją własnością... - o dziwo odpowiedziała spokojnie. To właśnie ten spokój zbił go z tropu. Patrzył na nią dłuższą chwile. Nie wiedział zupełnie co na to odpowiedzieć. Uderzył tylko pięścią w ścianę i wyszedł bez słowa.
............................................................................
Szedł zaciskając pięści. Chciał jak najszybciej wyjść, by czasami nie zauważyła szczęścia na jego twarzy. „A więc nic dla niej nie znaczy ten białooki kretyn" – myślał uśmiechając się. Przechodząc obok licznych cel więziennych, minął Kabuto. Był z nim ktoś jeszcze. Ledwo żywy, posiniaczony, ale jego mina świadczyła o tym, że się nie poddał.
- Kolejny okaz do badań? Nie za dużo w tym tygodniu? – zagadnął sarkastycznie Sasuke. Był mu obojętny los ludzi, którzy trafiali w ręce Kabuto, jednak miał wstręt do jego umiejętności.
- Nie tym razem. Ten walczył z samym Orochimaru, jeszcze może się przydać.
- Sasuke Uchiha... nic się nie zmieniłeś, gęba dalej śliczna jak u laleczki – więzień patrzył na niego zaczepnie.
- Nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek się spotkali- zgromił go wzrokiem
- To shinobi z Konoha. Węszył za nami już od dłuższego czasu.
- W takim razie udanej zabawy, Kabuto – mijając ich, zerknął jeszcze raz na brązowowłosego ninja. „Zapewne jutro będzie martwy" – pomyślał, zupełne bez jakichkolwiek emocji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro