Rozdział 1. Maska
Dzień zaczął zbliżać się ku końcowi, lubiła te letnie długie wieczory. Czuła jakby wszystkie problemy odchodziły z lekkim, ciepłym wiatrem. Szła w stronę domu znajdującego się na wzgórzu poza centrum.
W oddali zobaczyła Naruto, Sakure i Hinate w Irakuramen. Uśmiechnęła się mimowolnie - chyba cała Konoha wiedziała o upodobaniach żywieniowych Naruto. Miała moment zawahania - a może wejść i zjeść z nimi? Tyle razy ja zapraszali... górę jednak wzięła jej ukryta osobowość. Od zawsze musiała radzić sobie sama. Przyzwyczaiła się do swojej samotności. Mimo iż powierzchownie wyglądała na towarzyską często męczyły ja te rozmowy "o niczym ". A na ciężkie tematy nikt normalny nie chce przecież rozmawiać... no właśnie - normalny. Ona zdecydowanie nie należała do tej grupy. Pogrążona w myślach nawet nie zauważyła, gdy na jej drodze stanął Neji, prawie na niego wpadając.
- Ostrożnie! - Zawołał przytrzymując ją aby nie upadła. - Jak na kogoś z oddziału ANBU jesteś dosyć niezdarna- mówiąc to uśmiechnął się szeroko.
- Tego jednego nie są w stanie u mnie zmienić - odwzajemniła uśmiech. Neji był jej najlepszym kompanem do treningów z poza oddziału - znał więc jej wszystkie słabe strony.
- Dziwne, że widzę cię o tej porze, ostatnio nie mogłem się już połapać czy wracasz czy może wyruszasz na kolejną misję.
- Powiedzmy, że przez najbliższy czas będziemy się spotkać częściej. Mam miesiąc urlopu. - Zacisnęła pięści mówiąc to - I właśnie dlatego szłam do domu.- starała się by jej ton nie zdradzał podenerwowania, ale przed nim trudno było ukryć jej emocje.
- Widzę, że nie za bardzo się z tego cieszysz. Chodź, odprowadzę cię. - Po czym ruszyli dalej brukowana ścieżką. Jego oczy obserwowały każdy jej ruch, gest. Dla niego była zjawiskowa, taka inna, jakby nie z tego świata. Czasem nawet myślał, że zupełnie nie pasuje do wioski. Ten jej delikatny chłód, tajemniczość a mimo tego zawsze towarzyszący jej uśmiech sprawiał, że była pełna sprzeczności i go pociągała. Wiedział, że nie tylko on ją tak postrzega. Gdy przechodziła niemal każdy mężczyzna chciał chociaż ukradkiem na nią spojrzeć. Ona natomiast zachowywała się tak jakby zupełnie tego nie dostrzegała.
- Słuchaj - zaczął niepewnie - za dwa tygodnie organizowany jest bal dla jouninow. Może poszłabyś ze mną?
Pytanie ja trochę zaskoczyło. Nie umiała odnaleźć się w takich sytuacjach, gdy mężczyźni ofiarowywali jej spotkania, randki czy zapraszali na kawę.
- Skoro to bal dla jouninow to przecież oczywiste jest że też tam będę - odparła jakby w ogóle nie widziała problemu i nie zauważyła pytania. Neji imponował jej, był przystojny, troskliwy. Jednak wiedziała że ten związek nie ma szans... już w dzieciństwie została przeklęta i nic tego nie zmieni... jej przeznaczenie pisane było zupełnie inaczej. Niezgodne z jej wolą. Dlatego wolała trzymać się od spraw damsko-męskich z daleka.
- W takim razie będę niecierpliwie cię wyczekiwał - wolał nie drążyć tematu zwłaszcza że ciągle była czymś poddenerwowana. - Dotarliśmy, daj znać jeśli będziesz miała ochotę potrenować.
- Pewnie - odpowiedziała nie patrząc mu w oczy. Czuła jak jego wzrok ją prześwietla. - Do zobaczenia i dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - Po czym Weszła do domu.
W progu już czekała Misaki. Staruszka patrząc na nią podniosła brew.
- Nie musisz być taka oschła dla tego chłopaka. Nic dziwnego, że się tu kręci. Jesteś całkiem ładna, tylko za chuda. Chodź, zrobiłam kolacje.
Taaa.... od razu było czuć, że jest się w domu... Misaki opiekowała się nią od dziecka. Była to poczciwa, aczkolwiek upierdliwa staruszka. Dekashi jednak kochała ją niezmiernie i traktowała jak własną babcie. Tylko przy niej nie musiała udawać - mogła być sobą. Na stole stał bakłażan z warzywami, ryż i tofu. Misaki zawsze starała się by posiłek był jak najbardziej treściwy. Usiadła po czym zaczęła jeść.
- Słyszałam że w najbliższym czasie trochę odetchniesz.
- Widzę że wieści o moim przymusowym urlopie dotarły już i do ciebie - powiedziała posępnie.
- Kakashi tu był. Piąta chce mieć cię na oku. To dla twojego dobra.
- Pff - prychnęła - Izolowanie mnie od świata i trzymanie jak zwierzę w klatce nie wyjdzie mi na dobre. Dodatkowo te treningi. Nie są mi potrzebne. To ja szkole od 2 lat nowych rekrutów. Tsunade chyba się coś pomyliło.
- Jak zwykle widzisz same negatywy - Misaki była niezmiernie opanowania - Tsunade chce byś potrenowała techniki wzrokowe... od bardzo dawna ich nie używałaś. A kto wie, może będą ci potrzebne.
Na te słowa łyżka o mało nie wypadła jej z rąk. Czyżby miała pozwolenie na aktywowane sharingana? Jeżeli to prawda to Kakashi będzie jedyną osoba która może jej w tym pomóc. Przez to że ukrywa swoją tożsamość nie używa go wcale. Na misjach także. To dzięki temu stała się taka silna. Nie mogła nawet polegać na swoich genach i korzyściach z tym związanych. Niczym zwykły wojownik musiała nauczyć się przewidywać ruchy przeciwnika, wyczuwać jego czakre. Z sharinganem nie było to nic trudnego. Po raz ostatni używała go gdy miała 10 lat... i to zupełnie przez przypadek. Pamięta jak dziś tamten moment. Na szczęście ten kto to widział już dawno nie żył. Zabiła go. Teraz mając 17 lat ma na nowo nauczyć się z niego korzystać. Myśli które kłębiły się w jej głowie sprawiły, że poczuła zmęczenie.
- Misaki, jestem zmęczona. Położę się dziś wcześniej. Po czym wstała i poszła do swojego pokoju.
Staruszka popatrzyła na zamknięte już drzwi. Było jej żal tego kruchego stworzenia, które za wszelką cenę chciało pokazać jak bardzo jest silne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro