Rozdział 5 cz II Bal
............................................................
Wchodząc do mocno oświetlonego korytarza, przejrzała się w lustrze. Jej twarz już nie zdradzała rozczulonych uczuć i łez, które po wyjściu z domu jeszcze towarzyszyły jej w drodze tutaj. Akceptując swój wygląd, skierowała się w stronę pomieszczenia z którego dochodził dźwięk muzyki. Sala bankietowa była ogromna. Wszędzie dostrzec było można balony, kwiaty i inne dekoracje. Grała już głośna muzyka – Maki faktycznie ładnie śpiewa – pomyślała, widząc jej drobną posturę na scenie. Miała na sobie zieloną, tiulową sukienkę. Wyglądała niczym księżniczka z bajki.
- DEEEEKKAAASHIIIII- ktoś ją wołał. Uśmiechnęła się widząc, że to Naruto. Tylko on był w stanie przekrzyczeć muzykę. Podbiegł do niej radośnie.
- A co ty, przyszłaś sama? Nikt Cię nie zaprosił? Dziwne. Ale Nie szkodzi! Usiądziesz ze mną i Hinatą- Nim zdążyła odpowiedzieć na którekolwiek z tych pytań, ten pociągnął ją za rekę w stronę stolika przy którym siedziała Hinata.
- Witaj - wydukała uśmiechając się do niej- pięknie wyglądasz.
-Nie tak pięknie jak ty, myślę że Naruto jest oczarowany – Odpowiedziała jej do ucha Dekashi. Ta na te słowa od razu się zaczerwieniła patrząc na blondyna, który znosił im najlepsze smakołyki i kazał wszystkiego próbować.
- Szkoda, że nie ma ramenu... Ten Ten powiedziała, że ma już dosyć tej zupy i zmieniła menu- powiedział lekko zasmucony.
- Naruto idź sobie gdzie indziej, przez chwilę będzie to babski stolik – Sakura zbliżała się w ich stronę, krzycząc do kolegi z drużyny. Wobec niego często bywała grubiańska.
- Aaleee, Sakurcia ja wam nie będę przeszkadzał. – Powiedział błagalnie.
- Nie będziesz, bo sobie pójdziesz – jak spod ziemi wyrosła za nim Ino. Zrezygnowany poszedł w kierunku stojącego przy ścianie Kiby.
- Jak ci smakuje jedzenie? – Ten Ten przysiadła się do niej niczym burza.
- Wygląda świetnie, chociaż jeszcze niczego nie spróbowałam. Dopiero przyszłam – popatrzyła przepraszająco na koleżankę. Nie zrażona Ten Ten kontynuowała-
-Polecam Ci wołowinę w sezamie i kalmary. Palce liz...Choji!!!! Nie wyjadaj zupy z wazy, od tego są talerze!!! – popędziła w kierunku grubaska by ratować resztę jedzenia przed pochłonięciem. Na ten widok wszystkie zaczęły się śmiać.
- No to opowiadaj – zagadnęła Ino, gdy zauważalne było opanowanie sytuacji przez Ten Ten.
- Opowiadaj ale co? – spytala zdezorientowana
- No czemu wyglądając tak bosko przyszłaś sama. Nie wierzę, że nikt Cię nie zaprosił.
- Nie potrzebne mi towarzystwo, mam przecież was – odbiła piłeczkę z uśmiechem do blondynki.
- Jak tak dalej pójdzie będziesz sama do końca życia. Nawet Sakura przyszła z Kibą.
- Co na to Lee? – spytała Sakurę Hinata. Jednak patrząc po minie koleżanki, stwierdziła że lepiej nie kontynuować tematu. - Maki ślicznie śpiewa – Szybko dodała białooka.
- Bardzo, kto by pomyślał, że w tak drobnym ciele drzemie taki mocny głos – Ten Ten już do nich wróciła.
Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Podniosła wzrok. Przed nią stał wysoki mężczyzna w czarnym smokingu. Mimo eleganckiego stroju widać było jego wyrzeźbione ciało, mięśnie.
- Czy zechcesz ze mną zatańczyć? - Spytał. Wzrok jej koleżanek mówił sam za siebie. Wszystkie były oczarowane jego wyglądem. Uświadomiła sobie, że ktoś ją zachęcająco szturcha... Ino.
- Dawno nie tańczyłam- zaczęła, gdy Ten Ten ją „wsparła"
- Idz śmiało Dekashi, Neji jest naprawdę znakomitym tancerzem – wręcz popchnęła ją w jego ramiona.
- Czy znakomitym to nie wiem, ale dosyć dobrym- uśmiechał się, a jego szare oczy wędrowały po całej jej sylwetce. – Odkąd weszłaś nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku, pięknie wyglądasz w czerwieni- powiedział, gdy tańczyli na środku parkietu.
- Ino pomogła mi wybrać sukienkę. Podobno pasuje do białych włosów – odpowiedziała najswobodniej jak umiała, starając się zatrzeć intymność tej chwili. Jak na złość kapela zaczęła grać same powolne utwory...czuła że Maki maczała w tym palce. Miała wrażenie, że wszyscy na nich patrzą. Dodatkowo Neji nie chciał jej puścić po jednym tańcu, argumentując, że musi mieć jakąś nagrodę za przegrane pojedynki jakie stoczyli. Był opanowany, swobodny. Czuła się przy nim zawsze skrępowana. Mimo że mieli dużo wspólnych tematów do rozmów i spostrzeżeń, peszył ją jego wzrok.
- Może chcesz się napić szampana w ogrodzie? Zrobiło się tu dość duszno- rzekł. Oj tak...zdecydowanie musi się przewietrzyć. Nogi zaczęła mieć jak z waty. Nie mogła nawet sklecić przy nim porządnego zdania.
- Dobrze. – Powiedziała – poczekam na zewnątrz.
Wychodząc poczuła ulgę. Westchnęła głęboko... musi się opanować. Jak to możliwe, że jest ktoś kto potrafi tak na nią działać. Podobał się jej... Nie tylko jego powierzchowność i zdolności, ale charakter. Męski, a zarazem czuły. Odganiała jednak zawsze te myśli najszybciej jak się dało...Nie było to łatwe, bo ciągle się wokół niej kręcił.
- Już jestem, wybacz że musiałaś czekać. Przejdźmy się alejkami- zaproponował.
No tak... dodajmy jeszcze jego szarmanckość, pomyślała. Księżyc już dawno widniał na niebie. Coraz bardziej w oddali było słychać dźwięki muzyki. Rozmawiali... O wszystkim. Nie było tematu na jaki nie mogliby porozmawiać. Często rozumieli się też bez słów. Ta umiejętność była niezwykle przydatna na misjach. Usiedli na kamiennej ławce, znajdującej się w samym sercu ogrodu. Upiła kolejny łyk szampana, patrząc w srebrzystą kulę na niebie. Nim się zorientowała, że jej zimno zarzucił na nią swoją marynarkę.
- Uważaj żebyś się nie przeziębiła – rzekł przypatrując się jej oczom, w których odbijał się księżyc. Była taka piękna. Bawiło go, że na co dzień wykwalifikowany zabójca w kontaktach z innymi była niezwykle delikatna i czuła się zagubiona. Od dawna ją kochał. To dlatego wynajdywał preteksty by być blisko niej... a to trening, szkolenia rekrutów, misje do których często zgłaszał się na ochotnika. Ona wydawała się jednak nie być tego świadoma. Traktowała go jak kompana, nic więcej.
- A co z tobą? – usłyszał jej dźwięczny głos- Teraz to ty się przeziębisz i kto będzie mi towarzyszył na ćwiczeniach? – Dodała żartując.
- Nic mi nie będzie – przysunął się do niej lekko, patrząc w oczy. -Jest zdecydowanie za blisko- pomyślała nieznacznie się odsuwając. Nagle poczuła jak łapię ją w talii i pewnym ruchem przyciąga do siebie. Już miała coś zrobić gdy poczuła na swoich ustach jego pocałunek. Nie była w stanie się poruszyć, świat wirował... Nie czuła się urażona czy dotknięta. W głębi siebie chciała tego... nieśmiało oddała pocałunek. Był taki czuły... muskał jej wargi tak jakby miała zaraz się pokruszyć i rozlecieć. Nie... musi przestać... to i tak nie ma sensu...
- Proszę przestań- powiedziała odchylając się i próbując uwolnić z jego silnych ramion, które teraz ją szczelnie oplatały.
- wybacz, nie mogłem się powstrzymać. Ja...- Nie dokończył, bo weszła mu w słowo.
- Zapomnijmy o tym Neji. Tak będzie lepiej.
- Jak możesz tak mówić... to najpiękniejsza chwila w moim życiu. Jeśli to dla Ciebie za szybko to poczekam, aż będziesz gotowa.
- To nie ma sensu, uwierz mi. Nie możemy być razem – powiedziała zaciskając wargi na których czuła jeszcze jego smak.
- Ale dlaczego? Jest ktoś inny? – dopytywał.
Jak miała mu wyjaśnić swoje beznadziejne położenie? Nie mogła. Wiązało się to ze zdradzeniem swojego pochodzenia. Jak by nawet na to wszystko zareagował? Ona sama gdy pojęła wszystko i zrozumiała znaczenie „rytułału" jakiemu ją poddano, nie mogła dojść do siebie. Nie dziwiła się, że Misaki nie chciała jej o tym powiedzieć. Zmusiła ją jednak do tego pewnego zimowego dnia. Była tak nachalna, że staruszka nie miała już siły jej się sprzeciwiać.
- „Rytuał" moje dziecko miał na celu związać Cię na zawsze z Sasuke. Czakra którą przeszyła twoje ciało tamta kobieta miała zagwarantować, że urodzisz dziecko tylko i wyłącznie Sasuke. Miało to zapewnić wam silnego potomka. Nawet jeśli będziesz chciała być z kimś innym, ciążyć będzie na tobie bezpłodność. Nie wiem dokładnie jak to działa, bo były to tajniki waszego klanu. Jednak z tego co wiem, tego nie można cofnąć. Dlatego rytuał miał wielu przeciwników... dawał jednak gwarancję, że co jakiś czas w klanie urodzi się ktoś wyjątkowy. Powinność wobec klanu dla wielu kobiet była silniejsza niż miłość. Ale z tobą nie musi tak być...brak dzieci to żadna tragedia. Spójrz na mnie. Mimo że nie mam własnych, wychowuję tak wspaniałą młoda kobietę jak ty... mówiąc to wszystko tuliła ją do siebie i ocierała jej łzy. Obiecaj, że będziesz zawsze kierować się sercem. Życie bez miłości jest gorsze niż śmierć. Pamiętaj...
Pamięta te słowa jakby to było wczoraj... Kieruj się miłością... ale jak można się nią kierować jeśli drugą stronę skazuje się na brak potomka, który dla każdego klanu jest tak istotny...Zresztą... Neji się jej podobał...ale czym w zasadzie jest miłość? Ona jej nie czuła w stosunku do niego. Nie była przekonana czy kiedykolwiek ją poczuje do kogokolwiek.
- Nie Neji, nie o to chodzi... jest mi dobrze tak jak jest. Nie niszczmy naszych relacji – mówiła pojednawczo, starając się go nie zranić.
- Jesteś wystraszona. Rozumiem. Nie poddam się jednak i będę czekał... Za bardzo mi na tobie zależy.
- Musze już wracać, Misaki dzisiaj źle się czuła. Może czegoś potrzebować. - Zostawiła go siedzącego na ławce, odkładając przy tym jego marynarkę.
Szła w kierunku świateł, mając plątaninę myśli w głowie. Zatrzymała się, czując że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Wspomnienie pocałunku było tak świeże... jego ciepło, dotyk. - Dekashi!!! Opanuj się, mówiła w myślach. Nagle usłyszała za sobą męski głos.
- No no no...a mi to nawet przytulić się nie dajesz. – To Takumi szedł w jej stronę.
Cholera, pewnie wszystko widział...Jestem przecież pod obserwacją – karciła się w duchu.
- Nie ładnie podglądać – skarciła go widząc, że kąciki jego warg podnoszą się ku górze. Patrzył na nią. Cała drżała. Zawsze marzył o takiej chwili, a tu proszę... Hyuga go ubiegł... Pocieszała go jednak myśl, że dostał kosza. Chociaż w zasadzie sam nie wiedział dlaczego.
- Nie zrobiłem tego specjalnie. Wykonywałem tylko swoje obowiązki... Nic dziwnego, że się na Ciebie rzucił. Wyglądasz oszałamiająco – swoim żartobliwym sposobem bycia chciał zamaskować ból, który czuł z tego powodu.
- Przestań ze mnie drwić, wracam do domu. Dojrzał w jej oczach łzy i rumieniec na policzkach.
- Nie drwię z Ciebie głuptasie... -Uspokajająco zwrócił się do niej.
- Skoro chcesz wracać to nie sama tylko ze mną.- Widząc, że chce zaprotestować dodał- jestem na służbie i moim obowiązkiem jest Cię obserwować. Pozwól mi wiec robić swoje. - Objął ją ramieniem i ruszyli w stronę wyjścia.
Szli dosyć długo...Buty które założyła nie pozwalały na chodzenie w tempie do którego przywykła. Dodatkowo szumiało jej w głowie od alkoholu... i pocałunku. A może od wszystkiego na raz. Nie odzywali się do siebie, za co była mu bardzo wdzięczna... nie miała ochoty już więcej o tym rozmawiać. Chciała tylko wtulić się w ramiona Misaki i wypłakać swoje żale. Tylko ona wiedziała czemu tak to przeżywa. Nikt inny tego nie zrozumie.
Weszli do domu, Takumi poszedł do salonu zapalić światło w salonie. Ona w tym czasie zdjęła swoje pantofelki chcąc podążyć za nim. Chciała podejść do Misaki, która najwidoczniej siedziała w fotelu. Zatrzymał ją jednak.
- Nie wchodź tam, popatrzył na nią smutno.
- O czym ty mówisz... musze się z nią przywitać. Wyrwała mu się, czując jak niepokój pomiędzy nimi rośnie. Podbiegła do fotela... Był już przy niej, trzymał za rękę... teraz zrozumiała czemu nie chciał by wchodziła. Spokój na twarzy jej opiekunki mówił wszystko. ..Maki nie żyła, a jej świat znów legł w gruzach....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro