Rozdział Niezależny - Kartki z Pamiętnika cz. 2.
Stałam w środku salonu starszyzny z Wioski Mgły. Źle się czułam w tym miejscu, wszędzie unosiła się woń starości i kurzu. Nos mnie swędział, ale bałam się kichnąć. Prawdę mówiąc, to byłam przerażona, zdruzgotana i ledwo stałam. Ale robię to wszystko dla bliskiej mi osoby. Robię to dla Charlotty.
Odepchnę na bok mój strach i poproszę starszyznę, żeby dali nam święty spokój. Tylko nie za bardzo wiem, jak się za to zabrać. Na pierwszy rzut oka widać, że jestem przerażona. Jak jak mam z nimi negocjować w takim stanie?! Po mojej stronie stoi fakt, że większość ludzi z wioski się mnie zwyczajnie boi. No dobrze, może jakoś uda mi się to wykorzystać...
Zagryzłam wargi i powstrzymałam łzy napływające mi do oczu. Jestem bezsilna. Co siedmioletnie dziecko może zrobić dorosłym mężczyznom? Pogrozić palcem?
Gdy mężczyźni weszli do zaciemnionego salonu, musiałam patrzeć na nich z dołu.
- Chcę z wami porozmawiać - powiedziałam najgłośniej i najpewniej jak mogłam - Zostawcie moją przyjaciółkę w spokoju.
Mężczyźni zmrużyli oczy. Jeden z nich poczerwieniał i zaczął krzyczeć.
- Jak śmiesz nam rozkazywać, paskudo?! - mężczyzna podniósł rękę.
Krzyknęłam cicho i już unosiłam ręce, którymi bym się zasłoniła. Ale inny mężczyzna z tłumu go powstrzymał.
- Głupcze! - zawołał - Mamy do czynienia z przeklętym dzieckiem! Opanuj się, jeśli ci życie miłe!
Otworzyłam szeroko oczy i zastanowiłam się nad jego słowami. Już wiem, jak to rozegrać.
- Przeklnę was i wszystkich waszych potomków, jeśli nie dostanę tego, co pragnę - powiedziałam powoli, wyraźnie.
Moje słowa zawisły w powietrzu; mężczyźni z przerażeniem popatrzyli na siebie.
- Czego żądasz, wiedźmo? - zapytał jeden z nich.
Odetchnęłam.
- Jeśli jeszcze raz skrzywdzicie moją przyjaciółkę, spadnie na was klątwa.
Rozejrzałam się.
- Kto wami przewodzi?! - podniosłam głos, żeby ich ponaglić.
Z tłumu wyłonił się jeden ninja.
- To ja - powiedział szorstko.
Wyciągnęłam do niego moją małą rączkę.
- Wasze rodziny będą bezpieczne od moich czarów, jeśli zostawicie moją przyjaciółkę w spokoju - powiedziałam.
Uścisnęliśmy ręce.
On wygląda jak straszny potwór... Jego ręka wyciągnięta w moją stronę przypomina szpony.
- Kiedyś tego pożałujesz, mała czarownico - powiedział ktoś z tłumu - Nadejdzie twój koniec... Prędzej niż myślisz.
Przełknęłam ślinę i odwróciłam się w kierunku drzwi. Nie wierzę, że się udało. Ja... oczywiście blefowałam. Nie potrafię rzucać klątw, zaklęć i tym podobnych. Poza nienaturalnie dużych pokładów czakry w moim organizmie, nie ma we mnie nic szczególnego.
Stałam już w otwartych drzwiach, kiedy jeszcze raz się odwróciłam w stronę ciemnego pomieszczenia.
- Właściwie... - zaczęłam - To dlaczego ją zaatakowaliście?
Mężczyźni zaśmiali się w taki sposób, że przeszły mi ciarki po plecach.
- Chronimy ją przed potworem. Niedługo zrozumie, jak źle zrobiła, zadając się z bestią - powiedzieli - Ktoś jej musi pomóc.
Czy... Oni jej powiedzieli, kim jestem?
Patrzyłam na nich przerażona, a ich uśmiechy coraz bardziej utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Charlotta!
Pobiegłam w stronę mojego małego domu. Jak mogłam być taka głupia, żeby teraz zostawić ją samą?! Co ja zrobiłam! Przecież już teraz ktoś może być w moim domu!
Przecież nie złamią obietnicy... Prawda? Obiecali, że ją zostawią.
Serce waliło mi coraz mocniej. Już widziałam mój dom z drewna. Im bardziej się zbliżałam, tym wyraźniej widziałam jakąś postać leżącą na ziemi.
Gdy byłam już blisko, wyraźnie widziałam rude włosy Charlotty, która leżała na ziemi, na jednym z ostatnich miejsc pokrytych śniegiem.
- Przeziębisz się - powiedziałam cicho.
Chyba się trochę uspokoiłam. Wygląda na to, że wszystko jest w porządku... Ale Charlotta nie wstawała, nie odzywała się. Czemu? Przecież widzę, że oddycha. Co...?
Podeszłam bliżej i krzyknęłam.
Charlotta leżała przytulona do Soha, jego krew powoli wsiąkała w śnieg i jej bluzkę...
Upadłam na kolana i zaczęłam szlochać. Nie mogę w to uwierzyć! Nie! NIE! Soh! Charlo... NIE! Nabrałam powietrza do płuc i krzyczałam. Wsadziłam twarz w śnieg i krzyczałam ile tylko miałam sił. To jest... Moi przyjaciele.
Nastał taki moment, że już nie miałam sił krzyczeć. Zaczęłam dławić się łzami. Palce, które zaciskałam w śniegu, pokryły się krwią. Moją? Soha? Nie wiem.
Wycieńczona, mokra ze śniegu i zmarznięta, krwawiącą dłonią lekko dotknęłam Charlotty. Zostawiłam krwawy ślad na jej jasnej koszulce... Nie będę teraz o tym myśleć. Muszę zrobić wszystko, żeby się o nią zatroszczyć. Muszę ją ocalić przed ludźmi z wioski. A Soh... Kolejne łzy popłynęły mi po policzkach. Tutaj już nic nie mogę zrobić.
- Charlotto... Pewnie ci zimno. Wejdźmy do domu - powiedziałam niepewnie.
Zacisnęłam zęby. Muszę być teraz gotowa na wszystko. Jeśli ona zechce mnie uderzyć, muszę to wytrzymać...
Charlotta powoli podniosła głowę i spojrzała na mnie... Oczami pełnymi nienawiści. Jęknęłam.
- To twoja wina - powiedziała patrząc mi w oczy.
Otworzyłam usta. Mo...moja?
- To nie ja go zabiłam! - zaczęłam się bronić - Przecież ja też go kochałam!
Charlotta wykrzywiła usta w obrzydzeniu.
- Powiedzieli mi o tobie. Wiem kim jesteś, potworze - odpowiedziała.
Serce na chwilę mi się zatrzymało. Właśnie przeżywam najgorszy koszmar, jaki mogę sobie wyobrazić. Jedyna osoba, której zaufałam, którą zaczęłam nazywać przyjaciółką... Odwraca się ode mnie. Zostawia mnie.
Nagle w mojej głowie pojawiły się obrazy. Ponownie pusty dom, bez rozmów, śmiechu... Życie, podczas którego moim jedynym towarzyszem będzie martwa cisza.
- Proszę, nie... - jęknęłam.
Schowałam twarz w małych rączkach i znowu zaczęłam płakać. Przez palce widziałam Charlottę... Z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w Soha.
Po jej policzkach również ciekły łzy. Chciałam ją przytulić... Ale teraz by mnie odepchnęła. A to prawdopodobnie zabolałoby jeszcze bardziej niż przykre słowa.
- Nie... nie rób tego - zaczęłam - Nie wierz im, proszę!
Charlotta podniosła wzrok.
- On nie żyje.
Te słowa jeszcze bardziej mnie dobiły. Nie mogłam powstrzymać łez cieknących po policzkach.
- Proszę...
Charlotta wstała ze śniegu i podniosła Soha. Patrzyłam na nią.
- Kiedyś...
-NIE! - krzyczałam - NIE ZOSTAWIAJ MNIE!
Skuliłam się i łkałam.
- Kiedyś mi za to zapłacisz - dokończyła zimnym głosem.
Podniosłam głowę. Podświadomie wyczuwałam, że to moja ostatnia szansa, żeby na nią spojrzeć. Zobaczyć, jak odchodzi.
Wstałam.
Wiatr rozwiał mi włosy. Patrzyłam, jak Charlotta i Soh odchodzą. Odchodzą z mojego życia.
Jeszcze się spotkamy. Charlotta powróci... żeby się zemścić.
~ Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my - Henryk Mann ~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro