Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Niezależny - Kartki z Pamiętnika cz. 2.

Stałam w środku salonu starszyzny z Wioski Mgły. Źle się czułam w tym miejscu, wszędzie unosiła się woń starości i kurzu. Nos mnie swędział, ale bałam się kichnąć. Prawdę mówiąc, to byłam przerażona, zdruzgotana i ledwo stałam. Ale robię to wszystko dla bliskiej mi osoby. Robię to dla Charlotty.

Odepchnę na bok mój strach i poproszę starszyznę, żeby dali nam święty spokój. Tylko nie za bardzo wiem, jak się za to zabrać. Na pierwszy rzut oka widać, że jestem przerażona. Jak jak mam z nimi negocjować w takim stanie?! Po mojej stronie stoi fakt, że większość ludzi z wioski się mnie zwyczajnie boi. No dobrze, może jakoś uda mi się to wykorzystać...

Zagryzłam wargi i powstrzymałam łzy napływające mi do oczu. Jestem bezsilna. Co siedmioletnie dziecko może zrobić dorosłym mężczyznom? Pogrozić palcem?

Gdy mężczyźni weszli do zaciemnionego salonu, musiałam patrzeć na nich z dołu.

- Chcę z wami porozmawiać - powiedziałam najgłośniej i najpewniej jak mogłam - Zostawcie moją przyjaciółkę w spokoju.

Mężczyźni zmrużyli oczy. Jeden z nich poczerwieniał i zaczął krzyczeć.

- Jak śmiesz nam rozkazywać, paskudo?! - mężczyzna podniósł rękę.

Krzyknęłam cicho i już unosiłam ręce, którymi bym się zasłoniła. Ale inny mężczyzna z tłumu go powstrzymał.

- Głupcze! - zawołał - Mamy do czynienia z przeklętym dzieckiem! Opanuj się, jeśli ci życie miłe!

Otworzyłam szeroko oczy i zastanowiłam się nad jego słowami. Już wiem, jak to rozegrać.

- Przeklnę was i wszystkich waszych potomków, jeśli nie dostanę tego, co pragnę - powiedziałam powoli, wyraźnie.

Moje słowa zawisły w powietrzu; mężczyźni z przerażeniem popatrzyli na siebie.

- Czego żądasz, wiedźmo? - zapytał jeden z nich.

Odetchnęłam.

- Jeśli jeszcze raz skrzywdzicie moją przyjaciółkę, spadnie na was klątwa.

Rozejrzałam się.

- Kto wami przewodzi?! - podniosłam głos, żeby ich ponaglić.

Z tłumu wyłonił się jeden ninja.

- To ja - powiedział szorstko.

Wyciągnęłam do niego moją małą rączkę.

- Wasze rodziny będą bezpieczne od moich czarów, jeśli zostawicie moją przyjaciółkę w spokoju - powiedziałam.

Uścisnęliśmy ręce.

On wygląda jak straszny potwór... Jego ręka wyciągnięta w moją stronę przypomina szpony.

- Kiedyś tego pożałujesz, mała czarownico - powiedział ktoś z tłumu - Nadejdzie twój koniec... Prędzej niż myślisz.

Przełknęłam ślinę i odwróciłam się w kierunku drzwi. Nie wierzę, że się udało. Ja... oczywiście blefowałam. Nie potrafię rzucać klątw, zaklęć i tym podobnych. Poza nienaturalnie dużych pokładów czakry w moim organizmie, nie ma we mnie nic szczególnego.

Stałam już w otwartych drzwiach, kiedy jeszcze raz się odwróciłam w stronę ciemnego pomieszczenia. 

- Właściwie... - zaczęłam - To dlaczego ją zaatakowaliście?

Mężczyźni zaśmiali się w taki sposób, że przeszły mi ciarki po plecach.

- Chronimy ją przed potworem. Niedługo zrozumie, jak źle zrobiła, zadając się z bestią - powiedzieli - Ktoś jej musi pomóc.

Czy... Oni jej powiedzieli, kim jestem?

Patrzyłam na nich przerażona, a ich uśmiechy coraz bardziej utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Charlotta!

Pobiegłam w stronę mojego małego domu. Jak mogłam być taka głupia, żeby teraz zostawić ją samą?! Co ja zrobiłam! Przecież już teraz ktoś może być w moim domu!

Przecież nie złamią obietnicy... Prawda? Obiecali, że ją zostawią.

Serce waliło mi coraz mocniej. Już widziałam mój dom z drewna. Im bardziej się zbliżałam, tym wyraźniej widziałam jakąś postać leżącą na ziemi.

Gdy byłam już blisko, wyraźnie widziałam rude włosy Charlotty, która leżała na ziemi, na jednym z ostatnich miejsc pokrytych śniegiem.

- Przeziębisz się - powiedziałam cicho.

Chyba się trochę uspokoiłam. Wygląda na to, że wszystko jest w porządku... Ale Charlotta nie wstawała, nie odzywała się. Czemu? Przecież widzę, że oddycha. Co...?

Podeszłam bliżej i krzyknęłam.

Charlotta leżała przytulona do Soha, jego krew powoli wsiąkała w śnieg i jej bluzkę...

Upadłam na kolana i zaczęłam szlochać. Nie mogę w to uwierzyć! Nie! NIE! Soh! Charlo... NIE! Nabrałam powietrza do płuc i krzyczałam. Wsadziłam twarz w śnieg i krzyczałam ile tylko miałam sił. To jest... Moi przyjaciele.

Nastał taki moment, że już nie miałam sił krzyczeć. Zaczęłam dławić się łzami. Palce, które zaciskałam w śniegu, pokryły się krwią. Moją? Soha? Nie wiem.

Wycieńczona, mokra ze śniegu i zmarznięta, krwawiącą dłonią lekko dotknęłam Charlotty. Zostawiłam krwawy ślad na jej jasnej koszulce... Nie będę teraz o tym myśleć. Muszę zrobić wszystko, żeby się o nią zatroszczyć. Muszę ją ocalić przed ludźmi z wioski. A Soh... Kolejne łzy popłynęły mi po policzkach. Tutaj już nic nie mogę zrobić.

- Charlotto... Pewnie ci zimno. Wejdźmy do domu - powiedziałam niepewnie.

Zacisnęłam zęby. Muszę być teraz gotowa na wszystko. Jeśli ona zechce mnie uderzyć, muszę to wytrzymać...

Charlotta powoli podniosła głowę i spojrzała na mnie... Oczami pełnymi nienawiści. Jęknęłam.

- To twoja wina - powiedziała patrząc mi w oczy.

Otworzyłam usta. Mo...moja?

- To nie ja go zabiłam! - zaczęłam się bronić - Przecież ja też go kochałam!

Charlotta wykrzywiła usta w obrzydzeniu.

- Powiedzieli mi o tobie. Wiem kim jesteś, potworze - odpowiedziała.

Serce na chwilę mi się zatrzymało. Właśnie przeżywam najgorszy koszmar, jaki mogę sobie wyobrazić. Jedyna osoba, której zaufałam, którą zaczęłam nazywać przyjaciółką... Odwraca się ode mnie. Zostawia mnie.

Nagle w mojej głowie pojawiły się obrazy. Ponownie pusty dom, bez rozmów, śmiechu... Życie, podczas którego moim jedynym towarzyszem będzie martwa cisza.

- Proszę, nie... - jęknęłam.

Schowałam twarz w małych rączkach i znowu zaczęłam płakać. Przez palce widziałam Charlottę... Z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w Soha.

Po jej policzkach również ciekły łzy. Chciałam ją przytulić... Ale teraz by mnie odepchnęła. A to prawdopodobnie zabolałoby jeszcze bardziej niż przykre słowa.

- Nie... nie rób tego - zaczęłam - Nie wierz im, proszę!

Charlotta podniosła wzrok.

- On nie żyje.

Te słowa jeszcze bardziej mnie dobiły. Nie mogłam powstrzymać łez cieknących po policzkach.

- Proszę...

Charlotta wstała ze śniegu i podniosła Soha. Patrzyłam na nią.

- Kiedyś...

-NIE! - krzyczałam - NIE ZOSTAWIAJ MNIE!

Skuliłam się i łkałam.

- Kiedyś mi za to zapłacisz - dokończyła zimnym głosem.

Podniosłam głowę. Podświadomie wyczuwałam, że to moja ostatnia szansa, żeby na nią spojrzeć. Zobaczyć, jak odchodzi.

Wstałam.

Wiatr rozwiał mi włosy. Patrzyłam, jak Charlotta i Soh odchodzą. Odchodzą z mojego życia.

Jeszcze się spotkamy. Charlotta powróci... żeby się zemścić.

 

 

~ Przy­jaźń za­war­ta w dzieciństwie to je­dyne, co nie umiera wcześniej niż my - Henryk Mann ~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro