Rozdział Czwarty
Dziś rozpoczynam trening moich prawdziwych umiejętności. Pierwszy raz odkąd jestem w Wiosce Liścia, będę musiała używać mojego ninjutsu.
W Wiosce Mgły codziennie przeprowadzałam specjalny trening, który miał na celu zużycie czary. Już jako przedszkolak nauczyłam się podstawowych technik każdego genina i nadszedł taki moment... W którym nie wiedziałam co trenować. Udoskonalać tamte techniki? Bez sensu.
Postanowiłam zająć się czymś co mnie pochłonie, dzięki czemu będę mogła zużyć niepotrzebne pokłady czakry i być silną w walce. W ten sposób ja (wtedy jeszcze nawet nie chodziłam do Akademii) zaczęłam trenować niezwykle potężne ninjutsu... To ninjutsu da mi przewagę w walce, a używając go we właściwy sposób, będę niepokonana.
Opanowałam żywioł.
To wcale nie było proste - zajęło mi około trzech lat. Tą technikę mogę udoskonalać praktycznie w nieskończoność, mając pewność, że moje umiejętności stale rosną, a pokłady czakry regularnie maleją.
Istnieje pięć żywiołów:
Ogień, który jest słabszy od wody, ale silniejszy od wiatru. Wiatr, który jest słabszy od ognia, ale silniejszy od błyskawicy. Błyskawica, która jest silniejsza od ziemi, ale słabsza od wiatru. Ziemia, która jest słabsza od pioruna, ale silniejsza od wody. Woda, która jest słabsza od ziemi, ale silniejsza od ognia.
Gdy chciałam się dowiedzieć, jaką mam naturę czakry, użyłam specjalnego papieru, wykonanego z drzewa karmionego czakrą. Byłam bardzo ciekawa co do mojej natury czakry.
Papierek na którym sprawdzałam naturę mojej czakry...
Spalił się.
Wtedy dowiedziałam się, że dane jest mi opanować ogień. Na początku byłam zdziwiona. Ogień charakteryzuję siłę, potęgę... nawet piękno. Przecież nie mam z nim nic wspólnego! - tak wtedy myślałam. Ale myliłam się. Ogień nie opisywał mnie, mojego charakteru... On pomógł mi go stworzyć. Ciężko to wytłumaczyć. Zawsze gdy skupiałam się na technikach tego żywiołu, czułam z nim wielką więź. Mój trening żywiołu rozpoczęłam od kontrolowania zapalonej świecy. Zajęło mi to jakieś dwa miesiące. Za każdym razem gdy skupiałam się na płomieniu... Czułam jego siłę, moc i piękno. Uwierzyłam, że jestem taka sama. Bo niby czemu jest mi przeznaczony właśnie ten żywioł? Zaczęłam wierzyć w siebie. Z każdą chwilą stawałam się coraz silniejsza, coraz bardziej niezależna... Gdy uwierzyłam w siebie, w swoją wewnętrzną siłę... wtedy udało mi się opanować ten żywioł. Wcześniej trenowałam z zapaloną świecą, starałam się zmienić wielkość ognia, jego kształt. Ale teraz, gdy "połączyłam" się z tym żywiołem, nauczyłam się wytwarzać ogień z niczego. Zupełnie jakby żywioł ognia mnie zaakceptował.
Ale to, że potrafiłam stworzyć ogień, nie znaczyło że potrafiłam go już kontrolować. Nie panowałam nad nim. A nauczenie się przyporządkowania płomieni według własnej woli zajęło mi siedem miesięcy.
Podsumowując, opanowanie żywiołu ognia trwało rok. Ale wcześniej mówiłam, że zajęło mi to trzy lata.
Pozostałe dwa lata poświęciłam innemu żywiołowi.
Wiatr.
Wybrałam go ze względu na to, że dzięki niemu mój żywioł ognia może stać się silniejszy. Używając wiatru i ognia razem, stałabym się potężna.
Ale ćwicząc techniki wiatru doszłam do wniosku... że nie uda mi się opanować tego żywiołu. Zupełnie jakby nie chciał ze mną współpracować. Zwykłe przecięcie kartki papieru zajęło mi pół roku. To zdecydowanie za dużo, biorąc pod uwagę pojemność moich komórek z czakrą.
Byłam załamana. Chciałam się poddać. Jedyne co mnie powstrzymało, to myśl, że dzięki tej ciężkiej pracy, żywioł ognia będzie nie do pokonania.
I udało mi się. Trwało to nieprawdopodobnie długo i było strasznie męczące. Do dziś mam wrażenie, że muszę "zmuszać" żywioł wiatru do współpracy, porównując go z ogniem, który zawsze chce ze mną współpracować.
To męczące. Dlatego, na dzisiejszy trening wybrałam żywioł ognia. Co prawda, powinnam poćwiczyć łączenie ich w całość, by stworzyć mój wymarzony "niepokonany" ogień. Ale chyba dam sobie na dziś spokój. Jestem strasznie zmęczona spotkaniem z moją nową drużyną.
Znalazłam w lesie całkiem spory kawałek otwartej przestrzeni w lesie.
Usiadłam i wykonałam kilka pieczęci, tworzących technikę ognia nad którą ostatnio pracowałam.
Ogień zapłonął przede mną, przybierając postać wielkiego smoka. Nie zależało mi na kształcie czy wielkości, pracowałam jedynie nad mocą tej techniki.
Ułożyłam ręce w kształt pieczęci "Smoka" (4 na rysunku powyżej) i skupiłam się. O ilość czakry włożoną w tą technikę nie muszę się martwić, zawsze mam jej aż za dużo. Dla przykładu, przeciętny człowiek powinien być w stanie wykonać ją jedynie raz. Ja mogę aż dziesięć. Wiąże się to z tym, że mój organizm ma zwiększoną ilość i pojemność komórek z przechowywaną czakrą.
Smok zaczął zionąć śmiercionośnym ogniem. To moja oryginalna technika. Nie mówię tu o samym smoku, którego może stworzyć każdy posiadacz technik ognia. Ale ogień, którym smok zionął jest o wiele bardziej niebezpieczny od tego z którego jest stworzony. Coś takiego wymaga ogromnej koncentracji i wyjątkowo dobrego opanowania żywiołu ognia.
Skupiłam się na dodawaniu wiatru do techniki smoka... Co było bardzo trudne. Te dwie techniki za nic nie chciały się ze sobą połączyć.
Wiatr zamiast udoskonalić technikę ognistego smoka, znów go zniszczył. Skoro wiatr jest silniejszy od ognia, w miejscu gdzie przed chwilą stał piękny smok teraz wirowała kulka powietrza.
Westchnęłam zrezygnowana. Znowu mi się nie udało. Zmęczona położyłam się na trawie. Patrzyłam się w niebo. Zawsze mnie to odprężało. Uspokoiłam się.
Potem leżąc obserwowałam polanę. Była naprawdę piękna. Będąc w Wiosce Mgły nigdy nie zwracałam uwagi na takie rzeczy jak kwiaty czy niebo... Ale teraz czuję, że zaczęłam żyć. Ale żyć tak naprawdę.
Dzisiejszy trening nie był zbyt twórczy. Powtarzałam to, czego nauczyłam się wcześniej. Nie będę już wspominała o tym, że kolejny raz połączenie moich dwóch żywiołów okazało się niewypałem. Troszkę smutna wracałam do wioski.
Będąc już prawie pod domem zobaczyłam Naruto. On chyba mnie jeszcze nie widział, więc podbiegłam do niego.
- Siemka!
Klepnęłam go w plecy i z uśmiechem patrzyłam jak podskakuje przestraszony.
- Zaskoczony? - zapytałam śmiejąc się.
Naruto zrobił naburmuszoną minę.
- Niekoniecznie. Taki ninja jak ja niczego się nie boi - odpowiedział zadufany.
Zaśmiałam się. Potem dopiero zauważyłam, że stał z kimś. Trochę zmieszana ukłoniłam się do nich.
- Miło mi was poznać. Nazywam się Naomi. Jestem przyjaciółką Naruto - powiedziałam.
Nadal nie podnosiłam głowy, aż do momentu, gdy usłyszałam dziewczęcy głos.
- Och, nie bądź taka formalna! - zażartowała - Jestem Sakura Haruno. Ten tutaj to Sasuke Uchiha, a tu jest Kakashi-sensei. Dziwię się, że zaprzyjaźniłaś się z takim głupkiem jak Naruto!
- Naruto nie jest głupkiem! - zaprzeczyłam.
Sakura dziwnie się na mnie popatrzyła.
- Och, doprawdy Naruto? - zapytała złowieszczo.
Naruto zrobił się czerwony jak burak. Chyba lubi tą dziewczynę - Sakurę.
Chłopak przedstawiony jako Sasuke uśmiechnął się.
- Tego można się spodziewać po najbardziej nieprzewidywalnym ninja - powiedział Sasuke.
O co im chodzi?
Spojrzałam na ich senseia szukając odpowiedzi. Nazywał się... Kakashi? Jenak zbył mnie spojrzeniem typu "Mnie do tego nie mieszaj".
- Hmm... Miło mi was poznać - powiedziałam.
Zaraz po tym odwróciłam się do Naruto.
- Wczoraj nieodpowiednio ci podziękowałam za prezent - nie chciałam używać słowa "pluszowego króliczka", bo było zbyt wstydliwe.
Zmieszałam się.
- A więc... Dziękuję! - wraz z ostatnimi słowami ukłoniłam się nisko.
- A... Nie ma za co, Naomi.
Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się.
- Idziecie na misję? - zapytałam.
- Tak - odpowiedziała Sakura - Idziemy do Kraju Fal, będziemy ochraniać człowieka który buduje tam most.
Most? To chyba nie będzie ciekawa misja.
- Trzeci wysłał geninów na taką misję? - zapytałam niepewna.
Sasuke się zirytował.
- To wina Naruto. Zaczął się kłócić, że chce misję wyższej kategorii.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Wow. Trzeci musi cię lubić, Naruto - uśmiechnęłam się - Już wam nie będę przeszkadzać. Miłej drogi!
Uśmiechnęli się do mnie i mi pomachali. Wydają się być całkiem mili.
Patrzyłam jak odchodzą.
Czy moja drużyna też kiedyś będzie tak zsynchronizowana?
- Naomi?
Odwróciłam się ze zmarszczonymi brwiami. Kto to może być?
Za mną stał Trzeci.
- Naomi, musimy porozmawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro