Rozdział 9 Okrucieństwo losu
Spędzili w dawnej siedzibie klanu już przeszło tydzień. Kisame nie mógł się nadziwić, jak tych dwoje potrafi tak się zmienić. Oboje emanowali szczęściem... Często starał się wychodzić, by zostawić ich sam na sam. Itachi był wdzięczny za to towarzyszowi, który zachowywał się jak przyjaciel. Mógł w pełni skupić się na kobiecie która pod sercem nosiła jego dziecko...
- Nic cię nie boli? – Spytał patrząc na jej ogromny już brzuch
- Wręcz przeciwnie... Czuje się świetnie... – Odpowiedziała uśmiechając się.
W głębi sera jednak wiedziała, że oznacza to jej śmierć. Według zapisków dla medyków, właśnie w ten sposób rozpoznawano matkę, której dziecko miało być najsilniejsze w klanie. Dobre samopoczucie i większą efektywność technik była tylko ciszą przed burzą. Nie zamierzała jednak uświadamiać ukochanego. Patrzyła na jego śmiejące się oczy, obserwowała jego czułe gesty... Cieszył się, że zostanie ojcem.
Nie chciała przerywać tej chwilowej sielanki. Doceniała każdą wspólną chwilę. Odwiedzał ją regularnie na każdej misji...kradł parę dni na to by spędzić czas z czarnowłosą pięknością. Niestety po 7 miesiącu musieli zrezygnować ze zbliżeń, bo bał się, żeby jej nie skrzywdzić mimo że Yumi zapewniała go, że nic jej nie jest. Zastanawiali się nad przyszłością ich dziecka, jakie będzie i czego je nauczą. Teraz jednak wiedziała, że nic prócz mocy nie przekaże już swojej córce... Żadnej rady czy mądrości. Wszystkiego będzie musiał nauczyć ją on...
- Itachi – powiedziała miękko – wiesz, że musimy uzgodnić parę rzeczy...
Dobrze wiedział co chce powiedzieć, ale odganiał te chwile najbardziej jak się dało...
- Jeszcze nie czas na takie rozmowy. - uciął
- Wiesz dobrze, że tak nie jest... Termin mam za tydzień...
- Tego nie wiesz skoro nawet nie dałaś się zbadać akuszerce... Nie mogłaś tak idealnie tego wyliczyć
- Nie potrzebne mi badania, bo wiem że dziecko rozwija się prawidłowo... Czuje to... Ale bez względu jak się wszystko zakończy musimy to ustalić.
- Nie ma co ustalać
- Jest... Jeśli nie uda mi się przeżyć musisz dać nasz skarb pod opiekę Misaki... Sam sobie nie poradzisz, a Dekashi jest za młoda by zająć się siostrzenicą... Jednak obiecaj, że czas który z nią spędzisz zapadnie w jej pamięci... Żeby nawet, gdy dorośnie wiedziała, że jej rodzice mimo że odeszli to bardzo ja kochali.
-Yumi – Jej słowa zasiały gorycz w jego sercu... Wiedział, że jest to bardzo prawdopodobny scenariusz...
- Obiecaj – była nieugięta
- Dobrze... Obiecuje... – Powiedział całując jej miękkie wargi.
W jego wnętrzu zamieszkał strach... patrzył na jej blade policzki, które przybierały czerwony kolor, gdy ją dotykał. Na czarne, długie włosy, które przypominały co dla niego zostawiła, spojrzenie które zmieniło się z zimnego na niezwykle delikatne, gdy dowiedzieli się, że będą rodzicami. Na kobietę, która go odmieniła. Wiedział, że życie bez niej znów może sprawić, że w jego sercu zapanuje mrok... Schował ją w swych ramionach, jakby chciał ją ochronić, a oczy które od dawna tego nie zaznały, zaszkliły się łzami.
..................................................
Kisame miał często krótki sen. Regenerował się dosyć szybko. Szedł w kierunku wyjścia, jednak coś go zaniepokoiło. W kryjówce bez problemu można było wyczuć nieziemskie pokłady czakry. Yumi, wyjaśniła mu po krótce dlaczego jej czakra „ucieka" i można ją wyczuć. Teraz ewidentnie coś było nie tak. Zawrócił i pobiegł w stronę sypialni Uchihów. Nim zdążył dobiec, drzwi pokoju otworzyły się i wybiegł z nich Itachi.
- Zostań z nią! Powrót zajmie mi kilka godzin! – nie wyjaśniając niczego więcej zniknął w czeluściach ciemnej nocy.
Kisame stał jeszcze tak przez chwile nie wiedząc co się dzieje. Zerknął w stronę otwartego już pokoju. Na łóżku wiła się postać kobiety.
Nigdy nie był w takiej sytuacji, ale widząc wyraz oczu Itachiego i słuchając jej płytkiego oddechu, wiedział że coś jest nie tak. Podszedł do dziewczyny i ujął jej dłoń... widząc, że cierpi, lekko spanikowany spytał
- Yumi, co mogę zrobić?
Dziewczyna popatrzyła wzrokiem otępiałym z bólu.
- Postaraj się, by po mojej śmierci szybko się pozbierał...
........................................
Pędził co sił, przeklinając się za swoją bezradność. Obudził go nagły, przytłaczający ciężar czakry, gromadzący się w sypialni. Odwracając się w stronę dziewczyny zobaczył jak próbuje złapać powietrze. Nie krzyczała z bólu, ale zdawał sobie sprawę, że to tylko dzięki jej silnej woli. Za wszelką cenę chciała być dzielna.
- Zaczęło się – popatrzyła przepraszająco na partnera.
- Sprowadzę Misaki – zawyrokował starając się myśląc trzeźwo. Do tej pory nie chciała o tym słyszeć, wiedząc że znikniecie zielarki z wioski ponownie wywróci życie siostry do góry nogami.
Teraz zmierzał w kierunku Konohy. Zdawał sobie sprawę, że musi zachowywać się bardzo dyskretnie, bo w wiosce są shinobi, którzy potrafią wyczuć jego czakrę, nawet gdy ją wyciszy. Dotarłszy do granic wioski, zauważył że jest w niej dość cicho. Większość mieszkańców i znaczących shinobi, mógł wyczuć we wschodniej części Konohy.
Nie miał czasu się jednak nad tym zastanawiać. W jednym momencie znalazł się przy domu w którym mieszkała Misaki. Ukrył się w gęstwinie roślinności, słysząc że ktoś wychodzi z budynku. Z oddali mignęły mu tylko biało srebrzyste włosy. Dobrze wiedział, kto jest ich właścicielką.
Jego mięśnie spięły się wiedząc, że to dla tej młodej kobiety jego ukochana poświęciła życie.
Odczekał, aż odejdzie na bezpieczną odległość i wtargnął do salonu w którym siedziała niczego nie podejrzewająca starsza kobieta.
- Musisz mi pomóc – powiedział zimno
W pierwszej chwili go nie poznała, jednak gdy świadomość już do niej dotarła wstała przerażona.
- Nie mam zamiaru pomagać mordercy własnego klanu – starała się mieć pewny siebie ton... bała się, że chce skrzywdzić jej małą Dekashi
- Chodzi o Yumi – wysyczał wiedząc, że czasu jest coraz mniej.
- YYYumi??? – wyjąkała się Misaki – To ona żyje?
- Jeszcze tak, ale jeśli zaraz ze mną nie pójdziesz, nie zagwarantuje tego
Te słowa momentalnie przekonały kobietę, która kochała obie siostry jak własne dzieci.
- Wezmę tylko potrzebne rzeczy. Powiedz co się stało – momentalnie zaczęła krzątać się po pokoju
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu. Nie mam teraz na to czasu... Musze upozorować twoją śmierć – zaczął wykonywać pieczęcie
- Śmierć? – dopiero teraz uświadomiła sobie o co mu chodzi... musiała zniknąć, ale jak widać nie na chwilę.
- A co z Dekashi? – zapytała, myśląc z przerażeniem jak to wpłynie na jej słoneczko
- Teraz to Yumi potrzebuje Cię o wiele bardziej – powiedział zdławionym głosem, pełnym bólu.
.........................................................................
Całą drogę milczał zmierzając szybko do celu. Trzymał na rękach staruszkę, która sama nie byłaby w stanie przemieszczać się z taką prędkością. Dotarli do kryjówki. Natychmiast zaprowadził zielarkę do ich sypialni.
Widok jaki zastali, dobił ich oboje. Itachi na stres i żal reagował zimną powściągliwością, natomiast po policzkach Misaki spłynęły łzy. Rekina nie było w pobliżu, co świadczyło o tym, że wyczuwając ich powrót, usunął się w cień.
- Kiedy zaczął się poród? - spytała staruszka, wysokiego bruneta, biorąc się w garść i ocierając szybko łzy
- 10 godzin temu...- odpowiedział martwo patrząc na Yumi
- I nikogo nie wezwałeś do tego czasu!? - Zdenerwowana zaczęła szukać czegoś w swojej torbie.
- Nie pozwoliła mi...
- Nie da rady sama urodzić... Potrzebna jest cesarka... – zawyrokowała staruszka widząc w jakim stanie jest „pacjentka".
- Przyniosę wszystko czego potrzebujesz - mimo pozornego opanowania jego oczy zdradzały, że szaleje z rozpaczy
- Widzę, że wszystko już jest... - Obiegła wzrokiem po pokoju. Woda, ręczniki, a nawet leki uśmierzające ból, które zapewne naszykował Kisame.
- Przenieś ją na stół... I przywiąż ręce... Nie ma czasu na znieczulenie, a nie może się poruszyć - Mężczyzna od razu wykonał polecenie staruszki widząc przy okazji, że ukochana jest tak zamroczona bólem, że nie kojarzy co się dzieje wokół niej.
- I jeszcze jedno Itachi...nie jestem shinobi, ale potrafię rozpoznać jak czakra wariuje i uchodzi z człowieka... Wiesz czemu tak się dzieje?
- Zauważyliśmy to po 3 miesiącu... Nie chciała wzywać Cię jednak wcześniej – odpowiedział wiedząc, że reszta informacji w tym momencie nie przyda się starszej kobiecie.
Nie miała wpływu na przeżycie Yumi. Miał jednak cichą nadzieję, że zdarzy się cud i zielarka może odwróci losy przeznaczenia.
- Dziecko najwidoczniej pobiera od niej za dużą ilość czakry... Nie znam się na waszych technikach, ale jeśli masz jakieś umiejętności medyczne to ich użyj.
- Dobrze...
- Misaki!!- dziewczyna odzyskała zmysły na chwile, widząc stara zielarkę
- Yumi, skarbie...będzie dobrze, ale musisz wytrzymać... - Kobieta głaskała po głowie wycieńczoną przyszłą matkę...
- Ja dłużej nie dam rady... Wezwałam cię byś uratowała moje dziecko... ono jest priorytetem, obiecaj mi.... - Ledwo łapała powietrze...
- Nie zamierzam wybierać, wiec weź się w garść... Itachi, włóż jej chustę do ust...
Itachi wykonał polecenie. Jednak robiąc to pochylił się nad cierpiącą i wyszeptał jej do ucha
- Wszystko się uda, zobaczysz. Tylko się nie poddawaj i pamiętaj, że jestem przy tobie Yumi... - wypowiedziawszy to, ucałował jej gorący policzek.
Misaki widząc tę scenę dojrzała w niej ogromne pokłady miłości. Musiała jednak ją przerwać. Sięgnęła po nóż i zrobiła długie, głębokie cięcie, a kobiecy, przenikliwy krzyk rozniósł się echem po wszystkich korytarzach. Słyszał go nawet Kisame, przebywający w drugim skrzydle.
- Ogłuszę ją genjutsu - zadecydował Itachi, chcąc uśmierzyć cierpienie Yumi, która pomimo bólu nie mogła zemdleć.
- Nie możesz... Musi być przytomna... Tylko wtedy adrenalina będzie trzymać ją przy życiu...- Misaki oddzieliła dziecko od matki przecinając pępowinę.
Nie spojrzał nawet na swoje dziecko, szybko zabierając się za zszywanie Yumi, by zahamować krwawienie.
- Zabierz stąd swoją córkę Itachi. Ja zajmę się teraz Yumi - podała mu drobne zawiniątko, które natychmiast przytulił... Popatrzył z wdzięcznością na zielarkę i wyszedł...
.....................
Trzymając w rękach swoją córkę był szczęśliwy. Widział w niej jej całą matkę. Nie tylko bladą cerę, ale włosy i oczy na pewno odziedziczyła po niej, gdyż były czarne jak noc. Miała jednak wydatne kości policzkowe po nim. Patrzył na to doskonałe maleństwo, które było dowodem ich miłości.
- Emiko- powtarzał ciągle jej imię... modląc się jednocześnie, by jej matka została z nimi na dłużej
..................................................
- W tej chwili jest stabilna. Nie gwarantuje jednak, że przeżyje – Misaki weszła do pomieszczenia w którym przebywał Itachi z dzieckiem
- Powiesz mi coś więcej? – Zielarka wiedziała, że wcześniej dostała namiastkę informacji.
- Kisame Ci opowie – podał jej swoje dziecko i wyszedł z pokoju.
- Kisame? – powtórzyła kobieta niczego nie rozumiejąc. Po chwili wszedł mężczyzna o twarzy Rekina. Misaki aż wciągnęła głośno powietrze widząc pierwszy raz tak osobliwego człowieka.
- Miło poznać – powiedział podchodząc – dasz mi potrzymać małą? Itachi nawet na chwilę nie wypuszcza jej z rąk – nie czekając na odpowiedź wziął w ręce tę drobną istotkę.
- A teraz powiedz co chcesz wiedzieć? – zagadnął, nie odrywając wzroku od maleństwa, które zaczęło cicho płakać.
............................................
Minęły już 3 dni od dramatycznego porodu. Każdą chwilę spędzał przy ukochanej dziękując za najcudowniejszy skarb pod słońcem i zapewniając o swoich uczuciach.
- Pamiętaj co mi obiecałeś – ledwo mówiąc, wysiliła się na uśmiech.
- Pamiętam... ale proszę Yumi...postaraj się... Bez ciebie nie dam rady...
Był bardzo uczuciowy względem niej, jednak teraz widziała go w takim stanie i przypływie uczuć pierwszy raz.
- Gdyby to tylko było ode mnie zależne... Ale po mojej śmierci masz nie rozpaczać... poświęć się swojej sprawie i naszej Emiko... - Mówiła urywanymi zdaniami
- Nie martw się o nią. Jest taka podobna do ciebie. Będzie równie silna...
- Oby była tylko mniej skryta niż my – próbowała zażartować ostatkiem sił – W szufladzie jest list do Dekashi... Chcę, by go przeczytała. Ty zadecydujesz kiedy będzie na to odpowiedni moment. Resztą zajmie się Misaki.
- Dobrze – widział jak na jego oczach gaśnie z każdą chwilą.
- I jeszcze jedno Itachi... Dotrzymałeś swojej obietnicy... Sprawiłeś, że w naszym Piekle słońce świeciło dla mnie zawsze... Dziękuję...
- Teraz zawiodłem... - mówił tuląc jej dłoń do swego policzka
- Nie... dałeś mi to czego chciałam... i jeszcze więcej... kocham Cię...
Było to jej ostatnie zdanie. Umarła patrząc na niego i lekko się uśmiechając.
Dalej trzymał jej jeszcze ciepłą dłoń w swoich. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu, rozrywającego go od środka. Przytulając jej martwe ciało wciąż miał nadzieję, że odwzajemni uścisk. Że nie zamknęła swych czarnych oczu na zawsze.
Słysząc kroki Misaki na korytarzu, zablokował drzwi sypialni. Ta chwila należała tylko do niego... To on cierpiał najbardziej i nie zamierzał nikogo wpuszczać do jego rozpadającego się świata. Kobieta szybko zorientowała się co się stało... przestała dobijać się do pokoju, jednak nie odeszła spod drzwi. Nie obchodziło go to zupełnie.
Po kilku godzinach zaczęło do niego docierać, że Yumi już nigdy go nie obejmie i nie wyrzeknie żadnych słów. Pocałował po raz ostatni jej wargi, które teraz zimne i sine wcale nie odwzajemniły pieszczoty. Ukrył twarz w dłoniach, pochłonięty przez rozpacz i mrok, po raz pierwszy nie żałując, że wybił swój klan. Klan, który odebrał mu prawo do szczęścia, radości i miłości kobiety, która sprawiła, że z jej powodu zaczął ronić łzy.
................................................
-Musisz odpocząć... jesteś na nogach od 2 dni... to może poczekać – Kisame odezwał się do kopiącego dół mężczyzny. Obok rekina stała staruszka, której oczy zdradzały ślady płaczu.
Nie odzywał się do nich kopiąc nieprzerwanie
- Więc chociaż pozwól, że ci pomogę – Kisame, chciał pomóc przyjacielowi, który dopiero kilka godzin temu wyszedł z pokoju, gdzie leżały zwłoki pięknej dziewczyny.
- Odejdź i mi nie przeszkadzaj... - powiedział tak lodowato, że aż Rekin który przyzwyczajony był do jego zimnego usposobienia, zatrzymał się.
Spojrzał na staruszkę, która płacząc dała mu znak, by uszanował prośbę czarnowłosego. Westchnął tylko wiedząc, że pod tą całą powłoką jego partner niewyobrażalnie cierpi. Weszli do kryjówki, pozostawiając go samego.
Nie czuł zmęczenia, ani zimna jakie unosiło się w powietrzu. Niczego nie czuł. Kopiąc grób dla swojej ukochanej, przypominał sobie ich wszystkie wspólne chwile począwszy od momentów z dzieciństwa. Chciał, by każde wspomnienie o niej było żywe. Nawet moment jej śmierci.
Nikomu nie pozwolił jej tknąć. Nawet Misaki. Sam obmył jej sztywne ciało, ułożył matowe już włosy i ubrał w jej ulubiony strój. Świadomość, że już nie cierpi, a jarzmo przeszłości wreszcie na niej nie ciążyło, przynosiło mu lekką ulgę. Ułożył jej owinięte w materiał i bandaże, ciało w głębokim dole. Jego twarz nie zmieniła swego wyrazu, nawet gdy zasypywał ukochaną zimną, czarną ziemią. Razem z nią pochował siebie, a także serce które od zawsze i na zawsze należało do niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro