Rozdział 4 droga bez wyjścia
Siedziała po ciemku w małej chatce. Jedyna rzecz jaką najbardziej nienawidziła było czekanie.
Nawet podczas misji tego nienawidziła.
Mimo że z reguły była opanowana, zawsze lubiła działać szybko. Teraz natomiast, każda minuta, każda chwila dłużyły się coraz bardziej. Nie miała jednak na nic wpływu. Zdawała sobie sprawę, że właśnie w tym momencie w małej dzielnicy wioski dochodzi do rzezi... a sprawcą jest jej najlepszy przyjaciel. Chciała być razem z nim, ale gdyby ktokolwiek ją zobaczył nie uszłaby z życiem. Zleceniodawcą tej masakry była sama wioską, a więc ktoś z oddziału ANBU mógł obserwować całą sytuacje z ukrycia. Dodatkowo Itachi nie chciał, by plamiła swoich rąk krwią rodaków i rodziny.
Tik tak, Tik tak...zegar ścienny wydawał dla niej drażniący dźwięk... czuła się okropnie...
- Nie było innej możliwości - powtarzała sobie w kółko, przygryzając dolną wargę.
W pewnej chwili nasłuchując usłyszała, jak ktoś przemieszcza się w kierunku miejsca jej pobytu.
U drzwi stanął nikt inny, a Itachi. Wstała podchodząc do niego, ale zatrzymała się na bezpieczną odległość. Przed nią stał zupełnie inny człowiek niż ten którego znała. Rano widziała swojego rówieśnika, który teraz wyglądał jakby dzieląca ich różnica wieku i doświadczenia wynosiła 10 lat. Patrzył zimnym wzrokiem, a na twarzy widoczne były jeszcze drobne ślady krwi nie należące do niego.
- Nie jesteś sam - powiedziała, wyczuwając czyjąś silna czakre
- Ktoś mi pomógł... A teraz zaprowadzi nas do swojej organizacji. W wiosce nie ma już dla nas miejsca - gdy chciał już wyjść, Yumi się odezwała.
- Itachi... - zatrzymał się w drzwiach na dźwięk swego imienia
- Pokaż mi... chce to zobaczyć – wyszeptała
- Nie wiesz co mówisz... nie mam zamiaru cię tym obciążać - jego powierzchowność dalej była lodowata
- To, że nie zabiłam ich własnymi rękoma nie znaczy, że nie jestem równie winna jak ty czy wioska - podeszła bliżej patrząc pewnie w jego oczy - pokaż mi....
- Nie każ mi robić tego po raz kolejny - odrzekł i chciał się odwrócić, jednak Yumi była szybsza. Zastąpiła drogę chłopakowi, a słowa z jej ust niezwykle go zaskoczyły
- MANGEKYO SHARINGAN - aktywowała swoje kekkei genkai wnikając w jego myśli i wspomnienia sprzed kilku godzin.
Widziała wszystko... każdą jedną ofiarę, która uśmiercił ... ich twarze, szok, niedowierzanie, przerażenie i ból... czuła nie tylko odczucia umierających, ale głównie jego... moment, gdy zadał cios swoim rodzicom, był dla niej najgorszy. Jego rozpacz, przepełniała teraz ją...trawiła od środka.
Jednak we wspomnieniach Itachiego nie mogła dostrzec twarzy swojej rodziny. Znaczyło to, że zabił ich ten drugi... w pewnym momencie poczuła jak wyrzuca ją ze swojej głowy. Nie miała już do niego dostępu
- Nie miałem pojęcia, że przebudziłaś mangekyo sharingana... - był pod wrażeniem, że dał się jej zaskoczyć. Nigdy wcześniej nikomu się to nie udało
- Kiedy- dopytał patrząc na nią przenikliwe
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz...- popatrzyła smutno - i nie zapominaj, że przez nasze dzieciństwo przewijała się wojna...
Nie chciała dłużej ciągnąć tego tematu, dlatego dodała:
- A teraz prowadź... mam dość tego miejsca.
Wychodząc zobaczył, że jej oczy zaszkliły się, ale żadna z łez nie spłynęła. Ona natomiast podążając za nim, przewijała w myślach wszystkie sceny, które widziała... przypomniało się jej, że nie chciał jej ich pokazać, bo raz już to zrobił.... Mimo że się domyślała, zadała pytanie.
- Kim była druga osoba, która widziała to wszystko twoimi oczyma??
Minęła chwila nim jej odpowiedział.
- Sasuke...
Serce zabiło jej szybciej... Sasuke należał do wrażliwych dzieci... na dodatek kochał starszego brata i rodziców ponad wszystko.
- To co zobaczył na pewno go zniszczyło... - pomyślała od razu. Nie mogła jednak zbyt długo rozmyślać nad tym wszystkim, bo kilkadziesiąt kilometrów od wioski czekała na nich postać w pomarańczowej masce. nie widać było jego twarzy, a ubrany był w czarny płaszcz w czerwone chmury.
- A więc to jest kolejna ocalała - odezwał się. Miał godna aparycje i obycie. Jego czakra natomiast zmieniła swój charakter na bardziej łagodny.
- Kim jesteś, że pomogłeś wybić nasz klan - Yumi zawsze w stosunku do nieznanych, obcych osób zachowywała się bardzo konkretne. Podczas drogi nie rozmawiała już z Itachim. Za bardzo byli zdruzgotani, by jeszcze o tym dyskutować.
- Jak oficjalnie.... Jestem Madara Uchiha - Yumi nie spodziewała się takiego obrotu sprawy
- Niemożliwe.... Madara nie żyje... - odparła
- Zadziwiające... to tak samo jak ty – zauważył i szybko kontynuował... - udamy się teraz do kryjówki organizacji Akatsuki, ale w niej znany jestem jako Tobi i tak się do mnie zwracajcie. A teraz za mną. – po sekundzie zniknął w ciemnej nocy.
Yumi natomiast stała jak wyryta. Ostatnie wydarzenia działy się tak szybko, że nie miała chwili by się zastanowić nad rozwiązaniami dalszego życia. Znała Akatsuki. Jako shinobi liścia ścigali tę organizację i zbierali o niej informację. Składała się ze zbiegłych ninja różnych wiosek. Nie byli to jednak zwykli przestępcy. Mieli niesamowite umiejętności, ale mało kto mógł je opisać, ponieważ ci którzy z nimi walczyli od dawna leżeli w zimnej ziemi. Teraz sama miała stać się jednym z nich. Nie mieściło się to w jej głowie.
Mimo że fizycznie żyła, jej prawdziwa egzystencja zakończyła się godzinę temu, razem ze śmiercią klanu. Wartości i priorytety dla których poświęciła swoje życie nie miały już sensu. Lekkie ukłucie nienawiści zagościło w jej sercu. Na parę chwil znienawidziła wioskę, która dwóch najbardziej lojalnych shinobi poświęciła dla własnego dobra i zszargała ich imię. Po chwili uśmiechnęła się szyderczo, gdy dotarła do niej kolejna prawda.
- Mnie nawet nie brali pod uwagę... - przymknęła oczy by się uspokoić. Poczuła jak ktoś obejmuje ją od tyłu... w tych ramionach czuła się bezpieczna, jednak w tej chwili nic nie mogło jej wyciszyć.
- Przepraszam... - usłyszała z ust byłego dowódcy. Jego głos dalej powiewał chłodem. Zdała sobie sprawę, że jest to efekt takiego samego szoku w jakim jest ona. Resztki radości, które tliły się w ich sercach na zawsze zostały z nich wyrwane. Na dodatek nie mogła znieść myśli o osieroceniu rodzeństwa. Zarówno Dekashi jak i Sasuke nie będą mieli normalnego dzieciństwa. Sasuke w jednej chwili znienawidzi brata, który od dziś będzie tylko czekał na ich konfrontację i ostateczny pojedynek. Nie miała jednak pewności, czy ona będzie mogła jeszcze kiedykolwiek spotkać się z Dekashi. Czy jej ukochana siostra, będzie tego chciała... Tak walczyła o jej normalne dorastanie chroniąc ją przed rodzicami, a sama zgotowała jej gorszy los. Chciało jej się śmiać... śmiać z goryczy, która nią zawładnęła.
- To nie ty powinieneś przepraszać – odpowiedziała swojemu towarzyszowi.
Uwolniła się z jego uścisku – Będziemy dale spełniać oczekiwania wioski. Zrobili z nas przestępców, więc będziemy w tym najlepsi... A teraz dołączmy do naszych nowych przyjaciół – powiedziała z sarkazmem i ruszyła za Tobim, pozostawiając za sobą dom, siostrę, wspomnienia i miano kunoichi wioski Liścia.
................................................................................
Miejsce do którego trafili po całonocnej podróży, przypominało bunkry ANBU. Ciasne i wąskie korytarze, minimalna ilość światła i kilkanaście sal do obrad. Wchodząc do jednej z nich z Tobim, natknęli się na kilkanaście par oczu skierowanych w ich stronę.
- Przyprowadziłem nowych – Madara, a właściwie Tobi zmienił zupełnie styl i zachowanie przekraczając granice kryjówki. Niepoważny, ciągle żartujący i nieporadny.
Nawet Itachi był pełen podziwu dla jego gry aktorskiej. To jednak sprawiło, że jeszcze bardziej mu nie ufał. Jednak nie mógł nie skorzystać z jego pomocy. Klanu trzeba było pozbyć się szybko i cicho. Liczył się czas. W pojedynkę nie miałby na to zbyt dużych szans.
Dodatkowo pragnął uchronić Yumi, która nie mogła przez pewien czas zdradzić, że udało się jej przeżyć. Zapewniało to bezpieczeństwo Dekashi, której życie Itachi utargował z niezwykłym trudem. Danzou nie chciał już robić żadnych wyjątków i ulg. Gdyby wioska dowiedziała się, że Itachi ocalił jeszcze kogoś oznaczało by to obopólne zerwanie umowy.
- Czekaliśmy na was – odezwał się pomarańczowo włosy mężczyzna z mnóstwem prętów w ciele, zwłaszcza na twarzy. Obok niego stała niebiesko włosa kobieta, jedyna w organizacji, jak zdążyła zauważyć Yumi. Stanęli z Itachim pośrodku okręgu, który utworzyli członkowie „Brzasku".
- Uchiha... proszę, proszę – jadowity głos uniósł się wśród zgromadzonych. Dobrze wiedzieli do kogo należy.
- Orochimaru – odezwał się geniusz klanu
- To wy się znacie? – Mężczyzna o twarzy rekina zwrócił się do wężowatego.
- Pochodzimy z tej samej wioski... ale nie spodziewałem się, że prócz starego znajomego zobaczę jeszcze kunoichi zwaną Nocą Klanu Uchiha – zasyczał obleśnie.
- Myślę, że jeszcze nie raz się zdziwisz – odgryzła się lodowato Yumi
- Spokój – odezwał się człowiek z prętami – Miło nam was powitać. Nazywam się Pain i jestem przywódcą Akatsuki. Tobi mówił, że zamierzacie dołączyć do nas więc ... - brutalnie przerwano mu mowę powitalną.
- Ja nie zamierzam – Czarnowłosa zrobiła krok w stronę Paina, patrząc wyniośle na zebranych.
Członkowie Akatsuki chcieli zyskać na popularności swoich ideałów i racji, przez co często pojawiali się w różnych miejscach i podejmowali różnych zadań. Ich umiejętności niekoniecznie były znane, ale twarze owszem. Yumi miała siedzieć cicho, a więc oficjalne dołączenie nie grało roli. Nie zamierzała się jednak tłumaczyć przed wszystkimi. Jej zachowanie wywołało niemałe poruszenie.
- W takim razie. nie sterczmy tak i poświęćmy ją Jashinowi!!! – krzyknął mężczyzna o białych włosach i z kosą z trzema ostrzami.
- Uspokój się Hidan – powiedział barczysty człowiek w masce obok niego. Jego oczy zwrócone były tylko na nią.
- Co ty pieprzysz Kakuzu! Ta lala najwyraźniej sama tego chce! Myśli, że pozwolimy jej żyć po tym jak poznała nas i naszą kryjówkę. Zróbmy z niej pożytek i złóżmy ją na ofiarę mojemu bogu! – emocjonował się dalej.
Nim Itachi zdążył w jakiś sposób zareagować, zrobiła to sama sprawczyni zamieszania. Stała za Hidanem, a przy jego szyi i lewym boku trzymała dwa krótkie miecze. Była to jej charakterystyczna i ulubiona broń, trzymana po zewnętrznej stronie ud. W odróżnieniu od Itachiego, ona preferowała walkę w ręcz, mimo że inne formy walki szły jej równie dobrze.
- Powiedz mi jak, a chętnie poświęcę ciebie – wyszeptała mu do ucha – bogowie najbardziej cieszą się z ofiar z własnych wyznawców...
- hehe- człowiek z twarzą rekina widocznie dobrze się bawił. Z jeszcze większym zainteresowaniem popatrzył na potencjalną członkinię Akatsuki.
- Chciałbym to zobaczyć kobieto, ale w jego wypadku to nie zadziała. Jest nieśmiertelny. – Kakuzu poinformował dziewczynę.
- Jak śmiałaś podnieść na mnie rękę ty plugawa... - nie dokończył bo użyła na nim genjutsu. Fanatyk upadł bezwładnie na ziemię. Korzystając z szoku w jaki wprawiła większość organizacji, zwróciła się ponownie do Paina.
- Niestety nie mogłam dokończyć mojej myśli. Chciałam powiedzieć, że nie zamierzam do was dołączyć oficjalnie. Zdecydowanie wolę zachować anonimowość i nie utożsamiać się z waszą organizacją. Nie znaczy to jednak, że nie będziemy współpracować. Pasuje wam taki układ? – jej ton sugerował, że nie przyjmuje do wiadomości innej opcji.
Wszyscy z zapartym tchem czekali na wyrok przywódcy.
- Przyda nam się ktoś taki – głos zabrała piękna niebiesko włosa.
- Zgadzam się z Konan – odparł Pain – będziesz idealnym zwiadowcą i naszym informatorem. Co do ciebie Itachi... zostaniesz przydzielony do Kisame.
Człowiek rekin uśmiechnął się szeroko ukazując masę ostrych, szpiczastych zębów.
- A już myślałem, że trafi mi się ta panienka – powiedział
- Nie tym razem – Itachi popatrzył ostrzegawczo na nowego towarzysza.
- Ccco, jest grane! Jeszcze jej nie ukatrupiliście!? – to Hidan podnosił się właśnie z ziemi, przegapiając znaczną część spotkania.
- Przykro mi przyjacielu... ona zostanie z nami na dłużej – poinformował go Orochimaru, oblizując swoim wężowym językiem wargi.
- Koniec spotkania, wkrótce dostaniecie nowe przydziały – odezwała się Konan
- A wy – tu zwróciła się do dwójki Uchihów – chodźcie za mną. Pokaże wam kwatery...
.........................................................................
Jej pokój mimo że znajdowały się w nim tylko najpotrzebniejsze rzeczy, wyglądał dość przytulnie. Była zbyt zmęczona, by zobaczyć co jeszcze znajduje się w jej skrzydle. Położyła się na łóżku, które stało na końcu pokoju. Przymknęła swoje czarne oczy i starała się wyrzucić wszystkie myśli z głowy. Wspomnienia jednak wracały jak bumerang. Miała już nigdy nie zapomnieć o tym dniu.
-Jakby tego było mało dziś kończę 13 lat... - ironiczny uśmiech ponownie zagościł na jej twarzy. Nigdy nie obchodziła urodzin, bo dla jej rodziny była to strata czasu.
Nie miała akurat z tego powodu żalu, gdyż nie lubiła tego typu przyjęć. Itachi z resztą też. To była jedna z pierwszych wspólnych rzeczy jaką u siebie zauważyli. Była starsza od niego o całe 2 dni z czego zawsze była dumna. Dziś przeklinała się za tę dziecięcą głupotę. Dzień jej narodzin był też dniem śmierci i upadku jej klanu. Leżąc tak w bezruchu, usłyszała ciężkie kroki na korytarzu i otwieranie drzwi do jej pokoju. Po czakrze poznała, że to towarzysz jej dzieciństwa.
- Jutro już wyruszam na misję z Kisame... chciałem się tylko upewnić czy sobie poradzisz – zapytał podchodząc i siadając obok leżącej czarnowłosej.
- Na spotkaniu chyba wystarczająco to udowodniłam – wyszeptała, nie patrząc mu w oczy, leżąc do niego przodem.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli... - odparł z troską w głosie. Nie wiedział jak ulżyć jej cierpieniu.
- Potrzebuję tylko trochę odpoczynku, nic więcej – odkąd tu dotarła schowała wszystkie swoje uczucia w głąb siebie.
Patrzył na nią i na to jak cierpi. Chciała być dzielna i swoją postawą nie przysparzać mu dalszych udręk. Wiedział o tym bardzo dobrze. Czuł ulgę, że nie jest zupełnie sam, a ma przy swoim boku kogoś kto go w pełni rozumie.
Od dziecka coś go do niej ciągnęło. Widząc jak wydoroślała jeszcze bardziej w ciągu jednej nocy, przysunął się do niej i objął przytulając do siebie. Nawet jeśli była zawstydzona i zaskoczona jego zachowaniem i gestem, nie zauważył tego. Automatycznie wtuliła się cała w jego tors i szyję, ukrywając w nich przed światem swój ból.
- W takim razie odpocznijmy razem – powiedział cicho, przykrywając ją płaszczem. Leżeli na łóżku w objęciach, aż sen zaczął ich uwalniać od obrazów ubiegłej nocy. Yumi walczyła z nim jeszcze przez chwilę.
- Ten dzień wypali się nie tylko w mojej pamięci, ale i sercu – pomyślała i usnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro