Rozdział 2 Punkt zapalny
Leżała na plecach, obserwując gwiazdy. Jej czarne jak smoła włosy były w nieładzie, targane przez wiatr. Nie przeszkadzało jej to jednak, najchętniej na nic nie zwracałaby uwagi. Chciała uwolnić się od dręczących myśli, które nie pozwalały jej spać. Głowa pierwszego Hokage, to było jej ulubione miejsce w którym mogła pobyć nie tylko w samotności, ale i podziwiać wioskę, którą tak kochała. Gruby, niesforny kosmyk włosów, niesiony przez wiatr, przesłonił jej widok. Nim zdążyła go odgarnąć, zrobił to ktoś inny.
- Itachi... Jak mnie znalazłeś? – Jej melodyjny głos zadźwięczał mu w uszach. Leżała dalej w tej samej pozycji, a chłopak usiadł obok.
- To oczywiste, że wiem gdzie są moi podwładni – odpowiedział.
Tak naprawdę, wielokrotnie obserwował tę bladą kunoichi jak nocami wymyka się z dzielnicy i przesiaduje na wydrążonym w skale wizerunku Hokage. Nie zamierzał nigdy wkraczać w jej azyl, jednak po ostatnim spotkaniu w jego domu, to się zmieniło. Widział, że jest jej ciężko z nałożonym na nich brzemieniem. Dla klanu byli przepustką do rozpoczęcia i wygrania wojny domowej.
Mimo że w stosunkach z innymi był chłodny w jej towarzystwie odkrywał u siebie nowe, zupełnie niepasujące do niego zachowania. To w obecności Yumi, zawsze miał ochotę mówić co naprawdę myśli, częściej się uśmiechał... Nawet Shisui, jego jedyny przyjaciel nie znał jego wszystkich myśli. Z nią chciał się dzielić każdą z nich. Miała podobny tok myślenia, działania i tak jak on wychowywała się w nazbyt rygorystycznej rodzinie.
- Dlaczego pozwoliłeś na to, bym dostała ten awans...? Nie domyślałeś się, że nasz klan to wykorzysta? – Powiedziała z lekką pretensją.
Patrzyła teraz bezpośrednio na niego. Siedział w standardowym stroju ANBU, a obok położył swoją maskę. Jego związane do ramion, ciemne włosy, falowały podobnie jak jej. Spojrzenie zawsze miał wnikliwe i tajemnicze. Intrygowało ją to od dziecka. Automatycznie chciała zawsze mu dorównać, gdyż był naprawdę silnym shinobi. Wiele dziewczyn z Konohy zachwycały się jego urodą, jednak dla niej niesamowity był jego charakter i wyznawane wartości. Był zupełnie inny od reszty członków klanu. Zawsze pragnął dobra ogółu, a nie samolubnych korzyści jak ich ojcowie.
- Wiedziałem... ale bez względu na twoje stanowisko, efekt byłby dalej ten sam. Dlatego wolę mieć zaufanego człowieka przy sobie.
- Nikomu nie można ufać, Itachi – odparła z rezygnacją – to podstawowa zasada, która pozwoli Ci przeżyć w naszym świecie.
- Tobie mogę – powiedział niezwykle poważnie
- Więc jesteś głupi... ja sama sobie nie ufam. Ludzie pod naciskiem robią wiele rzeczy nie z własnej woli – wyrzekła okrutną prawdę
- Nie znam cię od dziś, by wiedzieć, że pomimo presji potrafisz zawsze postępować zgodnie z tym co czujesz – powiedział patrząc przed siebie w dal. Nie miał odwagi, by powiedzieć jej tego prosto w oczy.
Zaskoczyły ją jego słowa... sama wielokrotnie się krytykowała za swoje poczynania, które wymuszane były rozkazami albo klanu albo wioski. Czuła, że znalazła kogoś, kto ją wspiera...Prawdziwego przyjaciela.
- Te słowa bardziej pasują do ciebie... Nie bez przyczyny zdobyłeś mój szacunek po tamtym wydarzeniu...
- Nie ma o czym mówić – odparł
- Jest... - wyszeptała, a wspomnienia wróciły.
Była wtedy małą dziewczynką w wieku 6 lat. Była świetną uczennicą, jednak po pierwszym semestrze w akademii okazało się, że jest druga w klasie. Pierwsze miejsce zajął oczywiście Itachi. Nie spodobało się to jej ojcu, który nakrzyczał na nią, że wcale się nie stara i że go zawiodła. Zrobił to przed całą klasą i nauczycielami... w nowym semestrze więc starała się jeszcze mocniej, jeszcze bardziej, by zadowolić wymagającego rodzica. Wysiłek się opłacał. Zajęła 1 miejsce. Dopiero parę lat później zrozumiała, że nie była to jej zasługa. To Itachi specjalnie dla niej opuścił się w nauce, ustępując jej czołowego miejsca.
- Nie podziękowałam Ci jeszcze za to co dla mnie wtedy zrobiłeś... - Usiadła i odwróciła się w jego stronę.
- Więc zrobię to teraz : Dziękuję – posłała mu jeden ze swych najpiękniejszych uśmiechów, a on patrzył na to wspaniałe widowisko. Była dla niego ważna już wtedy.
- Zrobiłbym to jeszcze raz – odparł odwzajemniając lekko uśmiech.
- Zaczyna świtać... Musze wracać do domu – odparła smutno, wstając...
- Odpocznij chociaż chwilę... - odezwał się na odchodne, patrząc na jej delikatne cienie pod oczami
- Tak jest – zasalutowała zadziornie i ruszyła w drogę powrotną do domu...
.................................................................
Wróciła do domu. Nie chciało jej się spać. Wzięła więc szybki, zimny prysznic i się przebrała w strój ANBU. Dziś miała spotkać się z Hokage, by odebrać odznaczenie nowego stanowiska w jednostce. Gdy była już w pełni gotowa, weszła do pokoju swojej siostry. Dekashi jeszcze smacznie spała. Od zawsze miała problemy z porannym wstawaniem, po nocach bowiem nałogowo czytała książki.
- Dekashi... Dekashi.... obudź się... za godzinę masz trening - próbowała dobudzić swój mały skarb
- Jeszcze 5 minut – białowłosa próbowała się targować ze starszą siostrą
- Obie wiemy jak to się skończy – zaśmiała się Yumi – chyba nie chcesz przez spóźnienie robić karnych przysiadów.
- Niee... - ziewnęła dziewczynka siadając na skraju łóżka – zjesz ze mną śniadanie? – zapytała zaspana
- Przykro mi Dekashi... muszę już iść – Ucałowała jej ciepły policzek i wyszła z domu.
............................................................
Szła w kierunku głównej siedziby ANBU, znajdującej się przy ośrodkach szkoleniowych shinobi. Wioska tętniła już życiem. Mieszkańcy wyruszali do pracy, inni otwierali swoje sklepy i stoiska. Słońce pomimo godzin porannych grzało dość mocno. Czarnooka nie przepadała za ciepłymi porami roku. Wolała zdecydowanie zimę, gdy śnieg przykrywał swoją śnieżnobiałą, niewinną kołdrą wszystko dookoła. W pewnym momencie usłyszała krzyki i hałas, które wybudziły ją szybko z rozmyślań. Powodem owego zamieszania był mały, jasnowłosy chłopiec biegnący pomiędzy handlującymi sprzedawcami.
- Łapać go!!! – krzyczał biegnący za nim mężczyzna. Nie wiedziała co tym razem chłopiec przeskrobał, ale konflikty z mieszkańcami zdarzały mu się bardzo często. Był junhurikim wioski Liścia. Popatrzyła jak Naruto – bo tak miał na imię – skręca w jedną z bocznych uliczek i znika jej z oczu.
- Oby tym razem uszło mu to na sucho – pomyślała, życząc blondynowi powodzenia w głębi serca. Szła dalej mijając akademię, do której uczęszczała jako dziecko tylko przez jeden rok. Po tym czasie jej ociec stwierdził, że nie zrobi tam takich postępów jak podczas osobistych treningów z nim. Z uśmiechem patrzyła jak masa dzieci biega po boisku, grając w rozmaite gry i zabawy. Dostrzegła nawet małego Sasuke do którego podeszła różowo włosa dziewczynka. Dawała mu jakieś zawiniątko. Nie mogła jednak dalej obserwować tej uroczej sytuacji, gdyż dotarła na miejsce.
Kwatera Główna ANBU była niezwykle przestronna. Weszła do Sali obrad. Była dosyć wcześnie jednak nie była pierwszym gościem. Na jednym z miejsc siedział Kakashi. Ślęczał nad stosem zwoi i dokumentów. On również był jednym z przywódców jednostki. Mimo 5 lat różnicy pomiędzy nimi traktował ją jak sobie równą.
- Wybacz, nie miałam zamiaru przeszkadzać. Myślałam, że będę pierwsza – powiedziała przyjaźnie
- Właśnie skończyłem – odpowiedział zbierając swoje rzeczy – a w ogóle to moje gratulację! Zasłużyłaś na ten awans – dodał uśmiechając się
- Mam nadzieję, że nie zawiodę – odparła. Nie dane jednak im było kontynuować rozmowy, ponieważ do Sali zaczynali przychodzić shinobi ANBU. W śród nich był również Itachi.
Ceremonia jej zamianowania na przywódcę II stopnia rozpoczęła się po przybyciu Trzeciego Hokage. Przebiegła sprawnie i szybko. Zbierając liczne gratulację, zauważyła że jej dowódca jest niezwykle spięty i bardziej poważny niż zazwyczaj. Nie wiedziała co może być tego powodem, bo na pewno nie uroczystość w trakcie której byli. Gdy już wychodziła, przyjąwszy ostatnie gratulacje, jego już nie było.
.....................................................
Dzień minął jej niezwykle szybko. Liczne obowiązki pochłonęły ją do reszty. Była godzina 1 w nocy, gdy wracała do domu. Zastanawiała się ciągle co mogło sprawić, że Itachi był taki przygaszony. Od tamtego momentu w Sali już go nie widziała. Postanowiła zapytać go czy coś się stało przy pierwszej nadarzającej się okazji. Wchodząc do domu, myślała że jej rodzina już śpi. Z błędu wyprowadził ją głos ojca.
- Wyglądasz na zmęczoną. Ostatnio bardzo ciężko pracujesz... - zagadnął stojąc w korytarzu.
- Tego uczyłeś mnie od dziecka. Pracy ponad własne siły – odpowiedziała stając naprzeciwko niego. Ich relacje zawsze były zdystansowane, dlatego każda rozmowa przypominała suche komunikaty, a nie czułą wymianę zdań ojca z córką. Yumi czuła respekt i szacunek wobec ojca, ale nie miała względem niego żadnych cieplejszych uczuć.
- Skoro czekałeś na mnie tak długo, zapewne czegoś ode mnie oczekujesz ojcze – ponagliła go do wyjaśnienia jego zachowania
- Owszem. Nie złożyłaś raportu do naszego klanu z zamiarów wioski. Liczę, że szybko to nadrobisz – powiedział konkretnie
- Póki co nic się nie dzieje więc nie mam czego opisywać – odparła wymijająco chcąc zakończyć jak najszybciej tę ciężką rozmowę. Ojciec jednak był nieustępliwy
- Nie pogrywaj ze mną Yumi! Dobrze wiem co kombinujesz! – podniósł ton
- W takim razie tym bardziej daj mi spokój. Nie chcę być marionetką klanu – odparła z iskrą w oczach.
Plask!
- Jak śmiesz! – ręka ojca dosięgła jej bladego policzka – Nie będziesz znieważać naszego klanu w mojej obecności! Wolisz być marionetką Liścia!? Jesteś w takim razie nic nie warta póki nie zrozumiesz, że wioską powinniśmy rządzić my! Przywrócilibyśmy dawny ład i porządek! Nie masz prawa się temu sprzeciwiać! – krzyczał
Złapała się za pulsujący policzek, a po słowach ojca aż w niej zawrzało. Z nienawiścią popatrzyła na człowieka z którym wiązały ją tak bliskie więzi.
- Masz szczęście, że respektuje zasady i normy przede wszystkim tej wioski, które nakazują Cię szanować! Inaczej nie miałbyś już ręki...- powiedziała jadowicie - Zapominasz z kim masz do czynienia. Już dawno Cię przerosłam... Nie będę brać udziału w waszych chorych intrygach! – odwróciła się i wybiegła z domu.
Zatrzaskując za sobą drzwi ujrzała, młodego mężczyznę, który stanął przed nią. Nie podsłuchiwał celowo. Wracał przygnębiony do domu, zastanawiając się nad swoim życiem. Miał do spełnienia okrutną misję o której nie mógł nikomu powiedzieć. Przypadkowo usłyszał krzyki i zdając sobie sprawę, że wydobywają się z domu jego przyjaciółki przystanął.
Słyszał każde słowo i dźwięk. Nerwowo zaciskał pięści z powodu swojej bezradności. Nie mógł jej w żaden sposób pomóc. Gdy wybiegła na drogę ujrzał przy blasku księżyca jej zapłakane oczy. W tym momencie podjął najważniejszą decyzję w swoim życiu.
- Itachi... co tu robisz?- była zaskoczona, że go spotkała o tej porze. Podszedł do niej i dotknął dłonią jej jeszcze czerwonego policzka.
- Musimy porozmawiać – powiedział to takim tonem, że jedna z najodważniejszych kunoihi wioski, zwanej Nocą Klanu Uchiha, poczuła strach...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro