Syriusz x OC
Have fun, Rogi5556 ;> I wszyscy inni czytający też ;*
Otwieram oczy. Potem wychodzę z ciemnego pomieszczenia, w którym po części mieszkam. I przemykam korytarzami opustoszałego zamku. Każdej nocy.
Na błoniach zawsze jest spokojnie i cicho. Księżyc oświetla trawę oraz drzewa srebrnym blaskiem, gdzieś między gałęziami przeskakuje pokryta miękkim, kasztanowym futrem wiewiórka. Jak w bajce, prawda? Dla mnie to nic szczególnego, tylko codzienny widok. Przepraszam, conocny. Nigdy nie opuszczam mojego... "pokoju" w dzień. Bo i po co? Żeby dać się złapać i wyjaśniać skąd się tu wzięłam? Nic z tego.
Odgłos moich kroków odbija się cichym echem po korytarzu. Przechodzę właśnie koło Pokoju Życzeń. Zabawne. Tylko nieliczni są na tyle inteligentni, żeby odkryć jego istnienie. Znajduję się na siódmym piętrze. Co za okazja, by odwiedzić nieświadomych niczego Gryfonów. Czyżby świętowali zwycięstwo rozgrywek Quidditch'a? To całkiem możliwe. Zbliża się już koniec roku szkolnego. Mogłabym obejrzeć sobie puchar. Gdy byłam jeszcze zwyczajną dziewczyną uwielbiałam latać na miotle. W moich czasach to zajęcie było postrzegane bardziej jako hobby dla chłopców, ale ja się tym kompletnie nie przejmowałam. W tamte pechowe wakacje wychodziłam z tatą każdego wieczoru na polanę w pobliskim lesie i ćwiczyłam. Te piękne wspomnienia pozostały jedynymi, jakie mam o moim ojcu. Potem poznałam chłopaka, który zrujnował mi życie...
Podeszłam do wejścia do pokoju wspólnego Gryfonów. Gruba Dama spała, więc nic nie stało mi na przeszkodzie, by wejść do środka. Uchylam ostrożnie obraz i przedostaję się do pomieszczenia za nim. Rozglądam się; na pierwszy rzut oka nikogo tu nie ma, ale wyczuwam czyjąś obecność. Do moich uszu dociera ledwo słyszalny, umiarkowany oddech, którego źródło najwyraźniej wydobywa się z ust leżącego na kanapie mężczyzny. Podchodzę bliżej omijając rzucone na podłogę jakby od niechcenia ciemne trampki. Staję przed sofą i znajdującym się na niej osobniku. Przyglądam się uważnie pogrążonej we śnie twarzy młodzieńca. Kojarzę go. Podczas moich nocnych spacerów często musiałam się ukrywać przed nim i jego przyjaciółmi, gdy ci szwendali się po korytarzach lub uciekali przed woźnym. Wtedy bardzo przydawała mi się umiejętność rozpływania się w powietrzu, którą nabyłam w czasie mojej pięciodekadowej tortury. Chłopak nazywał się Syriusz i pochodził z czystokrwistej rodziny Blacków. Uświadomiłam sobie, że znałam (aczkolwiek słabo) jego dziadka, Arcturusa Black'a. Czy to w ogóle możliwe? Tyle lat minęło od kiedy z kimkolwiek rozmawiałam, nie mówiąc już o bliskości drugiego człowieka. Ta klątwa mnie niszczy. Już za kilka dni zakończy się moje cierpienie. Musi się skończyć...
Zamrugałam, próbując odgonić łzy i szybko odwróciłam wzrok od przystojnej twarzy młodzieńca. Nie patrząc dokąd idę, zawadziłam o kubek stojący na stole, który z hukiem spadł na posadzkę, rozbijając się. W ciszy nocy trzask szkła wydał mi się jak wystrzał armatni. Chłopak poderwał się z sofy usiłując znaleźć źródło hałasu. Zamarło mi serce. Jego oczy spoczęły w miejscu gdzie stałam, zapewne dostrzegając tylko moją ciemną sylwetkę. Rzuciłam się do wyjścia, nie myśląc o niczym innym. Wypadłam na korytarz i biegłam najszybciej jak mogłam, niemiłosiernie tupiąc.
- Zaraz, poczekaj! Kim jesteś?! - Usłyszałam za sobą głos Syriusza.
Nic nie odpowiadając ruszyłam jeszcze szybciej. "Muszę go zgubić", przemknęło mi przez myśl. Skręciłam w nieużywaną część zamku i starałam się lawirować między przejściami tak, by dotrzeć do Lustra i zgubić przy okazji tego natręta.
- Stój... stój... po... p-poczekaj - wysapał Black.
Ani myślałam nawet go posłuchać.
***Perspektywa trzecioosobowa***
W końcu Syriusz dał za wygraną i zatrzymał się, by złapać oddech. Nie mógł uwierzyć, że ktoś normalny mógłby biec tak długo i w ogóle się nie zmęczyć. Łapczywie wciągał powietrze do płuc, opierając ręce na kolanach. Potrzebował odpowiedzi. Co ta dziewczyna robiła w ich pokoju wspólnym? Czyżby był aż tak seksowny, gdy śpi, że zakradła się do niego i przypatrywała jego bardzo przystojnej twarzy? Oczywiście, jego męskie ego dało o sobie znać. Ruszył spokojnie tam, gdzie wydawało mu się, że pobiegła tajemnicza nieznajoma.
***
Tymczasem Annie wróciła prędko do pokoju z lustrem. Nie wiedziała co powinna zrobić, ale w końcu zrezygnowana weszła z powrotem do swojej klatki, zwanej Zwierciadłem Pragnień. Usiadła w prawie zupełnej pustce podkurczając nogi do piersi z widokiem na tylko jedno, lekko zaokrąglone, wyjście na świat. Przez cały jej tutejszy pobyt jedynym jej towarzyszem była magiczna, malutka wierzba, wyrastająca z posadzki, która jak dotąd nigdy nie urosła ani nie zwiędła, lecz zawsze płakała razem z Annie.
***
Syriusz podążał korytarzami oświetlonymi tylko przez pochodnie, przy czym otwierał każde napotkane drzwi. Nie wiedział czemu, ale czuł, że musi znaleźć tę dziewczynę. Było to uczucie magicznej powinności. Porzucił na ten moment swoją dumę i stłamsił nabrzmiałe ego, gdyż tym razem sprawa wydała mu się poważna. Gdy otworzył ostatnie drzwi zdumiał się. Na środku pomieszczenia stało przepiękne lustro w bogato zdobionej złotej ramie. Na szczycie ramy widniał napis: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO. Podszedł niepewnie do zwierciadła i przyjrzał się sobie. Nagle, jego odbicie przekształciło się w jasnowłosą dziewczynę o zielonych oczach.
- Na gacie Merlina, co do jasnej cholery?! - Wrzasnął Black, odskoczył do tyłu i potykając się, zwalił na podłogę. Dziewczyna stała z kamienną twarzą, opanowana i poważna, choć w sercu czuła gorycz, przerażenie i gniew. Wciąż miała w pamięci jak Taylor zadał jej największy cios, tylko po to, by uniknąć śmierci lub więzienia.
- Czyżbyś zobaczył w tym lustrze coś, czego pragniesz? - Powiedziała, ociekając sarkazmem.
- K-kim ty jesteś? - zająknął się Syriusz. Dziewczyna prychnęła i wyszła z lustra.
- Nazywam się Annie. Annie Moonlight. A ty Syriusz, prawda? - Spytała podejrzliwie.
- Tak. Syriusz Black. Jak się tu znalazłaś? Czy ktoś wie, że w ogóle tu jesteś? I JAK TY UMIESZ WCHODZIĆ I WYCHODZIĆ Z LUSTRA?! - Wstał i zaczął patrzeć na nią wyczekująco.
- To długa historia... - powiedziała dziewczyna, siadając na podłodze.
Chłopak westchnął i mruknąwszy "Witam ponownie, kochane podłoże", podążył w ślady Annie.
- Jak już tu jesteś, to muszę z tobą pogadać. Od pięćdziesięciu lat z nikim nie rozmawiałam.
- Zaraz... Pięćdziesięciu?! Przecież to jest niemożliwe! - Krzyknął zduszonym głosem jej towarzysz. - Wyglądasz, jakbyś kończyła Hogwart!
- To lustro które tutaj widzisz jest moją... swego rodzaju klatką. Dzięki niemu się nie starzeję, ale nie mogę wychodzić poza teren tej szkoły. To tak zwana Magia Winnych, znana też jako Klątwa Osądu. Mogę ci tak wymieniać całymi godzinami. Lecz pewnie zastanawiasz się czym ja zawiniłam? Otóż nie zrobiłam nic złego. Kiedy w 1927 roku żyłam jako normalna nastolatka z kochającą rodziną i zwyczajnymi problemami, byłam szczęśliwa. Chodziłam do szkoły magii Ilvermorny w Stanach Zjednoczonych, miałam przyjaciół, żadnych problemów z prawem, wszystko było idealnie... Aż do czasu, gdy w wakacje po szóstej klasie spotkałam towarzyskiego blondaska o ciętym języku; Taylora Brunnen'a. Wydawał się być normalnym, miłym chłopakiem z nieco zachrypniętym głosem, ale wydało mi się to normalne.
Zaprzyjaźniliśmy się. Ta znajomość utrzymała się przez cały pierwszy semestr siódmego roku. Potem zaczęło dziać się coś dziwnego. Znikał na całe godziny z zamku i powoli stawał się markotny oraz chłodny. Nie był sobą. Zapamiętam tę jedną datę do końca moich dni. Dwudziesty pierwszy grudnia. Powiedział wtedy, że ma dla mnie niespodziankę z okazji świąt, ale musi mi ją pokazać wcześniej, ponieważ miał wyjechać jeszcze tego samego wieczoru. Teraz wiem już dlaczego - uśmiechnęła się smutno i kontynuowała. - Weszliśmy do tajnego przejścia, którego dotychczas nie znałam. Cały czas schodziliśmy w dół. Taylor wprowadził mnie do ciemnego pomieszczenia i zamknął drzwi. Wtedy jeszcze nie byłam świadoma tego, jaki widok mnie czeka. Zapaliło się światło i ujrzałam coś, czego już nigdy więcej nie chciałabym zobaczyć. Ciała LUDZI i magicznych zwierząt leżące w dziesiątkach klatek aż po wysoki sufit; niektóre były rozczłonkowane. Na środku lochu stał stół z fiolkami i dziwnymi, nieznanymi mi przyrządami. Musiałam stłumić odruch wymiotny. Brunnen ogłuszył mnie czymś topornym, a gdy się obudziłam siedziałam na krześle, mocno związana i otoczona okrutną aurą dementorów. Chyba już wiesz gdzie się znalazłam, prawda? - Spytała.
- W Ministerstwie Magii - powiedział posępnie Syriusz, próbując otrząsnąć się z niemałego szoku.
- Dokładnie. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale przenieśli mnie z podziemi Ilvermorny do Anglii. Wyobrażasz sobie jak wielkie było moje przerażenie? No jasne, że nie. To nie ciebie przesłuchiwali przez kilka godzin za czyn, którego nie popełniłeś, i z którym nie chciałeś mieć nic wspólnego. A czym był ten czyn? Zabijanie, spożywanie i eksperymentowanie na magicznych stworzeniach. I kto wezwał pomoc, by aresztować pieprzoną psychopatkę, którą mnie nazwali? Oczywiście Taylor. Ten morderca mnie wrobił! Za "popełnione" przestępstwo skazali mnie na bezlitosną karę, jaką było uwięzienie w tym lustrze i samotność, a w końcu śmierć w Sądny Dzień. To będzie moje wybawienie. Śmierć - zakończyła swój monolog Annie, rozpromieniając się lekko na wspomnienie o końcu cierpienia.
Syriusz siedział naprzeciwko niej i przetwarzał w głowie wszystko, co do tej pory usłyszał. Ogarnął go żal i współczucie dla tej dziewczyny. Musiał zrobić coś, by ją uszczęśliwić.
- Annie, posłuchaj... Masz może ochotę wyjść na błonia i trochę polatać? Chyba dawno tego nie robiłaś, co nie? - Zapytał z nadzieją. W końcu trafił na dziewczynę, która lubiła Quidditch'a! Szkoda tylko, że spotkał ją taki los...
- Naprawdę mogłabym znów dosiąść miotły?! - Krzyknęła podekscytowana.
- Tak, Annie - skinął głową.
Już chwilę potem szybowali razem na boisku w świetle księżyca. Przez cały tydzień spędzali razem czas i to już nie w nocy, ale także w dzień. Syriusz przedstawił Annie swoim przyjaciołom, nie wspominając jednak ani słowem o jej pochodzeniu i tragicznej historii. Przez te kilka dni zdążyli coraz to bardziej się w sobie zakochiwać. Dwa razy nielegalnie odwiedzili Hogsmeade, a do tego Gryfon przeganiał swoje fanki, by móc w spokoju pobyć z dziewczyną.
W Sądny Dzień Annie stawała się coraz bardziej niespokojna. Nie powiedziała chłopakowi o tym, że dziś ma odejść w spokoju na zawsze. Podeszła do niego wieczorem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, gdy leżał kanapie i rozmawiał z Jamesem.
- Syriusz... Cz-czy możemy porozmawiać? No wiesz, tam gdzie zawsze za dziesięć północ... - westchnęła lekko i wyszła przez portret nie czekając na odpowiedź.
James spojrzał na przyjaciela pytająco. Ten wzruszył ramionami i kontynuował błogie wylegiwanie się.
Po kilku godzinach, Black zwlekł się ze swojego łóżka i ruszył w kierunku nieużywanej części zamku. Gdy wszedł do pokoju ze zwierciadłem Ain Eingarp, doszczętnie go zamurowało. Przed lustrem z zamkniętymi oczami siedziała Annie, ubrana w długą, zwiewną białą sukienkę i z mlecznej barwy kwiatem wplecionym we włosy. W oczach Gryfona wyglądała oszałamiająco. Podszedł nieśmiało do dziewczyny.
- Co robisz, Annie? - Zapytał cicho.
- Przygotowuję się do odejścia - rzekła spokojnie.
- Ale jak to... Zaraz...! Czy ty chcesz mi powiedzieć, że umierasz?! - Krzyknął z przestrachem chłopak.
- Dokładnie tak. Musiałam się z tobą zobaczyć jeszcze ten ostatni raz - powiedziała dziewczyna, otwierając oczy i roniąc kilka łez.
- Przecież nie możesz mnie zostawić! Nie po tym jak... Jak ja... Jak pokochałem cię! - Black upadł przed nią na kolana, wybuchając płaczem jak małe dziecko i biorąc w ramiona słabnącą ukochaną.
- Ludzie zawsze umierają. Taki już ich los. Dzięki tobie zobaczyłam piękno tego nowego świata. Dziękuję. Dziękuję za ten krótki, ale najwspanialszy okres w moim życiu. Ja też cię kocham - uśmiechnęła się smutno i zamknęła oczy, rozpadając się powoli w śnieżnobiały pył i mgłę. Syriusz pozostał na posadzce jeszcze długie chwile, wylewając gorzkie łzy na podłogę, na której została jedynie kupka jasnego popiołu...
[1836 SŁÓW?! WUUUUT?! Się zagalopowałam. Sorry...]
Tadaaaaa! :D Ale jestem dumna z tej historii i ze zdjęcia w mediach! Dorobiłam ten napis i po prostu WoW! Bardzo mi się podoba, a Wam? Rogi5556, pasuje do tego tematu? Przepraszam za nieobecność, ale dopadło mnie coś takiego jak niemoc twórcza. AGAIN. Wiem, jestem okropna, ale tego konkursu po prostu nie mogłam sobie odpuścić ;)
Bye, 🍕
#Ann 🔥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro