Koniec nie zawsze jest końcem!!! To zaledwie początek!!! #26
Obudziłam się na klatce piersiowej mego rycerza. Było mi tak wygodnie, ale obowiązki niestety wzywają. Wczoraj jeszcze poinformował nas Ratchet o tym, że już jutro będziemy na miejscu. Przerażała mnie ta akcja chociaż po sobie tego nie pokazywałam. Wraz z Optimusem weszłam na mostek, a moim optykom ukazał się ogromny statek w którym jest nasz cel. Od wczoraj włączony mieliśmy kamuflaż, który umożliwił nam zbliżyć się do statku. Wszyscy zebrali się na mostku, by jeszcze raz przedyskutować plan działania lecz ja nie słuchałam tylko byłam gdzieś daleko myślami.
"Tyle ryzykują, by uratować mój dom...moją planetę...moją rodzinę! Mam nadzieję tylko że nie ucierpią przeze mnie"
Po omówieniu wszystkiego piloci wylądowali na statku. I wszyscy przygotowali się do wejścia po kryjomu do środka, co dziwnym trafem bez trudu poszło. Przeszliśmy razem przez korytarz. Patrząc się na wszystko wokół to czułam się jakbym tu kiedyś była. Te miejsce było mi dziwnie bliskie. Niestety czas było wdrożyć plan w życie.
-Uważajcie na siebie-powiedziałam i pocałowałam Optimusa w policzek, by po chwili pobiec w drugie rozwidlenie dróg.
Perspektywa Optimusa
Światło odstające się z kolorowej kosmicznej zorzy słabo oświecało miejsce gdzie byli Stwórcy. Pomieszczenie było ogromne i bogato zrobione zaś po środku były ustawione tak jakby trony. A na podwyższeniu za okregiem botów siedział on... Król Transformersów, a przy nim stał zdrajca i morderca. Wszyscy siedzieli z dumnie podniesionymi głowami i wpatrywali się w intruzów. Siedem Autobotów pod wodzą samego Optimusa Prima stała przed okregiem. Wojownicy mierzyli się wzrokiem. Potężne i doświadczone postacie najeźdźców budziły lęk w Iskrach słabszych, jednak nie mniej doświadczonych botów. Zdawali sobie oni sprawę, że nawet pomimo posiadania po swojej stronie samego Optimusa, nie mieli większych szans na wygranie tej walki, ale zależało tylko im na tym aby przytrzymać w niewiedzy swych wrogów. Śmiało patrzyli w twarze przeciwników, tłumiąc lęk i niepewność. Wreszcie odezwał się sam Doradca Starego Króla.
-Kim wy jesteście, że tu przybyliście?! -spytał złowrogo patrząc się na lidera Autobotów- Nie macie z nami żadnych szans więc odejdźcie, a oszczędzimy wasze nic nie warte Iskry! -warknął mierząc wszystkich wzrokiem pogardy i wyższości.
-Nazywam się Optimus Prime!!! -powiedziałem doniosłym głosem, który odbił się echem od ścian wielkiej sali.-Przybyłem tu aby porozmawiać z Królem o jego jedynym z stwórców!
-Król nie ma zamiaru rozmawiać z tobą!
-Myślę jednak, że Król zechce wysłuchać tego co mam do powiedzenia.-odparłem chłodno-Jestem ostatnim żyjącym Primem!!! Mam prawo i rządam rozmowy z królem! - nie pod dawałem się, ale król nawet nie spojrzał na mnie jakby po prostu tu mnie nie było...
-Ostatni raz mówię! Odejdźcie albo was spotka szybka śmierć!
Optimus zauważył, że w pomieszczeniu jest tylko dziesiątka stwórców. Wiedział od Black, że Birnoser jest na ziemi wraz z Quintessą, brat bota nie żyje, a brakuję tu tylko jednego Stwórcy, który musi gdzieś być. Oby tylko Black nie trafiła na stwórce którego tu nie ma.
-Ej Kotek, wiesz, że oni tego nie łykną? – popatrzył się na femme, która wstała z tronu i popatrzyła na doradcę jak na kretyna, ale jednocześnie jej wzrok był pełen politowania i kpiny – Boty nigdy się nie poddają, zupełnie jak ona…- na te słowa kilka botów uśmiechnęło się., ale tego się
nie spodziewali.
-ZAMKNIJCIE SIĘ WSZYSCY!!!!!!-ryknął doradca gdy zaczęły się przepychanki słowne między wszystkimi.
-Czyżby konflikty rodzinne? – zapytał się Jazz z niewinną minką, na co Smokescreen parsknął cichym śmiechem – Może damy wam spokój na godzinkę i jak się ogarniecie to przejdziemy do naparzanki?-dodał, a czarno-szara femme zachichotała wrednie, a po chwili stwórcy nie wytrzymali i się uśmiechnęli wrednie. Pozostali zmierzyli bota gniewnym wzrokiem, a król nawet nie miał zamiastu zabrać głosu.
-No co ty Jazz! Niech się kłócą w spokoju! Tylko skoczymy po popcorn!- dodał Bee.
-I oczywiście wódeczkę!- dołączył IronHide.
-Już was lubię- powiedziała botka-Nazywam się DeathPlay-i ukłoniła się uśmiechając wrednie.
-Zapłacicie za tę obelgę swoim życiem! -warknął Doradca.
-Primusiee… Serio?! Nie wymyśliliście nic więcej?-westchnął Smokescreen, a wszystkie boty ledwie powstrzymywały się od wybuch śmiechu. Taka odwaga u młodego kadeta nie była spodziewana.
-Cooo? -odezwał się któryś z stwórców.
-Każdy czarny charakter zawsze mówi to samo! „Nie macie ze mną szans, bla bla bla, jestem najpotężniejszy, sraty taty, niedługo podbiję cały świat, pierdu pierdu, zapłacicie za to głową, pitu pitu” No błagam! Myśleliśmy, że będziecie się choć trochę różnić od reszty w końcu to wy jesteście stwórcami!-Smokescreen grał na czasie gdy ja zastanawia się co zrobić.
Wyrwały się pojedyncze chichoty, ale boty wciąż trzymały garde czekając na me polecenie. Nie można było tego powiedzieć o Death, która umierała po cichu ze śmiechu.
-Młody, no ale czego się spodziewasz?-powiedziała Arcee.
-Przecież oni nigdy nic sami nie wymyślą!-do rozmowy dołączył Ratchet zaś ja uważnie obserwowałem tutejszych władców.
-Rany… ale z was aparaty…. – Death wręcz dusiła się ze śmiechu. Zwróciła się do wściekłego Doradcy – Zatrzymamy ich? Będą naszymi osobistymi zwierzaczkami? Prooooszeee!
-Czy ja ci wyglądam na psa?!-wściekła się [T.I] która dotychczas siedziała cicho-Bo mi się wydaje że ty jesteś kundlem, a ja rasowym wilkiem!!!-warknęła w stronę Death.
Tolerowała wiele żartów i odcinków na swój temat, ale wszyscy, którzy znali Death dobrze wiedzieli, że lepiej jej zbytnio nie denerwować. Padło z ust Autobotów wiele słów przez to atmosfera u botów rozluźniła się chociaż byli bardzo zestresowani tym czy im się uda. Nagle w jednej chwili Death skoczyła na młodego kadeta i przygwoździła go do ziemi.
Już wiedziałem że nie damy rady przeciągnąć tego więc dałem sygnał do obrony i ataku. Na ten sygnał wszyscy bez wyjątku rzucili się do walki. Dwaj Stwórcy rzucil IronHide’a, pozostali rzucili się po kilku na jednego bota. Wyjątek stanowił Doradca. Wściekła Femme właśnie waliła pięściami w Bee, ignorując zupełnie pozostałych. Zaś doradca spokojnie zszedł z podwyższenia wyciągając swój topór gdy ja powoli ruszyłem w jego stronę. Z wściekłością próbował odciąć mi głowę jednym, celnym ciosem, jednak w ostatniej chwili uchyliłem się i spróbowałem przebić mu bok. Niestety tamten uchylił się i jedynie płytko zadrapałem mu lakier. Zaatakowany momentalnie spróbował bardzo zręcznego cięcia, zwanego kołem Śmierci. Bardzo szybko obrócił się, wyciągając przed siebie ostrza. Niemal uciął mi głowę, jednak miałem plan aby rzucić się na ziemię i lekkim poślizgiem przesunąć się pod zdezorientowanym doradcą, po czym uciął bym mu prawe ramie lecz przewidział moje intencje i zablokował mnie. Nasze bronie stary się ze sobą. Stwórca był naprawdę silny nawet odemnie. Nie wiem ile wytrzymam w tej pozie.
Tymczasem srebrnej stwórczyni udało się podciąć Bulkheada. Na nieszczęście IronHide wsparł przyjaciela, strzelając do nich lewym blasterem, a prawym ostrzem broniąc się przed aż trzema. Stwórczyni odbiła strzały, lekko cię wycofując, a fioletowy Stwórca skoczył do tyłu, robiąc salto. Hide pomógł wreckerowi się podnieść, po czym stanęli do siebie plecami. Zaczęli strzelać do łącznie 5 atakujących, osłaniając się wzajemnie. Strategia była na tyle dobra, że Rachet z Arcee zrobili to samo, dzięki czemu mieli większe szanse w walce z silniejszymi przeciwnikami. Pozostała dwójka botów ruszyła na pomoc bitemu Smokowi. Death nie odpuszczała i już rozkwasiła twarz kadeta. W tym stanie nie widziała zbliżającego się zagrożenia. Dwójka stworców zauważyła zagrożenie ze strony Autobotów. Przez chwilę rozpędzał się, po czym rzucił nią między Jazza, a Bee’ego, samemu biegnąc do tych botów. Chcieli za wszelką cenę ochronić Death, gdyż we trójkę stanowili Dream Team i tajną broń. W końcu nie było bardziej morderczego połączenia. Wspólna transformacja i było po przeciwnikach. Ty razem jednak nie chciało im się tego robić. Liczyli na szybką walkę.
Nie mogłem jednak skupić się na innych gdy ja walczyłem teraz z większym o głowę przeciwnikiem który był naprawdę potężny. Zacząłem powoli słabnąć czułem to każdym przewodem. Czułem w przewodach jak gotuje się we mnie energon z nadmiaru wysiłku i adrenaliny. Chciałem szybko go zaatakować i sprowokować do tego, że na chwilę się odsunie... Niestety nie miałem na tyle siły w sobie aby odeprzeć atak nogą i upadłem na plecy, wypuszczając przy tym swą broń. Chciałem podnieść się na rękach lecz nie miałem na tyle siły by od razu wstać. Więc powoli podniosłem się na rękach które ledwo mnie utrzymały jednak nie było to dostatecznie szybko, bo zaraz podszedł do mnie Doradca i kopnął w twarz aż odrzuciło mnie na plecy, a stanął na mojej klacie. I schylił się ku mojej twarzy uśmiechając się podle i z wyższością. Wszyscy zaprzestali walki i z zapartym tchem patrzyli na tą scenę. Byłem bezbronny i słaby aby móc się chronić i tylko cud mógł mnie uratować.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że się podoba 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro