Dawka siódma. Dominicus oznacza "sługa Pański".
- Ucisz się - zażądał Uczeń. Albo spróbował zażądać, bo w obecnym stanie ledwo mówił. Był pewien, że jeśli ochroniarz zaraz mu nie pomoże, to upadnie.
Mężczyzna nie miał zamiaru "uciszać się", jednak widząc wycieńczenie przybyszów rzucił się do pomocy. Dzięki swojej niebanalnej muskulaturze bez problemu dźwignął omdlewającą Gunnarsen na plecy, a chłopaka wziął pod ramię.
- Wiem, że radziłem ci znalezienie sobie dziewczyny, ale jeśli to twój sposób na podryw, to zaczynam się bać o klientki - zachichotał pod nosem, zadowolony z własnego żartu.
Uczeń obdarzył go długim, zmęczonym spojrzeniem.
- Już dawno powinieneś się zamknąć - furknął w odpowiedzi. - Z resztą, ona ma męża. A ja nie jestem zainteresowany, powtarzam po raz setny.
Przygaszony ochroniarz zrobił smutną minę. Widząc, że swoim zmysłem casanovy już nic więcej nie zdziała, ruszył za kotarę.
Weszli do głównego pomieszczenia, które jak na standardy tego miejsca było podejrzanie puste. Z osłoniętych boksów nie dochodziły głosy ani światło, pustego parkietu nie oświetlały różnokolorowe stroboskopy. Wszystkie pufy, niskie stoliki w azjatyckim stylu i modernistyczne kanapy były wolne. Nikt nie tańczył na podestach z rurami, nikt nie czytał podejrzanych pism w kącie sali, nikt nie robił zdjęć na tle anty - Elitarnych plakatów na ścianach. Nawet muzyka przestała grać. Jedynie puste butelki, szklanki i torebki po prochach świadczyły, że ktoś tu był.
Nagle do uszu chłopaka doszły podejrzane dźwięki. Niespokojnie rozejrzał się po sali i zauważył pięciu delikwentów, którzy chwiali się niepewnie, siedząc na stołkach przy barze. Jeden z nich, chyba najbardziej trzeźwy, spojrzał na nich. Uśmiechnął się nieprzytomnie, wyzerował złoty napój ze szklanki i pijackim slalomem podszedł do grupy nowo przybyłych.
- Witam szefa! - krzyknął niewyraźnie, klepiąc w ramię Ucznia. - No powiem szefowi, dzisiaj jak nigdy! Wykonaliście kawał dobrej roboty!
- Tak, dzięki - niezadowolony z hałasu chłopak odpowiedział oschle. - Pochwały należą się Dominikowi.
- A, Domi - Dom nasz kochany! - do rozmowy dołączył się kolejny imprezowicz. - Jak zwykle nie... - wypowiedź przerwało czknięcie. - Niezawodny!
- Miło mi słyszeć tak chwalebną opinię - podziękował komplementowany, niewzruszony podchodzeniem kolejnych mężczyzn, zainteresowanych pojawieniem się znanych twarzy i omdlałą kobietą. - Co wy na to, żeby iść do domu? Już czwarta nad ranem, słońce wstaje. A uprzedzając pytania, nie załatwię wam kolejnych szotów. Barman poszedł do domu.
Grupa okazała zbiorowe niezadowolenie, ale po kilku mruknięciach i kwestiach w stylu "No wyluzuj się, Domi - Dom" opuścili lokal.
I choć Uczeń był naprawdę ciekawy, kim są ludzie nazywający jego ochroniarza w ten sposób, nie miał siły pytać. Dał się zawlec mężczyźnie za bar, na zaplecze. Tam został oparty o półkę z imponująca kolekcją whisky i mógł tylko patrzeć, jak ochroniarz podchodzi do drzwi od chłodni. Po wpisaniu kodu...
Przesunęła się szafka. Jego podpora, przez której brak Uczeń zaliczył kolejną już dzisiaj glebę.
- Przepraszam - powiedział niewyrażającym ani krzty skruchy głosem Dominik.
Uczeń tylko machnął na niego ręką i dał się podnieść.
Weszli do małego pokoju, a półka - drzwi zamknęła się bezszelestnie. Znaleźli się w sypialni, zbyt standardowej jak na gusta panujące w tym miejscu. Podłogę pokrywał czarny dywan, okno było zasłonięte a meble ustawione w tylko Dominikowi znanym ładzie. Nad ogromnym łóżkiem wisiał imponujących wielkości telewizor z podłączoną konsolą, a wszechobecne półki wypełniały gry w pudełkach i komiksy. Wszystko nielegalnie sprowadzone.
- Przywaliłbym ci za dzisiaj, ale jestem zbyt zmęczony - zaczął rozmowę chłopak, będąc kładzionym na mięciutkiej pościeli.
- Może byś drasnął, ale prędzej złamiesz sobie rękę niż uszkodzisz mnie w jakikolwiek sposób - tak, ten facet niczego nie żałował. Z uśmiechem na ustach położył obok Ucznia biedną Gunnarsen i zerknął przez szczelne żaluzje w oknach.
- Zjawiłeś się w samą porę. Robi się widno i może mi się wydaje, ale antyterroryści znowu łażą po ulicach - kontynuował swoją wypowiedź. - No cóż, nic więcej dla ciebie nie zrobię. Na razie leż i odpoczywaj, a później - w przerwie z wahaniem spojrzał na leżącą obok chłopaka kobietę. - Później zobaczymy.
Przed wyjściem z pomieszczenia Dominik obdarzył do jeszcze jednym, niespokojnym spojrzeniem. Widząc jednak, że Uczeń mu się przygląda, puścił oczko i wyszedł.
Wreszcie spokój.
- Co to ma być, mój drogi!?
Tak, spokój przez dwie sekundy. Tyle zajęło Malarii przestanie symulowania omdlenia, wylecenie z kieszeni Pelerynki - Niewidki i krzyknięcie z oburzeniem.
- Ciszej, głowa mi zaraz pęknie - zirytował się chłopak. - A z resztą, to ja powinienem mieć pretensje. Czy nie miałaś być wycieńczona i omdlała?
Komarzyca potarła swoje odnóża w szybkim tempie.
- Obudziłam się przed wejściem. Podejrzewałam, że ten cały Dominik nie widział nigdy gadających owadów, więc zostałam w kieszeni. Wydawało mi się, że już kiedyś o nim opowiadałeś, a teraz jestem pewna, bo to ten niesamowity przyjaciel sprzed naszej znajomości. Na jedno pytanie sama sobie odpowiedziałam. Nasuwa mi się następne. Mój drogi, gdzie jesteśmy?
Uczeń naprawdę nie chciał się dzielić takimi informacjami. Jednak sytuacja podbramkowa sprawiła, że musiał przyprowadzić swoje przyjaciółki tutaj, a nie cofnie czasu. Do tego cienie w rogach pomieszczenia zaczynały namawiać go do dziwnych rzeczy...
- Masz moje tabletki? - zapytał prosząco.
- W lewej, dolnej, wewnętrznej kieszeni Pelerynki - poinformowała chłopaka. Poczekała, aż w spokoju połknie leki. Później dała mu chwilę dla siebie, obserwując błyskawiczny powrót energii.
Chłopak na chwilę odpłynął, pogrążając się w rozmyślaniach. Uczeń szczerze nienawidził swojej przypadłości, której nabawił się w lochach Elity i gdyby mógł, oddałby za zdrowie prawie wszystko. Jednak w życiu nigdy nie można mieć tego, czego się chce, dlatego razem z Malarią eksperymentował, aby opóźniać działanie rządowego świństwa i trzymać szalejący umysł w ryzach. Lekarka doskonale zachowywała w tajemnicy jakiekolwiek szczegóły choroby przed członkiniami Kompanii i co jakiś czas wpadała na kolejne genialne udoskonalenia piguł, za co był jej dozgonnie wdzięczny.
Już po chwili medytacji, gdy poczuł się lepiej, zaczął opowiadać.
- Z Dominikiem, jak wiesz, znam się od kiedy dostałem ciało. I tak jak ci mówiłem, jesteśmy sobie niesamowicie bliscy. Spotkałem go kilka godzin po wyjściu z więzienia. I nie zgadniesz, kim był. Tak - potwierdził, widząc zaskoczone spojrzenie Malarii. - Elitarnym żołnierzem! Jako człowiek bez jakiejkolwiek wiedzy o świecie oddaliłem się od Mistrza i odbyłem z nim długą rozmowę o moralności. Chyba dobrze mi poszło, bo opuścił dotychczasową pracę. Później wynajął ten budynek i zaczął organizować spędy anty - Elitarne. W tym czasie często wymykałem się, aby odwiedzać go i pomagać w tworzeniu czegoś większego. Po miesiącach nawiązywań niepewnych umów z dziwnymi ludźmi i podszywania się pod "Braci Lightwood" stworzyliśmy to. Witamy w "Neonie".
Komarzyca powoli opadła na materac, wyraźnie zdegustowana.
- Tak myślałam, mój drogi. Narażałeś bezpieczeństwo swoje i innych, żeby otworzyć nielegalny klub nocny - to zdanie brzmiało lepiej w myślach. Po wypowiedzeniu stało się straszne. - Mam jedno, zasadnicze pytanie. Jak ty pilnujesz bezpieczeństwa!?
Na szczęście komarzyca była naprawdę mała, bo w przeciwnym razie Uczeń skończyłby źle. A będąc kłutym po każdej wypowiedzianej przez Malarię sylabie mógł przyzwyczaić się do bólu. No dobra, nie mógł. Piekło niemiłosiernie.
- Dominik opiekuje się wszystkim. Wpuszcza ludzi tyko po zachodzie słońca, czyli około dwudziestej drugiej, przez pół godziny. Zasady są żelazne. Żeby wejść, musisz przyjść z kimś nam znanym, stałym klientem bądź pracownikiem. Tych mamy tylko dwóch. Zaufanego barmana, czyli kumpla Dominika od dzieciaka. Drugi... - tu chłopak się zawahał. - Wiem, że ci się nie spodoba, ale ten drugi to jakby dealer.
- No dobrze wiesz - westchnęła komarzyca.
Zażenowany i zawstydzony chłopak kontynuował dalej.
- Wiąże nas umowa. My znamy jego kochankę, a on dwójkę z "Braci Lightwood". Jeśli nawali i wyda nas, może pożegnać się z miłością. Ale nie zrobi tego - uspokoił przyjaciółkę, która chciała zadać kolejne pytanie. - Dobrze mu płacimy.
- Za co dokładnie? - i tak musiała się dowiedzieć wszystkiego.
- Różnie, w zależności od tego, czego chcą klienci. Powiem ci, że spisuje się świetnie, sprowadzając wszystko zza terenów Królestwa - tu skinął głową, wskazując na nową konsolę i nawał gier. - Ale umówienie się z nim nie było proste. Pewnie nigdy byśmy go nie dorwali, gdyby nie fakt, że jego i mnie łączy pewien dług.
- Jaki? - dopytywała coraz bardziej zaciekawiona Malaria.
- Nie mogę powiedzieć - odbił piłeczkę Uczeń. Jednak wyrzut w oczach komarzycy kazał mu się wytłumaczyć. - Jeśli powiem, poznasz jego tożsamość, a tak być nie może!
Przyjaciółka po chwili milczenia uszanowała jego decyzję, jednak wciąż miała wiele innych zarzutów.
- Wiesz, że za samo posiadanie alkoholu albo narkotyków innych niż Elitarne tabletki można pójść do więzienia? Nie mówię o elektronice i nielegalnych stowarzyszeniach, bo przy takich wykroczeniach można was ściąć!
Chłopak pokiwał głową.
- Tak, ale chcę to robić.
- Czemu? Ludzie przychodzący tu nie będą szczęśliwi na dłuższą metę, nie lepiej byłoby promować bunt w inny sposób albo...
- Nie! - zaprotestował szybko. - Wiem, jak to dostrzegasz, ale to jest w pewien sposób właściwe! Bardzo pokrętny, ale wciąż.
Komarzyca zaczęła zirytowana pocierać odnóża.
- Więc udowodnij mi, mój drogi, że to jest dobre.
Uczeń miał zamiar przekonać ją tak samo, jak kiedyś Dominika.
- To nie jest dobre, po prostu najmniej złe ze wszystkich pomysłów. Ludzie uciekają z szarego świata na różne sposoby. I choć ty, Malario, masz niesamowite życie, zwykli mieszkańcy królestwa są po prostu znudzeni. Sięgają po tabletki Elity, one ich omamiają i propaganda zaczyna działać. W tym, co robię z Dominikiem, nie ma chęci omotania sobie ludzi wokół palca. Sprzedajemy dobrej jakości substancje odurzające, pozwalamy się wyszaleć, tańczyć, kochać... Bawić! I wiem, że wolałabyś coś mniej inwazyjnego. Ale te tysiące klientów, którzy przychodzą tu regularnie, są gotowi walczyć.
- Za alkohol - prychnęła w odpowiedzi.
- Tak, ale przynajmniej z własną wolą i poglądami - do dyskusji dołączył trzeci głos. - Pozwoliłem sobie posłuchać waszej rozmowy i Malario, on mi już o legendarnej Kompanii z Królestwa Narkomanów opowiedział.
W drzwiach, jak zwykle szelmowsko uśmiechnięty, stał Dominik.
- Dlatego nie przestraszyłbym się ciebie - kontynuował, nie zważając na mordercze spojrzenie komarzycy. - To musi być niezwyciężona Gunnarsen, co nie? - zapytał, wskazując na wciąż śpiącą wojowniczkę. - Chyba pomimo swoich umiejętności, jak one tam?
- Krav Magia -szepnął Uczeń.
- Dokładnie! Chyba pomimo Krav Magii coś ją zwyciężyło - dokończył mężczyzna.
- Jak śmiesz. Najpierw wciągasz go w ten syf, a teraz śmiejesz się z Gunnarsen! - oskarżała doprowadzona do szału Malaria.
Słysząc to, ochroniarz przybrał bardzo groźną minę, która w połączeniu z mięśniami budziła grozę.
Uczeń aż za dobrze znał taką odsłonę przyjaciela. Wściekłego współprowadzącego biznesu, który codziennie użerał się z klientami i żył w strachu o swoje życie. Żaden Elitarny szpieg nie przechodził obok złego Dominika bez straty przynajmniej jednej kończyny.
- Słuchaj, bo będę mówił powoli i wyraźnie - zaczął pewny siebie. - Ty okazujesz Elicie bunt, nakłuwając losowych ludzi i wstrzykując im dziwne płyny do żył - rzeczywiście, mówił jak do niepokornego dziecka. - Uważam to za co najmniej dziwne, ale to twój sposób na życie. Ja prowadzę klub dla dorosłych - jak zwykle otwarcie opowiadał o swojej profesji. - Tobie się to nie podoba. Wniosek?
- Mamy inne poglądy? - odpowiedziała pytająco komarzyca.
- Dokładnie! - wykrzyknął mężczyzna, kładąc rękę na ramieniu Ucznia, zaczynając swoim zwyczajem gestykulować. - Walczymy inaczej, ale skutecznie. Bo jesteśmy inni. I to jest, Malario, "Neon".
- Ale... - wyjąkała komarzyca.
- Nie ma ale! - szybko zaprzeczył mężczyzna. - Ja postanowiłem być tutaj dla ludzi. Chcę dać im możliwość wyboru. I będę walczył o to, bo uważam ten wybór za najsłuszniejszy.
~~~
1963 słowa
Ostatnio zauważyłam, że moja praca jest w kategorii General Fiction. Ta konkretna kategoria skupia się na wewnętrznych przemyśleniach i problemach głównego bohatera, jest dla starszych i bardziej otwartych na metafory i problematykę czytelników. Coś jak nowele - niewielka ilość krótkich rozdziałów, mało postaci, trudna tematyka...
No fajnie. Psuję gatunek.
"Nie no, nie może być tak źle", cytując samą siebie sprzed kilku minut. Tego cytatu mam zamiar trzymać się aż do końca.
I po jak zwykle płynnym przejściu proszę o wytykanie błędów.
Alleluja i do niedzieli!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro