Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dawka piąta. Dezintegracje, wariacje, komplikacje.

  Zaczarowany korytarz nie był najlepszym miejscem do czekania. Zwłaszcza, jeśli jego mocą jest  otępianie ludzi, a twój jedyny towarzysz mówi tylko w przypadku największej potrzeby. A może nie chce komunikować się w ogóle? W końcu sekundy, ciągnące się niczym spandex z kostiumu Gunnarsen, niepewność o bezpieczeństwo przyjaciół i ta okropna senność nie są rzeczami pomagającymi nawiązywać nowe znajomości. Tort szaleństwa z Owczą wisienką na czubku, po prostu pięknie!

   Choć eksplozja, wyrywający ściany z filarów, też do najbardziej komfortowych nie należy.

  Uczeń nie potrafił stwierdzić, kiedy wybuch nastąpił i dlaczego. Był po prostu nagły i spokojny, narkotycznie piękny. Pozorna iluzja ciszy pozostała, jakby zaklęcie wciąż walczyło, ale lustra pękły. W nienaturalnym tańcu szkło rozleciało się na odłamki, większe i mniejsze. Poszybowało w jedną stronę, a on w głowie słyszał finał harmonijnego walca, gdy w zwolnionym tempie przypatrywał się wirującym drobinkom. Partia skrzypiec, fortepian, szybkie allegro i ból przebijanej skóry. Krew, lejąca się majestatycznie po całym ciele, tworzyła ścieżki na skórze, wirowała w coraz to nowszych figurach i obrotach, dopóki chłopak nie stracił władzy nad swoim ciałem. Spowodowane to było ubytkiem krwi, choć jemu bardziej przekonującym wydawało się stwierdzenie "taneczne wyczerpanie".

   - Niesamowicie silne zaklęcia, moja droga - doszedł do jego uszu głos tuż przed zaśnięciem. Był znajomy, ale Uczeń wcale nie chciał do niego iść. Pragnął zostać tu już na zawsze i tańczyć walca.

   Gdzieś tam majaczyły się sylwetki znanych mu osób, a w dole krzątały się ubrane w kamizelki ochronne postacie, gdy on unosił się nad ziemię w towarzystwie dudnienia kotłów. Muzyka powoli ustawała, dogrywając ostatnie skrzypce, kiedy jego oczy osnuła czarna mgła.

  - Przyrzekam, że nie pamiętam nic więcej - Uczeń właśnie kończył opowiadać Mistrzowi o pobycie w korytarzu. Był roztrzęsiony i pewny swojej winy.

   - I tak dużo powiedziałeś, biorąc pod uwagę Lustrzany Urok - uspokoiła go. Widząc pytające spojrzenie chłopaka, zabrała się do tłumaczenia. - Elita uwielbia tę sztuczkę, choć to prosta sztuczka z trudnymi do wykrycia oparami. Powoduje pętlę myśli, zawieszenie niczym po ich tabletkach. Do tego silnie odbija się na psychice podtruwanego, co u ciebie widać. Musiałam cię lewitować, ponieważ nie chciałeś podnieść się z ruin.

  Mogła mieć trochę racji. Uczeń tuż po ratunku z odnóży Malarii i odzyskaniu przytomności rzucił się do starego gramofonu, stojącego w rogu salonu. Nie pamiętał, w jaki sposób przedmiot znalazł się w ich bazie i skąd w ma w rękach płyty z koncertami Mozarta czy baletami Czajkowskiego, ale musiał ich użyć. Nie chciał z nikim rozmawiać, dopóki nie włączy muzyki.

   - Po raz któryś muszę powtórzyć, ze po prostu lubię muzykę klasyczną. To nie ma nic wspólnego z tymi śmiesznymi lustrami - zirytowany zaczął się bronić.

   - Mów co chcesz, mój drogi, ale nawet nie zainteresowałeś się naszym zakładnikiem czy stanem zdrowia innych - to komarzyca podleciała do nich. Wyraźnie niepewna usiadła na ramieniu Ucznia, po czym kontynuowała, bo w końcu zna go najlepiej. - Martwisz się o Kompanię i prędzej dałbyś sobie ręce uciąć, niż spuścić nas z oczu. Do tego błagam, ty i balet? Zawsze kochałeś ostrego rocka, dobrze o tym wiem.

   - Progresywnego - poprawił ją, zanim zauważył, że tylko się pogrąża.

   - Dziękuję ci, Malario - ucięła rozmowę Mistrz. - Przede wszystkim za odratowanie go. Jestem pewna, że ten efekt niedługo zniknie. Tymczasem ważniejsze sprawy. Co u biednej Gunnarsen?

  Chłopaka zamurowało. Od czasu rozdzielenia się z wojowniczką w więzieniu nic o niej nie słyszał. Mieli walczyć razem i przeżyć razem, tymczasem jego widzimisię sprawiło, że zniknęła. Ale dlaczego dziewczyny są takie spokojne?

   - Już nie przerażaj się tak, mój drogi. Postąpiliście dość...

   - Dość!? To było najbardziej nieodpowiedzialne zagranie w historii Kompanii! Dezintegracja na najwyższym poziomie! - oburzyła się Gandalf, a Uczeń całkowicie ją rozumiał.

   - Tak, tak. Bardzo źle - komarzyca pogroziła mu przednim odnóżem, po czym puściła oko. Zawsze traktowała go z dystansem, z powodu choroby psychicznej, o której jako jedyna coś wiedziała. - A o Gunnarsen nie musisz się martwić. Jak zwykle genialnie poradziła sobie z przeciwnikami i wykonała z Gandalfem lwią część roboty. Tuż po powrocie do bazy zadzwonił Martinus. Usłyszał o napadzie i chciał mieć ochronę jak najbliżej siebie. Popiera Elitę i czuje się niepewny, do tego martwi się o swoja ukochaną.

  Po krótkiej, ale dającej do zrozumienia wypowiedzi zapadło milczenie. Każdy rozważał coś innego - Malaria prawdopodobnie myślała o szczęściu wojowniczki, a wciąż zdenerwowana czarodziejka łypała na swojego podopiecznego kątem oka. Sam Uczeń zastanawiał się, jak najskuteczniej przeprosić. Cóż, raz kozie śmierć i ave spontaniczność!

   - Dziewczyny, ja... Czuję się źle z tym, co zrobiłem - zaczął, a adresatki słów przewróciły oczami. Czyżby go przejrzały?

   - Nie musisz nic mówić, rozumiemy - rzuciła trochę opornie, ale ciepłym głosem Mistrz.

   - Muszę - wziął głęboki oddech i drżącym głosem zaczął mówić. - Jesteście po prostu dojrzałe, pewne siebie, zżyte, odważne, inne i takie... Niesamowicie niesamowite! - to zdanie wydawało mu się strasznie infantylne, ale przynajmniej szczere. - Bez was nie byłbym tym, kim jestem w żadnym stopniu. Kto wie, czy nie siedziałbym w jakiejś zaczarowanej dziurze, bez ciała i możliwości wyboru? Taki szary człowiek, jak wielu na tym świecie. Wasz zwariowany świat i nieszablonowe podejście są miliardy razy lepsze od Elity i tego, co mogło mnie tam spotkać. I wiem, że często was zawodzę, ale mocno się staram, okej?

   Uczeń wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu, rumieniąc się coraz bardziej. Pomimo tego nie był w stanie wyrazić nawet malutkiej cząstki pozytywnych cech i odczuć, za które podziwia swoje towarzyszki - był zbyt onieśmielony i zestresowany. Zakończył trochę za szybko i nieelegancko, ale zdawało się, ze im to nie przeszkadza. Chwilę siedziały w ciszy, po czym Malaria zaczęła coś brzęczeć, ruszając odnóżami. Brzmiało przyjaźnie, ale nigdy nie dane było mu zrozumieć, co komarzyca chce mu przekazać.

   Zagłuszył ją hałas z pokoju Gandalfa.

  - Zakładnik się obudził! - zachwycona czarodziejka poderwała się na nogi i ruszyła w stronę sypialni.

   - Czemu on leży u Mistrza? - spytał lekarkę wciąż zawstydzony chłopak.

   - Ma największe łóżko, mój drogi - ciepło odpowiedziała. - A teraz podaj mi mój notes, jeśli możesz. Idziemy wydobyć coś z niego!

   Uczeń rozsunął jedną z licznych kieszeni swojej szaty i wyjął malutki, ledwo paro-milimetrowy zeszyt z zapiskami medycznymi, po czym ruszył za towarzyszkami do prowizorycznej sali badań.

  W środku zastali widok, jakiego nigdy wcześniej nie dane było doświadczać istotom żywym. Zawsze czysty pokój pedantycznej Gandalfa był w ruinie - z półek strącono wiekowe księgi, kufry na mapy i wszelakie plany miał poobrywane wieka, szafa wyglądała jak wielkie usta zwracające materiałowy posiłek. Co gorsza błękitny, puchaty dywan został zwinięty i rzucony w kąt, a jedno z wielu tajnych przejść znajdujące się pod nim, sforsowane.

   A największym z okropieństw była płacząca lokatorka, rzucająca się po łóżku, jakby szukając czegoś w fałdach prześcieradła. Oczywiście, kołdra już dawno wylądowała obok dywanu. 

   - Zniknął! On zniknął! To koniec! Zniknął! - lamentowała, całą w łzach i z wyraźnymi objawami początków padaczki.

   - "Sylabus"!? - z przerażeniem wykrzyknęła Malaria. Czyżby podstawowe źródło wiedzy czarodziejki zostało zabrane?

   - Nie, nie ta głupia książka! מַתָּן zniknął!

   - Czym jest "Matan", jeśli możemy wiedzieć? - spytał powoli i bardzo niepewnie Uczeń, po wcześniejszym upewnieniu się, że Malaria też nic nie zrozumiała.

   Czarodziejka nagle przestała się rzucać. Wstała z łóżka i niepewnym krokiem podeszła do chłopaka. W momencie, gdy ich twarze znalazły się kilka centymetrów od siebie, a on mógł usłyszeć jej nierównomierny oddech, w oku dziewczyny pojawił się groźny błysk.

   - Chłopak, który tu przed chwilą leżał, którego uratowałam i z którym byłam w do tej pory wieloletnim, szczęśliwym związku! מַתָּן! - krzyknęła mu prosto w twarz.

   Przyjaciół zamurowało. Niedostępna Mistrz miała kogoś? I to do dawna?

   - Ale... Przecież siedział w tym więzieniu... - próbowała się dowiedzieć więcej komarzyca.

   - Poszliśmy go uratować! - Gandalf na zmianę bledła i rumieniła się niezdrowo. - Myślcie chociaż trochę, dobrze!? - po czym zamilkła na chwilę.

   W tym momencie zarówno Uczeni, jak i Malaria zaczęli oczekiwać przeprosin, bo Mistrz swoim krzykiem przeholowała. Ona sama była tego świadoma i w jej oczach było widać ogromny żal. Przez krótką chwilę.

   Później jej oczy opuściły jakiekolwiek emocje. W jeszcze krótszym czasie stały się puste i jakby żywcem wyjęte z oczodołu modelek występujących na Elitarnych bilbordach.

   - Idę. Muszę go uratować. Wy się do mnie nie zbliżajcie - powiedziała, chociaż przypominało to bardziej nieumiejętną recytację. I choć Uczeń w akcie desperacji chwycił ją za przedramię i bardzo mocno próbował odwieść od pomysłu "ratowania", a komarzyca krzyczała coś, sama zagłuszając się szmerem powodowanym pocieraniem przednich odnóży, nie zdziałali nic.

   Nastąpił potężny błysk, a dwójkę oponentów wielka siła odrzuciła za drzwi.

   Na korytarzu cisza rozsadzała im uszy.

   - Przecież nikt nie wiedział, kto jest w specjalnych celach - dokończyła szeptem Malaria, patrząc na zatrzaśnięte drzwi.

~~~

1467 słów

Jak mija Wam niedziela? Jesteście dumni z nieregularności rozdziałów?

O specjalną wypowiedź poproszę samą Gandalf, CichoCiemna_23, o tu ---> w komentarzu.

Alleluja i do przodu!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro