Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dawka druga. 13,5 Szwoleżerów St.

  W przeciwieństwie do szarych, agresywnych ulic Królestwa, ich baza była przytulna i pełna rodzinnego nastroju.

   Do środka prowadziło tylko jedno wejście - małe, okrągłe drzwi z jasnego drewna. Na ich środku wyryto specyficzny znak. Za jego powstaniem stał Mistrz Gandalf, a w języku czarodziejki był to prawdopodobnie rodzaj zaproszenia. Za drzwiami znajdował się przedsionek z szafą na bron i bliźniaczym przejściem do właściwej części kwatery.

   Zbliżyli się do wejścia, z przyzwyczajenia przyjmując zgarbioną postawę. Owszem, drzwi były małe i niewidoczne, co zdecydowanie sprzyjało lokalizacji kryjówki. Jednak Uczeń nie potrafi zliczyć, ile razy uderzył się w ich górną framugę, nieostrożnie przechodząc. Z resztą nie on jeden.

  Po przekroczeniu progu spojrzał się za siebie. Był to odruch - jeśli wchodzisz do bazy sprawdź, czy nikt cię nie śledzi. Może agentów Elity nie zobaczył, ale za to spektakularne zderzenie Gunnarsen z krawędzią już tak. Zapatrzona w telefon wojowniczka prawdopodobnie poczuła się bezpiecznie, zdjęła maskę i zaczęła SMS - ować z Martinusem. Skutki nieuwagi dało się dostrzec już po ułamku sekundy: dziewczyna wylądowała na podłodze z rozciętą brwią, bez honoru czy zwyczajowej gracji. I choć Uczniowi naprawdę chciało się śmiać, jedno spojrzenie na kieszeń z Malarią skutecznie go uciszyło. Postanowił zamknąć drzwi, a o wydawaniu z siebie dźwięków na razie zapomniał.

  Komarzyca, słysząc łomot upadającego ciała, błyskawicznie wyjrzała z kieszeni jego szaty, po czym z cichym westchnieniem podleciała do rannej.

   - Moja droga, jeśli nie będziesz na siebie uważać, niedługo dostanę zawału. Gdy słyszę łomot czyjegoś truchła z automatu wzdrygam się - zmartwiona zbliżyła się do łuku brwiowego. Samo rozcięcie nie wydawało się straszne. Nawet taki amator jak Uczeń wywnioskował, że to po prostu płytka rana, niestety mocna krwawiąca. Jego domysły potwierdziła Malaria.

   - Jeśli nie chcesz mieć do czynienia z Gandalfem i jej zmartwieniami, musisz dać mi to wyleczyć. Nie jest poważne, ale jakiś ubytek płynów zawsze występuje - mówiąc to, zaczęła poruszać przednimi odnóżami. Odpowiedź na pewno będzie twierdząca, bo chodź Mistrz jest kochana, to ma w zwyczaju przesadzać. Zwłaszcza w kwestii ich bezpieczeństwa.

   - Rób co musisz - Gunnarsen krótko i zwięźle zakończyła temat. Malaria błyskawicznie nakłuła środek rany. Z jej ssawki wyleciał płyn o pięknej, niebieskiej barwie, a całe czoło rozświetliło się tym samym kolorem. Był tak jasny, że Uczeń na chwilę zamknął oczy. Gdy poświata pod powiekami zniknęła i wreszcie mógł je uchylić, było już po wszystkim. Brew bojowniczki wyglądała tak samo jak przed spotkaniem z nieszczęsnymi drzwiami.

  - Skoro wszyscy są gotowi do zdania raportów, zapraszam - nagle za nimi odezwał się władczy, ale zmartwiony głos. Trochę jak mama, która karci dziecko że coś przeskrobało. Niby zła i rozkazująca, a jednak subtelna.

   Cała trójka zgodnie podskoczyła, choć w przypadku Malarii było to bardziej podlecenie w górę. Uczeń, stojący przodem do drzwi, obrócił się, choć i tak wiedział kto wszedł do przedsionka. Stała przed nimi, oświetlona ciepłym blaskiem z pokoju głównego.

   - Przepraszam was, że nie udałam się na patrol - kontynuowała Mistrz, robiąc dla nich miejsce w przejściu. - Ostatnio Elitarne wojska opracowały bardzo skuteczny system namierzania mojej magii - gdy mówiła to zdanie, na jej czole pojawiło się parę zmarszczek. - Kto by się tego spodziewał? Moja potęga obrócona przeciw nam! Jednak sytuacja ma swoje plusy - w ten sposób Gandalf chciała odreagować stres i poczucie winy. Długi monolog. - W czasie, gdy wy nieporadnie biegałyście tymi zaułkami, ja rozszyfrowałam pewną mapę. Musicie ją zobaczyć! Ale najpierw weźcie sobie po talerzu, przygotowałam pierożki! Malario, dla ciebie hummus.

   Wszyscy posłusznie skierowali się do głównego pokoju. Był to bardzo przytulny salon na planie koła z mnóstwem lampek różnego rodzaju, które zastępowały brak okien. Obrazy z neonowych rurek, pięknie ułożone przez Gunnarsen, rozświetlały całą przestrzeń. Uroku dodawały zapachowe świeczki Mistrza i niepoliczalna ilość poduszek, przyniesionych przez Ucznia. Pomiędzy nimi ustawiono wiele czarnych skrzyń. Efekt idealnego kontrastu dawał niski stolik z jasnego drewna, usytuowany na środku pokoju.

   Podczas gdy ludzie i czarodziejka usiedli na swoich ulubionych podgłówkach, Malaria skierowała się do strefy kuchennej. W całej bazie było zbyt mało miejsca na oddzielną kuchnię, więc na prośbę komarzycy wydzielono małą przestrzeń. Płyta indukcyjna, piec i kilka szafek nie było dla nikogo problemem a cuda, które wychodziły spod jej odnóży wynagradzały Kompanię z dopłatą. Co prawda w chwilach weny przy jedzeniu majstrowali też Uczeń lub Gandalf, ale to ona była demonem kuchni. W przenośni i w realu.

  Gdy pierożki i hummus zostały doniesione na stół, wszyscy oprócz Mistrza zabrali się do jedzenia. Sama Gandalf wyciągnęła z jednego z kufrów złożony papier.

   - Dzięki ludziom popierającym nasze idee udało mi się zdobyć tą mapę - z widoczną czcią zaczęła rozkładać rys. - Przedstawia ona najnowszy plan budowy jednego z Elitarnych więzień. Jest dla nas ważna, ponieważ...

   - W tym budynku jest sektor dla zwolenników Kompanii, to już rozpracowaliśmy - z wielką niecierpliwością zakończyła Gunnarsen. - Chciałam tylko przypomnieć, że sama trafiłam tam kilka tygodni temu.

   - Dokładnie - odpowiedziała zdenerwowana czarodziejka. - Jednak ty, w przeciwieństwie do buntujących się cywili, jesteś buntującą się wojowniczką. Podczas zbiegnięcia sama ledwo uszłaś z życiem. Oni nie mają na to żadnych szans.

   - Ale nie uwolnimy wszystkich, moje drogie, to zbyt ryzykowne - trzeźwo zauważyła Malaria. 

   - Owszem, ilość zabezpieczeń trochę nam to utrudni. - Uczeń przyznał jej rację. Mistrz Gandalf spojrzała na trójkę z irytacją.

   - Dajcie mi dokończyć, dobrze? Przecież nie musimy w najbliższej przyszłości ratować wszystkich. Chodzi mi o konkretne cele - mówiąc to, zbliżyła palec do środka mapy. Na ten gest pozostała część Kompanii wytrzeszczyła szeroko oczy. - Tu przetrzymywani są najlepsi członkowie ruchu oporu. Jedyni, którzy potrafią dobrze walczyć - wszyscy zmarkotnieli. Po chwili napiętej ciszy odezwała się wzburzona Gunnarsen.

   - To ludzie, którym nawet nie chciało się szukać pomocy - łuczniczka była wyraźnie wstrząśnięta i choć Uczeń popierał pomysły Mistrza, nie mógł się z nią nie zgodzić. - Tylko paru partyzantów, dla których jesteśmy ledwie mitami. Przecież większość z nich usłyszała o nas z ust innych cywili. Nie wierzą w istnienie czarodziejki czy gadającego komara, ale walczą za ideę, którą stworzyliśmy. Wiesz, że gdy jakiś facet zauważył mnie na ulicy w masce spytał, do jakiej sekty należę?! Ja im życia ratuję i walczę o przyszłość narodu, a co za to dostaję? Łatkę propagatora durnej religii! - w tym momencie brązowe oczy wojowniczki delikatnie się zeszkliły, jednak pewnie dokończyła swoja wypowiedź - Nie mam zamiaru wydostawać stamtąd nikogo, kto nie traktuje nas na równi ze sobą.

   Uczeń z niepokojem spojrzał na Gandalfa. Zachowała ona stoicki wyraz twarzy, jednak w jej oczach było widać wyraźny ból. Oczywiście, malutki kompleks doskonałości robił swoje... Przyszedł czas na niego.

   - Mistrzu, Gunnarsen nie miała na myśli niczego złego. Rozumiemy twój plan, jednak dla paru mało znaczących ludzi nie możemy się poświęcić i...

   - Myślę, że nie w tym problem, mój drogi - komarzyca postanowiła podsumować ich dotychczasową naradę. Jeśli te pięć minut mogliby naradą nazwać. - Gandalfie, przyjaciółko, nie możesz uratować wszystkich. Gdybyśmy mieli więcej wyszkolonych walczących w Kompanii, albo chociaż twojej mocy nie ograniczałyby te diabelskie radary, to co innego. Aczkolwiek w ten sposób nie osiągniemy celu - tu Malaria przerwała, a z oczu wszystkich zebranych dało się wyczytać wielki smutek i ból. Ból niedoceniania, przepracowania i braku efektów. Może podnosili ludzi na duchu i dawali im nadzieję, ale ich ciągłe bitwy połączone z rozległymi ranami odbierały radość z bycia ikoną buntu.

  - Prześpijmy się z tym pomysłem, skarby - dokończyła po chwili bezruchu. - Póki co możemy planować co najwyżej rozeznanie terenu i mam nadzieję, ze do tego dojdzie. Prawda, kochana Gandalfie? - ton głosu komarzycy wskazywał na silną potrzebę poparcia.

   - Oczywiście. Odpocznijcie, należy wam się - bardziej westchnęła niż powiedziała mag, podniosła się z poduszki i zgarnęła ze stołu mapę.

   - Tobie też, Mistrzu - Uczeń czuł, że Kompanii przyda się wieczór śmiechów i wspominek.

   Na te stwierdzenie na twarzach wszystkich w pokoju zniknęła część chmur. Brązowe oczy Gunnarsen błysnęły, a Malaria z zadowoleniem poruszyła przednimi odnóżami. Już po chwili przekonywały Gandalfa do pójścia na dach, aby razem pooglądać gwiazdy. A Uczeń?

   Uczeń po raz pierwszy poczuł, że zrobił coś dobrze.

~~~

1342 słowa

Co wy na to, żeby rozdziały pojawiały się w każdą niedzielę?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro