Dawka czwarta. Czyżby czarny przynosił pecha?
Podczas gdy Uczeń dostał poważnej zadyszki i bał się o swoje zdrowie, Gunnarsen dalej biegła ze zdecydowanie zbyt dużą prędkością.
Kilka sekund wcześniej schowali ciało dość otyłego ochroniarza z objawami wyraźnego przedawkowania Elitarnych specyfików do szafy w budce strażniczej. Po wykonaniu tej męczącej czynności łuczniczka wyruszyła przed siebie z niesamowitym zapałem, a zmęczony dźwiganiem opasłego cielska chłopak mógł tylko zapłakać w duchu. Co prawda w ciągu tego krótkiego czasu już dwa razy prosił o zmniejszenie tempa, ale zawsze zostawał z fiaskiem. Cóż, do trzech razy sztuka.
- Możemy zwolnić? - zapytał, pewny negatywniej odpowiedzi.
- Ile można tłumaczyć?! - oto i oczekiwane zaprzeczenie. - Mamy tylko około minuty do wszczęcia alarmu. Gandalf miliony razy mówiła ci o radarach wykrywających jej magię, które po takim czasie na pewno się odezwą. Jeśli chcemy zrobić cokolwiek pożytecznego, powinniśmy jeszcze przyspieszyć! - Uczeń doskonale wiedział, że spowalnia całą misję, ale prawda rzucona prosto w twarz i tak zabolała. Wniosek wydawał się być prosty - czas przestać przeszkadzać.
- Biegnij dalej sama, tak jak chcesz. Ja sprawdzę najbliższe pokoje i ostrożnie wycofam się do wyjścia - to rozwiązanie wydawało się być najsłuszniejszym.
- Nie ma takiej opcji, nie potrafisz walczyć - ta propozycja musiała wydać się Gunnarsen tak niedorzeczna, że przestała biec. Zaciągnęła go do wyłomu w korytarzu i już chciała wypominać nieodpowiedzialność, jednak on ją uprzedził.
- Zobacz, jak mało czasu zostało! - mówiąc to pokazał wojowniczce swój zegarek, samemu przeklinając w myślach. Dwadzieścia sekund do alarmu!
Gunnarsen po zauważeniu tego nie zastanawiała się ani chwili dłużej. Spojrzała na niego brązowymi oczami, ciskającymi prawdziwymi piorunami i wyrwała się do przodu, jakby tym zjawiskiem pogodowym porażona. Używając tajemniczej Krav Magii, zaczęła poruszać się z prędkością o wiele przekraczającą Uczniowskie możliwości. Już po chwili zniknęła za załomem korytarza, prawdopodobnie docierając do pierwszych cel. Chłopakowi zaś pozostało tylko się wycofać, sprawdzić pozostawione z tyłu ślepe zaułki i wrócić do punktu spotkania z resztą Kompanii.
Oczywiście, że nie mógł spodziewać się tego, co znajdzie w tych pozornie nieprowadzących donikąd korytarzach. W końcu na genialnej mapie Mistrza nic tam nie było. A jednak, życie potrafi zaskakiwać.
Gdy w jednym z zaciemnionych korytarzy zobaczył uchylone, masywne drzwi z ciemnego metalu, naprawdę się zawahał. Później zadzwonił alarm i nie było czasu na rozmyślania, bo zauważył pierwszy minus ich genialnego planu. W skrzydle, które wybrali na patrol, siedzibę miała odnoga straży więziennej. Teraz plan zaliczył pokazową klapę przez nieprzemyślane rozdzielenie się, patrol i podejrzane pomieszczenie w najbardziej strzeżonej placówce w okolicy. Prawdopodobnie już nic nie pogorszy sprawy.
To dziwne, jak mała może być wyobraźnia kogoś na co dzień żyjącego z kilkunastocentymetrową komarzycą i czarodziejką.
Po wejściu do ciemni, bo pomieszczenia nie dało nazwać się inaczej, Uczeń natychmiast zamknął za sobą masywne drzwi. Dopiero później zorientował się, że nie będzie w stanie ich ruszyć. No ale od czego ma przyjaciół, którzy muszą kiedyś zacząć go szukać. Na razie należy rozejrzeć się za drugim wyjściem, bo przecież jest szansa na istnienie takowego.
- Myśl trzeźwo, myśl spokojne, nie panikuj... - zaczął wyliczankę, która chwilowo musiała zastąpić medytację.
Niewiele myśląc wyciągnął z kieszeni służbowy telefon i włączył latarkę, rozglądając się wokoło. Całe pomieszczenie okazało się być niesamowicie wąskie, bo nawet nie na rozpiętość jego niezbyt dużych ramion, ale też o kilka dobrych metrów wyższe od standardowych cel. Nie to jednak sprawiało wrażenie najdziwniejszego - budulec ścian przyciągał wzrok.
Metal, taki sam jak na drzwiach, był polerowany tak mocno, że przypominał matowe lustro. Gdy Uczeń zbliżył swoją twarz do jego powierzchni był w stanie dojrzeć swoje przyciemnione odbicie. Blada twarz z rozszerzonymi z przerażenia zielonymi oczyma nie prezentowała się najlepiej. Jego wzrok powędrował w górę, do rozwianych w biegu włosów i jeszcze wyżej, i wyżej, i wyżej... Nie dało się dostrzec momentu, w którym metalowa tafla przechodziła w sklepienie, przez co cała ściana była pokryta jego wydłużonym odbiciem. W tak psychodelicznym miejscu łatwo było stracić rozum.
Pomimo tego chłopak był w stanie przyrzec, że na "zaufanej" mapie Mistrza tak specyficznego pomieszczenia nie dostrzegł. Przecież ciężko przeoczyć długi, wąski i nienaturalnie wysoki pokój. Może bardziej korytarz? Ale te w tym konkretnym więzieniu nie były oddzielane drzwiami. Więc gdzie on się znajduje?
Aby wydostać się z klaustrofobicznej przestrzeni i zdobyć odpowiedzi na nurtujące go pytane zrobił jedyna rzecz, która wydawała się słuszna. Ruszył przed siebie. Cały czas świecił latarką na boki, nie będąc w stanie nadziwić się specyfice ścian. Z boku widział swoją wydłużoną twarz , w górze jedynie malutki, rozciągnięty punkt światła na suficie. Szedł, patrząc w górę, próbując dojrzeć jakąkolwiek rysę na idealnej tafli. Taki zafascynowany otaczającym go obrazem.
Nagle potknął się i upadł, słysząc szczęk żelaza.
Tuż po zderzeniu z lustrzaną podłogą wyrwał się z dziwnego rodzaju transu. Chodź nie miał żadnego dowodu, zaczynał sądzić, że na refleksje i odbicia rzucono jakiegoś rodzaju czar. Niemożliwym było, aby szedł po tak strzeżonym więzieniu, nie zwracając uwagi na otoczenie. Przecież słyszał przytłumiony dźwięk alarmu, krzyki strażników i tupot stóp w wojskowych butach. Wszędzie wokół szukano jego przyjaciółek a on, zamiast próbować dołączyć do nich, włóczy się w zapomnieniu po jakimś nieoznaczonym korytarzu. Całkowicie zapomniał o wskazówkach z ćwiczeń z Malarią, telefonie trzymanym w ręce czy obietnicy złożonej Gunnarsen. Nawet teraz gapi się na podłogę, a przecież właśnie o coś się potknął. Obiekt zdecydowanie spory i potencjalnie groźny.
Zerwał się tak szybko, jak tylko potrafił. Gdy złapał równowagę, wyjął ze specjalnej kieszeni w Pelerynce jedyną posiadaną broń - krótki, srebrzysty mieczyk, bardziej przypominający nóż. Obrócił się, wciągając przed siebie broń, po czym zamarł z przerażenia.
Przed nim leżał trup. Chłopak, na oko w jego wieku. Ubrany jedynie w podarty, sięgający do kolan, więzienny t- shirt w paski. Całe odsłonięte ciało było nienaturalnie kościste i wychudzone, pokryte bliznami. Uczeń rozpoznał w nich ślady bicza, które miała Gunnarsen po ucieczce z niewoli. Najwyraźniej to więzień państwowy, ale dlaczego jest przetrzymywany w tym zaklętym korytarzu a nie celi? I jak długo żył w takich warunkach, dopóki nie wyzionął ducha?
Patrząc na włosy, kilka lat. Sięgały mu aż do kolan i były niesamowite. Jedwabiście czarne, splątane, przypominające trochę owcze futro. Uczeń nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to tylko peruka z wełny tych zwierząt. Czy to wina magii korytarza, czy po prostu jego głupoty, ale zdecydował, że dotknie pukla. Tylko jednego, z dala od głowy...
Domniemany trup właśnie podniósł rękę i złapał Ucznia za nadgarstek. Oczywistą reakcją na coś takiego było przerażone odskoczenie w tył połączone z dość niemęskim piskiem.
Gdy Uczeń oddalił się na odpowiednią odległość jeszcze raz przyjrzał się ciału. Twarz, z której nieszczęsne włosy całkowicie opadły po gwałtownym ruchu była zapadnięta. Jedynie oczy dalej błyszczały, jakby znarkotyzowane i otępiałe. To zdecydowanie robota Elity. Ale kim on jest i dlaczego się tu znajduje?
- Nie jesteś jednym z nich, prawda? - trupy nie mówią, więc jest to zdecydowanie żyjący facet. Otumaniony i na skraju wytrzymałości, ale przynajmniej można go odratować.
- Nie mów nic więcej, ledwo chrypisz. I nie martw się, nie jestem zwolennikiem Elity - na to określenie więzień ledwo drgnął. Choć zdrada swoich rebelianckich zapędów nie była najmądrzejszą decyzją, widocznie chłopak też miał związaną z nimi traumę, ale wycieńczenie było zbyt duże, aby okazać więcej emocji.
- Zabierz mnie stąd - te słowa były bardziej rozkazem niż prośbą, ale savoir - vivre będą się przejmować później. Na razie należy zrobić coś z żelaznymi kajdankami, które przerastają jego możliwości siłowe.
- Spokojnie, zadzwonię po... wsparcie - nie chciał zdradzać, kim są jego towarzysze. Musi dowiedzieć się o tym osobniku więcej. A co, jeśli to wyrafinowana, Elitarna sztuczka?! W końcu może udawać, może być otumaniony i zmanipulowany, może być podstawionym aktorem, a do Ucznia należy decyzja, co z nim zrobić.
Cała sytuacja prezentowała się dość nieciekawie. Przykuty do ściany psychodelicznego korytarza umierający, młody mężczyzna potrzebuje pomocy i jeśli Uczeń miałby być szczery, to nie ma ochoty być jego zbawcą. Jest w niebezpieczeństwie, naokoło strażnicy szukają członków Kompanii i naprawdę jakiś anonim nie jest największym zmartwieniem. Ale skoro przebywa tu tak długo, musi znać pomieszczenie chociaż trochę.
- Ile jest stąd wyjść? - zapytał, wybierając numer Gunnarsen. W końcu obiecał, że tylko ona dowie się o zmianie planów.
- Jedno, którym przyszłaś - ledwo wychrypiał owco - podobny osobnik. Widać było, że mówienie sprawia mu ból.
Gdy urządzenie złapało sygnał, na jaw wyszło kolejne niedopatrzenie w planie.
Hush now baby.
I know, I know,
I know it's crazy.
The days without you...
Połączenie zostało odrzucone, a Uczniowi przypomniała się rzecz, która zaczęła go niepokoić przed wejściem do więzienia. Mistrz zabrała telefon wojowniczce, aby ta wciąż nie SMS - owała z Martinusem. Wszyscy wkrótce zapomnieli o komórce i nikt jej nie wyciszył. Teraz urządzenie w kieszeni czarodziejki odezwało się, grając piosenkę kochanka Gunnarsen jako dzwonek, zwabiając połowę straży do kryjówki Gandalfa. Swoją drogą, musi być ona dość blisko, skoro jest w stanie usłyszeć melodię. Ale jakie to ma znaczenie, kiedy życie dziewczyny jest zagrożone?
Ciężko było opisać, jak bardzo źle czuł się Uczeń. Był obrażony na łuczniczkę z powodu przeoczenia, ale o wiele bardziej pałał nienawiścią do siebie. Za nie zwrócenie uwagi na przeczucie, za rozdzielanie się, za wchodzenie do pomieszczenia z więźniem, za próbę udzielenia mu pomocy. I pewnie wymieniałby tak wszystkie swoje błędy, gdyby nie dostał sygnały zwrotnego w postaci wibrującego telefonu. Czyżby Gandalf miała się dobrze!?
Tuż po odebraniu zaczął przepraszać i tłumaczyć się nieskładnie, ale Mistrz przerwała mu w połowie zdania. Opowiedziała w skrócie o ucieczce i skrytykowała nieodpowiedzialne zachowanie nie przejmując się, że jest ścigana przez tłum Elitarnych wysłanników. Jak gdyby nigdy nic poprosiła go o podanie swojej lokalizacji i rozłączyła się, wcześniej zwiastując rychłe pojawienie się przy nim.
Uczniowi pozostało tylko czekać, próbując nawiązać porozumienie z człowiekiem - owcą. Oraz mieć nadzieję, że cała Kompania przeżyje tragedię, jaką okazał się ich zwiad.
Usiadł więc przy lustrzanej ścianie i zaczął wpatrywać się w kruczoczarne odbicie włosów swojego towarzysza.
~~~
1658 słów
Mam wrażenie, że rozdział troszkę się ciągnie i może być niezrozumiały. Jeśli tak jest i ktoś zechce pomóc mi swoją krytyką, zapraszam do komentowania, wytykania niedociągnięć.
Ogólnie robienia tego, co tygryski (owce?) lubią najbardziej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro