Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Komfort

Komfort.

Ciepło.

Serce, nadające miarowy rytm drugiemu, drgającemu w spójnym duecie coraz to mocniej z każdym bardziej świadomym oddechem.

Uśmiech. Niezwykle szczery, nietypowo łagodny. Niewymuszony - posłany w skórę na japońskim obojczyku, muskaną z sennym zacięciem.

Uniósł jeszcze zaspaną głowę powoli, z niechęcią. Z przytłaczającym go strapieniem codzienności, obowiązków, wyjścia z bezpiecznej norki - ale napływająca trzeźwość ustępowała miejsca wrażeniu, że śni w najlepsze.

Z takiego snu nie chciał się wybudzać.

Uniósł własny ciężar na wypracowanych ramionach niewprawnie, niezwyczajny dbać o towarzysza w pościeli, jednak tym razem nie zamierzał nawet przypadkiem zbudzić tak nagle i bestialsko jeszcze śpiącego pod nim Yuuriego. Mógł jedynie odkleić swoją pierś od jego, unoszącego się spokojnie torsu.

Od torsu, na którym właśnie zawiesił swój wzrok, bo nie wierzył. Niedowierzał faktom; anielsko rozłożone pod nim ciało nie mogło być prawdziwe, aczkolwiek dyktowany ostatnią nadzieją postanowił sprawdzić, czy przypadkiem znowu nie śni o brunecie.

Obawy mąciły mu w głowie. Ile razy podczas ich rozstania odpływał w wyobrażeniach? Nie chciał zliczać samotnych poranków. To nie było przyjemne, kiedy jak na złość świt witał go pustym łóżkiem - podczas, gdy myśli dodawały jedno mniejsze ciałko do sumy śpiących w jego marach i marzeniach.

Ażeby tym razem uczynić swoją fantazję realną, niesłyszalne „Yuuri" wypowiedział zamiast zaklęcia i musnął palcami gładką skórę.

Och... Ciepła.

Blada i żywa, prawdziwa!

Aż wstrzymał oddech, a oczy rozwarły się w zdumieniu.

Czyli jednak... nie śni? Tym razem naprawdę, ale tak zupełnie prawdziwie Japończyk spał w jego łóżku, na jego poduszkach? Ospałe, ciche jęknięcie okazało się być wystarczającą odpowiedzią i skutecznie wywalczyło miejsce na podium, daleko przed Rosyjskimi obawami samotności.

Leniwy uśmiech wypłynął na zarumienioną, przystojną twarz. Podparł głowę na łokciu, kiedy drugą dłoń rozpostarł na unoszącej się ze spokojem klatce. Iskierka w zamglonym błękicie zwiastowała genialną myśl, co to momentalnie i przymusowo należało wcielić w życie...

Zachichotał z lekkością, rysując palcem serce na japońskim, ukochanym ciele.

Zrozumiał naraz, że ten poranek odległy był jego marzeniom. Nigdy nie spodziewałby się po sobie tak mocnych uczuć, nieskończonego zauroczenia, co to odbierało mu zdolność do logicznego myślenia i dawało wiele szczęścia - zbyt wiele, by udźwignąć je w pojedynkę, a co najlepsze, nie był sam!

A przecież nie tak dawno temu mógł liczyć tylko na towarzystwo Makkachina. Chociaż tyle, że psa miał na wyłączność...

Brak zaufania, kilka przelotnych romansów, które i tak były dla niego bez nawet najmniejszego znaczenia - a tym bardziej dla drugiej strony, bo zazwyczaj traktowano go jedynie jako celebrytę do zaliczenia, jak nieżywe mięso, kawałek ciała i nazwisko bez uczuć. To wszystko razem wzięte plus brak nadziei na poprawę wypełniało jego życie, ale nie teraz.

Delikatnie muskająca go stopa utwierdziła go w myśli, że tym razem jest inaczej. Tym razem naprawdę nie śni, tym razem jest istotny on - jako człowiek, jako Victor Nikiforov w swej prawdziwej, zupełnie nieidealnej wersji. Został pokochany takim, jakim naprawdę jest i nie musiał nikogo udawać dla zachowania pozorów, a przede wszystkim dla zatrzymania miłości na chociaż jeden dzień dłużej...

Zimna stópka znowu zakłóciła melancholię. To on oddał zaczepkę, czy Yuuri wiercił się wrednie i rozmyślnie? Nie potrafił odpowiedzieć na zadane sobie pytanie, bowiem nie wiedział, która noga należała do niego. Splecione ciała, jakby połączone niewidzialną nicią, czerpały wzajemnie swoje ciepło. Zaplątane kończyny wydawały się odnaleźć idealne miejsce, miał wrażenie, że od zawsze powinny były supłać się w jedność z nieco krótszymi, tak kusząco zgrabnymi...

Czyli to właśnie było ich przeznaczeniem... Rozstrzyganie konfliktu win nagle przestało być tak istotne.

Pierwsze promienie porannego słońca rozjaśniły najpiękniejsze oblicze, a niebieskie tęczówki rozmaśliły się na ten widok.

Malinowe, pełne usteczka rozwarte były w sennym oddechu. Długie rzęsy padały wraz ze swoim cieniem na pokryte mgiełką delikatnych rumieńców policzki.

Nie mógł się powstrzymać, nie panował nad reakcjami. W duchu przyznał, że było mu z tym nadzwyczaj cudownie.

Ostrożnie sięgnął ku czarnym kosmykom i odgarnął każdy, nawet najmniejszy włosek z ukochanego czółka. Pogładził szerokie, bujne brwi, niesamowicie męskie i rozbrajające jednocześnie. Uważnie zliczył drobne, jasne piegi, widniejące na alabastrowej skórze. Wskazywał je pojedynczo i zapamiętywał, jak gdyby widział je po raz pierwszy, choć skłamałby mówiąc, że nie zna twarzy Yuuriego.

I znów się zarumienił. Chciałby skryć się w nęcącym zagłębieniu szyi, aby uśmierzyć dokuczliwe zawstydzenie, aczkolwiek energiczne ruchy z pewnością zakłóciłyby spokojny sen Yuuriego, a tego unikał. Zamknął więc oczy i przygryzł wargę z nadzieją, że to pomoże...

...ale myśl o tym, że on, Katsuki złoto jego Yuuri był tu i teraz i oby na jak najdłużej, nie pozwalała mu uspokoić swoich emocji.

Yuuri. Prawdziwy Yuuri oddychał pod nim, łaskocząc Rosyjski policzek, czerwieniący się coraz intensywniej, reagując na nieświadomie wyczyniane pieszczoty, co to w normalnym świecie nie dostałyby takiego miana, ale w świecie Nikiforova czułością było samo istnienie Japończyka, co okazało się być jedynie jedną z myśli w rozpędzonym, szalonym umyśle, rzucającym powodami do obdarzenia bruneta miłością zbyt gorącą, by on, uległy wariactwom nie spalał się od środka... och, musiał odetchnąć.

Na powrót rozwarte, lśniące lazurki, niczym dopiero wyszlifowane, najszlachetniejsze kamyki, obdarzyły śpiącego niepojęcie rozkochanym spojrzeniem.

Postanowił zapamiętać, że musi podziękować Katsukiemu. W końcu przyjechał do niego i naprawdę z nim zamieszkał, powinien zostać uświadomiony, iż swą ostateczną decyzją spełnił marzenia łyżwiarza i kilka jego skrzętnie skrywanych fantazji.

Ten, który nauczył go kochać, właśnie w tej chwili istniał i spał - ot tak, po prostu. I tak samo od niechcenia westchnął sennie, jak gdyby już chciał się wybudzić, ale nagle się rozmyślił, uciekając z powrotem w objęcia Morfeusza...

O nie.

Na to nie mógł pozwolić!

Był jedynym, który mógł przytulać złote ciałko!

Rozeźlił się nie na żarty, choć wina leżała również po rosyjskiej stronie. Zamiast odpowiednio zająć się narzeczonym, rozmyślał o iście nierealnej, ale nadal rzeczywistości, a ten palant działał sobie w najlepsze i zacieśniał więzi z jego Yuurim.

Z Yuurim i jego pięknie rozchylonymi usteczkami.

Ach... Prosiaczek to nieobliczalny Eros, który całym sobą krzyczał frazesy o swojej miłości do młodego trenera. Tańczył najpiękniejsze słowa, posyłał spojrzenia wypełnione tęsknotą, jednocześnie nie czyniąc swojej ochoty realną, jak gdyby bał się ją urzeczywistnić.

Zły Yuuri. Cały ten czas wystawiał go na pokuszenie, robiąc krok do przodu i momentalnie cofając się o dwie pozycje, rozmyślnie ciągnąc za krawat zdezorientowanego zakochanego. A ponoć nie wierzył w siebie i ciągle nie pojmował, jak blondyn w ogóle mógł obdarzyć go uczuciem, kłamczuch!

To ekscytowało Victora, jednocześnie napawając niespodziewanym przerażeniem. Bóg musiał bardzo go kochać, skoro zesłał do jego światka tak idealnego mężczyznę, ale chyba bywał złośliwy, bo prywatny Król Rozkoszy skrywał swoje prawdziwe oblicze z zadziwiającą wprawą i profesjonalizmem.

I bawił się cudzymi uczuciami, bestialsko żonglując rządzą! No bo z jakiego powodu oddychał tak kusicielsko, przymykał oczy powabnie, spał w nadzwyczajnie erotyczny, ponętny sposób?

Złośliwość wymagała kary!

Trzeba go obudzić.

Bez choćby sekundy na namysł i rozważenie swego szaleństwa, rosyjskie usta musnęły wargi Japończyka tylko na chwilkę, dosłownie na jej ułamek, jakby dając Nikiforovi szansę na skosztowanie ich diabelskiej słodyczy.

Mistrz zdeterminowany był w swym postanowieniu, doprowadzając samego siebie na skraj wytrzymałości. Powstrzymywał się jednak, choć drżał z niecierpliwości, bowiem z całego serca pragnął porwać ukochanego w rozpędzony wir własnego wariactwa. Jako, że zmysły postradał z powodu Yuuriego, sprawiedliwie byłoby odzyskać je we dwójkę - lub wspólnie zatracić się w obłędzie.

Dzieliły ich mikrony. Czuł, jak wspaniałe usteczka drgają w napięciu, wtórując jego całemu ciału. Ucałował je więc jeszcze raz i ponownie, nie dając skończyć się intymności chwili, wspaniałej pieszczocie. Nie mógł pozwolić, by i Yuuri spalał się ze zduszaną namiętnością, bez względu na to, czy nadal spał, czy może już zbudził się i również pragnął dostać więcej?

Jeśli tak, znowu świetnie krył się ze swoim pożądaniem, co tylko potwierdzało podejrzenia, jakoby Eros zdominował go i opętał.

Victor już nawet nie zamykał oczu - i nie próbował udawać, że go nie całuje. Zmarszczył czoło w strudzeniu, przypatrując się ukochanej twarzy spod błyszczących własnym srebrem rzęs. Głupcem był i gdyby choć jedna szara komórka zechciała współpracować z jego wolą, prawdopodobnie oficjalnie uznałby siebie za durnia, co to wpadł we własną pułapkę, zastawione przez siebie sidła.

Słabość, obsesja. Pocałunek po pocałunku budziły coraz większą ochotę, rządza rosła w siłę, umniejszając zdrowemu rozsądkowi.

Łzy napłynęły pod strudzone oczekiwaniem, ciężkie powieki. Zmuszony był siłować się z samym sobą, z własnym ciałem, ponieważ już dawno stracił nad nim kontrolę. Był aż tak szczęśliwy, podniecony, rozczulony? Chyba ogarnęło go wszystko to naraz, aczkolwiek zbyt zajęty był uleganiem najsłodszej pokusie, by dochodzić prawdy.

Długie, zadbane palce muskały policzek tak delikatnie, czule, jak gdyby tym jednym gestem chciały przelać nań ogrom miłości, przedstawić w swej okazałej krasie. Przeciągłym ruchem łaskotały podbródek, gładką i smukłą szyjkę. Wodziły po obojczyku, z uwagą badając blady aksamit, czerpiąc ze spokojnej piersi całą energię, nagle potrzebną i niezbędną, by rosyjskie serce zdolne było sprawnie funkcjonować.

Nosem pogładził ciepły policzek, zaciągając się zapachem. Diabeł w anielskiej skórze pachniał jak... jak...

Jak życie i miłość; jak cud, któremu warto poświęcić całego siebie.

Motyle zaszalały, trzepocąc skrzydłami w jego obolałym z oczekiwania podbrzuszu. Sam odleciał, w pełni oddając się tej lekkiej czułości.

Usta jakby na stałe przywarły do drugich. Spijał nocną samotność, zaspokajał swoje utęsknienie, delektował się niewinnością, miękkością, wolnością i zniewoleniem - kochaniem.

Pękata, gorąca łza nareszcie spłynęła z posrebrzanej powieki. Jej cichutki plusk ucichł pomiędzy ciężkimi, niespokojnymi oddechami, jęknięciami, pomyślanym i niewypowiedzianym błaganiem. Zakochała się w japońskiej skórze prawie tak mocno, jak serce Victora uderzało w żebra swojej klatki.

Nie do końca przebudzony, na wpół śpiący Yuuri, oddawał subtelną pieszczotę nieświadomie, niemrawo. Prawie niewyczuwalnie więził wtuloną weń wargę w leniwym uścisku własnych ust.

Jeszcze nie widział - ani promyków poranka, ani rozedrganego narzeczonego, rozbrajająco zapłakanego, przerażonego miłością. Nie słyszał pojękiwań, próśb, wyrażonych nierównymi westchnieniami. Nie docierało do niego, że dookoła świat budził się do życia, wyłączywszy łaskawie kochanków ze swojej szarej rzeczywistości, pozwalając im na chwilę ulotnego uniesienia.

Czuł zaś doskonale miłość, którą został obdarzony - i którą ofiarował Victorowi niepewnie, acz hojnie.

Drżące palce błądziły po jego ciele. Plątały czarne włosy, co rusz zahaczając zaczepnie o uszko. Gładziły policzki, łaskotały szyję, tańczyły na piersi, drażniąc się z wrażliwym sutkiem. Zwinny język nieśmiało rysował mokre, lubieżne szlaczki, szybko powracając do pocałunków, co to niczym mgiełka wydawały się otoczyć ulegających szaleństwu narzeczonych.

Serce z każdym coraz bardziej świadomym oddechem nadawało niespokojny rytm drugiemu, drgającemu we wspólnym, niespójnie miłosnym, uzależniającym duecie.

Otaczało go wszystko to, o czym do tej pory wyłącznie marzył. Nieskończona czułość, bliskość, co to odbierała rozum.

Ręce gorączkowo objęły mistrzowski kark, bez ładu spływając na spięte, szerokie ramiona, chcąc zbadać twardość i siłę ich mięśni.

Czuł ciepło, szaleństwo, rozczulenie, nierealność, a przede wszystkim...

Przede wszystkim odczuwał nieopisany komfort, bowiem nareszcie znalazł się w przeznaczonych sobie ramionach.

*

Ahoj, Wattpadzie~!

To ja, zuzani i mój pierwszy w historii pisania najprawdziwszy fanfikowy shot, w dodatku walentynkowy, woah! Ile nowości!

Szczerze? Początkowo miałam w planach stworzyć coś typowo walentynkowego, później jednak odeszłam od tej myśli. Pomysły krążyły wokół Chrisa, jakiegoś szaleństwa w stylu Momentów, czyli powrotu do korzeni... ale odechciało mi się pisać, nie miałam na to konkretnego planu. Uznałam więc, że lepiej nie pisać nic, niż robić to na siłę, bo przecież każdy by wyczuł, że coś z takim tekstem jest nie halo.

Ta historia... a właściwie sytuacja, pojawiła mi się w głowie nagle. Podróżowałam akurat tramwajem, słuchałam muzyki i delektowałam się chwilą (ostatnio mam bzika na tym punkcie i cieszę się wszystkim), kiedy Spotify podrzuciło mi podlinkowaną piosenkę. W tym momencie zauważyłam piękną, różową chmurę i puf, oto inspiracja! Niespodziewana, ale za to naprawdę silna i przynosząca duuużo radości :)

Od razu czułam Victora, który jest bardzo, ale to bardzo zakochany i nie do końca potrafi to wyrazić, bo nie ma w tym doświadczenia. Widziałam śpiącego Yuuriego i pobudkę pocałunkami. No, wena niby taka nieposłuszna, ale jak już coś podsunie, pomysły zostają w głowie i nie chcą z niej wyjść, póki nie zostaną opisane!

Dodam tylko, że zupełnie nikt nie chciał zerknąć na tekst i zmuszona byłam sama sobie go sprawdzać od deski do deski. Ekhem, tak czy siak - zawsze to robię, aczkolwiek wolę mieć kogoś, kto czyta moje prace zanim je dodam i wyłapie ostateczne błędy i potknięcia. Jeśli ktoś przyuważy jakiegokolwiek byka, byłabym wdzięczna za donos <3

Zazwyczaj nie robię dramatycznych błędów, no ale jestem tylko człowiekiem. A - i w przecinkach kuleję nie na żarty :')

Gadanina robi się przydługa, a i pewnie nikogo nie interesuje przespecjalnie, więc żegnam się szybcikiem i macham wam rączką!

imamnadzieję, żebrakdialogównikomunieprzeszkadzał

aletakibyłmójzamysł

miałobyćcichoicieplutko

Do poczytania! :):)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro