Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. [会話]

 20 października, poniedziałek

Piknik, tak... Piknik...

Byłem w wyznaczonym miejscu praktycznie godzinę przed czasem, a serce waliło mi jak zakochanej nastolatce. Naprawdę się cieszyłem, że spędzę czas sam na sam z Nishinoyą, jednak cały czas czułem okropną kwiatową gulę w gardle. Zupełnie tak, jakby moje ciało (a raczej umysł) podejrzewał, że tego dnia stanie coś strasznego. Jeszcze gorszego od śmierci.

Noya się spóźniał. To było w jego stylu, ale z drugiej strony zacząłem się niepokoić. W końcu przyszedł jakieś pół godziny po czasie i wspólnie zasiedliśmy do pikniku. Atmosfera była naprawdę dziwna. Milczał, unikał długich odpowiedzi i zachowywał się tak, jakby wcale nie chciał tu być. Oczywiście cały czas zapewniał mnie, że wszystko w porządku, że ja nic złego nie zrobiłem, że nie muszę się martwić... Ale ja wiedziałem, że to kłamstwo, a on chce mnie tylko zbyć pustymi słowami.

– Noya, co się dzieje? – spytałem po raz kolejny, tym razem jednak łapiąc go za ramiona i patrząc mu prosto w oczy. – Czuję, że coś jest nie tak. Naprawdę możesz mi powiedzieć. Jesteśmy przecież przyjaciółmi, prawda?

– Ale Asahi-san, naprawdę nic mi nie jest... – mruknął, strząsając moje ręce z siebie. Odwrócił głowę i w tym momencie ujrzałem grymas obrzydzenia na jego twarzy. Kwiaty i kolce podeszły mi do gardła, jednak starałem się je zignorować.

– Przecież widzę, że jest. Powiedz mi, ulży ci wtedy – zachęcałem. W końcu Nishinoya westchnął i zapatrzył się w horyzont.

– Mam takiego jednego kolegę, który nie chodzi ze mną do klasy, ale często wymieniamy się SMSami i sporadycznie się spotykamy. Poznaliśmy się na jakimś obozie siatkarskim przed szkołą średnią. I dzisiaj... – Tu zawiesił głos. – Dzisiaj do mnie zadzwonił i wyznał, że się we mnie zakochał, ale bardzo bał mi się to powiedzieć.

Jego głos w momencie zmienił barwę na jeszcze bardziej ciężką i dość mroczną, a oczy zaszły mu mętną mgłą. Doskonale zapamiętałem ten widok...

– Czy to nie okropne? – zwrócił się bezpośrednio do mnie, patrząc tymi przerażającymi oczami wprost w moje tęczówki. – Nie mam absolutnie nic do gejów, Daichi i Suga są przecież naprawdę spoko, ale ja? Dlaczego akurat ja? Asahi-san, czy to nie okropne? W dodatku ja nawet nie spoufalałem się z tamtym kolegą, nigdy nie wysyłałem mu jakichś sygnałów, ani tym bardziej on mi... Czemu mnie to spotkało? To jakaś kara? Przecież nie jestem gejem! Całowanie się z innym facetem jest obrzydliwe! A robienie czegoś więcej? Ugh, aż mi się niedobrze robi, jak o tym myślę...

Jego słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Nie chodziło nawet o jego hipokryzję na temat homoseksualistów, lecz o to, w jaki sposób się wypowiadał. Przecież to nie wina jego kolegi, że się w nim zakochał (wręcz się mu nie dziwiłem, skoro sam czułem silne uczucie względem Nishinoyi). Zrobiło mi się wtedy bardzo słabo, a w ustach poczułem metaliczno-słodki posmak krwi.

– Wszystko okej, Asahi-san? – spytał nagle, zauważając, że źle się poczułem. Momentalnie zakryłem usta dłonią. – Widzę, że ciebie też to obrzydziło. Nie dziwię się. Dobrze, że oboje jesteśmy normalni!

W panice wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę i wyplułem do niej zbitek kwiatów, krwi i kolców. Czułem, jak w przełyku narasta ogromna ilość płatków. Zacząłem się dusić. Przeprosiłem Nishinoyę i cudem uciekłem w stronę najbliższego ustronnego miejsca, czyli garaży, gdzie często przychodziłem w chwilach smutku. Na szczęście Nishinoya mnie nie gonił. Zacząłem wymiotować ogromną ilością płatków kwiatów, kolców i krwi, ledwo łapiąc oddech. Potem urwał mi się film i niewątpliwie zemdlałem...

Obudziłem się jakąś godzinę potem. Czułem się naprawdę źle. Mój oddech świszczał, a klatka piersiowa nieznacznie się poruszała. Spojrzałem na telefon, gdzie zauważyłem kilka nieodebranych połączeń od Noyi i kilka SMSów, których treść wskazywała na zmartwienie. Nie odpisałem na nic, po prostu wyłączyłem komórkę, odpocząłem chwilę, po czym ruszyłem w stronę domu. Nie chciałem się z nikim widzieć, z nikim rozmawiać... Miałem ochotę... Po prostu zniknąć.

Po przekroczeniu progu domu od razu dopadła mnie mama z zapytaniem, jak się bawiłem. Rzuciłem jej jakąś wymijającą odpowiedź, chciałem zamknąć się u siebie w pokoju i tam zdechnąć z bólu. Moje serce cały czas drżało, a z ust sączyła się niewielka, prawie niezauważalna stróżka krwi. Nawet się nie umyłem, tylko od razu poszedłem spać. A dzisiaj? A dzisiaj nie poszedłem do szkoły ani na trening. Temperatura znacznie mi skoczyła, zupełnie tak, jakby ciało również stwierdziło, że chce dać mi dzień wolnego od Noyi i reszty problemów. Ignorowałem od niego każdy SMS, każde połączenie. Przez jakiś czas nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

Zakochałem się w bardzo niewłaściwej osobie i teraz muszę za to płacić.

Asahi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro