Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Wspólne spędzanie czasu.

Grupa zgodnie ustaliła, że za godzinę wybiorą się na kręgle. Musieli w końcu przebrać się w coś bardziej cieplejszego, a dziewczyny postanowiły zadzwonić jeszcze do swoich rodziców. W końcu tak rzadko to robiły, że aż miały wyrzuty sumienia.

Kara postanowiła nie przebierać się w ogóle. Nie było jej jakoś zimno w tych ciuchach, w których była. No, może odrobinę, ale nie robiło jej to zbytniej różnicy.

Kasia założyła jedynie na stopy długie, puchowe, różowo - białe skarpety, a na to różowe, ciepłe jeansy z grubego materiału.

Kiedy w miarę się ogarnęły, wraz z poprawieniem makijażu, który w trakcie dnia, nieco się popsuł, zadzwoniły do Państwa Nelson.

Odebrali niemal od razu, a ich twarzy pokazały się na ekranie laptopa szatynki. W tle było widać też Beatę, starszą o pięć lat siostrę Kasi i Kary, oraz brata Łukasza, który miał osiem lat.

- W końcu raczyłyście się odezwać do swoich staruszków - odezwał się mężczyzna, który był jasnym blondynem. Ogólnie wszyscy byli jasnymi blondynami w tej rodzinie, oprócz oczywiście Edwards.

Na pozór Pan Nelson nie był wcale taki stary - miał zaledwie trzydzieści sześć lat.

Kara wywróciła oczami na te słowa i zaśmiała się. Na pewno dzwoniłyby częściej, gdyby nie małe problemy z nieproszonymi wirusami.

- Tak. Wybaczcie, że nie odzywamy się często, ale mamy za dużo nauki - skłamała Kasia. - Poziom tutaj jest naprawdę wysoki. Gdyby nie Kara to pewnie nic bym z tego nie zrozumiała.

- Ty nigdy nic nie rozumiesz - wtrąciła się siostra dziewczyny. 

Kasia zmroziła ją wzrokiem, a tamta jedynie pokazała jej język. Niby ma te siedemnaście lat, ale jeżeli chodzi o sprzeczki z dwunastolatką, to zachowuje się jak małe dziecko.

Od dawna te dwie dziewczyny nie darzyły się jakąś wielką sympatią. Wręcz w każdej możliwej sytuacji kłóciły się bądź dokuczały.

- Dziewczyny - skarciła je Małgorzata Nelson, która była naprawdę piękną kobietą.

Mimo trzydziestu pięciu lat nie było widać żadnej skazy na jej twarzy. Bardzo dbała o swój wygląd. 

Porozmawiały z nimi jeszcze pół godziny, wcześniej informując, że są umówione z kimś na wspólne wyjście. Oczywiście obiecały, że zadzwonią w najbliższym czasie.

Kiedy skończyły rozmowę z rodzicami, spojrzały na zegarek i stwierdziły, że zostało im mniej więcej dziesięć minut do wyjścia.

Szybko ubrały buty i kurtki po czym wyszły z pokoju, zamykając go za klucz. Kara musiała zadbać o to by na pewno były zamknięte.

Postanowiły wejść do pokoju obok, ponieważ zauważyły, że ich przyjaciółek jeszcze nie było. Bez pukania wparowały do pomieszczenia, ale kiedy Kasia otwierała drzwi z impetem, usłyszała łomot, jakby w coś uderzyła. Następnie drugi, nieco łagodniejszy.

Spojrzała na swoją przyjaciółkę, która siedziała na podłodze i masowała sobie czoło, w które oberwała.

- Przepraszam - powiedziała Kasia powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem i pomogła wstać Mili z podłogi.

Natomiast Kara i Ksenia nie szczędziły sobie śmiechów w ogóle. Mało brakowało, a zaczęłyby tarzać się po zmieni z rozbawienia.

Po pięciu minutach cała ósemka spotkała się pod internatem, gotowa by ruszyć na kręgielnie. Ruszyli na przystanek autobusowy, który znajdował się pięć minut od Kadic.

Autobus miał być dopiero za piętnaście minut, a nie było jakoś bardzo ciepło, zwłaszcza, że śnieg dalej sypał.

Na przystanku było jeszcze czterech innych ludzi, którzy również niecierpliwili się na przyjazd pojazdu, który miał zawieźć ich do domów, ewentualnie do pracy.

Na szczęście czas minął w miarę szybko i już było widać nadjeżdżający z daleka powóz.

Wsiedli zmarznięci do niego i znaleźli wolne miejsca by usiąść. Teraz godzina jazdy i będą na miejscu.

Mieli nadzieję, że żaden z wirusów nie zaatakuje kiedy nie będzie ich w pobliżu fabryki, ponieważ sprawa była by wtedy nieco niebezpieczna.

Każdy podczas drogi robił swoje.

Jeremie klikał w guziki laptopa. Kara słuchała muzyki na telefonie jednocześnie przeglądając portale społecznościowe i co jakiś czas pisząc z kimś. Odd i Ulrich wspólnie grali w jakąś grę na telefon, starając się nie zakłócać spokoju innym, jednak czasami wymsknęło im się jakieś "co ty robisz głąbie" czy inne miłe powiedzonka. William wyglądał przez okno przyglądając się spadającym płatkom śniegu, których przybywało coraz więcej. Mila słuchała muzyki i myślała nad wszystkim co wydarzyło się przez ostatni czas, wirusy były nie do zniesienia. Ksenia zaś czytała w skupieniu jakąś mocno wciągającą książkę. Kasia postanowiła zrobić szybki porządek w torebce i potem poprzeglądać telefon, ponieważ każdy był zajęty sobą.

Nawet nie zorientowali się kiedy dotarli na miejsce i o mało co nie przegapili przystanku, na którym mieli wysiąść.

Dziewczyny były zachwycone wielkością kręgielni. Na zewnątrz wyglądała niesamowicie, w środku zapewne było tak samo. Kręgielnia "Le Bowling Mouffetard" na pierwszy rzut wydawała się w porządku i na dodatek znajdowała się w Paryżu. Przejeżdżając autobusem widziały nawet wieżę Eiffla.

- Czy wy u siebie w kraju nie macie takich rzeczy, że musicie zachwycać się czymś co chwilę? - spytał William z wysoko uniesioną brwią. Dziewczyny wiedziały, że powiedział to żartobliwie, więc jedynie oberwał cztery razy w ramię od każdej z nich.

Weszli w końcu do środka, by nie marznąć niepotrzebnie. Na szczęście po wyjściu z autobusu zrobili zdjęcie rozkładu jazdy, by ustalić, o której wrócić, by nie spóźnić się na ciszę nocną.

Dziewczyny nie myliły się, środek wyglądał obłędnie. Wszędzie było dużo neonów. Tory do kręgli były podświetlone różnymi kolorami. Na ścianach było mnóstwo neonowych obrazów. 

Niedaleko znajdowały się również stoły do bilarda a za nimi bar z przekąskami i napojami. Po drugiej stronie znajdowały się też jakieś automaty z grami. 

Podeszli do lady by zamówić tor. Dziewczyny dostały ten zaszczyt by wybrać numer, który im odpowiada, dlatego wybrały tor piąty.

Koniec końców okazało się, że dokupili jeszcze jedną grę w bilarda. Przynajmniej dla chłopaków. Dziewczyny, jakoś nie były chętne, przynajmniej nie dzisiaj.

Podzielili się kosztami, ponieważ nie wypadało by któraś ze stron tylko płaciła. Rozłożyli swoje rzeczy przy swoim stoliku przy torze i przygotowali do gry.

- Chcecie coś do picia i jedzenia? - spytał Odd, który był jak zawsze chętny by coś w siebie wepchnąć.

- Dlaczego by nie - Kasia uśmiechnęła się. - Myślę, że chipsy i jakaś cola będą idealne, co nie? - spojrzała w stronę dziewczyn na co one potwierdziły głową.

Chłopaki poszli do baru. Tym razem nie zgodzili się przyjąć pieniędzy od dziewczyn, które poczuły się z tym nieco dziwnie. Stwierdziły jednak, że teraz oni coś kupią, a jak skończą się przekąski to potem one dokupią więcej.

Kiedy wrócili mały stolik zapełnił się smakołykami i napojami. 

W końcu mogli zacząć grać.

Mila była lekko przerażona z racji tego, że nigdy nie grała w kręgle. Wiedziała mniej więcej jak to wygląda, ale nigdy nie próbowała. Zresztą to tylko rzucanie kulą i zbijanie kręgli, nie mogło być to jakoś niesamowicie trudne.

Na pierwszy rzut poszedł Ulrich, który zbił na początek sześć kręgli, niestety za drugim nie udało mu się zbić nic.

Potem była Ksenia, której udało zbić się jedynie dziewięć kręgli.

Williamowi za pierwszym razem udało się zbić wszystkie dziesięć. Kiedy to się stało, odwrócił się w ich kierunku i ukłonił się.

- Spróbujcie to pobić - powiedział i uśmiechnął się zwycięsko wypychając swoją klatkę piersiową do przodu.

Kara wstała z miejsca, ponieważ była jej kolej i ominęła Dunbara, biorąc kule do ręki i rzucając. Również zbiła wszystkie za jednym razem.

- Nie ma sprawy Will - poklepała go po ramieniu, kiedy wracała z powrotem na miejsce.

Chłopak oburzył się nagle i westchnął. Może być ciężko z taką przeciwniczką. Na szczęście nie zauważył jak nazwała go dziewczyna, ponieważ byłoby z nią kiepsko.

Potem poszedł Odd, który zbił razem sześć kręgli.

Kasi się nie poszczęściło i na chwilę obecną miała na koncie jedynie trzy zbite kręgle.

Jeremie za to nie zbił ani jednego przez swoje dwa rzuty.

Ostatnia miała być Mila. Postanowiła się nie przejmować, ponieważ ostatni chłopak też wcale nie był w to dobry. 

Podeszła do kuli i wybrała w miarę lekką, by mogła ją w ogóle unieść. Po chwili zamachnęła się by rzucić kulę w kręgle. Niestety prawie w co rzuciła to w Williama, który stał za nią.

- Rzuca się do przodu, nie do tyłu - mruknął chłopak, który w samą porę odskoczył, by kula nie spadła mu na stopy. 

Ryan oburzyła się nieco. Była tego świadoma. To nie była jej wina, że to przekleństwo wyślizgnęło się z jej dłoni.

- Ty nigdy w to nie grałaś prawda? - spytał po chwili.

- Jakoś nie było okazji. - ta tylko wzruszyła ramionami i wzięła od czarnowłosego kulę, która jej wypadła.

- Patrz, złap ją tak.- zabrał Mili ponownie kulę z rąk by pokazać jak wygodnie będzie jej ją trzymać.

Chłopaki byli zdziwieni, ponieważ William był nastawiony na rywalizację, a w takim stanie raczej nikomu by nie pomógł. 

Mila spojrzała na jego dłoń potem spróbowała złapać kulę tak samo jak chłopak.

- Dobrze, musisz teraz wyluzować, nie możesz być spięta. Pamiętaj by ugiąć kolana przy rzucie i rozluźnij rękę - mruknął William. Chyba docierało do niego co właśnie zrobił. Najgorsze było, że nie miał pojęcia dlaczego tak zrobił. Dlaczego chciał jej pomóc?

Polka zrobiła tak jak powiedział chłopak i udało jej się zbić dwa kręgle za pierwszym razem. Za drugim nie trafiła ani razu.

Mila usiadła koło Kary zrezygnowana. Jednak Edwards postanowiła dać rady przyjaciółce w języku polskim. Nie miała zamiaru mówić po francusku z racji tego, że ich przeciwnikiem był czarnowłosy chłopak. Powiedziała jej mniej więcej jak rzucać, chociaż Dunbar już wcześniej wyjaśnił to jej przyjaciółce i w jakim miejscu by mniej więcej kula turlała się prosto.

Kiedy minęła pierwsza tura Kara była na pierwszym miejscu, William był drugi, Mila natomiast była trzecia, co było wielkim zaskoczeniem dla wszystkich, w szczególności dla dziewczyny. Następnie był Ulrich, Odd, Ksenia, Kasia i Jeremie.

William nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, ponieważ w pewnym momencie wygrywał. Chociaż po dłuższym namyśle zorientował się, że Kara mogła zrobić to po prostu specjalnie.

Niedługo mieli zaczynać drugą turę, jednak dziewczyny postanowiły pójść dokupić przekąski, ponieważ kończyły się pomału.

Kiedy wróciły, zauważyły, że chłopcy pogrążeni są w żywej rozmowie. Ksenia postanowiła chrząknąć, by pokazać, że już są. Bądź co bądź nie chciała usłyszeć nic czego by żałowała, że usłyszała. Zawsze mogli rozmawiać o nich, dlatego był ten niepokój. 

Chociaż kiedy je ujrzeli uśmiechnęli się lekko. Odd także. Długowłosa szatynka, z trudem powstrzymywała się by jej uśmiech nie stał się szerszy przez gest Della Robbi. Było to dla niej głupie i skarciła się przez to w myśli. 

Po chwili rozszerzyła oczy, jednak już nikt nie patrzył w jej kierunku - na szczęście. Uświadomiła sobie coś czego wolała sobie nie uświadamiać. Dlatego postanowiła wymazać jakoś to z głowy, nie mogło tak być.

Druga tura skończyła się równie szybko co pierwsza również z wygraną Kary. William lekko zaczynał się denerwować, że ta sytuacja tak wygląda. Mieli jeszcze jedną turę do zagrania. Tym razem musiał bardziej się postarać.

Mimo swoich porażek i tak rozmawiał z wszystkimi, wygłupiał się i opowiadał dowcipy. Uznał, że to jest chyba najlepszy dzień ze wszystkich, które przeżył. 

Kiedy trzecia tura się skończyła każdy był zaskoczony. Tym razem nie Kara była na pierwszym miejscu. William również nie. Była to Mila.

- Brawo kochana! - Kara uścisnęła przyjaciółkę dumna z jej sukcesu. Brązowooka dziewczyna szybko się uczyła i to było widać.

- Nie sądziłam, że tak się to skończy - Mila zachichotała i spojrzała jeszcze raz na tablicę z wynikiem. Wszystko się zgadzało, była pierwsza.

- Gratuluje - mruknął niby niezadowolony William podając jej rękę. Dziewczyna uścisnęła ją z szerokim uśmiechem i po chwili przytuliła chłopaka.

Zorientowała się jednak po chwili co zrobiła i oderwała się od niego.

- To też twoja zasługa - skwitowała krótko starając się nie rumienić. - Dziękuję.

William kiwnął tylko głową patrząc w inną stronę, by ukryć rumieniec, który szyderczo wkraczał na jego policzki.

Zbliżała się godzina dziewiętnasta. William, Ulrich i Odd mieli pograć jeszcze w bilarda, dlatego dziewczyny postanowiły pójść zobaczyć jakie automaty z grami stoją po drugiej stronie. Zresztą autobus mieli o godzinie dwudziestej pierwszej, więc jak dojadą będą mieli jeszcze godzinę w zapasie. Cisza nocna w weekendy na szczęście zaczyna się dopiero o dwudziestej trzeciej. Zdążą więc wrócić na sprawdzanie obecności przez Jima.

Jeremie siedział przy stoliku i jak zawsze wpatrywał się w laptopa, pisząc zapewne jakiś program.

Dziewczyny stwierdziły, że dzisiejszy dzień zapewne będę ewolucją ich przyjaźni. Możliwe, że zaczął sobie bardziej ufać i Kara wraz z Jeremiem będą częściej wspólnie pracować.

Kara zerknęła na pewną maszynę z pluszakami. Niesamowicie spodobała jej się pewna maskotka. Był to średniej wielkości, szary królik, który wręcz błagał by go stamtąd wydostać.

Mogła sobie jedynie pomarzyć. Nie chciała jakoś bardzo się w to bawić. Wzruszyła tylko ramionami i pobiegła do dziewczyn, które już grały w jakieś różne gry.

Dziewczyna przyłączyła się do nich i też wynalazła sobie jakąś rozrywkę. 

Po godzinie Polki postanowiły jednak pójść zobaczyć jak radzą sobie chłopaki. Podchodząc do nich, zauważyły, że Jeremie nie siedzi przy laptopie tylko stoi przy stole bilardowym i rozmawia z przyjaciółmi. 

- Jak się bawicie? - spytała Ksenia.

- Jest super - Ulrich uśmiechnął się. 

Trzeba było przyznać mu rację, było naprawdę niesamowicie. Nawet Kara, która była sceptycznie nastawiona na wyjście była zachwycona.

- Pewnie William wygrywa, co? - brązowooka spojrzała na wymienionego przez siebie chłopaka.

- Jakżeby inaczej - odrzekł dumny.

- Pamiętaj, że wcześniej ja z Karą Cię pięknie ograłyśmy - odcięła się.

- Miałyście szczęście - wzruszył ramionami.

Zauważyły dopiero po chwili, że Jeremie też postanowił pograć, dlatego grali na dwa stoły. Ulrich grał z Williamem, a Odd z Jeremiem. 

Pewnie skończyło się na tym, że dokupili jeszcze z dwie dodatkowe gry. 

Niestety jednak niedługo trzeba było się zbierać. Dlatego dziewczyny zostały już przy chłopakach i rozmawiały z nimi.

Kara i Mila próbowały dekoncentrować Williama, który się denerwował co chwila na to. 

W końcu nastała pora by wrócić do internatu. Ściągnęli kurtki z wieszaków i ubrali się. 

- Idźcie pierwsi, ja muszę jeszcze skoczyć do ubikacji - powiedział Odd i nie czekając na ich odpowiedź wrócił szybko na sale.

Każdy spojrzał po sobie i postanowili, że poczekają na chłopaka przed kręgielnią. Po pięciu minutach wyszedł i ruszyli w stronę przystanku autobusowego.

Kiedy wracali do internatu, było jakoś inaczej. Nikt nie zajmował się sam sobą, a rozmawiali wspólnie. Było lepiej.

W końcu po pięćdziesięciu minutach znaleźli się przed internatem. Śmieli się i wygłupiali podczas wchodzenia po schodach.

Kiedy dotarli na piętro chłopaków pożegnali się. Po chwili każdy był już w swoich pokojach.

- Nie sądziłam, że ten dzień będzie taki... taki super! - Kara miała ochotę skakać po pokoju ze szczęścia. Zresztą blondynka miała takie same odczucia co jej współlokatorka.

- To prawda. Oni są naprawdę w porządku. - Kasia uśmiechnęła się na wspomnienia dzisiejszego dnia.

Dziewczyny szybko zmyły z siebie makijaż i postanowiły iść do łazienki by wziąć szybki prysznic i umyć zęby.

Kiedy otwierały drzwi pokoju zauważyły, że coś leży na ziemi. Edwards stała tam z otwartymi ustami ze zdziwienia. Nie dowierzała temu co widziała przed sobą.

Kasia rozejrzała się na szybko, żeby zorientować się czy nie znajdzie nikogo w pobliżu, kto podrzucił ten mały podarek.

Natomiast druga dziewczyna wzięła w ręce średnich rozmiarów, szarego królika. Nadal przyglądała mu się z niemym zdziwieniem. Zauważyła jednak, że do jego szyi przywiązany jest zwitek papieru pomarańczową wstążką. 

Na szczęście iż Edwards nie była głupia szybko połączyła ze sobą fakty i wiedziała od kogo mógł on być. W końcu Odd wrócił do środka. Tylko skąd mógł wiedzieć, że akurat ten pluszak jej się spodobał? I skąd wiedział, że w ogóle jakikolwiek wpadł jej w oko.

Nie czekając dłużej odwiązała kartkę i przeczytała jej zawartość.

"Widziałem twoje spojrzenie na tego miśka i przez przypadek podsłuchałem twoją rozmowę z dziewczynami o nim. Traktuj to jako podziękowanie za super spędzony czas dzisiaj i pożyczenie zeszytu na matematyce."

Obok liter narysowana była jakaś buźka z rogami. Uśmiechnęła się nieświadomie i w taki sam sposób przytuliła misia od chłopaka.

Zerknęła na Kasię, która przyglądała się jej z zaciekawieniem. Edwards pierwszy raz zalała się rumieńcem.

Widząc to, blondynka na chwilę obecną postanowiła o nic nie pytać. Chociaż też połączyła fakty. Kara jeden raz wspomniała coś o "fajnym miśku w automacie", a Odd akurat wtedy przechodził obok nich zmierzając chyba do ubikacji. Oczywiście długowłosa szatynka go nie widziała, bo stała do niego tyłem.

Kara po skończeniu dzisiejszych zajęć miała przeczucie, że stanie się coś złego, jednak widać jak bardzo się myliła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro