09. Udana akcja scyfozoi
Nastał trzy stopniowy poranek nad akademikiem Kadic. Za pięć minut miała wybić godzina siódma. Dzisiejszy dzień ponownie zaczynał się od dwóch chemii. Edwards miała nadzieję, że nie obejdzie się bez żadnych wybuchów, jak tydzień temu, przez Odda.
Dziewczyna jak zawsze zrezygnowała ze śniadania i usiadła przy biurku w swoim pokoju, otwierając laptopa. Musiała jak najszybciej wymyśleć jakiś program, który pozwoliłby jej ogarnąć wszystkie sprawy z tymi wirusami.
Potrzebowała jedynie psychicznego wytchnienia - nic więcej.
Klikała w klawisze co chwilę zerkając na ekran czy nie popełniła jakiegoś błędu. Takim sposobem zleciała jej godzina i już musiała szykować się na lekcję.
Ubrała się w zimową kurtkę, wzięła na ramię czarny plecak ze sztucznej skóry i wyszła z pokoju, zamykając go uprzednio na klucz. Wychodząc z internatu, zauważyła, że była straszna ciapa - po białym puchu nie było na razie żadnego śladu.
Weszła do szkoły i od razu ruszyła do szatni, by rozebrać się z niepotrzebnych rzeczy. Następnie niespiesznie podążała do sali od chemii. Na szczęście każdy był jeszcze na korytarzu, dlatego uznała, że się nie spóźniła.
- Jak się trzymasz? - spytał Ulrich, który zauważył, że dziewczyna zbliża się do nich.
- Jestem zmęczona, jednak nie narzekam - uśmiechnęła się tylko.
- Przygotowana na dwie chemie pod rząd? - William szturchnął Polkę w ramię uśmiechając się przy tym nonszalancko.
- Zapewne lepiej od Ciebie - odpyskowała.
Od rana chodziło za nią złe przeczucie. Miała wrażenie, jakby miało stać się dzisiaj coś złego. Miała jednak nadzieję, że to tylko jej przewrażliwienie i tego dnia będzie spokojnie.
Po dwóch minutach zadzwonił dzwonek na lekcję. Uczniowie niechętnie weszli do swoich klas, rozpoczynając zajęcia. Dwie lekcje z Panią Hertz minęły o dziwo dość szybko. Nie było tym razem żadnych doświadczeń, lecz regułki do wpisania w zeszyt oraz szybka kartkówka na początku. Oczywiście nie obyło się bez dobrych ocen dla Kseni, Jeremiego, Kary i Herve'a. Następna miała być godzina wychowawcza, geografia i trzy wf.
Czas na kolejnych dwóch lekcjach też minął nawet sprawnie. Kiedy nadeszła pora na wychowanie fizyczne tak jakby czas zwolnił.
- Ciekawe co Jim każe nam dzisiaj robić - zaczęła Kara patrząc na swoich towarzyszy. - Może da nam pięć okrążeń, sześćdziesiąt przysiadów i czterdzieści brzuszków?
- No Edwards! Co to za pogaduszki?! - doszedł do niej krzyk zza jej pleców. Jim nie był raczej zadowolony, że nic nie robią tylko stoją i dyskutują. - Cała ósemka robi: pięć okrążeń wokół sali, sześćdziesiąt przysiadów i czterdzieści brzuszków! Migiem!
Przyjaciele spojrzeli po sobie zaskoczeni. Jedynym słusznym spostrzeżeniem mogłoby być to, że Jim ich podsłuchiwał albo był to czysty przypadek.
- Musiałaś? - oburzyła się Kasia.
Każdy był zmęczony po atakach XANY i minusa, a jedyne co dostają w nagrodę to więcej wysiłku. To było zdecydowanie nie sprawiedliwe.
- Spokojnie. Coś wymyślę. - Edwards uśmiechnęła się.
Włoch spojrzał na nią nieprzekonany, przez co jej mózg zaczął pracować jeszcze szybciej. Po chwili nad jej głową zabłysła jasna lampka. To mogło, a wręcz musiało się udać! Podzieliła się tym planem ze swoją paczką, a oni przyjęli go z małym entuzjazmem. Zwolnienie z trzech godzin byłoby dla nich dużym wybawieniem.
Zaczęli biegać, tak jak kazał im nauczyciel wychowania fizycznego. Od tego miało się zacząć. Byli akurat ostatni, więc jak coś nikt poza nimi nie zostanie poszkodowany. Pomysłodawczyni rozejrzała się czy Jim nie patrzy w ich kierunku. Kiedy upewniła się, że nikt nie przyłapie ich na tym małym przekręcie, udała, że się potyka i "upadła" na ziemię. Za nią polecieli pozostali, starając robić sobie jak najmniejszą krzywdę. Każdy leżał na każdym z lekkim trudem zaczerpując powietrze do płuc.
- Co to ma znaczyć?! - krzyknął Jim patrząc na górkę uczniów drugiej klasy.
- Potknęłam się i jakoś tak wyszło. - wydyszała Kara z trudem podnosząc się z podłogi.
Jim pokręcił głową z politowaniem.
- Wszyscy idźcie do pielęgniarki. Tym razem wam się poszczęściło. - Pan Morales zagroził palcem, a cała ósemka ruszyła w kierunku gabinetu medycznego kulejąc, wzdychając i trzymając się za różne miejsca, które podobno miały boleć. Kiedy zniknęli z pola wzroku nauczyciela wszystko wróciło do normy.
- Muszę przyznać, że czasami masz naprawdę nikczemne plany. - Odd pochwalił szatynkę na co ona uśmiechnęła się.
Miała nadzieję, że nie było widać na jej twarzy rumieńca zawstydzenia. Chłopak w końcu pierwszy raz ją pochwalił.
- Chodźmy może do pokoju. Musimy jeszcze popracować nad programem. - zaproponowała Ksenia.
- Dobry pomysł! Tym razem proponuje nasz pokój - wtrąciła Kasia pokazując palcem na swoją współlokatorkę. - Kara ma naprawdę dużo programów na swoim laptopie.
***
Weszli do pokoju Nelson i Edwards. Ściany były w kolorze beżu i fioletu. Przy oknie znajdowały się dwa łóżka - jedno po lewej, drugie po prawej stronie.
Po stronie Kasi, która znajdowała się po prawej stronie łóżko miało na sobie różową narzutę. Obok niego stała szafka nocna, na której znajdowało się zdjęcie rodzinne, jakaś książka i lampka. Na ścianie, na sznureczkach, znajdowały się zdjęcia z przyjaciółmi z Polski, jak i z czterema dziewczynami. Nad nimi wisiała półka, na których trzymała figurkę jakiejś wróżki, podręczniki, zeszyty i książki. Przy łóżku, nieopodal drzwi, znajdowało się biurko, na którym odrabiała lekcje, a obok niego stała szafa na ubrania. Jej stronę zdobił również mały, puchowy, różowy dywanik. Za drzwiami w rogu zaś stało duże lustro oparte o ścianę.
Część drugiej dziewczyny była natomiast dość zaniedbana. Niepościelone łóżko z czarną pościelą było przykryte wyrzuconymi z szafy ubraniami. Obok niego również znajdowała się szafka nocna, na której leżał podręcznik od biologii i zeszyt od matematyki oraz lampka nocna. Na podłodze też można było zobaczyć ubrania. Na ścianie znajdowały się plakaty z Avril Lavigne i Subdigitas oraz prawdopodobnie wydrukowane obrazki z Hello Kitty. Nad łóżkiem również miała półkę jak jej współlokatorka i również miała na niej podręczniki jak i zeszyty i inne książki. Szafa i biurko ustawione było tak samo jak drugiej dziewczyny, chociaż były plany o małym przemeblowaniu. Jednym słowem - Edwards niezbyt dbała o porządek.
Kara spojrzała na każdego po kolei mocno zawstydzona. Zapomniała, że panował taki chaos, a Kaśka zupełnie nie raczyła jej o tym przypomnieć. Chyba po prostu chciała dać jej nauczkę.
- Nie zwracajcie na to uwagi. Kiedyś to posprzątam.
- To byłoby święto! - Mila wzniosła ręce ku górze i z trudem powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem.
Długowłosa szatynka od razu zaczęła zbierać porozrzucane ciuchy. Kiedy wszystkie były w jej rękach pospiesznie poszła do szafy i wrzuciła je do niej niedbale. Następnie pościeliła na szybko łóżko.
- Siadajcie. - powiedziała pokazując palcem na swoją część, która była w miarę ogarnięta. - Ty chodź ze mną Jeremie, przydasz mi się.
Usiadła na obrotowym krześle przy biurku i otworzyła laptopa. Miała je dwa - jeden mały, który brała ze sobą na zajęcia, ponieważ nie zajmował za dużo miejsca i informował ją o atakach XANY, a drugi większy, właśnie do pisania programów.
Einstein wziął drugie krzesło, które należało do Kasi i usiadł obok szatynki. Wyjął swojego laptopa i położył go na odpowiednią odległość by nie zawadzać koleżance.
- Nad jakim programem macie w ogóle zamiar pracować? - spytał Odd, który nie starał się ukryć swojej ciekawości.
- Nadal nie znamy wszystkich sekretów wirtualnego świata - powiedziała Edwards i wpisała długie hasło do swojego laptopa. - Mamy zamiar je odkryć.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Dziewczyna miała rację, to miejsce nadal było pełne tajemnic.
Po chwili Kara lekko zbladła i złapała się za głowę, która zaczęła niemiłosiernie ją boleć. Wiedziała co to znaczy, w końcu niedawno stało się to samo.
- Kara, wszystko w porządku? - spytał Jeremie kładąc rękę na jej ramieniu. Nie usłyszał odpowiedzi, jedynie alarm zwiastujący atak wirusa.
- XANA! - krzyknął Ulrich i zerwał się z łóżka, na którym siedział razem z innymi.
- Nie! - zaprzeczyła szybko szatynka. - Mój program musiał się popsuć. Jakby była aktywowana wieża, zemdlałabym - zauważyła słusznie i wzruszyła ramionami.
W duchu błagała tylko, by nikt nie dostrzegł jej czerwonych oczu. Kiedy zauważyła, że Jeremie chce sprawdzić atak na swoim laptopie, niepostrzeżenie pstryknęła palcami. Z urządzenia wydobyła się wiązka iskier po czym zgasł. Pisnęła jedynie dla niepoznaki, żeby nie było podejrzeń a blondyn poprawił okulary, które zsunęły mu się z nosa. Był zaskoczony.
- Co się stało? - spytała zdumiona Ksenia.
- Nie mam pojęcia - westchnął blondyn i zaczął majstrować przy swoim laptopie.
Szatynka wykorzystując chwilę nieuwagi przyjaciół, wymknęła się z pokoju. Poszło jej łatwiej niż się spodziewała.
***
Po kilku minutach - z małą pomocą Kseni - laptop ponownie zaczął działać. Kiedy został uruchomiony, niemal od razu do ich uszu doszedł odgłos pikania, który oznajmiał aktywowaną wieżę.
- Czyli jednak! - pisnęła Kasia i rozejrzała się po pokoju. Nie zauważyła nigdzie swojej współlokatorki. - Jak mogliśmy nie połączyć faktów - uderzyła się w czoło ze zrezygnowaniem.
- Edwards gdzieś zniknęła - zauważył William przez co nie tylko Nelson uderzyła się teraz w czoło.
- Nie ma co, spostrzegawczy jesteś - Mila wywróciła oczami.
- Nie ma czasu! Nie wiadomo jak długo jej nie ma - ponaglił Jeremi.
Cała siódemka wybiegła z pokoju Polek i skierowała się w stronę fabryki.
***
Pędzili w wyznaczone przez Einsteina miejsce, gdzie miała znajdować się zxanafikowana dziewczyna. Zauważyli ją z daleka, jednak był jeden problem. Scyfozoa oplatała ją swoimi mackami i prawdopodobnie coś zabierała.
Cała ekipa rzuciła się na potwora, który po chwili wyswobodził ją z uścisku, przez co runęła mocno na ziemię.
- Kara, żyjesz? - spytał Odd podlatując do niej na swojej fioletowej desce. Potem zeskoczył z niej i nachylił się nad otumanioną dziewczyną.
- Jeszcze tak - mruknęła i rozejrzała się wokoło. Dawno nie czuła się tak dziwnie. Czuła, że zostało jej coś odebrane, niestety nie wiedziała co. - Jak tam sytuacja? - spytała.
Chciała mieć to już z głowy. Nie chciało jej się siedzieć w wirtualnym świecie dłużej niż jest to potrzebne.
- Aktywowana wieża jest pięćdziesiąt stopni na wschód. - usłyszeli głos z drugiego świata. - Nie jest jakoś bardzo oblężona. Tylko pięć bloków.
- Tylko - prychnął William i wywrócił oczami. - W takim razie zapraszamy tutaj i sam załatw "tylko" pięć bloków.
- Was jest więcej - skwitował. - Nie ma czasu na pogaduszki, ruszajcie.
Wojownicy posłusznie ruszyli w podanym kierunku by za chwilę, z oddali zauważyć wieżę z czerwoną otoczką.
Udało im się pokonać potwory w kilka minut. Co było dziwne, nawet się nie stawiały. XANIE już chyba zbytnio na tym nie zależało. Chciał zwabić Karę do Lyoko by scyfozoa dokończyła to, czego nie udało się zrobić za pierwszym razem. Niestety nikt nie miał pomysłu co to mogło być.
Po chwili otoczka wieży zmieniła kolor na biały, a wojownicy znaleźli się na Ziemi.
Zbliżała się godzina siedemnasta. Na dworze było już ciemniej i mroźniej niż wcześniej.
Nastolatkowie szybko ruszyli w stronę szkoły chichocząc i robiąc bitwę na śnieżki - chłopaki kontra dziewczyny. Tak zabawa zleciała im aż do dziewiętnastej z pozytywnym wynikiem dla płci męskiej.
Zmęczeni, zmarznięci i przemoknięci pożegnali się ze sobą na piętrze chłopaków. Każdy wziął ciepły prysznic by ogrzać się po fajnej zabawie, następnie wrócili do pokoi i wylądowali w swoich łóżkach. Musieli korzystać z każdej dodatkowej minuty na sen. Nie wiedzieli w końcu, kiedy znowu coś zaatakuje.
Niestety Edwards nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok albo czytała książkę przy włączonej lampce nocnej. Zawsze musiała być ona zapalona, nie lubiła ciemności. Na szczęście Kasi nie przeszkadzało to jakoś bardzo, co cieszyło szatynkę. Słyszała jej równy oddech, co znaczyło, że spała spokojnie.
Niestety, dla niej zapowiadała się nieprzespana noc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro