Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06. Udana misja.

- Jerry, mamy ogromny problem - powiedział mocno przejęty Ulrich, który przytrzymywał blondynkę w swoich ramionach, żeby nie uciekła. To samo zrobił William z drugą dziewczyną, po czym odciągnęli je na bezpieczną odległość od cyfrowego morza.

- Co tam się dzieje? - spytał Einstein, który na chwilę obecną niezbyt orientował się w sytuacji. - Macie towarzystwo na ogonie - kontynuował, kiedy na mapie mignęły mu - o dziwo - czarne punkciki oznaczające potwory. - Ja spróbuję jakoś uspokoić sytuację, tylko musicie mi co nieco powiedzieć.

Wojownicy Lyoko tak właśnie zrobili. W skrócie opowiedzieli chłopakowi, co stało się z dwiema dziewczynami i poinformowali o prawdopodobnie nowym wrogu. Nie mieli pojęcia, jak usunąć z nich wirusa, dlatego Jeremie musiał pomyśleć nad jakimś mocnym programem do tego.

Z tego co zdążyli dowiedzieć się chłopaki, Kara potrafiła dezaktywować wieżę, dlatego bez niej niezbyt się obejdzie. Więc czym prędzej musieli działać, ponieważ nie wiadomo czy XANA też nie planuje czegoś na ziemi. Mieli totalnie pod górkę. Jeżeli dwa wirusy będą atakować jednocześnie, to może być po nich.

Nad głowami wojowników przeleciały cztery jakieś dziwne, zmutowane, czarne osowce. Wyglądały naprawdę dziwnie i przerażająco. Różniły się zdecydowanie wszystkim od tych owadów XANY.

Były zdecydowanie większe i inaczej zbudowane. Miały znak minusa po środku obwłoka i były podłużne. Miały długie odnóża i trzy skrzydła zamiast dwóch.

Kiedy piątka dzieciaków przyglądała się im w zdziwieniu, zaczęły strzelać. Jednak nie były to lasery, a... miny. Omijali je z myślą, że są to takie same bomby jak te od mant, ale jednak te wybuchały nawet bez dotykania ich, przez co wojownicy za jednym razem stracili sporo punktów.

Po wybuchu Ksenia poleciała dobre kilkanaście metrów od innych, a William uderzył z siłą o skałę przy okazji wyswobadzając Edwards. Ulrich i reszta byli tak zajęci rozumowaniem konstrukcji potworów i tym jak mają je pokonać, że nie zauważyli jak dwie zaminusowane ponownie zaczęły zbliżać się do otchłani.

Mila i Odd spojrzeli po sobie, kiedy zorientowali się, że dziewczyny znowu próbują zanurkować pod wodą i zaczęli biec w ich kierunku. Zauważyli też, że tych zmutowanych szerszeni zaczęło się robić więcej z każdą minutą. Musieli uważać, by nie trafić na żadną z bomb. A jak już tak się stanie to muszą uciekać, gdzie pieprz rośnie, ponieważ wybuch miał mocną siłę rażenia i sięgał naprawdę daleko. Każdy wiedział, że sytuacja była naprawdę kiepska i nie zamierzało się na razie polepszać.

Potworów było już osiem. Z czego trzy odłączyły się i zaczęły lecieć za Ryan i Della Robbią, uniemożliwiając im pomoc dwóm przyjaciółkom. Na szczęście zauważyli, że te robale miały też zwyczajne lasery, którymi teraz do nich strzelały. Uznali, że te miny muszą marnować dużo energii tych osowców bądź wirusa, więc musiały być po to, by pokazać z kim mają do czynienia oraz, żeby ich nastraszyć.

Wszyscy próbowali strzelać w obłok ze znakiem, z nadzieją, że będzie działać to tak samo jak na potwory XANY, jednak nie było tak.

Mila przez chwilę przyglądała się potworom, jednocześnie omijając lasery i wtedy przyszedł jej pewien pomysł do głowy. Nie była przekonana o jego skuteczności, ale byli daleko w tyle i musieli coś zrobić.

- Atakujcie skrzydła! - krzyknęła na tyle głośno, by każdy przebywający w Lyoko ją usłyszał. Miała nadzieję, że się nie myliła.

Odd jako pierwszy postanowił wypróbować tą teorię. Podbiegł do jakiejś wysokiej skałki, by wdrapać się na nią. Kiedy to zrobił, zeskoczył prosto na potwora, który przelatywał tamtędy i przy okazji strzelił w trzepoczące skrzydła. Szerszeń zaczął spadać, jednocześnie uderzając blondyna laserem. Odd upadł obijając się mocno o podłoże. Przynajmniej Mila nie myliła się. Osowiec po stracie skrzydeł też opadł na ziemię, by kilka sekund potem wybuchnąć.

U pozostałych nie było również zbyt ciekawie. William zdążył już wypaść z gry, a pozostała dwójka trzymała się nieciekawie. Stern miał tylko pięćdziesiąt punktów, zaś Ksenia - trzydzieści.

Próbowali oczyścić drogę do wieży, w razie gdyby Jeremiemu udało się w miarę szybko znaleźć antywirusa dla dziewczyn, które były coraz bliżej cyfrowego morza.

***

Chłopak w okularach cały czas wystukiwał jakieś skomplikowane formułki na klawiaturze, czemu w milczeniu przyglądał się Dunbar, który niedawno wrócił do prawdziwego świata.

Jeremie zmarszczył brwi i kącikiem dłoni wytarł pojedynczą kroplę potu, spływającą po jego czole. Czas go ponaglał, a był sporo w tyle. Na domiar złego presja czasu stresowała go na tyle bardzo, że za każdym razem, kiedy był pewny, że jest już blisko skończenia programu, wyskakiwał mu błąd. Wziął głęboki wdech i zaczął od nowa.

- Uda Ci się - mruknął do siebie, przez co William spojrzał na niego z uniesioną brwią. Był przekonany, że to on powinien mu mówić takie rzeczy, chociaż samomotywacja też była w porządku. Nawet jeżeli miałby mówić sam do siebie.

Okularnik spojrzał na mapę sektora górskiego, by stwierdzić, że Polki niebezpiecznie zbliżają się do jego krawędzi, a pozostali są otoczeni przez potwory.

Pod presją nowego wroga jego umysł jakby przyspieszył, chociaż nadal był niesamowicie zestresowany i przerażony.

Po jakiejś szóstej próbie na monitorze wyskoczył zielony wykrzyknik, co znaczyło, że antywirus jest gotowy i zdatny do użytku. Blondyn ze szczęścia aż podskoczył na krześle obrotowym w tym samym momencie wciskając ENTER na klawiaturze.

***

Dziewczyny padły na ziemię niczym kamienie tuż przy krawędzi sektora. Ręka Kasi zwisała nawet lekko, więc gdyby Jeremie odpalił program sekundę później mogłaby spaść. Potwory nagle zaczęły atakować bardziej zawzięcie, wiedząc, że plan ich Pana nie wypalił.

Blondyn w kostiumie fioletowego kota zauważył, że nieprzytomne dziewczyny są na celowniku tych paskud, dlatego niemalże w jednym susie znalazł się przy nich i osłonił je przed ostrzałem swoją tarczą. Mila z kolei pokonała jednego z nich więc został im ostatni.

Po chwili usłyszeli zduszone jęki, co znaczyło, że poszkodowane powoli już się wybudzały. W trakcie doprowadzania dziewczyn do większej trzeźwości umysłu, Odd wybił ostatniego potwora, który na nich grasował.

Okazało się, że z Edwards i Nelson wszystko jest w porządku. Były jedynie trochę zdezorientowane.

- Ksenia i Ulrich wyczyścili wam drogę do wieży. Ruszajcie się! - ponaglił ich Jeremie.

Kiedy podniosły się zbolałe, całą czwórką ruszyli w podanym przez Einsteina kierunku.

***

Ponownie znajdowali się w pokoju Jeremiego, zastanawiając się nad sytuacją sprzed ponad dwóch godzin. Pomału zbliżała się godzina dwudziesta pierwsza, a to znaczyło, że niedługo będą musieli się pożegnać.

- Ale jak to czarna wieża? - spytał William z szeroko otwartymi oczami.

- No, poważnie - odparła Kasia. - Po dezaktywacji zmieniła kolor na pomarańczowy. 

Wszyscy co również widzieli tą wieżę przytaknęli.

- Czyli to naprawdę nowy wróg? - spytała Kara wpatrując się niemrawo w podłogę w pokoju kolegi i ciągnęła wystający szew ze spodni, żeby zająć czymś ręce. Była przerażona - nie tylko ona jedna. Walka z dwoma wirusami może okazać się niewykonalna.

- Wydaję mi się, że tak - mruknął Jeremie. - Spróbuję dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Jak coś będę was informować.

Zgodnie pokiwali głowami i zaczęli się zbierać, by nie dostać ochrzanu od Jima. Co prawda do ciszy nocnej była jeszcze niecała godzina, ale musieli sami naszykować się do snu.

Kiedy wyszli z pokoju młodego geniusza, chłopaki ruszyli w stronę swoich pokoi, które były akurat w przeciwną stronę niż schody, które prowadziły na piętro dziewczyn. Polkom zrobiło się nieco przykro, że nawet nie zechcieli się z nimi pożegnać, ale co się dziwić - w końcu nie znali się długo, bo tylko trzy dni. Przez kilka sekund wpatrywały się w plecy swoich kolegów z klasy i wypraw do Lyoko i też postanowiły już iść. Jakie było ich zdziwienie, kiedy usłyszały głośne "ej", które spowodowało, że odwróciły się w ich kierunku.

- Koszmarnych snów! - krzyknął William i ze śmiechem pomachał im ręką na pożegnanie. One tylko wywróciły oczami chichocząc cicho i odkrzyknęły "wzajemnie". Przynajmniej wiedziały, że jednak traktują je minimalnie poważnie.

Idąc do swoich pokoi rozmawiały cicho. Wymieniając się swoimi spostrzeżeniami z dzisiejszego dnia. Kiedy przechodziły obok tablicy korkowej, na której zapisane były najważniejsze informacje, zatrzymały się. Kasia pisnęła zaskoczona, kiedy przeczytała pewne ogłoszenie znajdujące się za szkłem.

- Za trzy dni impreza szkolna. - przyglądała się kolorowej ulotce i uśmiechnęła się delikatnie. Co prawda nie przepadała za takimi rzeczami, ale to będzie idealny moment by poznać nowych znajomych.

- Akurat wtedy będzie równy tydzień, odkąd jesteśmy w Kadic - zauważyła Ksenia.

- Normalnie jakby robili tą dyskotekę dla nas - zironizowała Edwards i wywróciła oczami.

- Dobra, chodźmy. Muszę odpocząć przed jutrzejszą szkołą. Przez te dwa wirusy nie mogę się wyspać - mruknęła Kasia, przeczesując palcami, swoje długie wyprostowane blond włosy.

- To dopiero drugi dzień pod rząd - zauważyła Ryan. - Gorzej na chwilę obecną raczej nie będzie.

- Jeszcze zobaczymy. - Ksenia szturchnęła ją łokciem w bok.

Stały już przy swoich pokojach, więc przytuliły się szybko na pożegnanie i weszły do dwóch pomieszczeń znajdujących się obok siebie. Padły zmęczone na łóżka nie przebierając się nawet w piżamy i zasnęły niemal od razu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro