02. Opętana przez Xane
Zmęczone po zajęciach od razu wróciły do pokoi, by zaraz potem rzucić się na swoje łóżka. Poniedziałek był zdecydowanie najgorszym dniem tygodnia co do nauki tutaj. Dwie chemie, godzina wychowawcza, geografia i trzy wychowania fizyczne pod rząd. Polki miały nadzieję, że plan lekcji ulegnie zmianie w najbliższym czasie.
Na godzinie wychowawczej miały okazję poznać całą swoją klasę wraz z ich opiekunką. No, oprócz Elizabeth - ją poznały już wcześniej i raczej nie była to miła konwersacja. Nawet nie kwapiła się do ponownego kontaktu z nowymi uczennicami, co zadziwiło wszystkich. Podobno uwielbiała zwracać na siebie uwagę i prowadzić zawzięte dyskusje na jej własny temat. W każdym razie nie było to na tyle ważne, by dziewczyny miały się tym przejmować. Cieszyły się jednak, że udało się im porozmawiać z czwórką chłopaków, którzy je zaintrygowali.
Edwards między innymi skupiła swoją uwagę na blondynie z fioletowym pasemkiem pośrodku. Widziała po jego postawie, że coś było nie tak, jakby był zamknięty w swoich myślach. Nie był kimś w stylu szarej, cichej myszki. Wręcz przeciwnie – wszystkie swoje zmartwienia zakrywał pod maską zimnego, obojętnego podrywacza.
Dziewczyna leżała na plecach na wygodnym materacu swojego łóżka i patrzyła na sufit. W uszach miała słuchawki, z których wydobywała się muzyka Avril Lavigne. Żal co chwilę zalewał jej serce, kiedy przypominała sobie zajście sprzed niecałych sześciu godzin. Była przekonana, że nie będzie z nim wcale łatwo.
Kilka godzin wcześniej:
Godzina wychowawcza rozpoczęła się. Edwards rozejrzała się po klasie i uznała, że jest zdecydowanie zbyt mała na taką ilość uczniów. Miejsc starczyło akurat na styk. Niebieskooka zauważyła, że dziewczyny zostawiły ją samą, by zawierać nowe znajomości. Nie była na nie zła, wręcz przeciwnie, sama miała taki zamiar. Zresztą miały spędzić tutaj półtora roku i możliwe, że też kolejne trzy w liceum.
Z tego co wiedziała, gimnazjum jest połączone z podstawówką. Natomiast liceum jest w innym, dopiero co wybudowanym budynku, kilka metrów od gimnazjum. Uczniowie stamtąd również korzystają z internatu.
Po kilku sekundach stania i zastanawiania się, co ma teraz ze sobą zrobić, zauważyła, że koło chłopaka, który jak dobrze zapamiętała miał na imię Odd, było wolne miejsce. Postanowiła dosiąść się do niego zaraz po tym, jak porozmawia z innymi. Zrobiło się jej bardzo miło, kiedy sami z siebie podchodzili do niej i opowiadali różne rzeczy. To miejsce było idealne dla niej, już to wiedziała.
W końcu po kilku minutach dotarła do ławki, w której siedział blondyn i spojrzała na niego z uśmiechem. On nawet nie podniósł na nią wzroku, bazgrząc coś w szkicowniku.
- Czy mogę z Tobą usiąść? - spytała w końcu, nie tracąc dobrego humoru. Dostała odpowiedź w postaci niewyraźnego mruknięcia, przez co zbytnio nie wiedziała co robić. Jednak usiadła. - Chyba nie masz zbytnio nastroju - zauważyła, czym lekko zdenerwowała Della Robbię.
- Niezbyt mnie to interesuje. - wzruszył ramionami i dalej rysował, udając, że nikogo obok niego nie ma. - Ciebie też nie powinno.
"Będzie trudno" - pomyślała i westchnęła cicho zaczesując kosmyk włosów za ucho. Po chwili jej wzrok powędrował na zeszyt chłopaka.
- Rysujesz? - spytała z wielkim entuzjazmem, którego chłopak nie podzielał. Zamknął głośno szkicownik i w końcu zaszczycił długowłosą swoim spojrzeniem. Był bardzo zły.
- Nie dasz mi spokoju, prawda? - warknął przez co Edwards miała ochotę się wzdrygnąć, ale trzymała się dzielnie. Co nie zmienia faktu, że zrobiło jej się przykro, jednak tego nie okazywała. Cały czas patrzyła na niego.
- Przepraszam, nie chciałam urazić Cię w żaden sposób. - jej głos mimo wszystko był spokojny i opanowany. - Chciałam tylko... - nie udało jej się dokończyć, ponieważ wstał tak gwałtownie, że krzesło uderzyło o stół stojący za nimi.
- Nie szukam przyjaciół - wycedził przez zęby i odszedł od niej zabierając swoje rzeczy.
Część osób spojrzało w ich stronę, przez hałas wywołany wcześniejszym uderzeniem. Kara jednak się tym nie przejęła, miała teraz inne zmartwienie na głowie. Co prawda uśmiechała się delikatnie, jednak w jej wnętrzu tworzył się armageddon.
Nadal nie wiedziała co było skutkiem takiego zachowania Odda i była przekonana, że szybko się nie dowie. Niestety będzie musiała zasmucić chłopaka, ponieważ nie da mu spokoju - w końcu chodzą do jednej klasy. Na pewno nie będą mogli siebie unikać jak ognia, chociaż dla niego byłoby to zapewne na rękę.
Dziewczyna tylko wzruszyła niezauważalnie ramionami, gdy zdała sobie sprawę o czym myśli i rozejrzała się za przyjaciółkami. Nie mogła tracić entuzjazmu, przez taką małą sprzeczkę, która nie powinna na nią wpływać w tak dużym stopniu.
Miała nadzieję, że reszta dnia minie jej chociaż spokojnie.
***
Zbliżała się pomału godzina dziewiętnasta, a co za tym szło - pora na kolację. Nie były dzisiaj na obiedzie ani śniadaniu, ponieważ nie orientowały się jeszcze w porach posiłkowych. Teraz nie chciały popełnić tego samego błędu, jednak nadal niezbyt wiedziały, gdzie znajduje się stołówka.
Postanowiły więc wyjść wcześniej, żeby znaleźć stołówkę i bez pospiechu zjeść swoją kolację. Wychodząc z pokoju, Kara i Kasia już zauważyły swoje przyjaciółki, które zamykały drzwi swojego pokoju na klucz. Wszystkie spojrzały po sobie.
- Gotowe na poszukiwanie żarełka? - zaśmiała się jasna blondynka. Jej włosy niemalże podchodziły pod kolor biały.
- Kaśka, przez Ciebie czuję się, jakbyśmy szły na jakieś polowanie - zachichotała Ksenia wywracając jednocześnie oczami. Uwielbiała czasami pozytywne nastawienie swojej przyjaciółki.
Dwie ostatnie szatynki patrzyły na nie – jedna z uniesioną brwią, a druga z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Jednak koniec końców cztery przyjaciółki przemierzały korytarz internatu, śmiejąc się głośno.
Edwards jeszcze szybko rzuciła okiem do torebki czy aby na pewno wzięła ze sobą swojego laptopa, który służył jej do obserwowania Lyoko.
Otóż tak – dziewczyny wiedziały o istnieniu tego wirtualnego świata, niemal od urodzenia. Nie pamiętały, jakim cudem to się stało oraz jakim cudem ich rodzice się o tym nie dowiedzieli, ale nie przejmowały się tym jakoś bardzo.
Zastanawiały się czy tutaj – we Francji - mogło być jakieś miejsce do wirtualizacji. Czy jednak tylko w Polsce były takie cuda. Co prawda, niemiło wspominały sytuację z XANĄ w swoim kraju, więc miały cichą nadzieję, że nie będą musiały powtarzać tego ponownie. On naprawdę ostatnio dawał w kość.
Po pięciu minutach znalazły się przy wyjściu z internatu i zauważyły jakiegoś chłopaka, który pewnie też zmierzał w tym samym kierunku co one. Grzecznie spytały się go o pomoc, a on się zgodził, dzięki czemu znalazły się na miejscu bardzo szybko. Dowiedziały się o nim nawet kilka rzeczy. Między innymi, że nazywa się Tristan Brossard i jest z klasy niżej, czyli był w ich wieku. Też miał jeszcze dwanaście lat.
Podziękowały mu i kiedy odszedł, rozejrzały się po jadalni. Było pełno stolików, ale niemal wszystkie były zajęte. Ściany miały smutny biały kolor, w niektórych miejscach nawet były szare przez starość. Widziały również długą kolejkę po kolację, a za ladą, pulchną kobietę, która wydawała posiłki.
Westchnęły zrezygnowane. Postanowiły, że po prostu dosiądą się do kogoś. Trójka z nich ruszyła w stronę kucharki po swoje porcje, a Edwards postanowiła poszukać miejsca. Nie była głodna.
Przeczesywała wzrokiem stoliki, które miały minimalnie cztery wolne miejsca. Może ktoś byłby na tyle dobry, by przyjąć je do siebie. Kiedy zbliżała się do czwórki chłopaków usłyszała ciche pikanie, wydobywające się z jej torby. Zamurowało ją niemal w ułamku sekundy, jednak nie chciała pokazać, że coś jest nie tak, więc się wycofała. I tak wydawało jej się, że nikt nie zwrócił na nią uwagi. W razie co, mogli sobie po prosu pomyśleć, że jest z nią coś nie tak.
- Nawet tutaj nie dasz nam spokoju, co nie XANA? - mruknęła do siebie i podeszła do parapetu, z dala od jakichkolwiek stolików, by wyjąć na niego laptopa i zobaczyć o co chodzi tym razem.
Na szczęście zauważyła, że dziewczyny wyszły już z kolejki chodząc po stołówce i szukając przyjaciółki. Kiedy ich wzrok powędrował na zgubę, ta od razu zawołała je gestem ręki. Przy okazji Odd niemal nie staranował Mili, kiedy wybiegali z resztą ze stołówki. Bąknął tylko niewyraźne "przepraszam" i już go nie było.
- Czyżby nasz przyjaciel nawet tutaj nie dawał nam spokoju? - spytała szeptem brązowooka dziewczyna, pocierając ramię po lekkim obiciu się o Della Robbię.
- Na to wygląda. Jednak teraz musimy znaleźć miejsce do wirtualizacji - mruknęła Ksenia. Jeżeli nie będzie tutaj niczego takiego, to naprawdę będzie koniec.
Kara schowała szybko laptopa i zapięła swoją kurtkę. Nie zdążyły się jeszcze rozebrać, więc po prostu wybiegły ze stołówki.
- Poważny atak? - spytała Kasia po chwili ciszy trochę zdyszana.
- Na razie program nic poważnego nie odnotował - mruknęła Edwards i rozejrzała się. Znajdowały się w parku i za nic nie wiedziały co zrobić dalej. - Musimy się rozdzielić. Jak coś znajdziemy to od razu do siebie dzwonimy - zarządziła. Wydawało jej się, że to będzie najlepszy pomysł.
Nie miały też w sumie zbytniego wyboru. Zresztą nie wiedziały nawet czego szukać. Każda z nich udała się w inny koniec parku. Jeżeli tutaj nic nie znajdą, będą musiały przenieść się na poszukiwania w mieście.
Kara przeglądała niemal wszystkie zakamarki. Nikt nawet by nie wpadł, by tam zaglądać. Kiedy skręciła w prawo, poczuła mocne szarpnięcie, a potem nastała ciemność.
***
Dziewczyny spotkały się na skrzyżowaniu dróg, ponieważ tam miał być ich punkt spotkania. Nie dość, że nie znalazły zupełnie nic, to jeszcze zgubiły jedną z nich.
- Nie wierzę w to. Nie potrafimy znaleźć miejsca do wirtualizacji, to jeszcze Kara się gdzieś zapodziała! - Ryan schowała twarz w ręce, była bardzo przerażona tą sytuacją. - Jeżeli XANIE zachcę się atakować na ziemi, to naprawdę już po nas!
- Nie panikujmy, zaraz jakoś to... - Nelson nie zdążyła dokończyć, kiedy dosłownie przed jej nosem przeszła Kara i ruszyła w kierunku studzienki kanalizacyjnej otwierając ją. Kiedy to zrobiła, zeskoczyła na dół.
Pozostała trójka spojrzała na siebie zdezorientowana, następnie postanowiły pobiec tam, gdzie zniknęła ich towarzyszka. Pochylając się lekko zauważyły, że jest tam metalowa drabina, solidnie przymocowana do ściany. Nie zastanawiając się długo zeszły na dół lądując na mokrej, betonowej powierzchni. Okropny zapach niemal od razu zaatakował nozdrza dziewczyn, zmuszając je do zatkania nosa.
- To nawet w Polsce nie było takich przeszkód - skomentowała Ksenia brzydki zapach.
W oddali było widać ich przyjaciółkę, która podążała szybkim krokiem przed siebie. Postanowiły ją śledzić, będąc przekonane, że to XANA steruje teraz Polką. Rzuciły się biegiem w jej kierunku, a czerwonooka już dziewczyna, słysząc to, również przyspieszyła. Po chwili zaczęła wspinać się po drabinie na górę, by zniknąć w dziurze, prowadzącej pod fabrykę.
Dziewczyny wyszły za nią, jednak ich przyjaciółki nigdzie nie było. Stały pod wielką, mosiężną fabryką, którą tak usilnie próbowały znaleźć. Nie tak to sobie zaplanowały, mimo to się udało.
Podbiegły szybko do przodu, ale zatrzymały się, kiedy zobaczyły, że są na skraju przepaści, a wokoło nie ma żadnych schodów.
- To bardzo niebezpieczne - słusznie stwierdziła Mila zerkając na cztery liny przywiązane do sufitu. W ich kraju dostanie się do miejsca wirtualizacji było wygodniejsze i nie zagrażało życiu.
- Racja, jednak trzeba powstrzymać XANĘ - mruknęła Kasia i złapała za linę. Miała na sobie różowe, długie koturny z futerkiem tego samego koloru, więc dla niej zadanie będzie utrudnione, widząc odległość liny od ziemi.
Na szczęście każdej z nich się udało. Nelson co prawda wylądowała na tyłku z lekko bolącą kostką, ale więcej szkód nikt nie poniósł. Podeszły do metalowej windy i weszły do niej. Wyglądała na dość solidną. Spojrzały na przyciski w windzie i zastanawiały się nad kodem. Postanowiły spróbować wpisać 20052, jak to było w ich miejscu i nie pomyliły się. Winda zaczęła ruszać w dół.
***
Chłopaki już od dziesięciu minut siedzieli w fabryce, a Jeremie sprawdzał czy wirus nie narobił jakichś szkód. Na ziemi na szczęście nic nie było, gorzej z Lyoko. XANA aktywował wieżę, tylko po to by ją zniszczyć, co było naprawdę głupie. Blondyn w okularach, nie wiedział jakie dane skrywa w sobie ta wieża, ale musiały być one bardzo ważne, skoro tak postępował. Musieli grać na zwłokę, żeby niebieskooki chłopak mógł wymyśleć kolejny program do dezaktywowania wieży.
- Dobra, szykujcie się do wirtualizacji - zarządził chłopak, nie odrywając wzroku od monitora komputera. Co chwilę jego palce stukały szybko o klawiaturę wpisując jakieś dane.
Pozostała trójka bez zawahania ruszyła w stronę windy, która po kilku chwilach zgrzytnęła i zatrzymała się. Przecież jeszcze nie zdążyli nacisnąć żadnego przycisku, więc o co chodzi?
Po chwili mocarny sprzęt otworzył się, wypuszczając przy tym brązowowłosą dziewczynę.
- Co ty tutaj robisz? - spytał zdenerwowany William podchodząc do niej. Śledziła ich?
Pół minuty potem winda otworzyła się po raz kolejny, tylko tym razem wyszły z niej pozostałe Polki. Oczy wszystkich były skierowane na siebie. Już sami nie wiedzieli kto ma patrzeć na kogo. Byli zdezorientowani tą sytuacją.
- Okej, to wytłumaczymy sobie potem - wydusiła z siebie Nelson z nadal uniesionymi brwiami do góry. - A ty odsuń się od niej - odezwała się do Williama, orientując się, że stoi blisko czerwonookiej.
Chłopak zrobił tak jak powiedziała dwunastolatka, jednak to nic nie dało, ponieważ chwilę potem każdy był przyciśnięty do ściany przez szary dym, który wydobył się z dłoni dziewczyny. Kara podeszła do superkomputera i wciskała jakieś guziki na klawiaturze. Zapewne chciała się zwirtualizować.
Kiedy skończyła uśmiechnęła się szyderczo i ruszyła w stronę windy. Kiedy stanęła w urządzeniu łokciem wcisnęła przycisk, który miał sprowadzić ją jeszcze jedno piętro w dół.
- Do zobaczenia w Lyoko - mruknęła szyderczo. Kiedy drzwi windy zatrzasnęły się oni od razu zyskali kontrolę nad swoimi ciałami.
Belpois jako pierwszy rzucił się do komputera z nadzieją, że uda mu się opóźnić albo usunąć program, który wpisała szatynka. Jednak było już za późno. Znajdowała się w Lyoko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro