01. Nowe w szkole
Między wszystkimi w klasie zapanowała kilkusekundowa cisza. Co tak właściwie miały o sobie powiedzieć? Przecież to i tak teraz było mało istotne, ponieważ czas na takie rzeczy będzie potem. Wszystko co ważne dyrektor pewnie zdążył przekazać. Nie zostało im więc nic innego jak podzielenie się swoimi imionami.
Nie odciągając już w czasie Ksenia odchrząknęła cicho i uśmiechnęła się, ukrywając przy tym swoje zakłopotanie i niepewność.
- Jestem Ksenia Colfen. - spojrzała na nową klasę by sprawdzić ich reakcję. Nie spotkała się jednak z żadnym negatywnym odzewem, co uspokoiło ją nieco.
- Ja jestem Kasia Nelson i niesamowicie będzie was wszystkich poznać! - powiedziała z udawanym entuzjazmem i wyszczerzyła zęby. Lubiła poznawać nowych ludzi, to prawda, chociaż jeszcze bardziej wolała spokój. Ale przecież mogła poudawać zwariowaną, słodką blondynkę.
- Mila Ryan - mruknęła zdawkowo. Z całej czwórki, to ona była najbardziej nieśmiałą osobą. Czasami nawet utrudniało jej to normalne funkcjonowanie, jednak z przybyciem do tej szkoły planowała to zmienić. Miała w planach poznać kilku znajomych.
- Kara Edwards. - ona z nich wszystkich nie lubiła takich szopek najbardziej. Lubiła raczej naturalne zapoznanie się bez robienia z siebie idiotki. I to jeszcze po kilkunastu minutowym spóźnieniu. Wcześniej nie miała do czynienia nawet z taką formą zapoznawczą w którejkolwiek ze swoich dawnych szkół.
- Doskonale - odezwała się Pani Hertz, kiedy skończyły. - Miło was poznać. Mam nadzieję, że będziecie miały większą okazję porozmawiać z kimś z klasy na godzinie wychowawczej z Panią Meyer. - nauczycielka jeszcze raz przeleciała wzrokiem po pomieszczeniu by po chwili zatrzymać wzrok na czterech nowych przybyszkach. - Możecie usiąść na końcu, w środkowym rzędzie. Będziemy robić doświadczenia naukowe. Okulary ochronne i fartuchy macie na swoich stanowiskach.
Kiedy nauczycielka skończyła mówić, dziewczyny posłusznie ruszyły w kierunku wyznaczonych im miejsc. Gdy przechodziły koło grupki chłopaków, poczuły na sobie ich wzrok. Edwards również na nich zerknęła. Blondyn z fioletowym pasemkiem i postawionymi na żel włosach podpierał głowę na ręku i przyglądał jej się z jawnym znudzeniem. Jednak szatynka czytała z ludzi jak z otwartych książek i była przekonana, że coś było powodem takiej postawy chłopaka.
Wzruszyła tylko ramionami. Tym zajmie się potem. Chociaż jego postawa wiele wskazywała na to, że będzie trudno się do niego zbliżyć, więc o jakiejkolwiek znajomości nie będzie mowy przez najbliższy czas. I wcale się nie myliła. Ona jednak nie ustępuje tak łatwo.
Kiedy doszły do swoich stanowisk, usiadła z Ksenią na długich metalowych stołkach, a za nimi pozostałe dwie dziewczyny. Stół również był metalowy i wysoki. Na nim natomiast znajdowały się różne probówki z płynami, dwa rozdzielacze, pipety, kolby, bagietki, palnik i wiele innych.
Od czasu do czasu nadal czuły na sobie spojrzenia innych. W sumie nic dziwnego - były nowymi osobami w klasie. Dziewczyny wiedziały jednak, że nie tylko dlatego mają ich zainteresowanie.
Styl Edwards był trochę mroczny, była ubrana niemalże cała na czarno. Czarna bluzka zakryta była czarną skórzaną kurtką, która gdzieniegdzie miała srebrne kłujące ćwieki. Za duże spodnie tego samego koloru przeplatane łańcuchem przez szlufki i obwiązane paskiem, by się nie zsunęły, oraz wysokie glany. Jej brązowe do kolan włosy były proste i rozpuszczone, a na twarzy gościł nieodstąpiony, ciemny cień do powiek.
Kasia natomiast była zupełnym przeciwieństwem pierwszej dziewczyny. Miała na sobie różową bluzkę z falbankami, którą lekko okrywał beżowy sweter. Do tego różową pasującą spódnicę lekko rozkloszowaną, która była przeplatana tego samego koloru kokardą. Na nogach miała rajstopy w kolorze skóry, a na stopach jaskrawe baleriny. Jej niegdyś falowane do pasa blond włosy, teraz potraktowane prostownicą, były związane w wysoki kucyk, z którego wyszło kilka pasm delikatnie opadając na jej twarz. Jej makijaż był mocno różowy, nie oszczędzała nawet swojej "ulubionej" szminki, jednak mimo wszystko wydawał się być on perfekcyjnie zrobiony.
Colfen od zawsze uwielbiała mieszać kolory, co było widać po jej stylu. Miała na sobie zieloną bluzkę z rękawem trzy czwarte, na której było własnoręcznie wykonane serce w kolorze fioletowym. Żółte jeansy były przeplatane niebieskim rzemykowym paskiem, na szyi zaś miała pomarańczową chustę. Na stopach miała żółte trampki z tęczowymi sznurowadłami. Jej falowane włosy do połowy pleców w kolorze ciemnego blondu opadały delikatnie na ramiona. Na twarzy natomiast nie było śladu po makijażu oprócz ust muśniętych bezbarwnym błyszczykiem wiśniowym.
Ostatnia z dziewczyn nie różniła się zbytnio od tej pierwszej. Fioletowa bluzka opadała jej delikatnie na jedno ramię. Czarna skórzana kurtka, udekorowana różnymi przypinkami i wszywkami, wisiała teraz swobodnie na oparciu krzesła obrotowego, na którym siedziała. Czarne jeansy były poprzecierane na udach, a na kolanach były dziury. Na nogach miała krótkie czarno – czerwone glany. Brązowe do połowy pleców włosy związała w niedbałą kitkę, z której wydobyło się kilka kosmyków. Również nie miała na sobie makijażu, ponieważ uważa to za zbędne.
Wszyscy z uwagą - bądź też nie - słuchali nauczycielki, która tłumaczyła na czym będą polegać ich doświadczenia, ponieważ, jak się okazało, miało być ich kilka. W końcu mają dwie godziny. Nie było to nic trudnego. Trzeba było oddzielić od siebie najdokładniej jak się da pewne substancje. Potem musieli ze sobą zmieszać różne płyny bez ewentualnych eksplozji, które w razie, gdyby się pojawiły, nie będą niebezpieczne. Trzecim zadaniem było określenie szkodliwości naszykowanych substancji na produkty spożywcze.
Kiedy Pani Hertz ucichła, każdy wiedział, że to oznaka by brać się do pracy. Wszyscy zaczęli ubierać się w fartuch, okulary i rękawiczki ochronne.
Zabrali się za swoje eksperymenty. W klasie było słychać jedynie ciche szepty, kiedy to uczniowie próbowali porozumiewać się między sobą. Na szczęście była to praca w parach. I z tego co każdy zrozumiał, za każde dobrze zrobione doświadczenie będzie stawiana ocena.
Kara była wręcz zadowolona, że pierwszego dnia szkoły i to na pierwszych lekcjach dostanie kilka ocen pozytywnych. Bo w to nie wątpiła w ogóle.
Ciemnowłosa blondynka wraz z przyjaciółką co jakiś czas odwracały się do pozostałych dwóch dziewczyn, żeby pomóc im niezauważenie. Colfen też była dobrą uczennicą, dlatego taka na przykład chemia nie była jej obca.
Kiedy cała czwórka dostała dobre oceny za pierwsze doświadczenie, Kasia z Milą po czwórce, a pozostałe dwie po piątce, zaczęły pracę nad kolejnym. Oczywiście tutaj również nie obyło się bez pomocy.
Z tym eksperymentem, tak jak z poprzednim, nie było specjalnych problemów. A czas przy tym leciał całkiem szybko. To było dla nich niczym zabawa – przynajmniej nie nudziły się, słuchając długich i męczących wykładów nauczycieli.
Miały właśnie przejść do ostatniego zadania, kiedy nagle usłyszały wybuch. No może nie była to głośna eksplozja, tylko ciche "poof". Pierwsze skojarzenie było takie, że Nelson i Ryan coś pomyliły, ale na szczęście okazało się, że to nie ich sprawka.
Ten sam blondyn z fioletowym pasemkiem, który przyglądał się długowłosej ze znudzonym spojrzeniem, był teraz cały obsmarowany dziwną pianą o kolorze zielonym. Jego wspólnik z ławki wyglądał podobnie. Po klasie rozniósł się nagle nieprzyjemny zapach, przez co musieli pootwierać wszystkie okna, mimo zimnej pogody. Było widać, że ta sytuacja dobiła chłopaka, ale starał się to ukryć. Nawet nie przejmował się krzykami nauczycielki. A raczej udawał.
Ostatnie dwadzieścia minut lekcji minęło już bez żadnych przeszkód. Edwards poczuła naprawdę silną euforię, która ogarnęła ją nagle. Nic nie mogło popsuć jej dzisiaj humoru!
Stały właśnie pod salą od matematyki, w której podobno miała odbyć się godzina wychowawcza. Rozglądały się niepewnie po otoczeniu, bo w końcu miały okazję to zrobić na spokojnie i stwierdziły, że szkoła w środku również jest niesamowita. Mimo tego, że ściany były nieco obdrapane, a sufit miał popękaną farbę to i tak nie zniechęciło ich do myślenia o tym miejscu w pozytywny sposób.
Nagle ich rozmyślenia o wystroju szkoły przerwał pewien piskliwy głosik, który z każdą chwilą robił się coraz głośniejszy, co oznaczało, że ktoś się zbliża do Polek.
- Hej! Jestem Sissi - zaskrzeczała już stojąc przed dziewczynami, przez co skrzywiły się niezauważalnie. - To mnie musicie poznać jako pierwszą! - zakomunikowała krótko.
- Tak? A to dlaczego? - spytała zdziwiona Mila unosząc przy tym jedną brew do góry i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Czarnowłosa odchrząknęła cicho i wyciągnęła dłoń w ich kierunku.
- To może inaczej. Jestem Sissi Delmas, córka dyrektora. - uśmiechnęła się z lekką nutką wyższości, co Edwards od razu zauważyła. Nienawidziła takiego zachowania, dlatego w głębi duszy zezłościła się mocno, chociaż wyraz twarzy nadal pozostawał obojętny.
- I co? Czekasz na oklaski? - wtrąciła się Nelson, którą również takie zachowanie wybiło z równowagi. Przynajmniej już wiedziała kogo najlepiej omijać szerokim łukiem. Czarnowłosa zrobiła się nagle cała czerwona na twarzy, jednak próbowała nie dać się wybić z równowagi.
- Odezwała się plastikowa lalka, która ma więcej tapety na twarzy, niż wiedzy w mózgu - zaszydziła Elizabeth.
- Zostaw ją w spokoju. To nie ona puszy się jak paw, tylko ty! - do gry słownej wkroczyła Ksenia, chcąc obronić swoją przyjaciółkę.
Córka dyrektora zlustrowała ją wzorkiem i chicho prychnęła pod nosem. Teraz niemal cała klasa przyglądała się ich małej kłótni. Polki nie były zachwycone z takiego obrotu sprawy. Nie sądziły, że tak szybko narobią sobie wrogów.
"A miało być tak pięknie" - pomyślała Edwards i wywróciła oczami. Schowała dłonie do kieszeni kurtki i czekała na odpowiedni moment by wkroczyć do akcji.
- To nie ja wyglądam jak dziwoląg, tylko ty! - obruszyła się Francuzka.
W tym momencie miarka się przebrała!
- Akurat z tym się nie zgodzę. Nie wiem czy masz w pokoju coś takiego jak lustro. Jeżeli tak, to radziłabym ci z niego skorzystać - mruknęła cicho Edwards spoglądając na nią z obojętnością. Nie pozwoli tak traktować swoich przyjaciółek.
- Kolejna... - nie skończyła mówić, ponieważ dwunastolatka uciszyła koleżankę z klasy gestem ręki.
- Nie pozwolę Ci na takie traktowanie moich przyjaciółek. - ton głosu brązowowłosej dziewczyny stał się poważny, jednak po chwili uśmiechnęła się lekko. - Możesz odejść, póki jeszcze jestem miła.
Brunetka tylko zmarszczyła brwi i obróciła się na pięcie odchodząc, zarzucając przy okazji mocno swoimi włosami do łopatek. Dziewczyny westchnęły zrezygnowane. Nie sądziły, że pierwszego dnia będą miały takie przyjemności. Jednak dzień się jeszcze nie skończył, co znaczyło, że może wydarzyć się niemal wszystko.
---------------------------------------------
Cześć! Postanowiłam, że będę wstawiać rozdziały co dwa, max trzy dni. Mam nadzieję, że w lepszej jakości.
Wszystkie wytłumaczenia co do rozdziału będą pisane pogrubioną czcionką.
Jak zauważyliście odmłodziłam Williama o jeden rok, dlatego chodzi z resztą wojowników Lyoko do klasy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro