Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Zagubiony w otchłani.

Dziewczyny stały tak jeszcze kilka sekund nie mogąc się nadziwić temu co widzą. W tym czasie Ulrich wyszedł z łazienki i widząc zbiorowisko jakie wytworzyło się wokół jego pokoju wychylił lekko głowę zerkając do pomieszczenia.

Zbladł niemal od razu. Jak mógł być taki głupi?! Spojrzał przepraszająco na Odda, chociaż ten zdawał się tego nie zauważyć. Też był lekko przerażony zaistniałą sytuacją.

Kara jako pierwsza weszła do środka nie spuszczając wzroku z jednego punktu. Po chwili ukucnęła przed szarawym pieskiem, który leżał na plecach czekając na pieszczoty, wesoło merdając ogonem.

- To pies - stwierdziła głupio dotykając go palcem po brzuchu. - Żywy.

Nie było ją stać by powiedzieć coś mądrzejszego w tym momencie. Była niemal na pewno przekonana, że to pupil jej chłopaka. Tylko on mógł posłużyć się taką nierozwagą.

Po chwili postanowiła się podnieść przez co zwierzak uczynił to samo. Dziewczyny też weszły głębiej do pokoju nie mogąc oderwać wzroku od małego, radosnego kundelka.

Odwróciła się niebezpiecznie wolno w stronę chłopaków, którzy byli już w komplecie. Spojrzała na Odda, który szybko opuścił wzrok na podłogę i podrapał się po karku. Jej wzrok wyrażał obojętność.

- Jak się wabi? - spytała po chwili.

Żaden z chłopaków nie był w stanie się odezwać. Kara uniosła brew wyczekująco. Nie wiedziała o co im chodzi. Nawet William stał oparty o ścianę i próbował nie wybuchnąć śmiechem. Domyślał się, że Oddowi nieźle się oberwie.

- Kiwi - powiedział w końcu właściciel psa i niepewnie podniósł wzrok na Karę.

Niestety ona patrzyła w jego kierunku. Mimo to postanowił wytrzymać jej spojrzenie, które nadal nic nie wyrażało. Przez to nie wiedział czego się spodziewać.

- Kiwi - powtórzyła i spojrzała na dziewczyny.

One też spojrzały na nią. Edwards kiwnęła tylko głową. To wystarczyło, by usłyszeć kilka zsynchronizowanych pisków. Wszystkie cztery rzuciły się na pieska i zaczęły go głaskać.

- Jaki słodki.

- Jakie ma małe łapki!

- Moje słoneczko!

Chłopaki patrzyli się na dziewczyny zdziwieni. Myśleli, że zareagują jakoś inaczej.

- Muszę przyznać, że nieźle go ukrywaliście - Kara zwróciła się do Ulricha i Odda. - Domyślam się, że nie jest tutaj od niedawna.

Odd potwierdził skinieniem głowy. Było mu trochę głupio, że nie powiedział nic Polkom o jego "tajemnym" przyjacielu. Jednak usprawiedliwiał się tym, że wtedy nie znał ich jakoś dobrze.

- Czyli co? Kolejna tajemnica dla nas? - zażartowała Ksenia głaszcząc Kiwi po brzuchu.

- Jakoś nie robi mi to zbytniej różnicy - zaśmiała się Kara.

Della Robbia spojrzał na nią z ogromną wdzięcznością.

- Nigdy bym Cię nie wydała, głupku.

I znowu usiadła na podłodze koło dziewczyn by pobawić się z psem.

***

Otworzyła oczy a wokół niej było ciemno. Spanikowała, ponieważ pamiętała bardzo dobrze, że jak zasypiała, lampka była zapalona. Kaśka nigdy by jej nie zgasiła. Prawdopodobnie nie było prądu. Rozejrzała się i po chwili dopiero zorientowała się, że wcale nie leżała tylko stała.

- To musi być sen - stwierdziła szybko nie przestając się rozglądać. - Bardzo realistyczny.

Nie była też do niczego przywiązana czy nie opierała się o ścianę. Wtedy mogłaby myśleć, że Minus albo Daniel ją uprowadzili. Po dłuższych rozmyślaniach stwierdziła, że to na pewno sen.

Postanowiła nie stać w miejscu tylko ruszyć przed siebie. Dziwne było by gdyby śniła o niczym. Gdzieś musiała dojść. Zrobiła maksymalnie dziesięć kroków i usłyszała szyderczy głos.

- Myślisz, że jesteś w stanie ich ochronić?

Rozejrzała się gwałtownie. Nikogo nigdzie nie widziała. Cały czas panowała tylko czerń. Chociaż mogłaby rzec, że kojarzy ten głos. Zmroziło ją, kiedy sobie uświadomiła do kogo należy. Minus był w jej śnie.

- Jak najbardziej - warknęła.

Wiedziała, że chodzi o jej przyjaciół. W żadnym wypadku nie da ich skrzywdzić. Minus zapewne wiedział, że byli oni najsłabszym punktem Edwards. Była świadoma, że zapewne wykorzysta to przeciwko niej.

- Nie uda Ci się ich uratować.

Usłyszała szyderczy głos wydobywający się z przestrzeni. Nawet nie chciał się ujawnić. Zmarszczyła brwi. Jej paczka była pod ostrzałem.

- Do zobaczenia w Lyoko Edwards. Pokaż na co Cię stać.

***

Obudziła się i gwałtownie podniosła się do siadu. Przetarła czoło wierzchem dłoni, by stwierdzić, że jest całe mokre. Nie oszukując się słowa Minusa mocno nią wstrząsnęły. Była przerażona. Jej ręce trzęsły się mocno. Przebiegła wzrokiem po pokoju i zauważyła, że nikogo w nim nie ma.

Spojrzała na półkę nocną przy jej łóżku i z ulgą uznała, że jest na niej szklanka z wodą. Szybko się napiła i wzięła kilka głębszych wdechów. Udało się jej uspokoić na tyle, by podejść do szafy i wyjąć z niej czyste ciuchy.

Kiedy je ubierała usłyszała dobrze znany jej odgłos z laptopa. Nie musiała zastanawiać się długo kto to był. W końcu Minus zapowiedział się. Nie sądziła jednak, że nadejdzie to kilka minut po jej przebudzeniu.

Rzuciła się szybko w stronę drzwi i wybiegła na korytarz. Niestety wpadła na kogoś.

- Przepraszam - rzuciła i spojrzała w górę.

Tym kimś okazał się być Manuel. Uśmiechnął się zawadiacko i wywrócił oczami. Po czym poprawił włosy.

- Nic się nie stało. Widzę, że jak zawsze się spieszysz - mruknął nie spuszczając z niej oczu.

- Niestety. Wynagrodzę Ci to jakoś, naprawdę!

- Niech będzie. Możesz w sumie zrobić to teraz, pożyczając mi zeszyt od chemii. Przerabiamy ten sam dział, a ty masz wręcz idealne notatki.

- Jasne! Już się robi! - mówiąc to wróciła szybko do pokoju w poszukiwaniu zeszytu.

Wiedziała, że chemia to słaba strona Hiszpana. Dlatego też zawsze chętnie mu pomagała, jeżeli tylko ją o to poprosił. Tak samo było z innymi przedmiotami.

- Proszę - powiedziała wychodząc po kilku sekundach i wręczając mu zeszyt.

- Dzięki. Biegnij już, nie będę Ci przeszkadzać. Oddam Ci go jeszcze dzisiaj.

- Nie ma sprawy. Do potem!

Zaczęła biec znowu. Kiedy wybiegła z internatu po raz kolejny na kogoś wpadła. Przeklinała się w myślach za swoje nie rozgarnięcie.

- Przepraszam - powiedziała po raz drugi tego dnia.

Spojrzała na dwóch chłopaków, którzy wymienili ze sobą rozbawione spojrzenia. Obydwoje mieli brązowe włosy i niebieskie oczy. Wyglądali na braci, byli bardzo podobni do siebie.

- Nic się nie stało - powiedział jeden z nich. - Tak właściwie to szukamy gabinetu dyrektora.

- Nowi? - spytała, chociaż było to oczywiste. Pokiwali głową na co Polka uśmiechnęła się. - Zaprowadzę was.

Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. W końcu kilka osób na raz w ciągu dnia to jakiś żart. Na dodatek jeszcze ten przeklęty Minus atakuje. Przez myśl przeszło Edwards nawet, że to jakaś dziwna pułapka wirusa.

Szli przez patio w ciszy. Kara zazwyczaj potrafiła zagadać i podtrzymać rozmowę, ale teraz była zbyt zestresowana i spięta.

- W ogóle to jestem Aleksander a ten obok to Bartek. Mój brat.

Kara uśmiechnęła się. Kolejne osoby z Polski. Być może mogliby się zaprzyjaźnić. Dziewczyna była wręcz pewna, że Aleksander był starszy od Bartka. Nie wiedziała jednak o ile.

- Jestem Kara - odrzekła już w swoim ojczystym języku. - Bardzo miło mi was poznać.

Chłopaki spojrzeli na nią zaskoczeni. Nagle wyglądali jakby spotkali ducha. Ich reakcja była dość dziwna, ale po chwili wszystko wróciło do normy.

- Widzę, że też jesteś z Polski - zaśmiał się Bartek. - Przynajmniej wiadomo do kogo się zwracać w razie co, prawda Alex?

Uderzył swojego brata w żebra na co starszy chłopak skrzywił się lekko i pomasował to miejsce. Kara zaśmiała się i podała im numer swojego pokoju w razie jakby go potrzebowali.

Po chwili znaleźli się przed gabinetem dyrektora.

- Dzięki Kara – powiedzieli jednocześnie i pożegnali się.

Ta pomachała im jeszcze na odchodne i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy znowu znalazła się na podwórzu zaczęła biec. Powinna być już od piętnastu minut w fabryce. Była już blisko przejścia do parku.

- Hej, Kara! - usłyszała za sobą czyjeś krzyki.

- Błagam nie - mruknęła do siebie zrezygnowana, ale odwróciła się w stronę głosów.

W jej kierunku zmierzały Milly i Tamiya. Miały wielkie uśmiechy przyklejone do twarzy, a oczy wyrażały jakby wielką prośbę.

"Ciekawe w co się znowu wpakujesz, głupia" - skarciła się w myślach, ponieważ wiedziała, że dziewczyny czegoś od niej chcą, a ona nie umiała odmawiać.

- Coś się stało? - spytała z miłym uśmiechem.

- Właściwie my w sprawie Subdigitals - mruknęła Milly.

Kara spojrzała na nie zdziwiona. Potem przypomniała sobie te wszystkie plakaty informujące, że zespół zawita do ich szkoły. Było wtedy wielkie poruszenie a Sissi już szykowała w głowie ubrania, w które ma się ubrać. Chociaż i tak jeszcze było dużo czasu na takie rzeczy.

- Pomogłabyś nam naszykować salę? - spytała druga dziewczynka nie owijając w bawełnę.

Obydwie były o rok młodsze od Polki. Chodziły do ostatniej klasy podstawówki. Mimo to Kara bardzo je lubiła, chociaż czasami były naprawdę wścibskie.

- Jak najbardziej! - powiedziała z entuzjazmem. - Obgadamy wszystko potem, teraz się spieszę!

Pożegnała się z dziewczynami i po raz kolejny rzuciła się do biegu.

***

- Dłużej się nie dało? - spytał zirytowany Jeremie wychylając się zza monitora komputera.

Kara dyszała oparta rękami o swoje kolana. Sama nie była zadowolona z tego, że tak się to wszystko potoczyło. Powinna być tutaj dobre pół godziny temu.

- To nie moja wina, że nagle każdy coś ode mnie chciał - warknęła i zaczesała włosy za uszy.

- Nieważne, leć do skanerów.

Kara nie sprzeciwiała się, tylko od razu zjechała jeszcze jedno pomieszczenie niżej.

***

- No w końcu - powiedział William, kiedy dziewczyna wylądowała w Lyoko. - Co Ci się tak zeszło?

- Nawet nie pytaj - mruknęła niezadowolona.

Nie miała ochoty drążyć tego tematu. Anglik wzruszył tylko ramionami. Widział, że była w niehumorze.

- Dzisiaj Minus nawet się postarał - odezwał się Ulrich, na co Edwards straciła humor jeszcze bardziej.

Nie zapomniała o śnie - wręcz przeciwnie - musiała mieć oczy dookoła głowy. Dlatego też zdecydowała się udać do Lyoko teraz a nie jak będzie już wszystko gotowe.

Obawiała się co wirus tym razem przyszykował na ich przybycie. Na pewno nie imprezę niespodziankę.

- Ile jest tych potworów? - spytała Kara ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.

- Całkiem sporo - odparł Jeremie.

- Dzięki za precyzje - żachnął się William.

Jak na zawołanie wszystkie na raz zaczęły atakować wojowników. Kara nie zdążyła się nawet schować. Poczuła mocne mrowienie w boku i po chwili poleciała w stronę cyfrowego morza. Na szczęście nie zaczęła spadać, ale było bardzo blisko. Zobaczyła, że Odd biegnie w jej kierunku po czym pomógł jej wstać.

Dziwnym trafem w tamtym miejscu nastąpiło małe trzęsienie i chwilę potem podłoże pod nimi się zawaliło. Na szczęście fioletowy człowiek - kot w samą porę złapał dziewczynę jedną ręką a następnie drugą krawędzi.

- Odd! - krzyknęła przerażona patrząc cały czas na blondyna.

Włoch opuścił głowę i spojrzał jej w oczy. Czuł, że już dłużej nie wytrzyma i zaraz się puści. Uśmiechnął się do Kary na co ona wytrzeszczyła oczy. Widziała jak jego łapa pomału ześlizguje się z krawędzi. Wiedziała o czym myślał.

- Odd, nie...

- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze - powiedział cicho.

Rozbujał dziewczynę na tyle by bezpiecznie wylądowała z powrotem na murawie. Nie zdążył zrobić nic więcej, ponieważ w tym momencie jego łapa puściła krawędź i zaczął spadać.

- Nie! - wrzasnęła podbiegając do miejsca, gdzie przed chwilą spoczywała dłoń Włocha. - Nie!

Nie mogła przestać krzyczeć, a z jej oczu zaczęły wypływać słone krople. Leżała przy brzegu i patrzyła w cyfrowe morze, gdzie przed chwilą zniknął jej chłopak.

Zaczęła ciągnąć się zrozpaczona za włosy przygryzając jednocześnie wargę.

"Odd spadł do cyfrowego morza" - chodziło jej po głowie niczym mantra. - "Na dodatek z mojej winy"

- Odd - szepnęła, a jedna łza spadła do cyfrowego morza. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro