Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16. - W drodze ku otchłani

Pamiętam, jak Carlos zagadał do mnie jakieś dwa tygodnie temu. Byliśmy sami w mieszkaniu, Hunting wybył na patrol. Nawet się wtedy nie spodziewałam, że podejmie rozmowę, tak sam z siebie.

- Wolfe - zaczął blondyn, dość stanowczo, co wybiło mnie z rytmu krojenia warzyw na sałatkę. Super hiszpańską sałatkę, składającą się głównie z papryki. Przepis pochodził od adopcyjnej matki Carla, która ponoć tą sałatką robiła show na każdej rodzinnej imprezie.

- Za drobno? - zapytałam, przerywając siekanie czerwonej papryki w kostkę. Odłożyłam na chwilę nóż i odgarnęłam za ucho włosy, które uparcie opadały mi na ramię. Chyba powinnam była je wcześniej związać.

- Nie, jest dobrze. Nie o to chodzi - Carlos uśmiechnął się lekko, niezbyt szczerze. Bardziej jakby chciał coś zamaskować, niż podzielić się pozytywnymi emocjami. - Chciałem z tobą porozmawiać.

- O Castielu? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam, znowu wciskając kosmyk za ucho. Swoją drogą to chyba cud, że włosy nigdy jakoś bardziej nie przeszkadzały mi w czasie walki. Może powinnam je kiedyś ściąć?

- O Castielu - przytaknął Carl, ponawiając krojenie pomidora. - Jest kilka rzeczy, które powinnaś wiedzieć.

Wzruszyłam lekko ramionami, biorąc z powrotem nóż w dłoń.

- To mów.

Widziałam lekkie zdziwienie na jego twarzy, wywołane moją beztroską reakcją na jego słowa. Chyba spodziewał się, że nie będę chciała słuchać niczego na temat Huntinga, a tu proszę, znalazł we mnie słuchacza. No w końcu trzeba dobrze znać swojego wroga, czyż nie?

- Castiel... Castiel ma problemy - zaczął Carlos, wyraźnie zasmucony. Nawet nie próbował tego ukryć. - Już od dłuższego czasu, ale teraz znowu jest gorzej. Rozumiesz, zanim nas tu przydzielili, było gorąco. Wiele szybkich misji, dużo ryzykowaliśmy... Jeszcze na dodatek ta sprawa ze Zgromadzeniem Oddziałów. Musieliśmy wszystko tłumaczyć przed dowódcą Vervesem...

- Ale co się pogorszyło Castielowi? - próbowałam dopytać, na tyle delikatnie, żeby Carlos nie poczuł się urażony, że weszłam mu w słowo.

- Pamięć. Od kilku lat ma zaniki.

Prawdę mówiąc, tego się nie spodziewałam. Hunting, ten zawzięty, rozpamiętujący każdą krzywdę pies, miałby tracić pamięć? Wydawało mi się to wręcz nierealne.

- Jak bardzo to poważne? - spojrzałam przelotnie na blondyna, krojąc kolejną paprykę, tym razem żółtą.

- Teoretycznie to wpływa głównie na pamięć krótkotrwałą i, o ile bierze odpowiednie leki, można z tym jakoś żyć... Ale ostatnio zauważyłem, że znowu zaczął zapominać ważne rzeczy - twarz Carlosa wykrzywił grymas. - Zapomniał, jak miała na imię.

Spojrzałam Carlowi prosto w oczy.

- Stracił ją? - spytałam po chwili ciszy. Chłopak kiwnął głową. - I to po tym wydarzeniu zaczęły się jego problemy z pamięcią?

- Tak - westchnął. - Zabili ją Oni, na jego oczach. Tylko tyle wiem. Później, kiedy się o nas dowiedział, wstąpił do Oddziałów. Wiesz, czuł się zagubiony, chciał ją pomścić. Po jakimś czasie szybko awansował, a ja zostałem jego głównym partnerem w misjach.

- To nadal nie tłumaczy, dlaczego chciał mnie zabić, ale chyba ogółem rozumiem - uśmiechnęłam się lekko, próbując poprawić humor blondynowi, ale chyba ze średnim skutkiem.

- Wolfe... Wiem, że nie powinienem, ale mam do ciebie prośbę - Carlos popatrzył na mnie wyczekująco. Skinęłam głową, na znak, że jestem gotowa go wysłuchać. Chłopak sięgnął na półkę, między książki kucharskie i wydobywszy stamtąd mały notes, oprawiony w brązową skórę, podał mi go. - Ukryj to w bezpiecznym miejscu. Gdyby cokolwiek mi się stało... Eh. Wiesz, o co chodzi. Zapisywałem tam wszystkie ważne rzeczy, o których Castiel powinien pamiętać. W razie czego, daj mu go.

- Dlaczego ja? - zapytałam, obracając notesik w dłoni. - Jest tylu innych Oddziałowców, którym mogłeś to powierzyć.

Carlos uśmiechnął się, tym razem szczerze i ciepło.

- Dlaczego? Bo wiem, że prędzej zapomni jak się nazywa... A ciebie nigdy. Zbyt silne uczucia w nim wyzwalasz. Właśnie dlatego.

Wtedy nie myślałam, że tamten wieczór będzie jednym z ostatnich, kiedy będę mogła pogadać dłużej z Carlosem. Teraz, kiedy szykuję się do misji odbicia go, mam tylko nadzieję, że Oni nic mu nie zrobili. Trzymaj się, Carl, już niedługo.

- Wolfe, ruszamy za pół godziny - słyszę głos Castiela stojącego w drzwiach do sypialni, w której robię przegląd broni.

- Jasne - mruczę, nie przerywając swojego zajęcia. - Oddziały dalej mają nas w dupie?

- Dalej. Nie zamierzają poświęcać ludzi dla jednego Oddziałowca. Będziemy musieli zrobić to sami - wzdycha, opierając się plecami o futrynę. - A. I jest problem.

- Tia? Jaki? - dopytuję z przekąsem.

- Nie chcą, żebyśmy pakowali Kod Absolutny w łapska Storma, więc będą próbowali nas zatrzymać. Musimy się pospieszyć.

- No, to widzę, że imprezujemy dziś na całego - wyszczerzam zęby w karykaturze uśmiechu. - I dobrze, za długo siedzieliśmy bezczynnie.

- Może bym się cieszył, gdyby nie chodziło o Carlosa. I gdybyśmy nie działali wbrew Oddziałom. I...

- I gdybyś nie musiał tam iść ze mną, wiem. Przewidywalny się robisz na starość.

Ukradkiem spoglądam na niego. Uśmiecha się. Cierpko, ale szczerze.

- Zaraz będę gotowy, spotkamy się w garażu, weź kluczyki od motocyklu - mówi i idzie do salonu. Kiedy wytężam słuch, słyszę cichy, grzechoczący dźwięk otwieranego opakowania tabletek. Dobrze, że jeszcze o tym pamięta.

Chowam pistolety na miejsce, pod bluzą. Nie mamy dużo sprzętu, ale musi wystarczyć. W razie czego będę się wspomagać łamaniem. Mam nadzieję, że nie zapomniałam jak grać w popieprzone gry Onych.

Zaczynam zasuwać zamek torby, kiedy nagle coś dostrzegam. Między moimi ubraniami leży mała, czarna maskotka, z czerwoną wstążeczką na szyi. Siadam na łóżku i biorę pluszaka w dłoń.

"Ciekawą rzecz sobie wybrałaś do stworzenia."

"Mówiłem, że potrafię zrobić identycznego."

- Cholerny Coyote - szepczę, gładząc Pana Królisia opuszkami palców. Wiem, że powinnam odłożyć pluszaka do torby i szykować się do wyjścia, ale z jakiegoś powodu nie potrafię. Siedzę tak kilka minut, aż wreszcie wyrywam się z tego otępienia i gwałtownie wstaję. Przyczepiam króliczka do paska od spodni i zapinam bluzę. No, nawet go nie widać.

Zabieram tyle amunicji, ile mogę i wychodzę z mieszkania. Zakładam kaptur na głowę i poprawiam przyszyte do niego wilcze uszy. Czas wrócić do rzeczywistości. Mojej krwawej, wypełnionej Onymi rzeczywistości. Czas zagrać w kolejną grę. Błędne koło się zamknęło.

***

Motocykl z dwójką kadetów Czarnego Oddziału pędzi przez miasto, prawie nie zważając na przepisy ruchu drogowego. Tia, zgadłeś. Castiel prowadzi. Nawet nie wiesz ile mnie kosztowało, żeby przemóc się i złapać się go, żeby nie zlecieć w trakcie jazdy. Wola życia wygrała - gdybym nie objęła Huntinga w pasie, pewnie wywaliłoby mnie na pierwszym lepszym zakręcie. Na szczęście jesteśmy już blisko celu, a droga jest prosta. Jak tak dalej pójdzie, to może nawet nie zwymiotuję, kiedy tylko się zatrzymamy.

Widać już zarys białego, na wpół skończonego budynku. Klepię Huntinga w prawy bok, dając mu znak, żeby skręcił. Nie możemy podjechać pod sam szpital, bo tam na pewno kręcą się Oni. Zjeżdżamy na nieutwardzoną dróżkę, która wije się między drzewami. Trzęsie jak cholera. Dobra, chyba jednak będę rzygać.

Chwalę wszystkie bóstwa świata, kiedy w końcu Castiel się zatrzymuje i mogę zleźć z tej przeklętej machiny. Zostawiamy motocykl w lasku, tam, gdzie go nikt nie znajdzie, a dalej idziemy pieszo.

- Masz jakiś plan, co zrobimy, jeśli wpadniemy na Storma albo jego dziewczynę? - pytam cicho, cały czas uważnie rozglądając się wokół.

- Storma potrzebujemy żywego, jest zbyt cenny dla Oddziałów - mówi, drepcząc kilka kroków przede mną. - Dziewczynę do piachu.

- To półkod. Nie przyda się? - dziwię się.

- Powiedziałem. Do piachu.

Nie mówię nic więcej. Rozumiem, że to w jego mniemaniu oznacza "nie".

W ciszy docieramy prawie pod sam szpital. Kryjąc się, próbujemy ocenić sytuację. Wokół panuje taki spokój, jakby od wielu lat nie było tu żywej duszy. Ah, no przecież Oni nie mają duszy...! Dobra, nieważne. Uznajmy, że tego suchara nigdy nie było.

Patrzę na Huntinga i pokazuję mu na palcach 35, co w oddziałowych kodach oznacza zbliżenie się do celu. Facet lekko kiwa głową, patrzę na jego dłonie w rękawiczkach bez palców, bardzo podobnych do moich. 22 - od wschodu. Przytakuję i podążam za nim. Podchodzimy praktycznie pod sam budynek, bez wykrycia. Jest tak cicho. O wiele za cicho.

Nagle powietrze rozdziera krzyk, potęgowany przez echo pustego szpitala. Carlos. Cholera, wykrakałam. Widzę, jak Castiel drga z miejsca, ledwie się powstrzymując od pobiegnięcia w stronę wrzasku. Szybko uderzam go w ramię, dekoncentrując go. 68 - pokazuję na palcach. Zachowaj spokój.

Daję znak Huntingowi, żeby szedł za mną i zaczynam szukać jakiegoś alternatywnego wejścia do budynku. Jest. Wskazuję na rusztowanie, które prowadzi do ziejącej dziury w ścianie, która zapewne miała być dużym oknem na pierwszym piętrze. Idealnie.

Staramy się poruszać bez wydawania żadnego dźwięku, mimo że stare i skrzypiące rusztowanie niezbyt nam to ułatwia. Cichaczem wchodzimy do budynku, rozglądając się wokół. Jak dotąd nic podejrzanego.

Niespodziewanie czuję gwałtowne uderzenie, tak silne że aż na moment robi mi się ciemno przed oczami. Kody... nie mogę ich sięgnąć, wymykają mi się. Wpadam plecami na ścianę, czuję, że tracę równowagę. Moje dłonie automatycznie zaciskają się w pięści. Próbuję wyprowadzić cios, jednak Castiel dopada do mnie i wciska we wnękę, blokując mi drogę ucieczki. Kładzie dłoń na moich ustach, zastyga w bezruchu, posyłając mi zimne spojrzenie. Nie atakuje, nie próbuje mnie dusić. Usiłuję uspokoić walące jak młotem serce i bardzo powoli biorę głęboki oddech przez nos.

Słyszę cichy stukot wojskowych butów, a raczej jego echo. Patrol. Więc jednak nie zamierzasz mnie zabić, tylko uratować, Hunting? Niech będzie, punkt dla ciebie. Ale i tak jesteś idiotą.

Sekundy dłużą się w nieskończoność. Stukot staje się głośniejszy. Wydaje mi się, że mijają tysiąclecia. To, że czuję ciepły oddech Castiela na swojej szyi, wcale mi teraz nie pomaga. Pierdolony Ony, niech lezie tu szybciej, z łaski swojej! Hunting stoi tak blisko, że czuję bicie jego serca, zupełnie tak, jakby było moim własnym. Chcę stąd zniknąć. Wyparować. Niech mnie ktoś zabije, zanim sama to zrobię.

Castiel zrywa się nagle, słyszę tylko jak przez chwilę szamocze się z Onym. W końcu wszystko cichnie. Wychodzę z kryjówki i patrzę na Huntinga, który niesie faceta ze skręconym karkiem. Bezceremonialnie wrzuca go do wnęki, do której mnie wcześniej wepchnął, zabiera mu broń i otrzepuje ręce.

- Nigdy więcej tak nie rób - warczę wściekle, najciszej jak umiem, dźgając go palcem w klatkę piersiową.

- Nie ma za co.

Prycham, próbując nie myśleć o bólu, który przeszywa moje plecy. To ma być profesjonalizm Czarnego Oddziału? Cholera dlatego wolę solowe misje.

Idziemy powoli korytarzem pogrążonym w półmroku. Jedynym źródłem światła są tu rzadko rozmieszczone otwory okienne. Mijane przez nas pokoje wyglądają bardziej jak cele, jak... izolatki. Chwila. Czy to miał w przyszłości być szpital psychiatryczny? No, muszę przyznać, że z minuty na minutę robi się coraz lepiej. Przynajmniej Oni wybrali sobie idealne miejsce pod siebie, głupie czubki.

Wpadamy na jeszcze kilku kolejnych patrolujących. Za każdym razem dzielimy się z Castielem, po jednym na głowę. Szybka i cicha eliminacja. Nie zostawiamy śladów.

Pniemy się wyżej, na kolejne piętro. Jesteśmy prawie w sercu budynku, a nadal nie natknęliśmy się na większe problemy. Jak nic pakujemy się prosto w pułapkę. A najbardziej przeraża mnie to, że pakujemy się w nią, będąc tego w pełni świadomi.

Kolejny krzyk wstrząsa budynkiem. Mam wrażenie, że jesteśmy już blisko. Już niedługo, Carl. Już niedługo to wszystko się zakończy. Już niedługo wrócimy do domu, do naszej paskudnej codzienności.

Gdybym tylko wtedy wiedziała, jak bardzo się myliłam.

***
Hejo, wybaczcie, ale czasem trzeba pobawić się w Polsat ;> Na pocieszenie mogę dodać, że kolejny rozdział wyjawi parę ciekawych rzeczy i jest już w dużej części ogarnięty :3 teraz tylko jeszcze drobne poprawki (które pewnie będę mogła zrobić dopiero po sesji :C #smutne_życie_studenta) Anyway, zapraszam do podzielenia się swoimi przemyśleniami i teoriami w komentarzach :3
~Cec

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro