Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29#Załącznik

Poniedziałek 

-Muszę wyjść szybciej. -Spojrzałam na kuzyna obojętnie, ale naprawdę cieszyłam się, że musi wyjść akurat dzisiaj. Chłopak szybko dokończył picie swojego koktajlu, a ja podałam mu pudełko z jedzeniem- Dzięki! 

-Shou? Dlaczego musisz wyjść szybciej?

Spytałam z znaczącym uśmieszkiem, kuzyn posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, ale nie odpowiedział, zawiązał buty, poprawił krawat i dopiero wtedy zwrócił się do mnie.

-Nie idę do dziewczyny. -Otworzyłam usta by trochę go podrażnić, ale mnie uprzedził- Ani chłopaka. Może nie wiesz, ale ostatnio zostałem przewodniczącym klasy i muszę obgadać kilka spraw z przewodniczącą.

-No to nieźle Shou! W końcu masz coś po mnie!

Chłopak przewrócił oczami, przewieszając plecak przez ramię.

-Do zobaczenia Yami.

Podeszłam do chłopaka, by go przytulić, tak jak mieliśmy to w zwyczaju. Shou wyszedł, a ja od razu wysłałam wiadomość Zenowi.

***

Zajadałam się przygotowanymi wcześniej bułeczkami cynamonowymi, które popijałam swoim truskawkowym koktajlem, przy okazji oglądałam Teen Wolf.

-Już jestem! -Zerknęłam na chłopaka, który już stał w kuchni, nalewając koktajlu do dużej kryształowej szklanki- O bułeczki!

Zabrał talerzyk na swoje kolana i zaczął zajadać się MOIMI bułeczkami.

-Nie karmią cię w domu?

-Karmią, ale nie tak smacznie. Teen Wolf?

Przytaknęłam głową, wpatrując się w ekran.

-Cholerka... Ten Derek to naprawdę niezła dupa! -Zen prychnął pod nosem, biorąc do ust słomkę, siorbał sobie tak z zamyśloną miną i nawet nie zwrócił uwagi, gdy wyłączyłam telewizor- Zen! Idziemy!?

Brunet spojrzał na mnie z zaskoczoną miną, zamrugał kilka razy oczami, zanim ogarnął  co się dzieje, a gdy w końcu to nastąpiło, podniósł się, odniósł szklankę do zmywarki i szybko ubrał swoje buty.

***

Zen zasnął, opierając podbródek na mojej głowie i obejmując mnie jedną ręką, a drugą trzymał na moim nagim kolanie, taa... Typowe! On nawet przez sen jest zboczeńcem.

Kizoku Yami: Oya? Nie będziesz mi odpisywał?

Napisał, gdy zauważyłam, że mimo upływu czasu, chłopak nie raczył udzielić odpowiedzi na moje miłe powitanie. Dzień dobry senpai! Gotowy na kolejny dzień w szkole? W ogóle słyszałam, że idziesz do dyrka! Czyżby w końcu ktoś zakazał noszenia kurnika na głowie? Nie martw się, jak by co zawsze możesz go otruć!

Kuroo Tetsuro: Nie odpowiadam na głupie pytania.

Kizoku Yami: Naprawdę? Myślałam, że odpowiadanie i zadawanie głupich pytań to twoja specjalność.

Kuroo Tetsuro: Więc nie myśl za dużo. Skąd wiesz o mojej wizycie u dyrektora?

Kizoku Yami: Jednorożec mi wytańczył, gdy na ostatniej imprezie leciała piosenka Seleny Gomez.

Kuroo Tetsuro: Ja pytam poważnie! Nie udawaj idiotki i nie pisz takich głupot!

Kizoku Yami: Och mon chat ... Głupie pytania niosą głupie odpowiedzi ;)

Kuroo Tetsuro: Jesteś wkurzająca!

Kizoku Yami: Naprawdę? Więc może chcesz się przekonać jak bardzo?

Na odpowiedź czekałam co najmniej dziesięć minut, ale w końcu trwały lekcje, a Tetsuro nie wyglądał na osobę, która miała powalającą gadkę i zapewne nie był zdolny do zmanipulowania nauczyciela tak jak na przykład ja czy chłopaki.

Kuroo Tetsuro: Co masz na myśli?

Kizoku Yami: Za niedługo się przekonasz... A tak w ogóle to co tam u Kenmy? Byłeś u niego wczoraj, prawda? Czuje się już lepiej? Tęsknię za tą jego słodką buźką <3

Oczami wyobraźni widziałam chłopaka, który odczytuje wiadomość z irytacją, wymyśliłam kilkanaście scenariuszy z Kuroo w głównej roli, ale najprawdopodobniejszy z nich był taki, że zirytowany chłopak, postanowił przetrzymać do długiej przerwy, która miała zacząć się za kilka minut, a dokładniej dwie i nawrzucać mi, dając upust całej swojej irytacji.

Kuroo Tetsuro: Yami.

Kizoku Yami: O co chodzi senpai?

Kuroo Tetsuro: Nie potrafię odciągnąć cię od mojego przyjaciela, nie wiem o co ci chodzi i przez ostatnie tygodnie naprawdę mnie irytowałaś. Możemy się spotkać?

Przeczytałam wiadomość dwa razy zanim doszło do mnie, że chłopak zrobił coś czego się nie spodziewałam, nie brałam pod uwagę takiej sytuacji i mam wrażenie, że to dopiero początek niespodzianek, które mi sprawi.

-Nie podoba mi się to...

Wydukałam czując, że ta relacja może wymknąć się spod mojej kontroli... Chyba będę musiała mocniej napiąć wodzę. Pomyślałam wpisując odpowiedź.

Kizoku Yami: Nie ma mnie w mieście.

Kuroo Tetsuro: Kiedy wrócisz? 

O co mu chodzi? Chce prosić bym dała spokój Kenmie? Zapewne o to chodzi. Czuje jednak zawód. Oczekiwałam po nim czegoś innego, czegoś wyjątkowego, większej pewności siebie, a dostaje coś tak zwykłego... 

Kizoku Yami: Wieczorem może jutro, zależy od okoliczności.

Kuroo Tetsuro: Rozumiem...

Przez chwilę patrzyłam na telefon z obojętnością.

Kizoku Yami: Martwisz się?

Kuroo Tetsuro: Czym?

Kizoku Yami: Taketora nie pobił tamtych uczniów.

Kuroo Tetsuro: Skąd wiesz? Dyrektor dowiedział się o tym dopiero rano.

Kizoku Yami: Jeszcze nie zauważyłeś, że zawsze jestem krok przed resztą? Ale wy macie szczęście, że lubię tego irokeza! [załącznik] 

Poczekałam, aż chłopak obejrzy film, na którym dwóch uczniów z drugiej klasy okłada się nawzajem, a później planują jak wkopać siatkarza.

Kuroo Tetsuro: Nie wnikam skąd masz ten film, ale dzięki, naprawdę pomogłaś.

Skrzywiłam się na podziękowanie z jego strony, nie chciałam go, a tym bardziej nie chciałabym, żeby ktoś dowiedział się, że pomogłam siatkarzom.

Kizoku Yami: Nie mon chat. Ja nie miałam z tym nic wspólnego, wszystko dzięki tobie, jasne? Chciałeś pomóc koledze i znalazłeś osobę, która przypadkiem nagrała ten film, osoba nie chce mieć problemów i woli zostać anonimowa i koniec tematu. Ja byłam poza miastem i o niczym nie wiedziałam, powiecie mi o tym jutro, a ja udam wielce zdziwioną i zachwycę się twoją postawą.

Kuroo Tetsuro: Przecież to głupie!

Kizoku Yami: Głupie czy mądre jak różnica? Ważne są efekty końcowe i właśnie dlatego ja o niczym nie wiem.

Kuroo Tetsuro: Nie potrafię cię zrozumieć...

Kizoku Yami: Nie musisz. Znasz kogoś z Karasuno?

Kuroo Tetsuro: Mieliśmy tam mecz towarzyski jeśli musisz wiedzieć.

No i wrócił stary Kuroo...

Kizoku Yami: I co o nich myślisz?

Kuroo Tetsuro: Nie wiem czemu cię to interesuje, ale mają kilku ciekawych zawodników.

Kizoku Yami: Na przykład?

Kuroo Tetsuro: Hinata Shoyo i Kageyama Tobio.

Kizoku Yami: Hmmm? Dobrzy są?

Kuroo Tetsuro: Raczej przeciętni jednak mają potencjał.

Kizoku Yami: Dobrze wiedzieć.

Kuroo Tetsuro: Jedziesz tam?

Kizoku Yami: Tak, zaraz wysiadam.

Kuroo Tetsuro: Po co?

Kizoku Yami: Mam swoje błahe powody. Do zobaczenia mon chat!

-Zen, obudź się. -Chłopak podniósł podbródek z mojej głowy i ziewając przetarł dłonią oczy, uśmiechnęłam się na ten gest to wyglądał uroczo- Zaraz wysiadamy.

Oparłam się o ramię chłopaka, chowając telefon do kieszeni, kąciki moich ust były nieznacznie uniesione, ale nie umknęło to uwadze Zena, który zapewne od dłuższego czasu, przeczuwał co się święci.

-Pisałaś z tym nieszczęśnikiem, którego obrałaś za swój cel?

-Tak, zaczyna się uginać. Szybciej niż bym tego chciała, ale chyba zaproponuje mu jedną z TYCH gierek.

-Szkoda mi ziomka... Kto to? -Zamiast odpowiadać, dałam chłopakowi mój telefon, by przeczytał nasze dotychczasowe wiadomości- Kuroo Tetsuro... Klasa 3-5, kapitan klubu siatkarskiego i przewodniczący klasy, prawda?

-Tak, jest całkiem uroczy jak się denerwuje.

-Bardziej ode mnie?

Chłopak odgarnął moje włosy na jadą stronę i musnął wargami moją skórę, posłałam mu łobuzerski uśmiech, który odwzajemnił, przyłożyłam jedną rękę do jego policzka, odwracając się w stronę przyjaciela, który wyszczerzył się na ten ruch jak alfons do swojej panienki.

-O wiele mon cheri.

-Ej młodzieży! Nie obściskujcie mi się w miejscach publicznych! -Spojrzeliśmy na staruszkę w tym samym momencie, nie spodziewałam się spotkać tej wariatki od guzików po raz drugi, ale ona chyba nas prześladuje, przeniosłam wzrok na Zena, który zaciskał szczękę i patrzył na staruszkę z nienawiścią- Aaaaa! Złodzieje guzików!? Wy dwa gagadki! Jeszcze wam mało po naszym ostatnim spotkaniu!?

-Pani chyba nas z kimś pomyliła.

Powiedziałam z ogromnym uśmiechem, za który zostałam skarcona przez staruszkę, która się do nas dogramoliła z tą swoją paskudną torebeczką.

-O nie młoda damo! Ja mam doskonałą pamięć!

-Ta kurwa już to widzę...

Zaśmiałam się cicho, szturchając chłopaka w żebra.

-Słyszałam to wy gagadki! Nie wstyd wam tak bezbronną, starszą kobietę obrażać!? W chlewie was rodzice chowali!? Skaranie boskie z tą dzisiejszą młodzieżą! Ani się nie uczą, ani nie pracują, ale na wagary to już! Tak z miejsca! Gdybym była na miejscu waszych matek ... Oooo! Dzień, w dzień lanie!

-Jeśli chce pani wiedzieć oboje jesteśmy w klasie 1-5, na egzaminach zawsze mamy powyżej 95%, oboje z powodzeniem bierzemy udział w wszelakich zawodach i jesteśmy w komitecie klasy. Dlatego jak widać określenie Skaranie boskie, nie tyczy się nas. A co do okoliczności wychowawczych, uważam, że jako dzieci milionerów nie chowaliśmy się w chlewie. A teraz przepraszamy, ale to nasza stacja, więc do widzenia i miłego dnia życzę.

Pociągnęłam za sobą chłopaka, w stronę otwartych drzwi i wyszliśmy z pociągu, czerwona ze złości kobieta, krzyczała za nami wymachując swoją torebką, pociąg ruszył jednak w dalszą drogę, a jej głowa wystawała przez okno, grożąc nam jakimiś tam stworami i karmą.

***

-Yami wziąć ci coś?

-Woda aloesowa i pop tarts...

Rzuciłam patrząc z zaciekawieniem na chłopaka, który stał przy jednej z ciemniejszych uliczek i obserwował dokładnie okolicę, kiedy zorientował się, że na niego patrzę wszedł w uliczkę, nie podobało mi się to, ale ciekawość zrobiła swoje, zrozumiałabym okulary, bo było nawet ciepło, ale maseczka i kaptur? To już wariactwo.

-P-puścicie mnie!

Usłyszałam kobiecy głos, który ociekał przerażeniem, większość osób była jeszcze w szkole, bądź pracy, nikt teraz raczej by jej nie usłyszał, niestety gnojki mają pecha, że tu jestem. Zerknęłam tam, by zobaczyć co dokładnie się dzieje. Trzech facetów, niezbyt wysokich, posturą przypominają licealistów albo studentów, trudno stwierdzić, zapewne nie ćwiczą, bo nie mają szerokich ramiona ani żadnych oznak mięśni, ale nigdy nie wiadomo, jeden z nich trzymał ręce niskiej blondynki nad jej głową, zakrywając jej również usta, by nie mogła krzyczeć.

-Załatwmy to szybko...

Szybko zatelefonowałam na policję z pobliskiej budki i powiedziałam o całym zajściu, bez problemu załatwiłabym to sama, ale nie mam całego dnia. Co prawda policjant mówiłbym się nie mieszała, ale nie będę patrzeć jak oni zaciągają tą dziewczynę w krzaki i rżną jak dziwkę. Policja powinna być za kilka minut, więc wystarczy grać na zwłokę.

-O! Przepraszam macie może zapalniczkę!? -Spytałam wchodząc trochę głębiej w uliczkę, mężczyźni przez chwilę patrzyli na mnie z zaskoczeniem, tracąc jakieś pół minuty. Jeden usilnie starał się uciszyć dziewczynę, która zaczęła głośniej jęczeć na mój widok, udawałam, że jej nie widzę, przez co zyskałam na czasie. Mężczyźni wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i jeden z nich powoli zaczął kierować się w moją stronę, grzebiąc przy tym w kieszeniach, przygotowałam się na możliwość wyciągnięcia jakiejś broni na przykład noża, ale o dziwo chłopak wyciągnął zapalniczkę, którą podpalił papierosa trzymanego przeze mnie w ustach, zaciągnęłam się dymem, by nie wzbudzić podejrzeń i przez chwilę patrzyłam na niego z uśmiechem- Dzięki.

Chciałam odejść, ale gdy tylko się odwróciłam, poczułam zimną stal przy szyi.

-Nie tak szybko skarbie, może chciałabyś się do nas dołączyć? Wyglądasz na taką, która lubi się zabawić...

Spokojnie zaciągnęłam się papierosem i wypuściłam dym formując z niego obręcze.

-Niestety, ale nie jestem dziwką. -Rzuciłam, nie wyciągając jednej ręki z kieszeni, na oślep wyszukałam telefon, na którym sprawdziłam godzinę- 14:42... Zapamiętaj tę godzinę bo będziesz miał związane z nią koszmary. -Położyłam telefon na pobliskim murku, tak na wszelki wypadek gdyby miało mu się coś stać, następnie zanim chłopak zdążył jakoś zareagować, wygięłam jego rękę, powalając go tym samym na ziemię, wyciągnęłam papierosa z ust i przyłożyłam go do wewnętrznej części dłoni mężczyzny, przez co ten syknął z bólu- A co do was... Grzecznie odejdziecie czy zmienić ten dzień w koszmar na jawie?

-Szmata!

Mężczyzna, który prawdopodobnie miał to wszystko nakręcić, rzucił się w moją stronę, odskoczyłam w ostatniej chwili, przez co upadł na swojego towarzysza, podczas jego krótkiego lotu, wykręciłam mu rękę, w uliczce rozniosło się głuche trzaśnięcie, facet który do tej pory unieruchamiał blondynkę, rzucił się do ucieczki.

-Nie tak szybko... -Odruchowo podniosłam nóż i rzuciłam w łydkę mężczyzny, upadł na ziemię łapiąc się za krwawiącą nogę, uśmiechnęłam się kpiąco, podchodząc do swojego telefonu, na którym sprawdziłam godzinę, całość zajęła mi dwie minuty, dopiero po chwili przypomniałam sobie o dziewczynie, która teraz siedziała skulona pod ścianą, cicho szlochając- Ej! Nic ci nie jest!? -Kucnęłam na przeciwko dziewczyny biorąc do ust e-fajkę, blondynka nie potrafiła nic powiedzieć, co trochę mnie zirytowało, ale raczej każdy zachowywałby się tak po próbie gwałtu- Za chwilę będzie tu policja, zajmą się tobą.

Chciałam odejść, ale dziewczyna chwyciła moją rękę.

-Ja-ja-jak! Emm... Nazywasz...

-Yami. Dasz sobie radę sama?

-Ta-tak...

Wydukała ocierając swoje łzy, jeszcze raz kucnęłam przed dziewczyną, tym razem kładąc na jej głowie rękę, co wyraźnie ją zdziwiło.

-Jesteś naprawdę silną dziewczyną, dasz sobie radę. -Zarzuciłam na jej ramiona swoją czarną bejsbolówkę i podniosłam się z miejsca- Powodzenia.

W oddali słyszałam ciche syreny policyjne, byli blisko. Podeszłam do Zena i od razu zostałam skarcona wzrokiem.

-Gdzieś ty polazła?

-Ocaliłam jakąś laskę przed gwałtem.

Oczy chłopaka przypominały monety, ale szybko zmieniło się to w tryb opiekuńczy.

-Nic ci nie jest? Coś cię boli? Chcesz wracać do domu?

-Nie... Chodźmy do tego klubu!

Złapałam chłopaka za rękę i pociągnęłam w stronę szkoły, żeby tam wejść musieliśmy wdrapywać się pod jakąś górę, ale Zen o tym nie wiedział, biorąc mnie na barana kawałek od sklepu.

-Cholera...

Jęknął patrząc na górkę.

-Co jest Cross? Jeśli nie dasz rady mogę wejść sama.

Chłopak podniósł na mnie wzrok, uśmiechając się wyzywająco.

-Ja nie dam rady? To patrz! -Zanim zdążyłam zareagować, chłopak splótł nasze palce i rozstawił nasze ręce na boki, biegnąc pod górkę, co jakiś czas mijaliśmy grupki uczniów, którzy byli co najmniej zaskoczeni naszym zachowaniem, ale niemalże każdy rumienił się i obracał za naszą dwójką, no cóż... Gorące z nas partię- Ej Yamiś? Gdzie właściwie jest ta sala gimnastyczna?

-Tam! -Wskazałam palcem w odpowiednie miejsce i przy okazji zeskoczyłam z ramion chłopaka, biegnąc w stronę sali, usłyszałam za plecami cichy śmiech Zena, ale kiedy się obróciłam, on spokojnie szedł za mną, uśmiechając się pod nosem. Weszłam na salę gimnastyczną, na której powinni trenować siatkarze, o dziwo znalazłam tam jedynie dziewczynę o średniej długości, czarnych włosach i okularach, była całkiem ładna, podeszłam do niej pewnie, ale ona chyba mnie nie zauważyła- Yo!

Dziewczyna z lekkim przerażeniem, odskoczyła do tyłu i spojrzała na mnie z zaskoczeniem.

-Dzień dobry.

-Szukam klubu siatkarskiego.

-Żeńska drużyna ćwiczy...

-Szukam męskiej.

Przerwałam jej, ale nie wyglądała na szczególnie złą z tego powodu, poprawiła okulary na nosie i lekko się wyprostowała.

-Dobrze trafiłaś. Nazywam się Shimizu Kiyoko jestem menadżerką.

-Kizoku Yami.

Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną, ale starała się to zamaskować.

-Więc Kizoku-san, szukasz kogoś?

-Wystarczy Yami. Przyjechałam do znajomego.

-Chłopcy się przebierają, zaraz powinni przyjść.

-Dzięki Kiyoko! Mogę tak do ciebie mówić? -Dziewczyna kiwnęła głową, więc postanowiłam kontynuować- Słyszałam od znajomego, że ostatnio dwójka pierwszaków zrzuciła tupecik z głowy dyrektora, to prawda?

Dziewczyna spojrzała na mnie z obojętnym wyrazem twarzy i usiadła obok.

-Tak, mieliśmy taką sytuację. Co prawda był to wicedyrektor, ale odpowiedzialni za to zdarzenie to Hinata Shoyo i Kageyama Tobio.

-O czym gadamy?

Obje spojrzałyśmy na Zena, który usiadł po turecku między moimi nogami.

-O gościach, którzy strącili perukę wicedyrektora.

-Oooo! Ciekawe tematy! Tak w ogóle Cross Zen jestem.

Wystawił rękę w stronę dziewczyny.

-Shimizu Kiyoko, menadżerka.

Zen z uśmiechem pocałował wierzch dłoni dziewczyny, która zarumieniła się przez ten gest, zaśmiałam się cicho pod nosem, chłopak miał zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale ktoś, a dokładniej Kai mu przerwał.

-Yami, Zen? A was jakie diabły tu przywiały?

-Ciebie też dobrze widzieć Junior.

Sarkastyczne stwierdzenie należało do chłopaka, siedzącego w moich nogach.

-Tak się zwracasz do osoby, która nauczyła cię grać? No nieźle, a przy każdym naszym spotkaniu wypominasz mi, że jestem nie taktowna, wstydził byś się Junior.

Posłałam w stronę chłopaka kpiący uśmieszek, przez co ten cofnął się kawałek do tyłu.

-Chodzi raczej o to, że wasza dwójka zwykle zwiastuje kłopoty... Tym bardziej, że nie wiem gdzie jest reszta.

Chłopak skwasił się podchodząc w naszą stronę, poczekaliśmy aż stanie na przeciwko, by dokończyć rozmowę.

-Zostali w Tokio.

Powiedziałam, opierając podbródek na głowie Zena.

-Więc po co wy przyjechaliście?

-Popatrzeć jak dajesz ciała!

Powiedzieliśmy w tym samym momencie, po czym przybiliśmy sobie piątkę za co Kai, skarcił nas wzrokiem.

-Nie mam takiego zamiaru, patrzcie i podziwiajcie.

Rudzielec nie czekając na naszą odpowiedź, ruszył w stronę rozgrzewających się chłopaków.

***

W skupieniu oglądałam trening chłopaków i muszę przyznać, że Kuroo miał rację... Brakuję im doświadczenia, a Kai jakimś mistrzem nie jest, ale daje radę. Zen jednak nie skupiał się na meczu tak bardzo jak ja, większość jego uwagi wędrowała w stronę czarnowłosej menadżerki, właściwie nic w tym dziwnego, bo gdyby na boisku nie stało tylu chłopaków sama bym na to nie patrzyła.

-Dzięki Kiyoko-san!

Chłopak zwany Shoyo odbiegł w stronę ćwiczących chłopaków, a w jego ślady poszło jeszcze dwóch innych siatkarzy, którzy zrobili sobie przerwę, by zaspokoić pragnienie.

-Jesteś równie pomocna co piękna Kiyo-ko-san~.

Zaświergotał z ogromnym uśmiechem, który widziałam dzięki temu, że opierał się na moim kolanie, spojrzałam na dziewczynę z cwanym uśmiechem, ciekawi mnie jej reakcja. Zarumieniła się. Eeeee! Typowe!

-Ej! Idę się przebrać!

-Czekamy tutaj Junior!

Odpowiedziałam za naszą dwójkę. Brunet dalej obsypywał menadżerkę komplementami i chyba jej się to podoba, bo ciągle się rumieni, chętnie prowadziła z nim konwersacje, więc zapewne jest nim zainteresowana.

-Dość tego! Ty! -Oboje spojrzeliśmy na niskiego chłopaka z postawionymi włosami, ten kurdupelek wskazywał palcem na Zena, za nim stał wyższy kolega, który patrzył złowrogo na mojego przyjaciela- Myślisz, że możesz tak bezkarnie podrywać Kiyoko-san na naszych oczach!?

-Na naszych oczach? Sugerujesz, że się nią dzielicie czy traktujecie ją jako waszą własność? To nie jest zbyt miłe stwierdzenie, biorąc pod uwagę fakt, że jest istotą żywą i ma prawo do własnego wyboru i właśnie dlatego gdyby zasugerowała mi, że posuwam się za daleko, zaprzestałbym swoim poczynań. Chłopczyku...

Zaśmiałam się cicho, widząc wkurzoną minę chłopczyka i jego kolegi, Zen ma gadane, ale założę się, że gdyby Kiyoko okazała mu niechęć, starałby się bardziej.

-Wstawaj i walcz jak mężczyzna! No dalej!

-Tya... Wiesz to chyba nie jest najlepszy pomysł.

Przyznałam, opierając się o głowę Zena z cwanym uśmiechem, oni posrają się w gacie, gdy zobaczą jak wysoki jest ten chłopak. Jego 195 centymetrów wzrostu nie jest często spotykane u pierwszaków, dodatkowo jego rzeźba... Teraz siedzi w pozycji, która nie uwydatnia jego mięśni.

-Nie chce robić sobie problemów tym bardziej, że wiem jak to się dla was skończy.

-Nishinoya! Tanaka! W tej chwili się uspokójcie!

W naszą stronę szedł zdenerwowany brunet, wydaje mi się, że był kapitanem drużyny.

-Co jest tchórzu!? Mocny jesteś tylko w gębie!?

-Penia na nasz widok! Taki frajer nie zasługuję na Kiyoko!

Łysolek odpowiedział na pytanie swojego przyjaciela, popełnili największy błąd w życiu nazywając Zena tchórzem. Westchnęłam, zabierając ręce z głowy chłopaka.

-Chciałem być miły, ale nikt nie będzie nazywał mnie tchórzem, a już na pewno nie będą robić tego takie karły. -Zen wstał powoli, przez oświetlenie jego cień w całości zakrył dwójkę siatkarzy, brunet ściągnął bluzę, rzucając ją w moją stronę, był w samym podkoszulku, przez który bez problemu można było dostrzec wszystkie mięśnie, wystarczyło spojrzenie na Nishinoye i Tanake by wiedzieć, że nie wiedzą jak zareagować, ale pewność siebie bez wątpienia ich opuściła- Osobno czy razem?

-C-co?

Zen podszedł do niższego chłopaka i przykucnął przy nim, by znajdować się na tej samej wysokości.

-Mam wpierdolić wam w tym samym momencie czy ustalicie kolejność? -Libero spojrzał na drugiego chłopaka, ale żaden nie odpowiedział co zapewne zirytowało Zena- Z resztą nieważne... I tak skończy się na jednym uderzeniu.

Zanim Zen dotknął chłopaka, złapałam jego rękę.

-Chodźmy na lody!

Uśmiechnęłam się do niego, widząc, że to zmierza w bardzo złym kierunku. 

-Za chwilę Yamiś. 

Przytuliłam się do niego i uśmiechnęłam słodko.

-Zen... Ja chce teraz!

Brunet wiedział, że chce go odciągnąć, ale wiedział, że robię to dla jego dobra. Chłopak patrzył na mnie przez dłuższa chwilę, ale w końcu poddał się pieczętując to pełnym rezygnacji westchnięciem.

-Niech będzie...

Chłopak odebrał swoją bluzę i oboje ruszyliśmy w stronę drzwi.

-Miło było poznać!

Krzyknęłam machając do siatkarzy, którzy dalej byli spięci. 

***

-Dalej nie odbiera?

Spojrzałam na Zena i jeszcze raz spróbowałam dodzwonić się do kuzyna, dochodziła godzina 22:30, a ja dalej nie mogę się z nim skontaktować. Dzwonił do mnie wcześniej, ale nie zdążyłam odebrać i od tamtej pory brak kontaktu.

-Halo?

-No w końcu odebrałeś! Dlaczego dzwoniłeś?

-Nie pamiętam...

Przez chwilę patrzyłam w osłupieni. Wydaje mi się, że jest pijany.

-Shou czy ty piłeś?

Brunet, który stał za mną zakrztusił się pitą colą przez co zaczął kaszleć .

-Gdzie tam! No może troszeczkę...

-Ech! Będę za kilka godzin.

-Tak jest kapitanie!

Rozłączyłam się zanim chłopak zaczął nawijać o swoich domysłach, które już kilka razy mi przedstawiał po pijaku, najlepsze były te o różowym diable mieszkającym w jego pokoju, według Shoua diabeł ten uciekł z piekła, bo chciał być projektantem apaszek i szalików, ale w piekle nie były zbyt modne dlatego zamieszkał w Tokio, a pod jego łóżkiem założył zakład krawiecki, w którym zatrudniał dwugłowe szczury, ale tylko te fioletowe! Bo jak to stwierdził, gdy szczury go okradają to je zjada, a zielone są za kwaśne, czerwone za ostre, a różowe za słodkie...

-Shou jest pijany?

-Tak. A na mnie ostatnio się darł, że nie powinnam pić w tygodniu.

-Wiesz co Yami? Mam wrażenie, że od kiedy z tobą zamieszkał częściej pije i pali.

-Możliwe... Powinnam być odpowiedzialną starszą kuzynką i z nim o tym pogadać?

-Mnie się pytasz!? Stara ja Kaia na złą drogę sprowadziłem!

Właściwie miał rację... On nie był osobą do takich tematów, po chwili namysłu wyciągnęłam swój telefon i napisałam do osoby, która mogła mi coś doradzić, może po prostu nam się wydaje, że Shou się zmienił.

Kizoku Yami: Powiedziałeś Shou o tym gdzie jestem, prawda?

Na odpowiedź musiałam poczekać kilka minut i zanim ją otrzymałam, zdążyłam razem z moim towarzyszem zająć miejsce w pociągu.

Kuroo Tetsuro: Tak, powiedziałem. Coś w tym złego?

Zaśmiałam się cicho co zaciekawiło Zena.

-Co cię tak bawi?

-Kuroo nas wkopał... Wiedział, że będę miała przejebane i powiedział Shou gdzie będziemy.

Kizoku Yami: Absolutnie nic, gdyby nie fakt, że siedzi teraz schlany w domu i zapewne znowu łapie schizy.

Kuroo Tetsuro: Słucham?

Kizoku Yami: Upił się mon chat.

Kuroo Tetsuro: Shou?

Kizoku Yami: Shou.

Kuroo Tetsuro: Haha! Bardzo zabawne Yami! Naprawdę boki zrywać!

Kizoku Yami: Nie żartuję Kuroo-senpai, Shou się upił.

Kuroo Tetsuro: Bardzo?

Kizoku Yami: Zadzwoń do niego i sam się przekonaj.

Chłopak już nie odpisał, poczekałam, aż Zen doczyta resztę konwersacji i schowałam do kieszeni niemalże rozładowany telefon, zostało mi jakieś 20%, a w domu będę dopiero około 02:00.

-Yami czy ty próbujesz zwabić go do swojego domu?

-Całkiem możliwe.

Zaśmiałam się cicho, opierając się o ramię chłopaka, który od razu mnie objął.

-Heh! Tylko go nie zjedz.

-Pff! Wypraszam sobie! Czy ja ci na kanibala wyglądam?

-Raczej nie, ale tak ci tylko mówię.

-Hmmm? A może ty zazdrosny jesteś, co?

-Ha! Jeszcze czego!?

-Nie stresuj się tak skarbie.

***

Weszłam do domu z ogromnym uśmiechem na twarzy, tym bardziej, że w przedpokoju zobaczyłam buty nienależące do żadnego z domowników, więc...

-No proszę, proszę! Stęskniłeś się mon cheri? -Chłopak zatrzymał się w pół kroku, patrząc na mnie z wyrzutem, minęłam schody, na których stał i z małym uśmiechem skierowałam się w stronę kuchni- Chciałeś ze mną porozmawiać, prawda?

Spytałam, wstawiając wodę na herbatę.

-Tak... -Odwróciłam się w stronę siatkarza, stał przede mną z zmartwionym wyrazem twarzy- Nie wiem o co ci chodzi.

-Naprawdę? Zaw...

-Nie przerywaj mi. -Oparłam się o blat, krzyżując ręce na klatce piersiowej- Nie wiem czego ode mnie oczekujesz, nie wiem co chcesz osiągnąć. Wiem jednak, że nie traktujesz Kenmy poważnie. -Zaśmiałam się cicho za co chłopak skarcił mnie wzrokiem, wystawiłam ręce w obronnym geście- Czy możesz chodź na chwilę, mały momencik udawać, że to co mówię cię nie bawi!?

-Mogłabym, jednak nie ma to sensu. Lubię Kenme, jest całkiem słodki...

-Yami!

-Dobrze już dobrze! -Po raz kolejny uniosłam ręce, ukrycie mojego rozbawienia było możliwe, ale Kuroo naprawdę uroczo się denerwował- Masz rację, nie uważam by Kenma kiedykolwiek spodobał mi się w taki sposób... Jednak chciałam przekonać się jak wiele dla ciebie znaczy.

-Słucham?

Postanowiłam zignorować bezsensowne pytanie chłopaka i kontynuować.

-Właściwie niebyła to planowana znajomość. Po prostu... -Zastanowiłam się przez chwilę czy powinnam to powiedzieć, jednak postanowiłam zataić zdarzenia z pierwszego treningu na jakim się pojawiłam- Pewne zdarzenia, wpłynęły na naszą znajomość. Jednak nie mam zamiaru ukrywać, że zaciekawiłeś mnie od naszego pierwszego spotkania, spodziewałam się, że jesteś opiekuńczą osobą i zdawałam sobie sprawę, że Shou będzie was przede mną ostrzegał, reszta była kwestią czasu...

-Pierwszy trening. To wtedy coś się między wami wydarzyło.

Zaśmiałam się cicho, szykując owocową herbatę.

-Możliwe. Chcesz herbaty? Domyślam się, że to nie koniec naszej rozmowy, a biorąc pod uwagę godzinę i twój strój zapewne wracałeś z treningu.

-No i?

-Shou będzie wściekły, jeśli pozwolę ci wyjść o tej porze.

Czarnowłosy miał zamiar coś powiedzieć, ale przerwał, patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, uśmiechałam się w jego stronę, czekając na odpowiedź.

-Zadzwonię do mamy.

Duknął, wychodząc na przedpokój, kąciki moich ust podniosły się jeszcze wyżej. Chłopak nie odpowiedział mi czy chce herbatę, ale stwierdziłam, że ją zrobię. Przygotowałam drugi kubek, do którego wrzuciłam torebeczkę z owocową herbatą, zalałam obje kładąc je na wyspie kuchennej, posłodziłam swoją dwoma łyżeczkami, a chłopaka jedną, spodziewałam się, że słodzi tyle ile Shou, podczas przerw śniadaniowych nie jednokrotnie jadał słodkie bułki, bądź pijał słodkie napoje z automatu, więc zapewne nie jest na jakiejś super ścisłej diecie. Usiadłam na wysokim krześle, mieszając swój napój łyżeczką, niebo dzisiejszej nocy było naprawdę piękne...

Ten widok mimowolnie doprowadził do tego, że moja głowa zmieniła się w małe kino. Przelatywały przez nią rozmaite obrazy związane z moją matką.

-Masz rodzeństwo?

Spytałam słysząc ciche kroki, Kuroo wrócił do pokoju, a pytanie samo opuściło moje usta.

-To nie jest temat naszej rozmowy.

Westchnęłam z lekkim zawodem zerkając na chłopaka, który na rękach trzymał jednego z moich kociaków, Absent bo tak zwał się ów kot, zeskoczył z rąk chłopaka i jednym susem znalazł się na moim ramieniu oplatając całą moją szyję, podniosłam rękę by pogładzić kota po głowie, którą sam dociskał do mojej dłoni.

-Myślałam, że są na dworze.

Spojrzałam na chłopaka, który obserwował mnie z zaskoczeniem, uśmiechnęłam się do niego uwodzicielsko, Kuroo odwrócił wzrok z zawstydzeniem, jego policzki pokrył mały, ledwo widoczny rumieniec.

-Rozmawiałem z matką, a on do mnie podszedł, miał obroże więc pomyślałem, że wam uciekł.

-Cóż... W takim razie dzięki. -Oczy chłopaka rozszerzyły się w zaskoczeniu, patrzył na mnie przez chwilę z niedowierzaniem co było naprawdę śmiesznym widokiem- Coś się stało Kuroo-senpai?

-Em... Nie, to nic! -Krzyknął, machając przecząco rękami co było jeszcze śmieszniejszym widokiem, niż jego wcześniejsze zdziwienie, siatkarz chyba zdał sobie z tego sprawę, bo odchrząknął, siadając na przeciwko mnie- Więc... To wasz kot?

-Mój.

Kociak mruknął, przejeżdżając swoim szorstkim językiem po skórze za moim uchem, wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły dreszcze, nie lubiłam, gdy ktoś dotykał mnie za uszami, nawet jeśli był to zwierzak... Spojrzałam na kota, który rozłożył się wygodnie na moich ramionach, jego zielone ślepia wpatrzone były w moje, kilka razy zamknął powoli oczy po czym równie wolno je otwierał, wolno uniósł się na przednich łapał, przejeżdżając językiem po moim nosie, po czym wrócił do poprzedniej pozycji i postanowił uciąć sobie drzemkę.

-Ufa ci.

Spojrzałam na chłopaka z spokojem i przytaknęłam głową, biorąc do rąk kubek z herbatą.

-To normalne.

Wzięłam łyka swojej napoju, czując równomierny oddech kota.

-Nie koniecznie, pierwszy raz jestem świadkiem takiej sytuacji.

Uśmiechnęłam się pewnie, otwierając oczy, które zamknęłam podczas picia.

-Nie tego miała dotyczyć nasza rozmowa, prawda? Proponowałabym powrót do pierwotnego tematu.

-Jasne...

Po około minucie spojrzałam na chłopaka, który nie wyglądał jak osoba, która wie o czym chce mówić.

-Dlaczego tak zależy ci na Kenmie? On nie zrobiłby tego samego dla ciebie, nawet podczas przerw śniadaniowych nie jest zainteresowany rozmową, gry znaczą dla niego o wiele więcej niż twoja osoba, nie uważasz?

Chłopak uśmiechnął się patrząc w okno, podparł brodę na ręce i po prostu wpatrywał się w niebo, które podziwiałam kilka minut temu. Nie uśmiechał się sztucznie, nie wymuszenie, to był szczery uśmiech. Zaskoczyła mnie jego reakcja, ale nie dałam tego po sobie poznać.

-Podejrzewam, że powiedziałby coś w stylu Rób co chcesz ,bądź Jesteś naprawdę głupi Kuroo. Jednak jest moim przyjacielem i mimo że jego głównym zmartwieniem na co dzień jest boss, którego nie umie pokonać, czy jaka postać będzie lepsza w walce z danym wrogiem, uważam, że zależy mu na mnie. Nie okazuję tego jak inni, ale nawet mnie to cieszy, jest po prostu wyjątkowy. Może nie jest jak twoi znajomi, nigdy nie będzie popularny i przebojowy, nie będzie tym, przed którym będą się odsuwać i którego będą podziwiać, ale lubię go, dlatego nieważne czy jego interesują moje miłostki i sprawy sercowe, ja zrobię wszystko co uznam za konieczne, by osoby takie jak ty nie zabawiały się jego uczuciami.

Naprawdę niesamowity chłopak. Nie powiem mu tego, jeszcze nie teraz, ale każdego da się złamać. Pytanie brzmi jak szybko on zmieni punkt widzenia.

-A więc tak to widzisz? Nie uważasz, że to idiotyczne? Życie nie jest bajką Kuroo, głębokie myśli wcale nie zmienią otoczenia, a na dobrych chęciach piekło zbudowano.

-To tylko twoja opinia. Powiedziałem to co myślałem, nie miałem jakiś poetyckich zamiarów, nie próbowałem ci zaimponować, ale... -Zagryzł wargę, a drżące ręce zacisnął w pięści, patrzyłam z obojętnym wyrazem, jak wstaje z krzesła i zgina się w pół- Proszę... Daj spokój Kenmie. Nie chce by cierpiał. Zrobię wszystko! Tylko, nie łam mu serca.

Westchnęłam z rezygnacją, zerkając na kota, który miauknął mi do ucha.

-Zrobisz wszystko... 

Chłopak wyprostował się, cały czas patrzył na nie z powagą, mówił prawdę. Zrobi dla niego wszystko.

~~~~

1.Cross Kai 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro