Rozdział 63 Cena szczęścia
☾ Rozdział 63 Cena szczęścia ☽
Podróż do Isterii nie trwała długo dzięki kryształom. Demalis zjawiła się tam wraz z Argenisami ze względu na to, że na bal udał się również Esias. Była świadoma, że chłopiec wybrał się tam jedynie przez wzgląd na to, że bez niego i jej by tam nie była. Poświęcał się prawdopodobnie dla brata i to pomimo własnej nieśmiałości. Tego jednak dnia wydawał się być w bardzo dobrym humorze, czego nie dało się powiedzieć o Keonie i Laithcie, których twarze były poważne.
Ubrani byli w te same, eleganckie, czarne stroje, chociaż Keon posiadał nieco więcej złotych ozdób dla zaznaczenia swojej pozycji. Obecnie, gdy stali obok siebie łatwo było zauważyć, że faktycznie byli do siebie podobni. Pewne rysy i mimika jasno wskazywały na pokrewieństwo. Nie mogliby się siebie wyrzec.
Strój Esiasa również był czarny i posiadał niebieskie, haftowane zawijasy na ramionach. Najpiękniej wyglądała Thana, która ubrała się w błękitną, długą i przewiewną sukienkę oraz perłowy komplet biżuterii. W jej rozpuszczone włosy wpleciono sztuczne łuski smoków wykonane z szafirów.
Najskromniej prezentowała się oczywiście trójka sług, wśród których to znajdowała się Demalis. Ubrani w granatowe uniformy ze spinkami w odpowiednim kształcie, kroczyli za swoimi panami niczym cienie. Jak i ostatnio, jedynie Laith nie wziął ze sobą osobistego pomocnika.
Powietrze w Isterii było surowsze, chłodniejsze i nie zmieniły tego nawet zawieszone na jasnych, wyłożonych kostką ścianach kinkiety z pochodniami, które to płonęły zielonym ogniem. Kraj Lodu i Śniegu był jednak piękny. Każdy sługa ubrany był w czarny uniform, którego rękawy zdobił srebrzysty haft z motywem płatków śniegu. Wojownicy byli barczyści i wydawali się silniejsi od tych stacjonujących w Orinii, a na ich ramionach wisiały futrzane peleryny. Zamiast metalowych zbroi, dało się dostrzec skórzane elementy stroju oraz kabury pełne sztyletów.
Styl tutejszych był całkowicie inny od tego, co Demalis znała z Yanny i Orinii. Miała okazję witać już na dworze Isterii, więc nie była tym wszystkim zaskoczona, ale zawsze, gdy stykała się z różnicami kulturalnymi, odczuwała zaciekawienie. W końcu wszystko to było odmienne od codzienności.
– Witamy, wasze wysokości – przywitał gardłowo jeden ze strażników.
Chociaż bal odbywał się w stolicy Isterii, to z racji okazji i gości wszyscy przemawiali w powszechniejszym języku. To było duże pójście na ustępstwo.
– Proszę tędy – pokierował wojownik, kłaniając się lekko.
Argenisowie podążyli za nim, a Demalis doskonale widziała, że Laith przygląda się otoczeniu z dość mocno zaciśniętą szczęką. Milczał, idąc przed siebie z dumą, ale jego niezadowolenie było namacalne. Z Keona dało się wyczytać powagę, ale i tak w jego brązowych tęczówkach była nieufność i niechęć. Thana za to kryła twarz za jedwabnym, błękitnym wachlarzem z wszytymi w niego małymi perełkami. Wydawała się zamyślona.
Demalis przystanęła, widząc, że książę Esias zatrzymuje się przy oknie. Sama spojrzała ku ogromnemu, ośnieżonemu drzewu, które rosło na pałacowym dziedzińcu.
– Dzisiaj to, co widziałem stanie się znane też innym... – wyszeptał tajemniczo młodzieniec i pognał do przodu nim Demalis zdołałaby go o cokolwiek zapytać.
Tym bardziej zaczęła się stresować, uważnie stawiając kroki. Cokolwiek miało się stać, musiało to być niesamowicie ważne.
Dotarli do celu, pięknej sali balowej, której zawartość wydawała się wykonana z lodu. Stoły, krzesła, fontanny z ciepłą czekoladą, parkiet i żyrandol błyszczały w świetle pochodni. Niebieski dywan prowadził do kryształowego tronu w kształcie smoczej czaski, na którym to zasiadała wysportowana kobieta. Nosiła przepaskę na oczach i miała twarz pokrytą piegami. Brązowe włosy były rozpuszczone, ale zdobiły je liczne warkocze. Była to królowa Isterii, która tak, jak każdy poprzednik, musiała w imię układu z Głębinami oddać wzrok za prawo władzy. Czy była przez to słaba?
Demalis wiedziała, że nie.
Ci, którzy zasiadali na tronie Isterii byli wielkimi wojownikami i fakt, że nie posiadali wzroku, wcale tego nie zmieniał.
Pomieszczenie było oczywiście mniejsze od tego w Głębinach, ale wcale nie mniej urokliwie. Obecnych było już wiele osób, a Demalis rozpoznawała twarze możnych z Yanny oraz arystokrację Orinni. Te dwie grupy stroniły od siebie, zajmując przeciwległe strony pokoju i spoglądały ku sobie nieufnie.
Atmosfera była wręcz grobowa.
Keon ruszył z rodzeństwem, aby oddać królowej wyrazy szacunku, a Demalis wraz z pozostałymi sługami, skłoniła się nisko. Mieli odejść, Keon nawet wykonał krok w bok, ale jego siostra została. Ku niej podszedł kapłan, ten sam, co na urodzinach Pana Głębin i dotknął ramienia.
Laith zmrużył oczy, stojąc tuż obok Demalis. Esias za to się uśmiechnął, a Keon przypatrywał się księżniczce w ciszy.
Sora w końcu pojęła wszystko.
To nie był bal wynikający z inicjatywy zmartwionego dziadka, a plan, który Kwiecista Księżniczka zaczęła wcielać w życie już dawno. Co takiego jednak chciała osiągnąć?
Królowa Isterii uderzyła swoim srebrzystym, zdobionym kryształkami i perłami berłem o ziemię.
– Drodzy goście, wysłuchajcie jej wysokości Thany, jednej z najważniejszych organizatorek tego dnia. Królu Luciusie, królu Keonie, liczę, że to wy wykażecie się w tej chwili największym skupieniem – rzekła smoczyca, a jej głos był twardy.
Nie wstała z tronu. Jej strój nie należał do tych, który nazwano by kobiecym. Nosiła eleganckie, skórzane spodnie, białą, lekko falbankową koszulę i ozdobną, ciemnogranatową narzutę na lewym ramieniu.
– To dlatego nic nie znalazłem – parsknął pod nosem Laith.
Reszty jego myśli dało się jedynie domyślać.
Thana obróciła się do tłumu, a materiał jej kreacji zafalował, przypominając przez moment rozkwitający kwiat. Uniosła wysoko podbródek, przyglądając się twarzom zgromadzonych i opuściła wachlarz, składając go.
– Spór między Yanną i Orinią trwa od wieków. Przodkowie jedynie wiedzą, jak wiele ofiar poniosły obie strony. Ani my, ani wy nie jesteśmy bez winy – rzekła, rozpoczynając swoją przemowę i każde słowo wypowiadała z mocą, której nikt by się po niej nie spodziewał. – Zebrałam was, władzę i śmietankę towarzyską obu królestw, aby raz i na zawsze położyć kres tej wojnie i poprawić nasze relacje.
Ktoś ze strony Yanny prychnął, ale cisza zapanowała ponownie, gdy to żołnierze Isterii drgnęli.
– Wiem, że spory nigdy nie przestaną nas prześladować, ale ten przekroczył wszelkie granice.
Lucius wyszedł nieco naprzód, spoglądając w stronę księżniczki i przeczesał rude kosmyki, uśmiechając się niby to uroczo. Jego fioletowa szata i futro białego wilka idealnie ze sobą współgrały.
– Jak więc chcesz to osiągnąć, pani? Orinia odda nam góry Tifaldiego?
– Niedoczekanie!
– Nonsens!
– On nas obraża!
Krzyki oburzenia od razu rozgrzały, a gdy doszło do obelg, nikt nie mógł być cicho. Chaos przerwał huk, wywołany uderzeniem berła królowej o ziemię i złowrogi, lodowaty podmuch powietrza.
– Milczeć! Jak psy waszego pokroju mogą wyć, gdy przemawia pani? – zaszydziła. – Mów dalej, księżniczko.
Zwracając się do Thany, głos królowej wydawał się przyjemniejszy. Argenis skłoniła się, dziękując.
– Oddanie gór to żadne rozwiązanie – rzekła i zbliżyła się do króla Yanny o kilka kroków. – Nie zdołałoby to scementować pokoju – dodała, stając przed Luciusem i wpatrując się mu w oczy. – Mój ojciec przed laty dał mi prawo wybrania małżonka.
Demalis drgnęła, w mig pojmując, co chciała zrobić dziewczynka. Pokręciła nerwowo głową.
Nie mogła.
Nie powinna.
Lucius ją zniszczy.
Tłum zdawał się jednak rozumieć mniej, ale gdy Kwecista Księżniczka nagle uklękła przed yannijskim królem, a jej suknia rozłożyła się na kryształowej podłodze niczym piękny kwiat, niemal każdy stracił dech.
– Dziś, ja, Thana Ahmes Argenis pragnę złożyć władcy Yanny propozycję małżeńską, dzięki której nasze rody zjednają się w krwi.
Cisza była tak straszna, że wręcz wywołała dreszcze.
– Thano, ty... – szepnął Keon, chcąc wykonać krok i chwycić siostrę za dłoń.
Nie zdążył, bo ta wyciągnęła rękę w stronę króla Luciusa.
– Jedynym rozwiązaniem jest to, aby na tronach Yanny i Orinii w przyszłości zasiadali władcy z mieszaną krwią. Błagam, królu, abyś przyjął moje oświadczyny. Znam tradycje Yanny i przysięgam przed Przodkami, że jeśli spotkasz swoją oblubienicę, to nie będę szkodzić waszej relacji. Chcę jedynie, aby to moje dziecko zostało namaszczone na twojego następcę.
Poważna deklaracja nie mogła zostać przerwana. Nawet przez Keona, który w tej chwili żałował, że nigdy nie cofnął prawa, które ojciec nadał Thanie. Dziewczyna wprost się poświęcała dla dobra swojej rodziny i wszystko to robiła z błyskiem w oku, którego pozazdrościć mógłby jej niejeden żołnierz.
Esias chwycił Laitha za dłoń, a ten rzucił ku niemu tak potworne i mroczne spojrzenie, że chłopiec wręcz zadrżał. Bał się, ale i tak nie puszczał brata.
Demalis przy tym nie potrafiła słuchać szeptów, a jedynie przypatrywała się dziewczynie, która sama pchała się w ramiona kata.
Lucius przestał się uśmiechać, wręcz spoważniał, krzywiąc się, jakby zjadł kawałek cytryny bądź czegoś niesmacznego. Widać było, że chciał wykpić tę ofertę, ale złożono ją przed oczami wielu. Do tego arystokracja obu krajów wydawała się nieco mniej sceptyczna niż członkowie rodzin królewskich.
Powiązanie przez krew było najrozsądniejsze, Demalis też o tym myślała, ale odrzuciła to, ostatecznie wiedząc, że Lucius byłby potwornym partnerem.
Thana też musiała to wiedzieć, a jednak teraz upodliła się, klęcząc przed człowiekiem, który był winny cierpieniu jej najbliższych i oferowała mu swoją rękę.
– Nie ma wśród Yannijek kobiety, która chciałaby poślubić Władcę Orinii. Nie wspominając, że on sam od lat powtarza, że poślubi tylko swoją oblubienicę. W obliczu takich okoliczności twój plan księżniczko się nie ziści – zauważył sceptycznie Lucius, chwytając się jedynej opcji, jaką posiadał.
Thana nie opuściła dłoni, posyłając królowi uśmiech.
– Mylisz się, mój panie. Istnieje kobieta, która nie tylko pochodzi z szanowanego w Yannie rodu, ale i znana jest z tego, że poświęciła swojej ojczyźnie wszystko. Jednocześnie tylko tę smoczycę zaakceptuje mój brat – zapewniła, zadziwiając ponownie szlachtę. – Mam na myśli córkę Adonisa Sory, Demalis Sorę, siostrę taktyka i dyplomatkę.
– Ona nie żyje – rzekł surowo Lucius.
Thana odwróciła głowę, spoglądając w stronę Demalis i sprawiając, że serce tej zabiło szybciej.
– Żyje, królu i jest tu dziś z nami – odparła księżniczka.
Wnet na te słowa osobista służąca Thany chwyciła za ramię Demalis i nim ta zdołała zareagować, zerwała z jej szyi zegarek. Przedmiot spadł na ziemię, a Keon natychmiast odwrócił się, aby podejść do oblubienicy i podtrzymać ją podczas bolesnej przemiany.
– To naprawdę ona! – szepnął ktoś ze strony obywateli Yanny.
Otępiały umysł smoczycy nie potrafił nadążyć za tym, co się działo. Czuła ciepło, do którego odruchowo przylgnęła, chcąc zwalczyć uczucie zimna i pieczenia. Thana zaplanowała wszystko.
Twarz Luciusa pociemniała bardziej, gdy spostrzegł, jak jego wróg opiera o siebie nieco oszołomioną kobietę. Doskonale ją znał. Spojrzał w stronę Caspera, który to stał się teraz wielką atrakcją Yannijczyków. Sora jednak milczał, przypatrując się siostrze ze swojego wózka inwalidzkiego.
– Przodkowie połączyli pannę Sorę z moim bratem – objaśniła klęcząca na ziemi księżniczka, a uścisk Keona zacieśnił się na ramionach oblubienicy. – Musieli mieć ku temu powód. Czy mamy prawo pluć w twarz tradycjom i wartościom, które w każdym królestwie uważa się za tak cenne? – zagadnęła Thana. – Wasza wysokość, królu Luciusie, jestem gotowa poświęcić wszystko dla dobra mojego kraju, a co z waszą wysokością?
Każdy czekał na jego decyzję, a Keon był rozdarty. W obliczu tak nagłego ujawnienia prawdy był zły na Thanę, ale i podziwiał, że postawiła wszystko na jedną kartę. Wręcz przydusiła Luciusa do muru. Odmawiając, podzieliłby możnych Yanny i stracił poparcie.
– Keonie, ja...
– Ciii – uspokoił Argenis, pomagając Demalis się wyprostować.
Spodziewała się tego. W chwili, gdy Thana wspomniała o tronach z królami mieszanej krwi, pojęła, do czego dążyła.
I wciąż nie mogła w to uwierzyć.
Mina Luciusa stała się na sekundę mroczniejsza, a po tym ukląkł przed księżniczką i chwycił ją za rękę.
– Jak mógłbym odmówić pojęcia za żonę kogoś tak pięknego, jak ty, Pani Kwiatów? – szepnął i ucałował wierzch dłoni, a następnie pomógł wstać. – Ten bal przejdzie do historii.
Grał. Demalis doskonale to rozumiała. Lucius wcale nie był szczęśliwy, ale nie miał wyjścia. Ubolewała nad tym, co zgotowała sobie Thana. Nie było jednak już drogi powrotu.
Słowo się rzekło, a świadkami obietnic stali się najważniejsi z Yanny, Orinii, królowa Isterii, władca Dumelii, który to dotąd krył się przy ozdobionych stołach oraz kapłan. W jednej chwili Sora złapała kontakt wzrokowy z bratem, zastanawiając się, skąd u niego ten uśmiech. Czy i on brał w tym udział?
Nie uzyskała odpowiedzi, bo uroczystość, chociaż miała być balem, stała się okazją do wymiany wielu gratulacji skierowanych do obu par.
Lucius był oszustem i krętaczem, ale z jednym Demalis musiała się z nim zgodzić. Ten dzień przejdzie do historii.
I tak jak zostało powiedziane, rogi zabrzmiały ponownie. Lecz teraz nie informowały o wojnie.
↝ CDN ↜
Zapraszam na ostatni rozdział Kochanków! Za jakiś czas wrzucę wam również epilog i... Powiem wam, że chociaż skończyłam ich pisać już jakiś czas temu, to jednak łez mi się dzisiaj w oku też zakręciła.
Dziękuję za to, że byliście ze mną!
Zapraszam również do czytania Miecza Głębin, historii Laitha Argenisa.
Tiktok: @malgorzata_paszko
Instagram: @malgorzata_paszko
Data pierwszej publikacji: 15.01.2025
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro