Rozdział 60 Szczęście i plan
☾ Rozdział 60 Szczęście i plan ☽
Potrawy, jakie donoszono na każdy stół, były prawdziwymi dziełami sztuki. Demalis była pewna, że ten, kto je wykonał, włożył w to wiele wysiłku, a i była oszołomiona tym, na ile sposobów było można podać mięso. Widziała wiele, w końcu pochodziła z bogatszej rodziny i podróżowała, ale nigdy nie spodziewała się takich możliwości. Kolory, zapachy i składniki pozostawiały wiele pytań, ale i żalu.
W końcu ona jako służąca księcia nie mogła skosztować żadnej z tych rzeczy. W ciszy podążała za Esiasem, a że ten nie był zbyt ruchliwy to głównie stała przy stole Argenisów i czuwała, obserwując całą resztę.
Widziała, jak Keon tańczy z siostrą, a Laith rozmawia z Panem Głębin. Później we troje spotkali się z Isrą. Sora spojrzała wtedy na Esiasa, a ten pokręcił głową.
– Jeszcze zdążę z nią porozmawiać – wyznał cicho. – Na razie nie mogę tego zrobić.
Znowu wyglądało na to, że młodzieniec był świadomy czegoś, czego nie wiedział nikt inny i nie zamierzał zdradzać swojej wiedzy.
Muzyka rozbrzmiała w sali, ale tym razem do skrzypiec dołączył dźwięk harfy i pianino. Demalis przechyliła głowę, wsłuchując się w melodię, gdy to jej oczy odnalazły postać Spyrio. Dowódca tańczył, a osobą obok niego musiał być nie kto innym, jak Neane Argenis. Jej ciemne, brązowe włosy i biała, pozłacana kreacja falowały wraz z każdym ruchem pary.
– Ciocia w końcu jest szczęśliwa – wyszeptał Esias i chwycił za tęczowe ciastko z truskawkowym nadzieniem ze złoto-niebieskiej patery.
Smakołyk dość prędko zniknął w ustach księcia, a jego smak rozświetlił jego niebieskie tęczówki. Demalis za to ponownie odszukała spojrzeniem Keona. Isra go przytulała, a on wydawał się dość szczęśliwy.
Radość tych, których się ceniło, zawsze była wartościowa, zupełnie, jakby należała do samego siebie.
– Esiasie – zawołał ktoś z boku.
Sora od razu spojrzała w stronę głosu, dostrzegając, że Neane podeszła do stolika wraz ze swoim partnerem. Kobieta uśmiechała się ciepło i rozłożyła dłonie, a Esias wstał i lekko ją objął.
– Dawno cię nie widziałem ciociu – uznał z uśmiechem. – I pana też, panie Lafile – dodał.
Demalis skłoniła się elegancko.
– Pani, panie.
Spyrio spojrzał w jej stronę, chociaż na krótko. Zaraz zerknął w stronę narzeczonej i szeroko się uśmiechnął, całując jej dłoń, na której to zamigotał pierścionek zaręczynowy. Subtelna, ale ładna błyskotka pasowała drobnej kobiecie.
– Żadnego pana – rzekł, zwracając się do Esiasa. – Jesteśmy niemal rodziną i nie zmuszaj mnie, do bycia sztywniejszym bardziej niż już muszę – parsknął śmiechem i znowu zacisnął usta.
Aparycją kontrastował ze swoim zachowaniem. Demalis dopiero w tej chwili dostrzegła, że przez lewe oko smoka przechodzi blizna.
– Esiasie, poznaj, proszę, swoją kuzynkę – odparła Neane, ruchem ręki pokazując na stojącą obok niej smoczycę.
Kobieta ubrana była w skromniejszą, ale ładną pomarańczową kreację. Była nieco tęższa od Neane oraz tak, jak ona miała czekoladowe tęczówki. Dziewczyna nieco nerwowo odgarnęła blond kosmyki za ucho.
– Przyjemność po mojej stronie, książę – szepnęła zduszonym tonem. – Nazywam się Suzanne Ra... Lafile – poprawiła się prędko.
To wystarczyło Demalis, aby wszystko zrozumieć. Dziewczyna przed nią musiała być córką księżniczki, która była poprzednią ofiarą dla Głębin i trafiła do rodu Radgawenów jako niewolnica. Tam urodziła jednemu z członków córkę i krótko po tym zmarła. Ród ojca Suzanne był dość ważny w Głębinach, ale ostatnimi czasy napotkał wiele problemów z racji złamania prawa. Dziewczyna musiała zostać zaadoptowana przez Spyrio, aby w razie czego nie podzieliła losu krewnych.
– Miło mi cię poznać, panienko Lafile – rzekł. – I mów mi po imieniu. Jak powiedział wujek – głos chłopca nieznacznie zadrżał, przy wypowiadaniu tego słowa – jesteśmy rodziną.
Dziewczyna pokiwała głową, ale i tak zrobiła krok w stronę Neane, jakby chcąc, aby ta ją skryła. Może i wyglądała na dorosłą, ale była nieśmiała. To nieco, jak Esias. Tylko ta dwójka miała czas, aby stać się śmielszymi. Smoki żyły długo i nie było sensu zrzucać na nie od razu zbyt wiele.
Chociaż to właśnie robił świat.
Neane delikatnie rozwijała rozmowę, starając się za każdym razem włączyć do niej Esiasa i Suzannę. Młodzież powoli się otwierała, a Demalis śledziła, jak nerwy Esiasa nieznacznie ulatują. Starała się to robić ukradkiem, bo przecież ciągle miała w pobliżu jednego z najbardziej zaufanych ludzi Pana Głębin.
» ✧ «
Przyjęcie trwało w najlepsze. Wznoszono toasty, tańczono i delektowano się daniami, których ciągle przybywało. Wątpliwe, aby ktokolwiek w sali był w stanie spróbować każdego. Prezenty dostarczano wcześniej, więc w trakcie balu nikt się tym nie przejmował. Podobnie, jak składaniem życzeń, bo za te uważano samo przybycie.
Od chwili, gdy do Esiasa podeszła ciotka z narzeczonym i Suzannę minęło nieco czasu. Książę w pewnym momencie nieco się ośmielił i zaprosił krewną do tańca, zachęcając Demalis, aby się czegoś napiła. Kobieta znalazła ustawiony w kącie stół przeznaczony dla przyprowadzonych przez gości sług i chwyciła za kryształowy kielich, który wypełniła wodą, a następnie wyszła na balkon. Był niewielki, a na podwórzu było dość chłodno. Nie przejmowała się tym, unosząc wzrok na nietuzinkowe niebo. Zawsze, gdy była w Głębinach zawieszała spojrzenie właśnie na nim, bo uważała, że jest jedną z ciekawszych rzeczy na świecie. W końcu tak różniło się od tego na Powierzchni.
Ciemności, które majaczyła nad jej głową, przenikały świecące na zielono i niebiesko żyłki, zupełnie, jakby porastały mrok niczym winorośl. Liczne rozgałęzienia pokrywały całą przestrzeń i stopniowo zmieniały barwę z ciemnej zieleni na jasny błękit, zupełnie jak gradient. Gdzieniegdzie znajdowały się skupiska wiązek, które miały pośrodku białe punkty, przypominające pąki kwiatów.
Żałowała, że nie miała nigdy okazji ujrzeć nieboskłonu, gdy to sfera była w zenicie. Według opowieści wtedy mroczne kwiecie miało zakwitnąć i był to niesamowity widok. Tylko zdarzało się to raz na trzynaście lat, a ostatni miał miejsce kilka miesięcy temu.
Upiła nieco wody, opierając łokcie o kamienną balustradę i nie odwracała wzroku od żyłek.
– Tęskniłem za tym.
Podskoczyła, odwracając się dość gwałtownie. Kielich wypadł jej z dłoni i gdyby nie szybka reakcja Keona, który stał tuż za nią, naczynie z pewnością zostałoby zniszczone. Tak spokojnie spoczęło na barierce kawałek od niej.
Demalis odetchnęła z ulgą.
– Nie strasz mnie tak – poprosiła cicho i spojrzała za jego plecy, chcąc mieć pewność, że nikogo nie ma w pobliżu.
– Wybacz i nie martw się. Wyczuję, jeśli ktoś się zbliży – zapewnił król, podchodząc do kobiety powolnym krokiem.
Było w tym coś drapieżnego i elektryzującego. Mimowolnie się wyprostowała, jakby chcąc pokazać, że nie jest żadną ofiarą.
Faktycznie, daleko jej do takowej była, bo w oczach Keona Demalis była jego królową. Nie osobą za nim, a tą, która zdoła iść na równi. To był fakt, który powtarzał często innym, ale nie jej.
– Twoja moc jest bardzo wygodna – zauważyła kobieta, kryjąc dłoń za plecami i zaciskając ją z nerwów w pięść.
Wystarczyła jego twarz, aby czuła się tak inaczej. Umykała od uwodzenia Luciusa i jego bliskości, ale łaknęła tej, którą oferował jej Argenis. Nie było tak na początku ich relacji.
Cofnęła się o krok, a on i tak podążył za nią. Droga nie była jednak długa, bo przecież Demalis znajdowała się tuż obok barierki, która teraz to napierała na jej plecy. Uniosła wzrok, przyglądając się władcy, który już dawno przekroczył zalecaną odległość. Czuła jego zapach, widziała oczy i... z troską skierowała uwagę w stronę ramienia.
– Boli? – szepnęła.
Nie odpowiedział, czego się spodziewała.
– Miałam ochotę go uderzyć, gdy cię dotknął – wyznała z pewną nieśmiałością. – Nie wytrzymam, jeśli znowu zostaniesz tak ciężko ranny. Powinieneś...
...być przy mnie.
Niewypowiedziane pragnienie zostało zawieszone w powietrzu, a atmosfera między tą dwójką stała się subtelniejsza i nerwowa. Policzki Demalis zapiekły i tylko ciemniejsza karnacja sprawiała, że nie wykwitły na nich wyraźne rumieńce. Przełknęła ślinę, a gdy opuściła głowę, Keon czule dotknął jej policzka i pogładził go kciukiem.
– Nie powinienem się do ciebie zbliżać, ale to zrobiłem. I nie mam na myśli tego, co stało się w trakcie kilku ostatnich miesięcy – wyznał niskim tonem. – Chodzi mi o nasze pierwsze spotkanie.
Przez ciało Demalis przeszedł nerwowy dreszcz, gdy to złapała kontakt wzrokowy z królem i słuchała dalej. Bała się tego, co może usłyszeć.
– Każdy potępiłby moje zachowanie, bo przecież mógłbym cię zabrać do Orinii, zamiast ryzykować życie. Wyrosłabyś wtedy pod okiem najlepszych i była tym, co moja matka i szlachta uważa za ideał. Wiesz, dlaczego tego nie zrobiłem? – zapytał, ale zaraz też kontynuował. – Dlatego, że w tamtej chwili widziałem w tobie dziecko, które pragnąłem uratować. W moim kraju spotkałoby cię wiele złego, a ja liczyłem, że oddając cię twoim, sprawię, iż zdołasz wyrosnąć, a nam będzie dane się spotkać, gdy oboje będziemy dojrzalsi, gotowi zbudować relację, o której przyszłości zdecydujemy w pełni świadomi konsekwencji. Nie chciałem, aby cię złamano etykietą i wymogiem, że musisz zostać królową. Wiem, co powtarzam od lat – zapewnił. – Robiłem to, bo nie chciałem, aby ktoś zmusił mnie do przedwczesnego ślubu. Kłamałem przez bardzo długi czas, ale później faktycznie zacząłem marzyć, że jeśli oddam komuś serce to kobiecie, która zdoła mnie zrozumieć – wyjawił, przesuwając palcami po policzku Sory. – Nie kochałem cię, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, a i nie robiłem tego, gdy spotkaliśmy się po latach. Pragnąłem cię poznać, ale początkowo jedynie, co czułem to ciekawość i przyciąganie, jakie jest normalne dla bratnich dusz. Dopiero z czasem, ja...
Zamilknął, a Demalis zacisnęła usta.
– Nie musisz tego mówić – wyszeptała. – Rozumiem – dodała.
Nawet szepty w tej chwili wydawały się czymś grzesznym, a mimo to nie robili niczego, aby nadać tej sytuacji bardziej oficjalnego tonu. Byli tylko oni, czuły dotyk, ciepło i mroczne niebo. To wydawało się teraz świadkować czemuś niezwykłemu.
– Pewne słowa trzeba w końcu wypowiedzieć, Dem, inaczej do końca będziemy żyć w niedopowiedzeniach – zauważył. – Nim spostrzegłem, stałaś się dla mnie całym światem – przyznał i uśmiechnął się, nieco nerwowo spoglądając w dół. – Nie powinienem dać się wtedy ponieść emocjom i cię pocałować, bo... zasługiwałaś na to, abym był wtedy pewien.
Rozchyliła wargi, przypatrując się postawie, która świadczyła o pewnej nieśmiałości. On, wielki król był nieśmiały przy jej osobie. Nim zdołała przetworzyć to, Keon gwałtownie uniósł ją i posadził na kamiennej barierce. Cicho sapnęła, szukając dłońmi oparcia, chociaż to było niepotrzebne. Argenis trzymał ją w talii dość mocno, a jego postać prawie całkowicie ją zakrywała. Delikatnym ruchem dłoni zsunął jej woalkę.
– Kocham cię, Demalis i jeśli w imię tej miłości będę musiał zabić buntujących się szlachciców, to bez wahania to zrobię. To ty, nie tron i kraj, jesteś moim światem. Nie obchodzi mnie, za jakiego króla mnie uznają. Bez ciebie i tak nigdy nie dotarłbym tutaj, gdzie teraz jestem.
Tylko dzięki tamtemu spotkaniu, dziecku, któremu pragnął dać dorosnąć i zapewnić bezpieczeństwo dotarł tutaj. Został królem, miłowanym i potężnym, ale w praktyce było w nim coś egoistycznego, bo nie chciał jej puścić. Nawet jeśli miałoby to oznaczać jeszcze więcej przelanej krwi.
Ich oddechy zmieszały się ze sobą, gdy to Demalis przypatrywała się twarzy smoka i cicho westchnęła.
Dotąd sądziła, że Keon był zawsze pewny ich relacji, że wszystko przychodziło mu z łatwością, a tak wcale nie było. Tak jak ona budował swoje uczucia i teraz właśnie robił to, czego się nie spodziewała.
Wyznawał jej miłość oraz prawdę i to pod nieboskłonem miejsca, bez którego nigdy nie mogliby się poznać do tego stopnia.
Zacisnęła dłoń na zdrowym ramieniu władcy i przymknęła oczy.
– Ja również cię kocham, Keonie – wyszeptała i nim zdołał zareagować, przysunęła się ku niemu, łącząc ich usta.
Tym razem nie była to kwestia chwili, bo faktycznie tego pragnęła, a gdy wreszcie spełniła to życzenie, poczuła, jak przepływa ją fala euforii i ciepła. Radowała się, uniosła nawet drugą dłoń, aby móc wpleść ją w jego włosy. Mężczyzna nie był jej dłużny. Iskry ekscytacji i podniecenia wypełniły atmosferę, a pocałunek stawał się coraz gorętszy. W chwili, gdy się od siebie odsunęli, dyszeli, a oczy Keona wydawały się dziwnie miękkie.
– Chciałbym widzieć twoje oczy – wyznał szeptem i pocałował ją w skroń. – Pokażesz mi je po powrocie? – zapytał, przytulając kobietę do swojej piersi.
Chciał ją całować, dotykać, pokazać, że jest dla niego wszystkim, ale wiedział, że to nie była pora i miejsce. Należało być czujnym, a jemu coraz ciężej przychodziło skupienie.
Demalis nie potrafiła wykrzesać z siebie choćby jednego, pojedynczego słowa, więc pokiwała głową. To była obietnica, przez której wypełnieniem nie powstrzymaliby jej sami Przodkowie.
Wiatr i zapach chłodnego powietrza doskonale współgrał z muzyką, która to wybrzmiewała z sali.
Na ustach króla pojawił się miękki uśmiech, gdy to cofnął się o krok i skłonił, wyciągając w stronę Demalis dłoń. Ta mimowolnie zerknęła w stronę wejścia, chcąc samej nabyć pewność, że nikogo nie ma w pobliżu. Nie było.
– Zatańczysz ze mną, Dem? – zagadnął.
Ze słabym uśmiechem na ustach, wsunęła rękę w tę jego.
– Chętnie, Keonie.
Wyprostował się, przysuwając ją bliżej siebie, a Demalis wiedziała jedno. Nieistotne było, czy do obecnego zachowania pchało ją jakieś szaleństwo, czy też naiwność. Nie żałowała, chociaż strach deptał jej po piętach.
Uczucia wymagały ofiary.
Król, jak to mogło się spodziewać, był doskonałym partnerem, ale Demalis z łatwością za nim nadążała. Wykonywali kroki, delikatne obroty i niemal bez przerwy wpatrywali się sobie w oczy. Sora łatwo zapomniała o tym, że powinna zerkać co jakiś czas na wejście, ale nie on. Keon strzegł ich azylu, mocą sprawdzając, czy nikt się do niego nie zbliża. W końcu ruch wywoływał poruszenie powietrze, a ten mógłby je zauważyć.
Przy jednym z obrotów, westchnął, zatrzymując się i oparł czoło o to jej.
– Przodkowie niech będą mi świadkiem, że pragnę zatrzymać czas.
Demalis objęła go i przymknęła oczy.
– Ja również.
Nie mogli trwać przy sobie bez przerwy i doskonale o tym wiedzieli. Po pewnym czasie Keon odsunął się od Demalis i wrócił po cichu do środka sali. Ta pozostała jeszcze na tarasie, pijąc do końca wodę i podziwiając niebo. Następnie poprawiła woalkę i wróciła do środka. Ciepło, które zewsząd zaatakowało ciało, uświadomiło jej, że nieco zmarzła na zewnątrz. Zacisnęła palce na naczyniu i odniosła je na stolik dla sług, po czym wróciła do stolika Argenisów. Przy tym siedziała Thana, która to właśnie w subtelny sposób odmawiała komuś tańca, wymigując się zmęczeniem.
Dla Sory oczywiste było, że kłamała, ale faktycznie robiła to tak umiejętnie, że nie dało się być na nią złym. Po krótkiej wymianie słów adorator odpuścił, a kobiety zostały same. Może i by rozmawiały, gdyby nie warunki.
Teraz była w końcu służącą jej brata.
Thana spoglądała w stronę stołu, przy którym zasiadał Pan Głębin, więc i Demalis zdecydowała się mu przyjrzeć. Zauważyła, że przy tym stał kapłan. Z daleka rozpoznawała białą togę z ozdobnymi piórami i ciemnozielonym himationem. Barwa tego wskazywała na to, że mężczyzna był ze Świątyni Smoka Ziemi. Niestety, nie była w stanie z tej odległości dojrzeć twarzy smoka.
Thana dalej piła herbatę.
Bal trwał w najlepsze, a muzyka co jakiś czas się zmieniała. Pan Głębin tańczył z żoną kilka razy, a szepty zachwytu niosły się po całej sali. Demalis za to coraz bardziej bolały nogi.
– Cisza!
Spyrio nie musiał się nawet wysilać, bo gdy to stanął przed stołem swojego pana i wydał rozkaz, każdy na sali zamilknął. Jego głos poniósł się do najdalszych zakamarków pomieszczenia za sprawą krążących dookoła kul. Demalis nie przypuszczała, że zostaną użyte również do tego, ale było to wygodne. Jednocześnie oznaczało, że nadejść miało jakieś ważne ogłoszenie.
Oczy wielu spoczęły na figurze władcy, który to się podniósł i zmierzył najbliższe otoczenie chłodnym spojrzeniem.
– Najwyższe kapłaństwo Świątynia Smoka Ziemi oraz władcy Isterii i Dumelii poprosili, abym przekazał wszystkim tu zgromadzonym, że chcą zorganizować bal pokojowy, na którym zostaną przedstawione rozwiązanie dla trwającego między Orinią i Yanną sporu.
Demalis rozdziawiła usta, ciesząc się, że te kryje woalka. Wprost nie dowierzała w to, co zostało powiedziane, a nie był to koniec.
– Uważam, że ich koncepcja jest dobra i nakazuje stronom konfliktu uczestnictwo w przyjęciu. Na ten czas działania wojenne mają zostać zawieszone.
Keon wpatrywał się w szwagra w ciszy, zaciskając dłoń w pięść. Pomimo tego, że nie zwrócił się do Pana Głębin o pomoc, ktoś to zrobił. Jednak nie mógł to być po prostu bal. Aynur nigdy nie wziąłby udziału w czymś, co miałoby być tak proste.
Musiał znać warunki, które miały zostać przedstawione.
Tysiące par oczu spoczęły na postaci królów Orinii i Yanny, zupełnie, jakby czekali na ich decyzje, chociaż każdy wiedział, jaka ta musi być. W tej jednej chwili Luciusa i Keona łączyło jedno.
Niezadowolenie i niechęć.
Mimo to Argenis i Yanna przywdziali na twarz swoje najlepsze uśmiechy, z czego ten Luciusa wydawał się dość leniwy.
– Jeśli takie jest życzenie Pana Głębin, to oczywiście wezmę udział w tym balu. A ty, Keonie? – zagadnął smok.
Brązowe oczy spoczęły na postaci Isry, która to stała obok męża i rzucała bratu oczekujące spojrzenie. Argenis prześledził jej postać, szukając jakichkolwiek poszlak, ale nie odnajdując nic, lekko zgiął kark.
– Również tak uczynię – odparł.
↝ CDN ↜
Do końca Kochanków zostało oficjalnie cztery części (z czego jedna to epilog). Myślę więc, że już w przyszłym tygodniu powieść ta zostanie oficjalnie tu zakończona i... Zaczniemy publikację Miecza Głębin, czyli części Laitha ^^
Tiktok: @malgorzata_paszko
Instagram: @malgorzata_paszko
Data pierwszej publikacji: 06.01.2025
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro