Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 55 Jak w klatce

☾ Rozdział 55 Jak w klatce ☽

Demalis w ciszy układała ubrania w szafie księcia, gdy to ten wyszedł z komnaty. Słyszała, że młodzieniec miał zajęcia, więc wykorzystała ten czas, aby nieco popracować. Nie mogła w końcu nic nie robić, bo należało dbać o pozory. Było to też jakaś forma spędzenia wolnego czasu, dzięki której mogła skupić się na czymś innym niż ból w ramieniu. Od czterech dni czuła się obolała, ale również rozproszona, jakby jej umysł nie potrafił w pełni zachować jasności. Kilkukrotnie zdążyła coś wywrócić, upuścić bądź rozlać. Esias był wyrozumiały, więc nigdy się nie złościł, a nawet zachęcał, aby bawiła się z Arturem, bo ten miał ją uspokoić. Miękkie futerko faktycznie było bardzo ciepłe i przyjemne, ale nawet urok zwierzątka nie potrafił ukoić jej serca. Niepokoiła się, a zamyślone spojrzenie księcia i mroczne tony, które grywał, dodawały do czary jedynie następne krople obaw.

Demalis zaczęła faktycznie wierzyć, że smok może za sprawą muzyki przeczuwać to, co nadchodzi, stąd obserwowała go o wiele uważniej.

Drzwi do komnaty się otworzyły, a do uszu Demalis dotarły cicho wydane rozkazy.

– Zostań przed drzwiami, chcę zostać sam.

Kobieta wyprostowała się, krzywiąc i sięgając ręką do rwącego ją miejsca. Rana po nożu goiła się bardzo dobrze, a dzięki szczególnie troskliwej opiece medyków nie miało po niej zostać choćby najmniejszej blizny.

Skrzywiła się, sięgając palcami do przedramienia prawej ręki i przesunęła po nim czule. Sama nie wiedziała, dlaczego tak często łapał ją w tym konkretnym punkcie skurcz.

Znowu miało to miejsce. Chociaż wiedziała, że książę był o krok od wejścia do pomieszczenia, zamyśliła się tak bardzo, że świat przestał mieć dla niej znaczenie. Z nieznanych sobie powodów chciała spojrzeć na niebo i... wzlecieć.

– De...?

Niewyraźne zawołanie dotarło do jej umysłu.

– Demalis?

Podskoczyła, w końcu rozumiejąc, że faktycznie ktoś ją wołał. Odwróciła się, spoglądając na Esiasa przerażonym spojrzeniem i westchnęła.

– Przepraszam – rzekła od razu.

Zastanawiała się, co było powodem tego ciągłe stanu zawieszenia. Tęsknota? Rozdzielnie? Wcześniej również towarzyszyły jej te dwa stany, ale nie czuła się w ten sposób. O co więc chodziło?

– Nie szkodzi, rozumiem, dlaczego możesz być taka... rozproszona – wyznał, zaciskając usta.

Esias skierował się w stronę ławki, na której tak często siedział, grając i poklepał miejsce obok siebie, zapraszając tym samym kobietę. Demalis spojrzała w stronę pozostałych ubrań, ale nie odmówiła, powoli kierując się w stronę siedziska. Obserwowała, jak w niebieskich oczach migocze zdenerwowanie, a nastolatek łączy swoje dłonie i pochyla się do przodu, wpatrując w podłogę.

– Coś...?

– Mój brat został ciężko ranny – wyjawił na jednym tchu, gdy to Sora akurat usiadła tuż obok niego. – Cztery dni temu jego skrzydło przebił harpun i teraz wiozą go do stolicy. Wkrótce powinien tu być – wyjaśnił, a jego głos zadrżał kilka razy.

Wyraźnie sam się martwił, ale starał się przekazać wszystko tak spokojnie i jasno, jak tylko mógł. Wytężał się właśnie, wiedząc, że ta druzgocąca informacja okaże się dla Demalis trudniejsza niż dla niego. I nie mylił się, bo kobieta niemal podskoczyła, chcąc czym prędzej wybiec z komnaty i ruszyć przed bramy miasta. Powinna się domyślić, że ten dziwny stan i mroczna muzyka musiały oznaczać coś złego.

Dostając tę wiedzę na talerzu, spanikowała. Musiała go zobaczyć, upewnić się, że żyje i ta podróż mu nie zaszkodzi. Wiedziała, że wojsko przemieszcza się szybciej, niż robiła to ona, zmierzając do stolicy, ale co jeśli pośpiech zaszkodzi ranom?

Esias chwycił ją za ramiona.

– M-Mój brat wyjdzie z tego – zapewnił szeptem, wzmagając uścisk. – Przeżył gorsze rzeczy, a ty... Zaprowadzę cię do niego, jak tylko przyjedzie – obiecał.

W odruchu nie chciała go słuchać, wręcz nieco się szarpnęła, pragnąc podnieść, ale młodzieniec włożył całą siłę w to, aby utrzymać ją w jednym miejscu. I mu się to udało, bo w końcu spojrzała ku niemu, a w jej szmaragdowych oczach migotał gniew.

– Powinnam przy nim być – uznała ostrzej, ale te słowa kierowała bardziej do siebie niż księcia.

Esias pogłaskał ją po ramieniu.

– Będziesz, o-obiecuję – zapewnił, starając się ją pocieszyć.

Gdzieś przez zmartwienie i instynkt przebijało się rozczulenie. Nastolatek rozwijał się bądź ukazywał te części siebie, których inni zwykle nie dostrzegali. Może i nie miał siły fizycznej, ale jego umysł i wrażliwość nie znały granic.

– Tylko... Demalis, mam jeszcze dwie informacje. Jedną, sądzę, że miłą, a drugą nieco mniej – wyjawił po chwili.

Westchnęła ciężko, przymykając oczy.

– Jak brzmi ta mniej? – spytała.

Esias zacisnął usta, a Artur miauknął, trącając nogę jego i kobiety. Zwierzak pojawił się w pomieszczeniu nagle, a Demalis dotąd nie wiedziała, w jaki sposób wchodził do pokoju tak niespostrzeżony. Tutaj musiało być jakieś specjalne przejście. Tylko gdzie?

– Twój dziadek, Yustef Sora zmarł w górach. Znajdował się w jednej z ukrytych baz i... ta zawaliła się mu na głowę. Przykro mi – przyznał.

Po wcześniejszej rewelacji ta wydała się jej mniej bolesna. Z dziadkiem od strony ojca miała też minimalny kontakt. Taktyk od zawsze bardziej lubił jej brata, więc poza smutkiem nie poczuła nic. To było okrutne i niewłaściwe, ale cieszyła się, że to nie była wieść o śmierci Caspera.

Tego by nie przeżyła.

Odetchnęła.

– A druga wieść?

Esias, widząc, że kobieta nie wyglądała tak źle, nieznacznie się rozluźnił.

– Nadi Sora, twój bratanek, zasłynął w bitwie i wielu, nawet wśród naszych żołnierzy, szepce o jego odwadze i umiejętnościach kontroli wody.

Dziedzic rodu Sora i zarazem jedyny syn Caspera oraz jego żony Diry przez wielu był uważany za godnego następcę swojego zmarłego dziadka Adonisa. Chłopak miał zaledwie dwadzieścia dziewięć lat, a już zasłynął w bojach i został mianowany dowódcą. Mniej przychylne osoby szeptały, że tytuł zawdzięczał rodowej sławie i może było w tym kapkę racji, ale Demalis miała okazję widzieć, jak jej bratanek rozgramia podczas ćwiczeń o wiele silniejszych od siebie. Dzieciak miał talent, ale i zapał, którego nie dało się stłumić. Niepokoiło ją to i raczej z młodzieńcem nie miała zbyt zażyłych relacji. Różniły ich poglądy, a i troszkę się wstydziła. Nadi miał tylko dwa lata, gdy to Casper stał się kaleką, a na ród Sorów spadł grad zarówno szyderstw, jak i słów pokrzepienia. Wnuk Adonisa Sory pracował ciężko, aby zasłużyć na uwagę i docenienie.

– Oby tylko nie został ciężko ranny – szepnęła pod nosem.

Mogła błagać Przodków, aby nie zniszczyli młodego smoka. Nie chciała wojny, ale jeśli ta między Orinią, a Yanną się zakończy to i tak gdzieś indziej zacznie się spór. To wszystko było jak toczące się koło. Nie dało się go powstrzymać, a jedynie spowolnić, chociaż to i tak w końcu nabierało rozpędu.

Przekonała się o tym boleśnie i miała przez to wrażenie, że jej dotychczasowe życie było po prostu kpiną. Może zmarnowała lata, kształtując się i marząc o czymś, czego nigdy miała nie osiągnąć. Żałowała, ale i nie, bo gdyby nie ten cel prawdopodobnie już dawno temu byłaby martwa.

Demalis zmusiła się do słabego uśmiechu, ale jej napięta szczęka pokazywała, że wcale nie czuła się w porządku.

– Dziękuję za informacje, książę.

Esias cofnął ręce i podrapał się po głowie, a Artur wskoczył na łóżko i ostatecznie z niego przedostał się na kolana posiadacza, który to niemal natychmiast zatopił dłonie w białym futerku, trącając kciukiem czarny róg.

– Twój brat... jest niepełnosprawny – zaczął delikatnie. – Czy to prawda, że nie może się już zmienić w smoka?

To nie był dobry moment na takie pytanie. Coś ścisnęło się w jej sercu, ale ostatecznie pokiwała głową i zaczęła przypatrywać się w szafce, przy której czekała na nią praca. Teraz nie miała na te zadania ochoty.

– Tak – odparła. – Nasze ciała mają ogromną zdolność regeneracji, ale są obrażenia, których nie są w stanie naprawić. Medycy również nie podołali, a nie udało się nam znaleźć żadnego smoka z mocą uzdrawiania. Może nawet takich teraz nie ma, a nawet jakby był, to chyba minęło zbyt wiele czasu – wytłumaczyła lekko.

Zwierzak trącił łapką dłoń Demalis.

– Więc... Jak zostaniemy bardzo ciężko ranni, to tracimy prawo przemiany? To musi być straszne. Sam rzadko przyjmuję smoczą postać, ale gdybym nie mógł tego robić, to czułbym się jak...

– ...w klatce.

– ...w klatce.

Skończyli to zdanie oboje, a następnie spojrzeli na siebie i chłopiec zachichotał.

– Dokładnie tak – zgodził się. – Musi ci być ciężko – dodał.

Demalis westchnęła, zastanawiając się, jak wiele wiedział młody smok.

– Dlaczego tak myślisz, książę? – zamiast się uzewnętrzniać, zdecydowała się uzyskać wgląd w myśli chłopca.

Esias pogładził róg Artura.

– Ukrywasz swoją tożsamość, a zmiana wyglądu i zapachu na pewno ma swoją cenę. Do tego mój brat jest ranny i to wszystko jest dla was trudne – zauważył. – Powiem ci coś jednak w sekrecie – uznał. – Nie wiem jak, ale bardzo wiele się zmieni. Listy zostały już posłane, a rogi zabrzmią po raz kolejny, tylko tym razem już nie w znak wojny.

I tyle, bo Esias nagle wstał, odkładając kota na bok i zaczął szukać po pokoju pergaminu, na którym musiał napisać esej dla swojego nauczyciela historii. Demalis śledziła jego ruchy.

– Dlaczego więc zabrzmią? – spytała.

Artur miauknął, wtulając się w dłoń Sory.

– Nie... jestem pewny – przyznał. – Czasami wolę milczeć niż coś zapeszyć – podsumował. – Muszę zająć się lekcjami – dodał bardziej nerwowo.

Odpuściła, pozwalając nastolatkowi zasiąść do biurka. Esias był beznadziejnym kłamcą, ale najwyraźniej nie zamierzał zdradzać jej tych faktów. Ciekawiła się, czy aby na pewno chodziło o to, że bał się zmian bądź tego, że wiedząc, mogłaby zachowywać się niekorzystnie, czy może takie było ograniczenie jego daru.

Czymkolwiek on był.

Pogłaskała chwilę zwierzaka i podniosła się, prosząc o prawo do opuszczenia komnaty. To jej udzielono, a gdy wyszła, w ogóle nie myślała o koszu, który pozostawiła. Chciała nasłuchiwać i wyczekiwać chwili, gdy Keon wróci na zamek.

Musiała go zobaczyć.

W swoim pędzie minęła wiele z pałacowych korytarzy. Stanęła zaledwie raz, dostrzegając twarz księżniczki i chcąc się jej pokłonić. Wtedy jednak zauważyła, że ta jej nie widziała i z kimś rozmawiała. Był to wysłannik Isterii i przekazywał Thanie list. Najwyraźniej posłuchała i wybrała tę metodę na komunikację z dziadkiem.

Zakuło ją coś, bo przecież nie tak dawno Esias wspomniał o liście. Czy mogło chodzić o ten? Jeśli tak, to o czym takim pisała Kwiecista Księżniczka?

Rozmyślenia przerwały ryki, a pracownicy dopadli do nielicznych okien na korytarzu. Demalis straciła z pola widzenia Thanę, zresztą, sama chciała zobaczyć, co się dzieje.

– To książę Laith! Niesie w pysku... Czy to powóz króla?!

Serce Demalis zabiło mocniej, gdy to starała się przecisnąć przez tłum.

Keon.

On naprawdę tutaj był.

↝ CDN ↜

Laith wraca! Przyznam wam, że pisanie fragmentów z Esiasem zawsze mnie rozczula. Przypominam również o konkursie na TikToku <3

Tiktok: @malgorzata_paszko

Instagram: @malgorzata_paszko

Data pierwszej publikacji: 28.12.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro