Rozdział 55 Jak w klatce
☾ Rozdział 55 Jak w klatce ☽
Demalis w ciszy układała ubrania w szafie księcia, gdy to ten wyszedł z komnaty. Słyszała, że młodzieniec miał zajęcia, więc wykorzystała ten czas, aby nieco popracować. Nie mogła w końcu nic nie robić, bo należało dbać o pozory. Było to też jakaś forma spędzenia wolnego czasu, dzięki której mogła skupić się na czymś innym niż ból w ramieniu. Od czterech dni czuła się obolała, ale również rozproszona, jakby jej umysł nie potrafił w pełni zachować jasności. Kilkukrotnie zdążyła coś wywrócić, upuścić bądź rozlać. Esias był wyrozumiały, więc nigdy się nie złościł, a nawet zachęcał, aby bawiła się z Arturem, bo ten miał ją uspokoić. Miękkie futerko faktycznie było bardzo ciepłe i przyjemne, ale nawet urok zwierzątka nie potrafił ukoić jej serca. Niepokoiła się, a zamyślone spojrzenie księcia i mroczne tony, które grywał, dodawały do czary jedynie następne krople obaw.
Demalis zaczęła faktycznie wierzyć, że smok może za sprawą muzyki przeczuwać to, co nadchodzi, stąd obserwowała go o wiele uważniej.
Drzwi do komnaty się otworzyły, a do uszu Demalis dotarły cicho wydane rozkazy.
– Zostań przed drzwiami, chcę zostać sam.
Kobieta wyprostowała się, krzywiąc i sięgając ręką do rwącego ją miejsca. Rana po nożu goiła się bardzo dobrze, a dzięki szczególnie troskliwej opiece medyków nie miało po niej zostać choćby najmniejszej blizny.
Skrzywiła się, sięgając palcami do przedramienia prawej ręki i przesunęła po nim czule. Sama nie wiedziała, dlaczego tak często łapał ją w tym konkretnym punkcie skurcz.
Znowu miało to miejsce. Chociaż wiedziała, że książę był o krok od wejścia do pomieszczenia, zamyśliła się tak bardzo, że świat przestał mieć dla niej znaczenie. Z nieznanych sobie powodów chciała spojrzeć na niebo i... wzlecieć.
– De...?
Niewyraźne zawołanie dotarło do jej umysłu.
– Demalis?
Podskoczyła, w końcu rozumiejąc, że faktycznie ktoś ją wołał. Odwróciła się, spoglądając na Esiasa przerażonym spojrzeniem i westchnęła.
– Przepraszam – rzekła od razu.
Zastanawiała się, co było powodem tego ciągłe stanu zawieszenia. Tęsknota? Rozdzielnie? Wcześniej również towarzyszyły jej te dwa stany, ale nie czuła się w ten sposób. O co więc chodziło?
– Nie szkodzi, rozumiem, dlaczego możesz być taka... rozproszona – wyznał, zaciskając usta.
Esias skierował się w stronę ławki, na której tak często siedział, grając i poklepał miejsce obok siebie, zapraszając tym samym kobietę. Demalis spojrzała w stronę pozostałych ubrań, ale nie odmówiła, powoli kierując się w stronę siedziska. Obserwowała, jak w niebieskich oczach migocze zdenerwowanie, a nastolatek łączy swoje dłonie i pochyla się do przodu, wpatrując w podłogę.
– Coś...?
– Mój brat został ciężko ranny – wyjawił na jednym tchu, gdy to Sora akurat usiadła tuż obok niego. – Cztery dni temu jego skrzydło przebił harpun i teraz wiozą go do stolicy. Wkrótce powinien tu być – wyjaśnił, a jego głos zadrżał kilka razy.
Wyraźnie sam się martwił, ale starał się przekazać wszystko tak spokojnie i jasno, jak tylko mógł. Wytężał się właśnie, wiedząc, że ta druzgocąca informacja okaże się dla Demalis trudniejsza niż dla niego. I nie mylił się, bo kobieta niemal podskoczyła, chcąc czym prędzej wybiec z komnaty i ruszyć przed bramy miasta. Powinna się domyślić, że ten dziwny stan i mroczna muzyka musiały oznaczać coś złego.
Dostając tę wiedzę na talerzu, spanikowała. Musiała go zobaczyć, upewnić się, że żyje i ta podróż mu nie zaszkodzi. Wiedziała, że wojsko przemieszcza się szybciej, niż robiła to ona, zmierzając do stolicy, ale co jeśli pośpiech zaszkodzi ranom?
Esias chwycił ją za ramiona.
– M-Mój brat wyjdzie z tego – zapewnił szeptem, wzmagając uścisk. – Przeżył gorsze rzeczy, a ty... Zaprowadzę cię do niego, jak tylko przyjedzie – obiecał.
W odruchu nie chciała go słuchać, wręcz nieco się szarpnęła, pragnąc podnieść, ale młodzieniec włożył całą siłę w to, aby utrzymać ją w jednym miejscu. I mu się to udało, bo w końcu spojrzała ku niemu, a w jej szmaragdowych oczach migotał gniew.
– Powinnam przy nim być – uznała ostrzej, ale te słowa kierowała bardziej do siebie niż księcia.
Esias pogłaskał ją po ramieniu.
– Będziesz, o-obiecuję – zapewnił, starając się ją pocieszyć.
Gdzieś przez zmartwienie i instynkt przebijało się rozczulenie. Nastolatek rozwijał się bądź ukazywał te części siebie, których inni zwykle nie dostrzegali. Może i nie miał siły fizycznej, ale jego umysł i wrażliwość nie znały granic.
– Tylko... Demalis, mam jeszcze dwie informacje. Jedną, sądzę, że miłą, a drugą nieco mniej – wyjawił po chwili.
Westchnęła ciężko, przymykając oczy.
– Jak brzmi ta mniej? – spytała.
Esias zacisnął usta, a Artur miauknął, trącając nogę jego i kobiety. Zwierzak pojawił się w pomieszczeniu nagle, a Demalis dotąd nie wiedziała, w jaki sposób wchodził do pokoju tak niespostrzeżony. Tutaj musiało być jakieś specjalne przejście. Tylko gdzie?
– Twój dziadek, Yustef Sora zmarł w górach. Znajdował się w jednej z ukrytych baz i... ta zawaliła się mu na głowę. Przykro mi – przyznał.
Po wcześniejszej rewelacji ta wydała się jej mniej bolesna. Z dziadkiem od strony ojca miała też minimalny kontakt. Taktyk od zawsze bardziej lubił jej brata, więc poza smutkiem nie poczuła nic. To było okrutne i niewłaściwe, ale cieszyła się, że to nie była wieść o śmierci Caspera.
Tego by nie przeżyła.
Odetchnęła.
– A druga wieść?
Esias, widząc, że kobieta nie wyglądała tak źle, nieznacznie się rozluźnił.
– Nadi Sora, twój bratanek, zasłynął w bitwie i wielu, nawet wśród naszych żołnierzy, szepce o jego odwadze i umiejętnościach kontroli wody.
Dziedzic rodu Sora i zarazem jedyny syn Caspera oraz jego żony Diry przez wielu był uważany za godnego następcę swojego zmarłego dziadka Adonisa. Chłopak miał zaledwie dwadzieścia dziewięć lat, a już zasłynął w bojach i został mianowany dowódcą. Mniej przychylne osoby szeptały, że tytuł zawdzięczał rodowej sławie i może było w tym kapkę racji, ale Demalis miała okazję widzieć, jak jej bratanek rozgramia podczas ćwiczeń o wiele silniejszych od siebie. Dzieciak miał talent, ale i zapał, którego nie dało się stłumić. Niepokoiło ją to i raczej z młodzieńcem nie miała zbyt zażyłych relacji. Różniły ich poglądy, a i troszkę się wstydziła. Nadi miał tylko dwa lata, gdy to Casper stał się kaleką, a na ród Sorów spadł grad zarówno szyderstw, jak i słów pokrzepienia. Wnuk Adonisa Sory pracował ciężko, aby zasłużyć na uwagę i docenienie.
– Oby tylko nie został ciężko ranny – szepnęła pod nosem.
Mogła błagać Przodków, aby nie zniszczyli młodego smoka. Nie chciała wojny, ale jeśli ta między Orinią, a Yanną się zakończy to i tak gdzieś indziej zacznie się spór. To wszystko było jak toczące się koło. Nie dało się go powstrzymać, a jedynie spowolnić, chociaż to i tak w końcu nabierało rozpędu.
Przekonała się o tym boleśnie i miała przez to wrażenie, że jej dotychczasowe życie było po prostu kpiną. Może zmarnowała lata, kształtując się i marząc o czymś, czego nigdy miała nie osiągnąć. Żałowała, ale i nie, bo gdyby nie ten cel prawdopodobnie już dawno temu byłaby martwa.
Demalis zmusiła się do słabego uśmiechu, ale jej napięta szczęka pokazywała, że wcale nie czuła się w porządku.
– Dziękuję za informacje, książę.
Esias cofnął ręce i podrapał się po głowie, a Artur wskoczył na łóżko i ostatecznie z niego przedostał się na kolana posiadacza, który to niemal natychmiast zatopił dłonie w białym futerku, trącając kciukiem czarny róg.
– Twój brat... jest niepełnosprawny – zaczął delikatnie. – Czy to prawda, że nie może się już zmienić w smoka?
To nie był dobry moment na takie pytanie. Coś ścisnęło się w jej sercu, ale ostatecznie pokiwała głową i zaczęła przypatrywać się w szafce, przy której czekała na nią praca. Teraz nie miała na te zadania ochoty.
– Tak – odparła. – Nasze ciała mają ogromną zdolność regeneracji, ale są obrażenia, których nie są w stanie naprawić. Medycy również nie podołali, a nie udało się nam znaleźć żadnego smoka z mocą uzdrawiania. Może nawet takich teraz nie ma, a nawet jakby był, to chyba minęło zbyt wiele czasu – wytłumaczyła lekko.
Zwierzak trącił łapką dłoń Demalis.
– Więc... Jak zostaniemy bardzo ciężko ranni, to tracimy prawo przemiany? To musi być straszne. Sam rzadko przyjmuję smoczą postać, ale gdybym nie mógł tego robić, to czułbym się jak...
– ...w klatce.
– ...w klatce.
Skończyli to zdanie oboje, a następnie spojrzeli na siebie i chłopiec zachichotał.
– Dokładnie tak – zgodził się. – Musi ci być ciężko – dodał.
Demalis westchnęła, zastanawiając się, jak wiele wiedział młody smok.
– Dlaczego tak myślisz, książę? – zamiast się uzewnętrzniać, zdecydowała się uzyskać wgląd w myśli chłopca.
Esias pogładził róg Artura.
– Ukrywasz swoją tożsamość, a zmiana wyglądu i zapachu na pewno ma swoją cenę. Do tego mój brat jest ranny i to wszystko jest dla was trudne – zauważył. – Powiem ci coś jednak w sekrecie – uznał. – Nie wiem jak, ale bardzo wiele się zmieni. Listy zostały już posłane, a rogi zabrzmią po raz kolejny, tylko tym razem już nie w znak wojny.
I tyle, bo Esias nagle wstał, odkładając kota na bok i zaczął szukać po pokoju pergaminu, na którym musiał napisać esej dla swojego nauczyciela historii. Demalis śledziła jego ruchy.
– Dlaczego więc zabrzmią? – spytała.
Artur miauknął, wtulając się w dłoń Sory.
– Nie... jestem pewny – przyznał. – Czasami wolę milczeć niż coś zapeszyć – podsumował. – Muszę zająć się lekcjami – dodał bardziej nerwowo.
Odpuściła, pozwalając nastolatkowi zasiąść do biurka. Esias był beznadziejnym kłamcą, ale najwyraźniej nie zamierzał zdradzać jej tych faktów. Ciekawiła się, czy aby na pewno chodziło o to, że bał się zmian bądź tego, że wiedząc, mogłaby zachowywać się niekorzystnie, czy może takie było ograniczenie jego daru.
Czymkolwiek on był.
Pogłaskała chwilę zwierzaka i podniosła się, prosząc o prawo do opuszczenia komnaty. To jej udzielono, a gdy wyszła, w ogóle nie myślała o koszu, który pozostawiła. Chciała nasłuchiwać i wyczekiwać chwili, gdy Keon wróci na zamek.
Musiała go zobaczyć.
W swoim pędzie minęła wiele z pałacowych korytarzy. Stanęła zaledwie raz, dostrzegając twarz księżniczki i chcąc się jej pokłonić. Wtedy jednak zauważyła, że ta jej nie widziała i z kimś rozmawiała. Był to wysłannik Isterii i przekazywał Thanie list. Najwyraźniej posłuchała i wybrała tę metodę na komunikację z dziadkiem.
Zakuło ją coś, bo przecież nie tak dawno Esias wspomniał o liście. Czy mogło chodzić o ten? Jeśli tak, to o czym takim pisała Kwiecista Księżniczka?
Rozmyślenia przerwały ryki, a pracownicy dopadli do nielicznych okien na korytarzu. Demalis straciła z pola widzenia Thanę, zresztą, sama chciała zobaczyć, co się dzieje.
– To książę Laith! Niesie w pysku... Czy to powóz króla?!
Serce Demalis zabiło mocniej, gdy to starała się przecisnąć przez tłum.
Keon.
On naprawdę tutaj był.
↝ CDN ↜
Laith wraca! Przyznam wam, że pisanie fragmentów z Esiasem zawsze mnie rozczula. Przypominam również o konkursie na TikToku <3
Tiktok: @malgorzata_paszko
Instagram: @malgorzata_paszko
Data pierwszej publikacji: 28.12.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro