Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 54 Niebo

☾ Rozdział 54 Niebo ☽

Górskie szczyty spowijały leniwe smugi gęstej białej mgły, która idealnie pasowała do pokrywającego je puchu. Śnieg stracił swoją czystość, zostając zbrukany krwią i fragmentami smoczych ciał. Również i skały nosiły ślady szkarłatnej posoki. W oddali za to majaczyły inne wierzchołki i stoki, które z perspektywy Keona wydawały się dość spokojne. Była to ułuda, bo i tam trwał wojenny chaos. Odgłosy walki burzyły ciszę, a trzepot potężnych, smoczych skrzydeł oraz huków i splunięć mocy sprawiał, że uczestnik tego zdarzenia czuł się, jakby znalazł się w samym sercu Apokalipsy.

Wojownicy razem tworzyli wojenną, ponurą pieśń, za której sprawą przywoływali do siebie śmierć. Echo niosło ją dalej, sprawiając, że brzmiała coraz bardziej jak mroczny lament strapionych dusz.

Keon zaryczał, lądując na jednym ze szczytów i wzniósł łeb oraz skrzydła ku niebu. Chwilę później ponownie dołączył do swoich wojowników. Wiatr świstał, atakując smoki, a kły króla ponownie wbiły się w czyjeś ciało, pokrywając go samego krwią.

Lodowe, zimowe powietrze nasyciło się zapachem posoki, a każdy, kto je wdychał, czuł, że coraz bardziej zatraca się w swoich instynktach.

Celem było zwycięstwo, ale i zamordowanie każdego z wrogów.

Ktoś wydał z siebie skowyt, a Keon ujrzał, jak żołnierz spada w jedną ze śnieżnych zasp i fikołkuję. Zaraz doskoczyła do niego inna bestia i razem zaczęły toczyć się ku podnóżu.

Na śniegu przybyło krwi, ale i cieni.

Keon zionął ogniem, ale po chwili wykonał unik, rycząc z bólu, bo pomarańczowy jaszczur zanurzył w jego boku pazury. Po chwili ktoś się ku niemu rzucił, a sam król nie wycofał się z pola walki.

Nie było na to czasu.

Mróz szczypał ranny obszar, a smokowi, któremu w oryginalnym ciele zawsze prościej było poradzić sobie z zimnem, faktycznie zrobiło się chłodniej. Mimo to jego ruchy wydawały się nie spowalniać, a gdy dopadł do szarżującego w jego stronę żołnierza, bez wahania zderzył z nim swoje pazury i kąsał.

To była jedna z najtrudniejszych i najbrutalniejszych bitew tej wojny. Orinni udało przesunąć linię frontu na terytorium Yanny, więc od teraz walki miały toczyć się wśród innego ukształtowania terenu. Dla smoków z Yanny był to bardziej naturalny obszar, więc Orińczycy musieli dawać z siebie wszystko.

I to Keon nimi przewodził, zagrzewając swoich żołnierzy do boju i pokazując nieprzerwanie, że tytuł Niezwyciężonego Króla nie był niezasłużony.

Żaden z generałów nie byłby w stanie tak zjednoczyć i zmotywować smoki, jak on. Prowadził poddanych i mierzył się z wrogiem, stojąc w pierwszym rzędzie. Każdy chciał za niego walczyć, a co jakiś czas powietrze przecinały ryki dumy i wiwatu.

Kochali go. I to nawet jeśli jego ogień nie był tak gorący, jak ten Krwawego Księcia, to Keon był tym, którego każdy żołnierz wybrałby bez wahania. Laith był potęgą, ale nie taką, jak ten, za którym teraz podążali.

Argenis zanurkował, rzucając się na plecy bestii, która właśnie przygniotła jednego z wojowników. Odrzucił ją na bok, ratując mężczyźnie życie i bez wahania zamachnął się skrzydłem w stronę wroga. Ten uskoczył, ale ostre wyrostki zdołały zarysować jego ciało. Władca parsknął, odgarniając swoim ogonem nieco śniegu. Na szczytach nie było zbyt wiele miejsca, więc obie bestie gwałtownie wzniosły się w powietrze, aby rozpocząć swój podniebny taniec. Cios szedł w parze z zamachem. Ryczeli, pluli na siebie wiązkami mocy, przez co ogień natknął się na wodę, tworząc tym samym gorącą parę, która utrudniała jeszcze bardziej widoczność.

W tych warunkach to nie wzrok stał się najistotniejszym ze zmysłów, a słuch i zapach.

Keon poruszył mocniej skrzydłami, decydując się wzbić ponad poziom chmur. Dzięki kontroli powietrza wyczuł, że ku niemu zmierzają jeszcze dwie dodatkowe osoby, więc musiał się ich pozbyć. Z tej wysokości mógł też lepiej obserwować działania swoich wojowników. Rozpoznawali się po zapachu, przez co wiedzieli, czy smok, którego atakują, jest wrogiem, czy też nie. Każdy był inny, ale armie zawsze ustalały przed starciem jedną, konkretną mieszankę, którą pokrywano zbroje żołnierzy. Dzięki temu nawet po przemianie w smoka woń się na nich zachowywała. W ludzkiej formie wystarczało spojrzeć na uzbrojenie.

Wzniósł się jeszcze bardziej i w końcu dostrzegł wrogów. Prychnął i zamachał mocniej skrzydłami, po czym zanurkował w okolicę swoich wojowników. Ci od razu dopadli do wrogów, a Keon mógł zająć się ostatnim z nich. W ruch poszły pazury i kły. Nic nie mogło ich od siebie oderwać, nawet fakt, że obok nich zmarły dwa smoki. Jeden z Orinii, a drugi z Yanny.

Keon ostatecznie wgryzł się w łapę przeciwnika, a ten stracił równowagę i zniżył gwałtownie lot. Nie było potrzeby go gonić, a wrócić do większego skupiska wojsk. W miejscu, gdzie ścierała się większość sił, było najwięcej krwi i zniszczeń, które umożliwiały walkę również z ziemi.

Wylądował, dostrzegając, że jeden smok utknął pod skalnymi kamieniami, które kiedyś budowały szczyt. Nie zamierzał w ten sposób zostawić swojego żołnierza, więc do niego ruszył, a z mocą powietrza zdołał go wyzwolić. Jednak, gdy tylko bestia wstała na własne łapy, wydała z siebie ostrzegawczy ryk. Król zareagował, odskakując w bok, a ostre kły wroga jedynie zarysowały jego bok.

Rozpoczęło się kolejne starcie, a dwie, niemal równe sobie bestie warczały i atakowały. Pomimo ran zwycięzcą został Argenis, który zaryczał triumfalnie, rozrywając szyję wroga. Bitwa toczyła się dalej, a żołnierze Yanny wycofywali się coraz głębiej w góry. Sukces, ale zadowolone ryki Orińczyków przerwał huk.

W jednej z gór okazała się znajdować tajna baza i właśnie ktoś z niej wystrzelił harpunem. Ci, którzy byli akurat w powietrzu, zaryczeli ostrzegawczo, ale mierzący się ciągle z przeciwnikiem nie zdołali pojąć wiadomości. Wśród nich znajdował się Keon, który właśnie ciął skrzydłem, a wiązką ognia palił smoka przed sobą na skwarkę. To zawsze trwało, bo łuski jaszczurów były twarde, ale z odpowiednim poziomem mocy i skupienia dało się doprowadzić do poparzeń bądź spopielenia. W ludzkiej formie łatwiej było o takie obrażenia.

Skupił się na tym zbyt bardzo, to też nie zauważył, że to ku niemu pomknął śmiercionośny pocisk. Powietrze zawibrowało, a on zdecydował się uskoczyć.

Tylko to uratowało mu życie, ale niestety, harpun Yannijczyków przebił królewskie skrzydło, a smok wywrócił się, upadając na grunt i boleśnie obijając o kamienie. Od razu dopadło do niego kilku żołnierzy, gotowych chronić swojego króla.

Keon opadł na śnieg, ciężko oddychając, a jego ciało odruchowo przybrało formę człowieka. Nie musiał tego robić, a jednak chciał. Pragnął spoglądać na niebo, nawet jeśli teraz powinien skupić się na regeneracji. W końcu jego przedramię zostało przebite i dość obficie krwawiło. Uniósł rękę, aby docisnąć ranę. Był zmęczony, zamroczony potrzebą walki, ale teraz chciał tylko patrzeć na jasne kłębowiska chmur.

To niebo zawsze z nią go łączyło i teraz pragnął, aby było tak samo.

↝ CDN ↜

Mamy i kolejny rozdział! Nie wiem, jak u Was, ale ja wczoraj spędziłam w dość mocnych rozjazdach. Dzisiaj za to obudził mnie widok klimatycznej mgły. Dzisiaj chyba za to odpoczywanie, a Wam jak mijają święta?

Tiktok: @malgorzata_paszko

Instagram: @malgorzata_paszko

Data pierwszej publikacji: 27.12.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro