Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 53 Kły

☾ Rozdział 53 Kły ☽

Delikatne dźwięki harfy pieściły uszy Demalis, która to zajmowała krzesło w kącie komnaty Esiasa i przyglądała się, jak młodzieniec siedzi na ławce przed łóżkiem i szarpie czule za struny instrumentu. Medycy zakazali jej wykonywania większości obowiązków, więc tych konkretnych unikała. Miała też krótszy czas pracy, ale powoli na nowo wdrażała się w starą rutynę. Przesiadywanie z księciem należało do tej przyjemniejszej z części, ale tym razem kobieta była nieco zdenerwowana. Młodzieniec od rana nic do niej nie powiedział, jedynie wskazując na początku, aby usiadła. Mebel musiał ktoś specjalnie dla niej ustawić.

To było miłe, ale wskazywało również na to, że Esias znał prawdę. I nie miała pojęcia, jak teraz z nim rozmawiać. Układała to w głowie, kilka razy nawet chciała przemówić, ale powstrzymywał ją dźwięk muzyki. Miała wrażenie, że zakłócenie utworu byłoby grzechem.

W chwili, gdy dźwięk ucichł, Demalis uznała to za szansę.

– Książę, czy jesteś zły?

Esias natychmiast wlepił w nią swoje niebieskie tęczówki i przechylił głowę lekko na bok, opierając ją o ramię instrumentu. Wyglądał dość leniwie. Artur za to cicho miauknął, unosząc łebek i zakręcił ogonem. Po chwili za to ponownie ułożył się wygodnie na podłodze, niezbyt zainteresowany rozmową.

– Za co miałbym być zły? – zapytał, wyglądając na lekko zagubionego.

Zacisnęła usta.

– Skłamałam – zauważyła. – Zataiłam swoją tożsamość i...

– Dobrze się mną opiekowałaś – skończył, nieco wtrącając się w wypowiedź smoczycy.

Kobieta zamrugała kilka razy, a chłopiec uśmiechnął się marzycielsko.

– Pomogłaś mi, Artur cię lubi i już przy naszym pierwszym spotkaniu czułem, że nie jesteś nam wrogiem. Teraz też nie, a muzyka przy tobie mówi o wielkich zmianach. Chyba gdzieś w środku czułem, że coś ukrywasz – wytłumaczył. – I wiesz, każdy z nas kogoś okłamuje, a ty według mnie miałaś ku temu lepsze powody niż większość znanych mi osób. Krytykowanie kogoś tylko za fałsz to taka lekka głupota.

Demalis była pod wrażeniem wrażliwości Esiasa. Pomyślała, że chciałaby go bronić przed wpływem tego świata i utratą tej części siebie. Była przekleństwem, ale i czyniła go wyjątkowym.

– Jesteś...

Nie skończyła, bo przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. Głowa kobiety od razu przeskoczyła w odpowiednią stronę, chcąc wiedzieć, kto zawitał do książęcych kwater. Elegancka, kobieca postać gościa sprawiała wrażenie chłodnej i surowej, a jej ściągnięte brwi były jak symbol złego humoru. Demalis miała już okazję widzieć tę smoczycę. Cleo była wojowniczką i za zgodą zmarłego brata długo zamieszkiwała pałac. Zmieniło się to jakiś czas temu za decyzją Keona, której kulis nie znała.

Artur zasyczał na widok gościa, kryjąc się pod ławką i strosząc swoje futerko. Esias próbował go pogłaskać, ale zwierzątko machnęło łapką, jakby na znak, że ma go nie dotykać.

Księżniczka prychnęła, odgarniając na bok ciemnobrązowe kosmyki. Przy okazji trąciła zawieszony przy uchu ogromny, okrągły i ozdobiony klejnotami kolczyk. Demalis skłoniła się, ale smoczyca nie zaszczyciła jej choćby kapką uwagi, gładząc za to zdobioną złotem koszulę i skórzane, brązowe spodnie.

– Czy można upaść jeszcze niżej? – syknęła w stronę bratanka.

Esias spuścił głowę, a Demalis dopiero teraz zauważyła, że cała jego postawa wskazywała na nerwy i wstyd. Młodzieniec nawet zagryzł wargę tak mocno, że ta zaczęła krwawić, ale nie odważył się choćby pisnąć. Zamiast tego siedział na ławce. W tym czasie Cleo podeszła do niego i chwyciła mało delikatnym ruchem za podbródek, zmuszając, aby na nią spojrzał. Sorze się to nie spodobało, Arturowi też, bo syknął złowrogo i przyszykował się do skoku, ale noga Esiasa zagrodziła mu widok na buty ciotki.

– Panikowałeś z racji sługi? Czy ty w ogóle myślisz o dobrym imieniu tej rodziny?! – pytała zirytowana księżniczka. – Samo twoje istnienie to prawdziwe przekleństwa, ale to twoje obnoszenie się z własnymi słabościami jest żałosne. Jak lud ma wierzyć w nasz ród, jeśli jest w nim ktoś, kto płacze i dusi się, bo zobaczył nieco krwi?

Każde kolejne słowo Cleo sprawiało, że Demalis coraz bardziej zaciskała dłonie w pięści.

– Keon...

Księżniczka prychnęła, przerywając wypowiedź bratanka.

– Nie zasłaniaj się bratem i litością, którą ci okazuje. Powinieneś się wstydzić, że pomimo całej jego dobroci, ciągle go ośmieszasz i dokładasz zmartwień. Jesteś tak samo żałosny jak mój brat, gdy to stracił Ether. To, co cię od niego wyróżnia to fakt, że on, chociaż coś w życiu osiągnął i został zapamiętany, jako bohater. Ty za to do końca będziesz nic niewartym zerem – kpiła, kąsając słowami bez wahania.

Demalis widziała, jak twarz Esiasa wykrzywia szok i ból. Słowa ciotki musiały go uderzyć bardziej, niż przypuszczała. Ze strachu o to, co się stanie, zbliżyła się do tej dwójki po cichu. Nie oczekiwała jednak, że mały książę nagle chwyci ręką za tą krewnej i odepchnie ją. Cleo również się tego nie spodziewała.

– Nie obrażaj mojego ojca! – zawołał chłopiec, unosząc głos w nietypowy dla siebie sposób. – Tata nie był żałosny, a ja nie jestem ciężarem... – drugą część wypowiedzi dodał niepewnej, wyraźnie chcąc przekonać do niej też samego siebie.

Ciszę przerwało prychnięcie księżniczki.

– Pyskowania ci się zachciało, dzieciaku?

To nie był koniec. Cleo uniosła rękę, chcąc uderzyć chłopca w twarz. Demalis nie mogłaby na to pozwolić, więc nagle skoczyła do przodu i chwyciła księżniczkę za nadgarstek, zaciskając na nim palce i posyłając jej złowrogie spojrzenie. Zwierzak Esiasa również zareagował, skacząc w stronę butów Cleo i zaczął je atakować. Ta jednak wydawała się tego nie czuć, a Esias próbował odgonić stworzenie.

– Artur, nie wolno, nie... – mówił, próbując opanować chowańca.

– Pani, nie mogę pozwolić, abyś skrzywdziła księcia – oświadczyła pochmurnie Demalis.

Ramiona Esiasa zadrżały.

– Esyld... Nie... – jąkał się przejęty.

Cleo za to posłała Demalis najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie było ją stać. Emanowała gniewem, a płomienie świec wzrosły niebezpiecznie. Mimo to Yannijka nie puściła nadgarstka, zaciskając usta. Znała ryzyko i oczekiwała ciosu. Wiedziała, że zranienie mogłoby wywołać u Esiasa poczucie winy, ale nie potrafiła siedzieć bezczynnie, gdy widziała, jak ktoś chciał go skrzywdzić. Tak się nie godziło!

– Nawet twoje sługi mają więcej odwagi niż ty – splunęła niechętnie Cleo, wyszarpując rękę i cofając się o krok. Dalej jednak wpatrywała się w dziewczynę morderczo. – Problem w tym, że się zapomniałaś. Nie masz prawa mnie dotykać, sługo – syknęła, a nad jej dłonią zamigotał język ognia.

Demalis była pewna, że kobiet przed nią była w pewien sposób szalona. Możliwe, że brak tolerancji dla słabości i lata spędzone na walce zbyt mocno na nią wpłynęły. Esias odstawał od zwykłych smoków, więc był idealną ofiarą.

Nie zamierzała jednak dawać przyzwolenia na to, aby ktokolwiek znęcała się nad dzieckiem. I wątpiła, aby ktokolwiek z jego rodzeństwa na to pozwalał. Byli zbyt zżyci, ale Esias prawdopodobnie nic nie mówił, nie chcąc być dla nich kłopotem. Rozumiała to myślenie.

Cleo zamachnęła się, a Demalis gotowa była na ten policzek. Zacisnęła szczękę i dłonie, czekając.

– Błagam, nie...! – szepnął ze strachem książę, tuląc Artura do piersi.

Świst powietrza nagle ucichł, a dłoń zatrzymała się tuż przed twarzą Sory. Uderzył w nią lekki podmuch i ciepło ciała Argenis. To było jednak bez znaczenia, a Demalis prędko skupiła uwagę na Krwawym Księciu, który stał za swoją ciotką i trzymał ją za nadgarstek. Na pierwszy rzut oka dało się powiedzieć, że nie robił tego delikatnie. Laith pojawił się dla uczestników rozmowy tak nagle, że zszokował każdego z nich.

Czasami bywał, jak zjawa.

– Ciociu, radzę zachować energię na front – skomentował niby spokojnie, a jednak jego palce zacisnęły się, a twarz Cleo wykrzywił słaby grymas.

Cierpiała, ale Laith wydawał się na to obojętny. Zamiast rozluźnić chwyt, przysunął usta do ucha krewnej.

– Następnym razem, gdy spróbujesz uderzyć mojego brata bądź kogokolwiek z jego świty, połamię ci palce.

Szeptał, a jednak jego złowroga obietnica dotarła do każdego w pomieszczeniu. Nie ona była jednak straszna, a to, że wypowiedział każde słowo z uważnością, a pod koniec jego czerwone oczy zalśniły, jakby smok wyczekiwał takiej możliwości.

Cleo straciła animusz i rozmach. Jej postać była niczym w porównaniu z górującym nad nią smokiem. Laith całkowicie zdusił ogień, który reprezentowała. W porównaniu z nią był pożogą zdolną pochłonąć wszystko na swojej drodze. Demalis miała wrażenie, że zaczyna coraz lepiej rozumieć, dlaczego książę wywoływał taki lęk w innych. Nie chodziło tylko o jego okrucieństwo i sposób bycia, ale i wrażenie, jakie wywoływał. W porównaniu z nim wielu musiało się czuć jak marny pył.

Cleo zacisnęła szczękę.

– Rozumiem, bratanku – rzuciła spokojnie, a w jej głosie w końcu rozbrzmiały nuty pewnego szacunku. – Pamiętaj jednak, że słabość jednego z was to łatka dla nas wszystkich – dodała, patrząc Laithowi w oczy na krótką chwilę.

Czerwone ślepia rozbłysły, a ich właścicieli roześmiał się ponuro.

– Sądzę, że urok mojego młodszego brata wynagradza wszystko – rzucił. – A teraz uciekaj, ciociu, w końcu nie chcesz, abym rozkazał cię wyrzucić... To dopiero byłaby ciekawa łatka dla naszej rodziny – zauważył złośliwie.

Księżniczka, która zostałaby wyrzucona z zamku, byłaby wielkim widowiskiem i przedmiotem plotek. Dla dumy Cleo musiałby to być ogromny cios. Nie przystało tak traktować starszej krewnej, ale Laith nie wydawał się przejmować własną reputacją. Demalis pomyślała, że ostatecznie ta znalazła się już w takim punkcie, że to rozumiała.

Cleo dumnie zadarła głowę do góry, chwyciła za skórzaną wstawkę swojego stroju i wyszła, prychając. W tej samej chwili Esias głośno odetchnął i wstał, rozkładając ramiona i rzucając się w stronę brata. Przytulił go, drżąc, gdy to Laith znieruchomiał. Po chwili ciężko westchnął i nieco niezgrabnym ruchem poklepał chłopaka po ramieniu. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do takich czułości. Faktycznie, Demalis o taką delikatność bardziej podejrzewałaby Keona niż księcia.

– No, już, nie ma co płakać. Nie będzie cię niepokoić – obiecał. – Wydam rozkazy i już tutaj nie przyjdzie. Pograj, uspokój się i uśmiechnij – nakazał Laith i spojrzał znad ramienia brata na Sorę.

Milczał, a ta w reakcji zacisnęła usta i się wyprostowała. Ostatnio nieco przekroczyła linię, unosząc się, a teraz też nie była dość grzeczna dla Cleo. Mogła otrzymać reprymendę, ale za tą nie byłaby zła. W końcu zrozumiałaby jej powody.

– Esias, muszę pożyczyć dziewczynę – przyznał Laith. – Sprawy państwowe.

Młodszy smok odsunął się od niego i pokiwał głową, spoglądając na Demalis ze słabym uśmiechem. Pomimo tego jego oczy dalej błyszczały smutkiem i nerwami. Kobieta nie chciała zostawiać chłopca samego, mając wrażenie, że może się wtedy stać wiele złego. Była gotowa nawet zaprzeczyć, stwierdzić, że to może poczekać, ale spojrzenie czerwonych tęczówek wydawało się dość surowe.

– Dobrze – odparł Esias. – Demalis... Pójdziesz z nim? – poprosił, jakby chcąc, aby to była decyzja kobiety.

Tej nie pozostawiono wyboru. Ciężko westchnęła i pokiwała głową, odgarniając zaraz za ucho włosy.

– Wkrótce wrócę, książę. Może po tym wybierzemy się do galerii obrazów? – zaproponowała.

Słyszała, że to dość piękne miejsce, a i sądziła, że pejzaże oraz portrety mogłyby odwrócić uwagę Esiasa od niezbyt przyjemnych wydarzeń. Wiedziała, że będzie to przeżywać, bo był wrażliwy. W porównaniu z synem Caspera Esias był jak dziecko bądź bardzo delikatny kwiat. Chciała go chronić.

– Dobrze – uznał ucieszony.

Laith uniósł brew.

– Dobra, towarzystwo, nie mamy całego dnia. Za mną – rzucił do kobiety i obrócił się na pięcie, poprawiając rękawy czarnej, eleganckiej koszuli, którą zdobiła czerwona broszka przy szyi.

Pozostało wykonać rozkaz, więc Demalis w spokoju wyszła z komnaty i wyprostowana szła za Krwawym Księciem, mijając strażników i innych pracowników. Wyczuwała ich badające spojrzenia, ale nie pozwoliła, aby jej spokojna maska choćby nieznacznie pękła. Była wyważona, elegancka i pokorna, tak jak to powinno mieć miejsce.

– Sądzisz, że chodzi o ten atak?

Szept nadszedł z ubocza, a Krwawy Książę od razu lekko odchylił w jego stronę głowę, sprawiając, że zamiatająca parka podskoczyła i wróciła do pracy. Demalis doskonale widziała plecy Laitha. Były spięte i wyprostowane. Zawsze mówił tak, jakby był rozluźniony, a jednak to, jak się poruszał, zdradzało, że nieprzerwanie towarzyszyła mu czujność.

Adonis Sora również miał taką postawę.

– Wchodź – nakazał książę i samemu zanurkował za uchylone przez strażników ciemnobrązowe, drewniane drzwi.

Demalis była o krok za nim.

Pokój był mały i mieścił w sobie wielki, okrągły stół. Z jednej strony przypominał jadalnię, a z drugiej obrazy, które zawieszono na ścianach i regał wyłożony książkami oraz grami sugerował, że było to bardziej miejsce rozrywki. Nie widziała nigdzie kurzu, ale sądząc po zasnutych zasłonami oknach, raczej rzadko ktoś tutaj zaglądał.

Przyjrzała się blatu, na którym to rozłożono dość obszerną mapę. Jej rogi podtrzymywały książki w zielonych okładkach, a tuż przy górnej krawędzi stał świecznik. Na całe szczęście świece nie były zapalone.

Demalis przesunęła stopy po drewnianej, nieco zarysowanej podłodze i obserwowała Laitha, który to wysunął jedno z krzeseł, po czym skierował się do tego obok i je zajął. Wpatrywała się w czekający mebel.

– Nie wiesz, co się robi, jak ktoś odsunie ci siedzenie? – zapytał ironicznie i z nutą złośliwości.

Zacisnęła usta, od razu siadając na obity miętowym materiałem mebel. Nie do końca ten kolor pasował jej do pomarańczowych ścian.

– Świetnie, że pokazałaś kły, ale następnym razem weź pod uwagę swoje bezpieczeństwo – rzucił Laith, bawiąc się sygnetem na swoim palcu.

Po tonie głosu trudno było określić, czy też ją sarkastycznie ganił, czy może chwalił za odwagę. Prawdopodobnie oba na raz.

– Keon jojczałby mi przez rok o tym, że pod jego nieobecność nabyłaś siniaka – dodał, przewracając oczami i wtedy zwrócił swoje czerwone tęczówki w stronę leżącego na stole przedmiotu. – Jak już się pewnie zorientowałaś to mapa stolicy. Chcę, abyś spróbowała wskazać mi miejsce, gdzie została zaatakowana.

– Ma to sens? – zapytała cicho. – Prawdopodobnie winni już uciekli, a dla bezpieczeństwa mogli zawalić przejście.

Demalis mówiła to delikatnie, powoli, badając, czy Laith jej to umożliwi. Najwyraźniej Krwawy Książę nie miał zamiaru jej przerywać, a jedynie podczas wypowiedzi nieco leniwie rozłożył się na krześle i odchylił głowę do tyłu, aby spojrzeć na sufit.

– To oczywiste – zgodził się. – Wiemy jednak to, o czym oni nie mają pojęcia. Nie jesteś sługą, a naszą małą dyplomatką i wiesz, co te regiony tak naprawdę skrywają. Z twoimi wskazówkami przetrząsnę stolicę w ten sposób, że choćby wykopali dziesięć takich dziur, to we wszystkich zakopię ich żywcem – uznał ze słabym uśmiechem.

Demalis przełknęła z trudem ślinę.

– Nie mógłbyś być...

– Jaki? Delikatniejszy? Nigdy. To moi wrogowie, a ktokolwiek nim się staje, ten musi liczyć się z tym, że pewnego dnia mogę obedrzeć go ze skóry – podsumował i się wyprostował. – No więc? Gdzie to było?

Osobę przed nią nazywano potworem, tym, który mógł zabić nawet dziecko, jeśli uzna to za właściwe. Pomógł przecież w inwestygacji, w wyniku której skazano na śmierć najstarszą z księżniczek. Przyniósł Panu Głębin dowody na to, że Verity Argenis była winna ataku na Isrę, a więc ukazał ją jako zdrajczynię. Dla najpotężniejszego ze smoków próba skrzywdzenia jego oblubienicy była jak wypowiedzenie wojny, a więc winną zamordowano, jako przykład. Rozumiała, ale to przecież była siostra Laitha. Mimo to bez wahania potrafił odtrącić ją, bo zdecydowała się wystąpić przeciwko rodzinie. Groził nawet księżniczce Cleo i...

Demalis czuła, jakby jej szyję otoczyła niewidzialna pętla.

Nie chciała się zastanawiać nad tym, do czego mógłby posunąć się Laith chcąc ją zniszczyć. Może by jej nie zabił, ale miała świadomość, że czasami śmierć okazywała się prawdziwym błogosławieństwem. Bycie na łasce Krwawego Księcia za to brzmiało, jak najprawdziwszy koszmar.

Przełknęła ślinę i przyjrzała się mapie. Była bardzo dokładna i posiadała różnorodne podpisy, aby ułatwić rozeznanie. Milczała, aż ostatecznie wstała i wypatrzyła plac główny. Przed pokazaniem okolicy ataku musiała odnaleźć karczmę, w której zatrzymała się z Valterem. Wyczuwała na sobie skupione spojrzenie księcia, ale starała się je ignorować. Najistotniejszym było dać mu odpowiedzi i wrócić do Esiasa.

Nachyliła się, dotykając palcem jednego z punktów i przesunęła go w dół, odnajdując w końcu odpowiedni budynek. Następnie pokierowała go w stronę jednej z uliczek, pamiętając drogę, jaką przeszła od gospody. Teraz było trudniej, a przywoływanie wspomnień okazało się dość nieprzyjemne. W końcu wiedziała, że ta niewinna podróż zakończy się przywołaniem echa bólu z tamtego dnia. Wiła palcem po narysowanych uliczkach i w końcu się zatrzymała. Z tej perspektywy mogła patrzeć na miasto od góry.

– Dotarłam gdzieś tutaj – wytłumaczyła, słysząc w odpowiedzi skrzypienie krzesła.

Krwawy Książę niemal natychmiast stanął obok niej i chwycił ze stojącego niedaleko pudełka jeden z rubinów, który ułożył w miejsce palca Demalis. Kobieta dotknęła za to innego punktu.

– Sądzę, że w tej okolicy powinno być przejście – wyjawiła. – Podczas ucieczki z Sionem pamiętam, że widziałam stary szyld nożyc, a tutaj...

– Jest zamknięty zakład krawiecki – skończył za nią i ustawił w tym punkcie szmaragd.

Klejnoty przyjemnie się błyszczały. Demalis nie dziwiła się, że niektórzy tak bardzo lubili się im przypatrywać. W tym banalnie prostym i niezbyt zajmującym umysł zajęciu było coś uzależniającego. Każdy smok lubił bogactwo, ale to miało dla różnych przypadków inne formy.

Laith milczał, wpatrując się w mapę. Żadne z nich nie śpieszyło się do przerwania ciszy. Sora nawet ją wykorzystała, przyglądając się meblom i obrazom. Na jednym z nich mały, czerwony, ale przy tym dziwny ptak gonił za złotą kulą, na innym przepiękny czarny koń ze złotą grzywą stał pod drzewem i wpatrywał się w niebo. Pozostałe z malunków zainteresowały ją mniej.

– Możesz sobie do nich podejść, nie gryzą – rzucił książę.

Demalis odruchowo się wyprostowała, wracając spojrzeniem do mężczyzny, który to opierał się ramionami na stole.

– Nie ma potrzeby – odparła spokojnie. – Jeśli to już wszystko, to mogę wrócić do Esiasa?

Laith odwrócił głowę, aby móc spojrzeć na kobietę.

– Nie traktuj mojego brata, jak kaleki. On nie potrzebuje litości – zauważył. Głos miał ostry i nieprzyjemny, jakby był gotowy na nią zawarczeć, a przecież nie był psem.

– Nie kieruje się nią – zapewniła. – Uważam, że Esias jest wyjątkowy i nie chcę, aby pod przymusem innych się zmieniał. Każdy w naszym świecie ceni siłę, a gdy jest ktoś inny, to od razu uważa się go za nieudacznika, gdy nie musi nim być. Twój brat ma talenty i spojrzenie, jakiego można mu zazdrościć.

Zdecydowała się na niego większą wylewność, czując, że Laith był dość protekcjonalny, gdy chodziło o jego najbliższych. Oczywiście do czasu, aż ci nie zdradzili rodziny. W pozycji, w jakiej obecnie się znajdowała, musiała grać w otwarte karty. Krwawy Książę przypatrywał się jej przez moment, a następnie wrócił spojrzeniem do mapy.

– Nie pochlebiaj mu tak, bo stanie się próżny – podsumował. – Idź – dodał, jakby chcąc, aby jasnym się stało, że już jej nie potrzebował.

Demalis słabo się skłoniła i wyszła. Na korytarzu przywitało ją kilka par oczu. Była pewna, że obserwują każdy jej ruch i śledzą wygląd, więc nie pozwoliła, aby cokolwiek w niej okazało się nieodpowiednie. Szła wyprostowana, chociaż sprawiło to, że rozbolały ją plecy. Podobnie, jak noga.

Westchnęła w myślach.

Obiecała Esiasowi spacer po galerii i nie zamierzała złamać danego słowa, nawet jeśli oznaczało to, że jej rany będą tej nocy nieznośnie dawać o sobie znać.

↝ CDN ↜

Mamy i kolejny rozdział! Nie wiem, jak u Was, ale ja wczoraj spędziłam w dość mocnych rozjazdach. Dzisiaj za to obudził mnie widok klimatycznej mgły. Dzisiaj chyba za to odpoczywanie, a Wam jak mijają święta?

Tiktok: @malgorzata_paszko

Instagram: @malgorzata_paszko

Data pierwszej publikacji: 26.12.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro