Rozdział 50 Zazdrość
☾ Rozdział 50 Zazdrość ☽
Wystarczyła noc bez kamuflażu, aby stan jej ran się poprawił. Nie było idealnie, a przy gwałtowniejszych ruchach wciąż czuła rwanie, ale przynajmniej nie mogła ich już tak łatwo otworzyć. Czas spędzony przy piersi Keona za to sprawiła, że teraz, wpatrując się w lusterko, uśmiechała się szeroko, pomimo widoku fałszywej twarzy. Cieszyła się z bliskości, jakiej miała okazję zakosztować.
Medycy mówili, że powinna jeszcze leżeć. Do pracy miała wrócić dopiero za jakiś czas, ale nikt nie chciał podać jej konkretnego momentu. Tak więc ranek spędzała w łóżku, czesząc włosy. Król opuścił ją jakiś czas temu i było to nieco zawstydzające, bo strażnicy mogli pomyśleć najróżniejsze rzeczy. Zapewniano ją, że są to osoby zaufane, więc nie powinna się martwić wyciekiem plotek, ale i tak czuła się nieco niezręcznie. Nawet jeśli radość nieco to przysłaniała.
Około dziewiątej usłyszała głosy dochodzące zza drzwi, a następnie te się otworzyły. Do pomieszczenia weszła Kaisa, której twarz była spokojna i nieco poważna oraz Valter, którego niebieskie oczy rozbłysnęły na widok Sory.
– Esyld! Na Przodków, nawet nie wiesz, jak mnie przeraziłaś! – zawołał, podbiegając i siadając na łóżku tuż obok kobiety, aby chwycić ją za dłoń.
Sora odłożyła na bok książkę, którą znalazła w pokoju. Była to lepsza rozrywka niż żadna.
Goście ze sobą kontrastowali. Kaisa była spokojna i wyważona, a mężczyzna ekspresyjny.
– Dzień dobry, nadzorczyni. Wybacz, że nie mogę wstać i pozdrowić cię w poprawny sposób – odparła dziewczyna, a ogrodnik drgnął, jakby o czymś sobie przypomniał.
Valter prędko puścił rękę Demalis, uśmiechając się nieco nerwowo i spojrzał w stronę Kaisy, mrucząc przeprosiny za swoją mało elegancką reakcję. Starsza nie zareagowała na żadną z tych rzeczy, przyglądając się swojej podopiecznej. Ostatecznie podeszła do niej i westchnęła.
– Nastraszyłaś nas, Esyld – zauważyła. – Niech Przodkowie mają cię w opiece i nie dopuszczą do tego, abyś kolejny raz została napadnięta. Dobrze, że skończyło się tylko na takich ranach, a nie na czymś gorszym.
– Prawda, niech Przodkowie cię strzegą – dodał Valter.
Wypowiedź Kaisy zdradziła sporo. Najwyraźniej takie informacje udzielono zamkowej społeczności. Było to wygodne i najlogiczniejsze. Demalis podziękowała.
– Przepraszam, że cię zmartwiłam, nadzorczyni.
Kaisa machnęła dłonią na słowa kobiety.
– Nie myśl o tym, a odpoczywaj. Obowiązki poczekają, a zdrowie i życie ma się tylko jedno. Nie będę wam młodym przeszkadzać – uznała ostatecznie, a rysy jej twarzy nieznacznie złagodniały. – Tylko pamiętaj o obowiązkach, panie Ortel.
Valter stanął i lekko się skłonił.
– Oczywiście, nadzorczyni! – zawołał, a Kaisa skinęła mu głową i wyszła. Wtedy to smok usiadł z powrotem na łóżku Demalis i uszczypnął ją w policzek.
– Auć – syknęła.
Valter prychnął.
– Czy ty sobie wyobrażasz, jak się czułem, gdy zobaczyłem cię w kałuży krwi? Na Przodków! Chyba nigdy wcześniej nie działałem tak pośpiesznie. Strażnicy pytali o naszą tożsamość tyle razy, że niemal nie rzuciłem się jednemu z nich do twarzy! – relacjonował. – I to nie koniec, bo na zamku też każdy pytał mnie, co się stało. I wciąż to robią. Wierz mi bądź nie, ale przez dwadzieścia lat mojej służby nie byłem tak rozchwytywany jak przez ostatnie dni. Najgorsze to było przesłuchanie przez Krwawego Księcia, ale pewnie sama to przeżyłaś – uznał, wzdrygając się lekko.
Nawet jeśli Valter poznał tylko jej powłokę i wiedziała, że jej prawdziwe oblicze mogłoby go zrazić, to naprawdę lubiła tego smoka. Był ciekawski, dobrze poinformowany, ale najwyraźniej sam nie lubił być w centrum uwagi.
Stał się dla niej przyjacielem i pragnęła, aby ta relacja przetrwała jakiś czas.
– Przepraszam za te wszystkie kłopoty – podsumowała z lekkim uśmiechem.
Ogrodnik chwycił Demalis za rękę i pogroził jej palcem.
– Najważniejsze, że żyjesz, Esyld. Naprawdę bałem się, że umrzesz i stracę swoją ulubioną pomocnicę – stwierdził, udając powagę.
Sora cicho zachichotała.
– Chyba chciałeś powiedzieć „jedyną" – zaznaczyła.
Mężczyzna roześmiał się wesoło. Atmosfera stawała się coraz swobodniejsza.
– Nawet nie wiesz, jak tęskniłem... Na zamku wiele się działo – przyznał. – Krwawy Książę schwytał szpiegów i wraz z królem ich przesłuchiwał. Mam ciarki, jak tylko myślę o tym, co musiało ich spotkać w tych lochach.
Demalis pokiwała głową, nie chcąc tego komentować. Argenisowie zrobili użytek z informacji, które im dała.
Drzwi ponownie się otworzyły, a do pokoju wkroczyła Thana wraz z Keonem. Kwiecista Księżniczka wydawała się dość spięta w odróżnieniu od brata. Do czasu, bo po krótkiej chwili, gdy to Valter wstał, aby się pokłonić i szczęka króla się zacisnęła.
– Nie masz żadnych obowiązków? – spytał surowo Argenis.
Valter pochylił głowę.
– Chciałem przed nimi sprawdzić, jak ma się moja przyjaciółka, mój królu. Już do nich wracam – zapewnił i posłał Demalis ostatni uśmiech, po czym wyszedł.
Humor Keona wyraźnie się pogorszył, a siedząca kobieta dostrzegła to tuż po tym, jak się wyprostowała po cichych pozdrowieniach. Im dłużej przyglądała się przyciemnionym, brązowymi tęczówkom, tym bardziej miała ochotę parsknąć śmiechem.
Widziała wiele zazdrosnych twarzy, zwykle kierowanych wobec jej osiągnięć, ale po raz pierwszy ktoś był zazdrosny o nią. Było to miłe uczucie, pochlebiające, ale też dziwne. Nie wiedziała, co powiedzieć, a król nie kwapił się do przerwania ciszy. Tak, jak i jego siostra, która mierzyła Demalis o wiele chłodniejszym spojrzeniem.
– Wróciłaś – uznała w końcu księżniczka. – Bracie, czy mogę z nią porozmawiać na osobności? – zapytała, obracając w stronę smoka.
Mężczyzna skinął głową dopiero po chwili.
– W porządku, ale nie chcę żadnych afer – zaznaczył. – Wrócę po spotkaniu – dodał, kierując te słowa bardziej do Demalis niż swojej siostry, po czym wyszedł.
Kobiety zostały same. Kwiecista Księżniczka dalej zaciskała szczękę i przypatrywała się Yannijce z nieufnością i niechęcią. Lewą dłonią chwyciła za materiał swojej fioletowej, przyozdobionej haftem na rękawach sukni i milczała.
– Miałaś nie wbić mojemu bratu noża w plecy – zauważyła ostro Thana. – Zrobiłaś to.
Demalis zacisnęła usta, pochylając głowę.
– Księżniczko...
– Nie – przerwała, kręcąc głową. – Wysłuchasz mnie – zaznaczyła Argenis. – Nie było cię tutaj, gdy mój brat się łamał i miotał między tęsknotą a odpowiedzialnością. Widziałam, jak dusił w sobie ból i nie potrafiłam mu pomóc, a jeśli przybyłaś tutaj, aby go znowu skrzywdzić, to klnę się na Przodków, że cię zabiję – stwierdziła poważnie.
Nawet gdy wypowiadała groźby, Thana Argenis nie wyglądała tak krwiożerczo, jak wojownicy na polach bitwy bądź jej bracia. Księżniczka miała w sobie delikatność, ale z racji obecnych emocji przypominała pokryty kolcami kwiat, który był gotowy poranić każdego na swojej drodze. Nie robiła tego jednak z nienawiści, a Demalis doskonale rozumiała, że chce chronić najbliższych.
– Rozumiem, wasza wysokość – zapewniła Sora, unosząc lekko głowę i napotykając spojrzenie czekoladowych tęczówek. – Wiem, że muszę zasłużyć na zaufanie twoje i twoich najbliższych i zrobię wszystko, aby tak się stało – dodała.
Thana wyprostowała się, a jej tęczówki wręcz natarczywie przesuwały się po osobie Demalis. W końcu westchnęła, rozluźniając dłoń.
– Wytłumacz mi to – poprosiła surowo.
Yannijka była przygotowana na to, że teraz może dość często być zmuszana do wspominania o niezbyt przyjemnych elementach swojego życia. Mogłaby pewne rzeczy zataić, ale... Zdecydowała się z Thaną na całkowitą szczerość. Księżniczka troszczyła się o brata, na którym zależało również Demalis. Teraz oszustwa i zatajanie prawdy przed Argenisami mogłoby być tylko szkodą.
Opowieść trwała. Sora wspomniała o Luciusie, oszustwie, Sionie, powrocie do domu, intrydze brata, podróży do stolicy Orinii, rekrutacji sług, pracy i w końcu o tym, co miało miejsce w zaułku. Thana przez cały ten czas słuchała, nie przerywając, a jedynie krążąc po pomieszczeniu i coraz bardziej zanurzała się we własnych myślach.
– Wiesz, że moim dziadkiem jest jeden z kapłanów Świątyni Smoka Ziemi – zauważyła księżniczka, niespodziewanie stając i spoglądając na Demalis. – Obecnie niemożliwym jest skontaktować się z nim przy pomocy posłańca, bo Yanna i Orinia toczą wojnę. List, jak przypuszczam, zostałby odpieczętowany i przeczytany, a chciałabym tego uniknąć. Czy wiesz, jak inaczej mogłabym przesłać wiadomość?
Sora milczała, czując się lekko zagubiona. W postawie Thany dalej była nieufność, ale to nie ona dziwiła. Zamiast tego zaskakiwało pytanie. Oczywiście rozumiała, że każdy cenił swoją prywatność, ale sprawa musiała być pilna, jeśli księżniczka prosiła ją o pomoc. Bądź chciała przetestować jej szczerość. Świątynia była neutralna, ale w liście mogło się znaleźć wszystko.
Odpowiedź na to pytanie wymagało zdrady kraju albo zaufania, które zaczęła odzyskiwać. Kiedyś Demalis wahałaby się bardziej, ale teraz, gdy to sama doprowadziła do odsłonięcia punktu wymiany informacji, było to prostsze. Wybrała Keona, chociaż dalej bała się o najbliższych. Czasami zastanawiała się, czy niemożliwym by było jakoś przemycić ich do Orinii. Chwilę później uważała ten pomysł za słaby, bo jej krewni by się na to nie zgodzili. Nie uciekliby, bo to Yanna była ich domem.
– Orinia i Isteria zawarły pakt – zaczęła cichym, nieco smutnym tonem Demalis. – Przekaż list do rąk dyplomaty Isterii, a ten dostarczy go do twojego dziadka. Król Yanny nie nakaże sprawdzić korespondencji, która wyszła od jego sojuszników. Nikt się nie zorientuje, że to ty byłaś jego adresatką.
Sojusze i przyjaźnie między krajami były delikatną materią. Jeden zły ruch mógł spowodować lawinę, a jednak Yannie zależało na relacji z Isterią, bo była ona niezwykle korzystna.
– Dyplomata nie zaniesie go bez znajomości treści – zauważyła Thana.
Sora skinęła głową.
– To prawda, ale również nie zdradzi jej nikomu poza swoją królową, jeśli ci to obieca – zapewniła. – Isterczycy są bardzo słowni.
Księżniczka spojrzała w bok, przesuwając dłonią po fioletowym materiale i odgarniając blond kosmyk z twarzy.
– Dziękuję za poradę – rzekła. – Zostawię cię samą, muszę wiele przemyśleć i proszę, nie zmuszaj mnie, abym spełniła swoją groźbę – dodała, podchodząc do łóżka o krok. – Nie lubię okrucieństwa, ale dla mojej rodziny mogłabym zrobić wszystko.
Nie wątpiła. Mina, ton i wyraz twarzy Thany nadawał jej słowom niewyobrażalnej wagi. Demalis była naprawdę poruszona tym, jak Argenisowie byli ze sobą związani. Więzi, jakie ich łączyły, wydawały się z żelaza i może właśnie to było ich największą siłą.
– Rozumiem, wasza wysokość – zapewniła.
Księżniczka pokiwała głową i wyszła, a Demalis ponownie została sama. Dotknęła ręką miejsca, gdzie pod koszulą mieściła się rana i lekko się skrzywiła. Nikt nie zwrócił może na to uwagi, ale jej przeszkadzało, że dalej ma na sobie zakrwawione ubrania. Chciałaby się przebrać. Niestety, w okolicy nie dostrzegała niczego czystego. Musiała o to zapytać później, a teraz, gdy to już została sama, miała przed sobą dwie możliwości.
Czytanie książki z wcześniej bądź sen. Wybrała drzemkę, wierząc, że odpoczynek pomoże jej ciału szybciej wyzdrowieć.
↝ CDN ↜
Moi kochani, pora na mały, świąteczny prezent ode mnie. Od dzisiaj aż do 1 stycznia codziennie będzie pojawiać się rozdział z Kochanków <3
Jak tam prace świąteczne? Ja właśnie kończę piec sernika.
Tiktok: @malgorzata_paszko
Instagram: @malgorzata_paszko
Data pierwszej publikacji: 23.12.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro