Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48 To ty

☾ Rozdział 48 To ty ☽

Keon wszedł do pokoju Esiasa, gdy tylko otrzymał wieści o rannej słudze, którą ogrodnik przyprowadził do pałacu. Informacje najpierw dotarły do księcia, bo ten musiał potwierdzić tożsamość kobiety oraz wydać stosowne rozkazy. W tym czasie starszy Argenis miał audiencję, więc powiedziano mu o wszystkim później.

Czuł strach.

Za fasadą opanowanej twarzy kryło się wiele. Rozsądek zauważał, że nie miał pewności co do tożsamości Esyld, ale jednak jego serce było nieugięte. Biło nerwowo, a całe jego ciało drżało. Najgorsze było to, że już przed usłyszeniem o sytuacji, czuł ból w okolicach serca. Przypuszczał, że może to być powiązane z trucizną, ale teraz, czy tego chciał, czy nie, widział wiele znaków, które zagłuszały wszelkie wątpliwości.

Rozum nie potrafił go uspokoić, nie umiał zagłuszyć instynktów, które reagowały na krzywdę służącej, jakby była jego własną. Przodkowie w chwili narodzin ustalali, kto będzie czyim oblubieńcem. Tych raz dzieliły dekady, ale dla smoka taka różnica nie była niczym. Żyli dłużej i było to zależne od ich potęgi, a do tej dążył każdy. Tylko w tej chwili Keon miał wrażenie, że wszelka moc jest dla niego bezwartościowa. To, o czym mu powiedziano, nie było rzeczą, którą mógłby naprawić ogniem bądź wichurą.

Określono jej stan, jako ciężki.

Mogła umrzeć.

W tej chwili był przekonany, że woli, aby go nienawidziła, celowo dążyła do jego śmierci i knuła, niż aby umarła. Nie wyobrażał sobie, jak wielki będzie ból duszy, gdyby jej zabrakło. Słyszał o smokach, które odbierały sobie życie w takich momentach. Pamiętał, co śmierć Ether zrobiła z poprzednim królem, jak powoli łamał się psychicznie, a każdy dzień stawał się dla niego katuszą. Widział to i wyrzucał sobie własną bezradność.

Teraz było jeszcze gorzej. Chłód przeszywał serce, ale gdzieś pod nim czaił się też gniew. Miał ochotę wyjść na miasto, znaleźć tego, kto ją zranił i oderwać mu kończyny. Jedną po drugiej. Nie lubił tortur, zawsze uważał, że powinny być ostatecznością, ale w tej chwili posunąłby się do wszelkiego rodzaju okrucieństw, aby to ukarać tego, kto mógł skrzywdzić jego oblubienicę.

Laith miał rację. Uciekał od prawdy, którą w tej chwili jego serce znało. Demalis się ukryła, przez co nie znalazłby jej, gdyby nie mieli okazji się spotkać. To oraz obecny jej stan sprawiał, że nawet inny wygląd i zapach nie były w stanie zatuszować prawdy.

Ona może umrzeć.

Tylko o tym potrafił myśleć, a za każdym razem, gdy miało to miejsce, czuł, jak sztywnieją mu nogi.

W końcu wszedł do pokoju brata, widząc, jak ten stoi na jego środku i spogląda blady na pokryte krwią dłonie. Przełknął ślinę, podchodząc do młodzieńca.

– Esias? – szepnął, dotykając ramienia młodszego.

Nie odpowiedział.

– Esias? – zawołał ponownie władca.

W niebieskich tęczówkach zamigotały łzy, gdy to chłopiec w końcu uniósł głowę. Najmłodszy z książąt nie znał okrucieństwa wojny, a obecna sytuacja musiała nim wstrząsnąć. Keonowi brakowało sił dla samego siebie, ale mimo to, objął brata, stając się dla niego wsparciem. Rzucił też okiem na plamy krwi, z ulgą uznając, że nie pochodziła ona z żadnych ran.

– Nie wiedziałem... – wyszeptał cicho przerażonym tonem książę. – Nie wiedziałem... Przepraszam... Nie wiedziałem... Nie sądziłem...

Panikował, a Keon wiedział, że musi coś z tym zrobić.

– Spójrz na mnie – nakazał surowo.

Esias wciąż mamrotał te same słowa, a jego wzrok stawał się coraz bardziej niewyraźny. Zaczął również drżeć.

– Bracie, skup się na mnie – poprosił Keon, łapiąc za czarne włosy chłopca i zmuszając, aby zadarł głowę do góry. Gest był mało delikatny, ale tylko w ten sposób mógł nawiązać z nim kontakt wzrokowy. – To nie jest twoja wina. Jestem przekonany, że wydałeś rozkazy, dzięki którym ta dziewczyna przeżyje. Oddychaj.

Dziewczyna.

Nawet teraz nie mógł powiedzieć, że to jego oblubienica.

Łzy spływały po bladej twarzy księcia, ale wydawał się wracać do rzeczywistości. Rozpłakał się, przylegając do brata i brudząc jego jasną, elegancką szatę krwią. Dopiero teraz Keon mógł się skupić na zapachu, jaki ta za sobą niosła. Wyczulony, smoczy węch zwykle znajdował się pod kontrolą, a w formie ludzkiej był też słabszy. Mimo to woń potwierdzała wszystko, o czym myślał. Nie dało się jej podrobić, ukryć.

To naprawdę była ona.

W ostatniej chwili zauważył, że nogi ugięły się pod młodszym i zdołał go podtrzymać.

– Chodź, usiądziesz.

Keon starał się brzmieć na opanowanego, ale nie zawsze mu się to udawało. Pod koniec tej wypowiedzi głos się mu lekko załamał. Esias za to posłusznie dał się poprowadzić do ławki i na nią opadł. Wkrótce po tym do pomieszczenia przybiegła Thana.

– Zostań z nim – nakazał król, gdy to Kwiecista Księżniczka uklękła przed młodszym i chwyciła jego dłonie.

Dziewczyna skinęła głową, skupiając się zaraz w pełni na Esiasie. Keon za to wyszedł na korytarz, czując, jak zabrudzona krwią szata mu ciąży. Nie mógł się jej jednak teraz pozbyć. Spojrzał na oczekującego pod drzwiami sługę.

– Gdzie jest dziewczyna?

– Medycy się nią zajmują w pokoju niedaleko. Krwawy Książę już jest na miejscu – poinformował po ukłonie.

Keon niemal prychnął. Laith zawsze wiedział, gdzie i kiedy się znaleźć.

Ruchem głowy pokazał, aby służący zaprowadził go na miejsce. Po dostrzeżeniu opierającego się o ozdobną ścianę brata, odprawił pracownika.

– Zatamowali krwawienie, ale ma gorączkę – poinformował Laith nim Keon zdołał o cokolwiek zapytać po podejściu. – Wspomniałem, że mają jej nie rozbierać.

Król zacisnął szczękę. Czuł ulgę, ale i niepokój.

– Utrudniłeś im pracę – spostrzegł cicho.

Laith wzruszył ramionami.

– Gdybym o tym nie wspomniał, wpadłbyś w złość. To niezamężna panna ze świty księcia, nikogo nie zdziwiłem swoją prośbą.

Starszy nie odpowiedział, wpatrując się w drzwi, które oddzielały go od kobiety. Laith postąpił właściwie. Nie wiedzieli, co zmieniło wygląd Esyld, a gdyby podczas zabiegów nagle stałaby się sobą, mogłoby to wywołać poruszenie. Teraz ważne było, aby upewnić się, że przeżyje.

Przodkowie, musiała.

– Czego się dowiedziałeś o tej sytuacji? – zapytał król, chcąc skupić się na czymś innym.

Krwawy Książę przymknął oczy.

– Wybiegła z uliczki w takim stanie. Żołnierze już sprawdzili tamtą uliczkę, ale winni zwiali. Rabunek bądź coś powiązanego z jej krajem – pod koniec wypowiedzi ściszył głos. – Cokolwiek tam robiła, twierdziła, że idzie na spacer. Jest to o tyle zabawne, że już raz spotkałem ją w tamtej okolicy. Zgadnij, kiedy to mogło być?

Keon nie miał ochoty na zabawy. Syknął cicho na brata, ale Laith pozostał nieporuszony. Przeczesał nawet czarne włosy w dość nonszalanckim geście.

– W dniu, gdy uciekła.

– Brawo, Przodkowie niech cię nagrodzą – rzucił z nutą ironii w głosie młodszy. – Wtedy zniknęli, zupełnie, jakby wyparowali. Przeszukiwałem tamte regiony z kontrolującymi ziemię, aby znaleźć tajne przejście, jednak nic z tego. Mogło zostać w jakiś sposób ukryte albo zawalone.

Laith prędko łączył fakty. To były bardzo ważne sprawy, ale król nie chciał o nich słuchać. Zamiast tego wpatrywał się w drzwi i wiedział, że nie mógł tutaj stać. Chciał zostać, czekać na wieści, ale byłoby to podejrzane. Spojrzał na zakrwawione ubranie i przymknął oczy.

– Poinformuj mnie, gdy skończą – nakazał. – I nie rób nic więcej. Nie zbliżaj się do niej – syknął ostrzegawczo.

Pamiętał swoją rozmowę z bratem i wiedział, że ten od razu po odzyskaniu przez kobietę przytomności spróbuje ją przesłuchać. Teraz było jednak na to zbyt wcześnie. Przyparcie do muru rannej mogłoby tylko pogorszyć jej stan.

– Niech będzie – mruknął ostatecznie Laith.

Keona nie uspokoiła ta zgoda, ale nie miał powodu, aby wątpić w brata. Mógł mu rzucać wyzwania, mówić ostrzej, ale nie złamałby danego mu słowa. W ciszy pokiwał głową i z ciężkim sercem zawrócił się sprzed drzwi. Chciał być obok niej, ale nie mógł. Nie teraz.

» ✧ «

Keon musiał czekać aż do wieczora. Operacja zakończyła się już wcześniej, ale u kobiety ciągle ktoś czuwał. Dowiedział się nawet, że odwiedził ją Esias, chcąc zapytać, czy przeżyje. Atak na jego sługę dość mocno nim wstrząsnął. Dotąd nigdy coś takiego nie miało miejsca w jego otoczeniu.

Król był wdzięczny Thanie, która pozostała z najmłodszym cały dzień. Pomogła mu się uspokoić, ale i w razie potrzeby uchroniłaby go przed niezbyt przychylnymi spojrzeniami. Dla wielu reakcja Esiasa byłaby dowodem jego ułomności. Płacz, przerażenie i to z racji jakiejś tam pracownicy nie przystawał księciu.

Ether połamałaby synowi palce za coś takiego. Smoka należało hartować w ogniu, bo inaczej mógł nie przetrwać w świecie, który na każdym kroku testował jego serce. Przed Keonem postawiono najtrudniejszy sprawdzian. Pracował, udawał, że nic go nie rusza, a tak naprawdę gorączkowo rozmyślał o rannej. Krew mówiła jasno, że to ona, ale oczy widziały ciągle kogoś innego.

Musiał otrzymać ostateczny dowód.

Wszedł po cichu do pokoju, w którym leżała. Poniekąd zakradł się, nakazując czuwającym przy drzwiach strażnikom zachować milczenie. Komnata nie była duża. Zaledwie prostokąt z szafką i dwoma, małymi stoliczkami przy łożu z baldachimem. Zielona pościel nosiła ślady zabrudzeń, a w powietrzu unosił się zapach ziół, alkoholu i krwi.

Knoty świec na świecznikach zapłonęły, rzucając więcej światła na pokój.

Przymknął oczy, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie. Na ślepo był przekonany, że to Demalis, ale gdy tylko uchylił powieki i ujrzał Mulatkę, dotarły do niego iskierki wahania. Niewielkie, tłumione przez dowody, które już otrzymał.

Przesunął się, szukając wzrokiem krzesła, ale żadnego nie znalazł. Ostatecznie więc nachylił się nad kobietą, opierając ramieniem o materac. Twarz miała bladą, a biała koszula była pełna plam. Nie tylko z krwi, ale i innego rodzaju. Przechylił głowę, śledząc rysy twarzy kobiety. Nagle ujrzał, że miała na szyi łańcuszek, którego zawieszka wysunęła się spod ubrania i leżała tuż obok niej.

Gwałtownie się wyprostował.

Wiele się dało podrobić, ale nie to.

To naprawdę była ona. Pamiętał, że widział już ten przedmiot. Zegarek Adonisa Sory był tym, co miała przy sobie tamtego dnia. Widział, że go ceniła, a charakterystycznych otarć, zawijasów, a tym bardziej wytłoczonych inicjałów nie dało się pomylić.

– To ty... – szepnął. – To naprawdę ty...

Wiedział, dostawał dowód za dowodem, ale jednak dopiero teraz dopuścił do siebie, że to prawda. Niepodważalna. Przełknął z trudem ślinę, klękając obok łóżka i zapragnął sięgnąć po dłoń dziewczyny. Powstrzymał się, wiedząc, że nie wypadało.

– Musisz się obudzić – stwierdził cicho, a mimo to te słowa przypominały rozkaz. – Obiecuję, ktokolwiek cię skrzywdził, odbiorę mu życie – dodał. – Wróć do mnie, Demalis. Musimy porozmawiać i zdecydować, co dalej... – szeptał.

Nikt nie mógł go usłyszeć, a jednak pragnął, aby nieprzytomna zdołała go zrozumieć. Patrząc na jej twarz, nawet tę nieprawdziwą, wiedział jedno.

Nie zamierzał już nigdy stracić ją z zasięgu wzroku. Jeśli była szpiegiem, to zamierzał sprawić, aby wszystkie nici powiązań z Luciusem zostały przerwane. Był gotowy ją uwięzić, aby już nigdy w życiu nie musieć patrzeć na jej rany. Mógł żyć w oddali, dać przestrzeń, znieść nawet jej nienawiść, ale nie zgadzał się na to, aby cierpiała. Za to jeśli naprawdę o niego dbała, o czym świadczyło już kilka rzeczy, to zamierzał zrobić wszystko, aby była szczęśliwa.

Przy nim.

Demalis poruszyła się, drżąc i cicho jęcząc, co smoka natychmiast zaalarmowało. Spojrzał, jak łańcuszek ociera się o jej szyję, pogłębiając czerwony ślad na niej i zacisnął usta. Nie powinien go zdejmować, ale nie mógł dopuścić do zwiększenia dyskomfortu. Swoją mocą uniósł przedmiot i przesunął tak, aby leżał wygodniej.

– Nie... Nie... Nie krzywdźcie go...

Zmierzył ją spojrzeniem, zauważając, że nie tyle się obudziła, co zaczęła nieco nerwowo poruszać. Przekonał się, pozwolił sobie przekroczyć pewną granicę i dotknął jej czoła chłodną dłonią. Od razu uderzył w niego gorąc. Demalis miała gorączkę.

– Cas...! Proszę, nie chciałam, ja... Nie chciałam... Bracie... Nie umieraj, zostawcie go. Te kłosy... – mruczała, coraz bardziej drżąc.

Z ust kobiety uciekało coraz więcej dziwnych, niezrozumiałych bełkotów. Mówiła o potworach, cieniach, które czają się na życie jej bliskich. Po tym przeszła do mruczenia o truciźnie i jak bardzo nienawidziła wszelkiego rodzaju ziołowych mieszanek.

– Nie chciałam, przepraszam... Dam ci swoją krew...

Keon odgarnął z czoła kobiety przyklejone kosmyki włosów i się rozejrzał. Odnalazł wsunięte pod łóżko misę z wodą i szmatkę. Zmoczony materiał nałożył na głowę kobiety i westchnął. Zamierzał przy niej czuwać, obawiając się, że podczas poruszania mogłaby pogorszyć swój stan.

Choćby przez jakiś czas, bo jeśli gorączka by nie mijała, musiałby sprawić, że do pokoju przybędą wykwalifikowane osoby.

Wielki król Orinii ukląkł przy łóżku i chwycił się za czoło, przymykając oczy.

– Niech Przodkowie dadzą ci siłę, Demalis – szepnął, rozpoczynając swoją wartę.

↝ CDN ↜

Stało się! Keon ma już swoje potwierdzenia, ale przy tym miesza się w nim złość i troska. W końcu jego przeznaczona jest w bardzo ciężkim stanie. Jak u was przygotowania do świąt? Ja ostatnio już upiekłam pierniczki.

Tiktok: @_malinka519_

Instagram: @malgorzata_paszko

Data pierwszej publikacji: 16.12.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro