Rozdział 43 Isel
☾ Rozdział 43 Isel ☽
Wioska Myken została ewakuowana już dawno. Keon nakazał przenieść jej mieszkańców do innych miejscowości, świadomy, że ostatecznie płomienie bitew dopadną ten region. Obecnie lokalizacja służyła za część wojskowego obozowiska.
Król przemierzał polę, mijając zarówno zajęte przez oddziały domy, jak i rozłożone namioty. Każdy został wykonany z szarej, grubej tkaniny, która miała chronić przed wiatrem i chłodem. Wojownicy po dostrzeżeniu jego twarzy, zatrzymywali się, aby się pokłonić. Pomimo braku wystawnego stroju i korony, rozpoznawano go. Keon skinął głową kilku osobom i wzniósł wzrok. Od razu dostrzegł krążące nad ziemią bestie i znajdujące się w oddali ośnieżone szczyty gór. To za nimi mieściło się obozowisko wroga. Wszystko otaczała gęsta mgła poranka, która jedynie bardziej akcentowała ponurą, jesienną atmosferę. W powietrzu unosił się zapach rozkładających liści. To był ostatni dzień jesieni i w najbliższym czasie wszystko miał pokryć biały puch.
– Nakaż smokom z mocą ognia zwiększyć ilość wytworzonych kryształów grzewczych – rzekł, wiedząc, że już wkrótce uderzy w jego wojska mróz. – Poślij również posłańca. Niech stolica wyśle tutaj skrzynię koców i lepszej jakości jadło.
Żołnierz, do którego zwrócił się Keon, zasalutował i odszedł, pozostawiając władzę pod opieką pozostałej świty.
Kilka następnych kroków sprawiło, że Argenis dostrzegł utworzone z ziemi wały i palisady. Kontrolujący ziemię wykonali kawał dobrej roboty. Niedaleko nich grupka żołnierzy właśnie trenowała, a on zdecydował się przystanąć, aby przyjrzeć się ich staraniom. Niezbyt wyćwiczone ruchy zdradzały, że były to osoby mało doświadczone. Pomimo faktu, że w głównym namiocie oczekiwał na niego brat i kilku innych, wysokich rangą wojowników, zdecydował się podejść do młodych smoków.
– Unieść ręce wyżej, pomoże to ci zachować równowagę – polecił.
Smok prychnął, odskakując od swojego konkurenta i spojrzał w stronę, z której usłyszał głos. Najwyraźniej zamierzał odpowiedzieć coś ostrzej, ale gdy dojrzał królewskie oblicze, oczy zrobiły mu się wielkie niczym spodki od herbaty.
– Wasza wysokość – szepnął, wykonując pełen szacunku ukłon. W ślad za nim podążyła reszta obecnych.
Keon przyjrzał się młodym twarzom. Smoki nie mogły mieć więcej niż osiemnaście, może dwadzieścia lat.
– Kontynuuj – zachęcił. – I pamiętaj o równowadze – dodał, aby następnie przesunąć spojrzeniem po całej grupie. – Jeden gorzej sparowany cios może was powalić, a gdy już runiecie na ziemię, przeciwnikowi będzie prościej was zmiażdżyć – zaakcentował dobitnie.
Żołnierze jednym głosem podziękowali za radę, a Argenis zawrócił, skupiając się już w pełni na dotarciu do namiotu dowódczego. Przechadzając się jednak między ludźmi, czuł pewien ciężar. Tego rodzaju miejsca przypominały mu o matce i Isel.
Do jego uszu dotarły kolejne pozdrowienia, a jednak nie potrafił się na nich skupić. Umysł mimowolnie pędził w stronę nieprzyjemnych wspomnień. Nie pamiętał chwili, gdy ujawniło się jego powinowactwo do mocy powietrza, ale według zapisków sług, miał wtedy z trzy lata. Krótko po tym moc objawiła się również u jego bliźniaczki. Ether wpadła w szał, bo to dziewczynka, a nie chłopiec posiadła moc ognia. Zgodnie z tradycją Orinii na tronie za to mógł zasiąść tylko książę, który kontroluje płomienie.
W tamtym czasie Saxona częściej nie było, niż był w zamku, zajęty działaniami wojennymi, więc to Ether decydowała o wielu sprawach. Rozdzieliła w pewnym momencie bliźniaki, co Keon przeżył bardzo źle. Wmówiono społeczeństwu, że Isel była zbyt słaba, aby pokazywać się publicznie, gdy tak naprawdę używano jej, aby zamaskowała wadę brata. Królowa jednak nigdy nie dała swoim dzieciom zapomnieć, jak bardzo ją rozczarowały.
Ether przyglądała się swojemu synowi z wyraźnym grymasem na twarzy, a mały, dziewięcioletni chłopiec, nieznacznie się zgarbił. Kobieta fuknęła na ten widok i chwyciła dziecko boleśnie za ramię, zmuszając, aby na nią spojrzało. Keon był pewien, że na zawsze zapamięta brązowe tęczówki matki. Tak jak i obrzydzenie, z którym na niego patrzyła.
– Za jakie grzechy Przodkowie ukarali mnie tak bezużytecznym synem...! – westchnęła, zaciskając jeszcze mocniej palce. – Jesteś księciem, następcą tronu Orinii. Nie interesuje mnie, że ten chłopak był silniejszy. Nie możesz przegrywać, a już na pewno nie masz prawa do strachu i słabości. Słyszysz mnie? – syknęła. – Poddaj się podczas lekcji jeszcze raz, a przysięgam, że się ciebie pozbędę.
Matki powinny kochać swoje dzieci, akceptować je takimi, jakimi są. Ether jednak nigdy nie potrafiła na niego spojrzeć, jak na kogoś, kogo ceniła. Był jej własną porażką. Pierworodnym synem, który nie zdołał uzyskać daru ojca, a przez to mógł ją w oczach możnych zdyskredytować.
Pamiętał, jak bardzo bał się swojej matki, jak pragnął zniknąć i wyrzucał sobie każdy błąd. Chciał jej akceptacji i miłości, więc wychodził z siebie, aby chociaż spełnić część obszernych wymagań. Był wspaniałym uczniem, a pochwały płynące od pałacowych nauczycieli, uspokoiły nieco królową. Stała się milsza, zupełnie, jakby odzyskała nadzieję.
Keon liczył, że zapracował na jej uczucia, nieświadomy, że ta uknuła coś innego.
Zatrzymał się, wpatrując w wejście do namiotu z pewną rezerwą. Trzy lata przed tym, jak posłano go na front po raz pierwszy, zrobił coś, co na zawsze zapadło mu w pamięć. Liczył, że Ether faktycznie zaczęła go cenić, więc teraz pozwoli mu na nowo zjednoczyć się z bliźniaczką. Dotąd widywali się rzadziej niż częściej, a on tęsknił.
Król wzniósł ponownie wzrok ku niebu, przypatrując się jednemu z zielonych smoków.
To był piękny wiosenny dzień, a Keon liczył, że zdoła zabrać siostrę na wspólny spacer do ogrodu. Miał inne rodzeństwo, ale to czasu spędzonego z Isel brakowało mu najbardziej. Nieśmiało spojrzał ku matce, która kroczyła obok niego ze spokojem wypisanym na twarzy. Ether Argenis była definicją chłodnej elegancji. Zawsze chodziła z wysoko uniesioną głową i mierzyła się z niezliczonymi problemami państwa. Wszystko po to, aby wspomóc walczącego męża.
Królową była idealną.
Wkroczyli do kamiennej sali, która przypominała jaskinię. Keon nie wiedział, że takie miejsce da się odnaleźć pod zamkiem. Rozglądał się, ale jego ciekawość prędko wygasła, bo ujrzał klęczącą pośrodku pomieszczenia Isel. Podbiegł do niej, zapominając o matce i padł na kolana obok, aby objąć blondynkę.
– Isel...
– Keon – wyszeptała cicho, zaciskając palce na plecach brata.
Chłopiec wyczuł ukłucie, przez co cicho syknął i spojrzał na dłoń, która została zraniona. Nie wiedział, skąd Isel miała ten nożyk i dlaczego go nacięła. Czy była zła, że nie zdołał spotkać się z nią wcześniej? Wpatrywał się w twarz młodszej, a krople jego krwi spłynęły na podłogę. Dopiero wtedy dostrzegł, że on i Isel znajdują się w kręgu.
Ciałem księcia wstrząsnęły dreszcze.
– Isel, musimy stąd iść – stwierdził uparcie, gotowy się podnieść, ale dziewczynka chwyciła go za ramiona i przysunęła bliżej do siebie.
Dziwny, lśniący krąg został otoczony kręgiem płomieni.
– Isel, co ty wyprawiasz? Puść mnie, nie widzisz, że...!
– Zwrócę ci to, co ci ukradłam, braciszku – rzekła, przerywając wypowiedź księcia. Spojrzała ponad jego ramię, zupełnie, jakby dostrzegała coś za ogniem.
Keona za to oblał zimny pot, a jednocześnie czuł się zagubiony. Nie rozumiał, co miało miejsce, ale gdy jego siostra kaszlnęła wprost na niego krwią, krzyknął, chcąc ją odepchnąć. Cokolwiek się działo, nie było to dobre.
– Nic mi nie ukradłaś. Isel, cokolwiek robisz... Błagam, przestań!
Rozpłakał się, próbując wyrwać się ze szponów osoby, za którą tęsknił. Nie interesowało go to, że jest pod czujną obserwacją matki, która musiała być zdegustowana jego słabością. Pragnął jedynie uratować życie siostrze. Jak się później okazało, było na to już za późno.
Krew zaczęła wypływać z oczodołów i uszu księżniczki, a jej chwyt znacząco osłabł. Ogień dookoła za to wygasł. Keon wykorzystał to, odpychając dziewczynkę, ale ta niczym szmaciana lalka upadła na podłogę. Tę od razu zaczęła zdobić szkarłatna kałuża. On sam za to leżał tuż obok, aby w końcu dopaść na klęczkach do nieprzytomnej i wziąć ją w ramiona. Dotykał jej policzków, prosząc, abyś się obudziła, ale nic z tego się nie stało. W końcu załkał, przykładając czoło do tego martwej.
– Nic mi nigdy nie ukradłaś... – powtórzył, a łzy zasłaniały mu coraz bardziej widok.
Ogarnął go ból, którego źródło należałoby szukać w jego sercu. Stracił kontrolę, a wiatr i ogień, który dopiero co zyskał na skutek żywej ofiary, szalały dookoła niego. Krzyczał, aż wkrótce wrzask zamienił się w ryk. Ziemia drżała, a sufit zaczął się zapadać.
Zemdlał, chociaż nie wiedział dlaczego. Jednak tylko to sprawiło, że sala ofiarna zdołała przetrwać.
Wszedł do środka, witając każdego z obecnych wojowników. Humor miał zły, ale maskował to za poważnym wyrazem twarzy. Ignorował nawet spojrzenia Laitha. Wszystko przez to, że przypomniał sobie o tym, dlaczego tak bardzo unikał tematu Isel.
Zabił ją.
Ojciec rodzeństwa oburzył się, ale Ether zdołała go przekonać, że to był najlepszy z wyborów. Przekazanie daru bliźniaczki bratu sprawiało, że kłamstwo na temat Keona mogło stać się rzeczywistością. To było dla dobra kraju. Królowa sądziła, że książę się opanuje, naprawi, ale nic z tego. Pamiętał swoje ataki paniki, to jak nienawidził żyć, a używanie ognia było dla niego niczym kara.
Matka znosiła go takiego trzy lata, a po tym uznała, że albo Keon przetrwa na wojnie i stanie się tym, kim powinien być albo umrze w sposób, który nie przyniesie jej wstydu.
Przodkowie nie dali mu umrzeć. Z dziecka, które się połamało, stał się królem i ostatecznie za sprawą poznania Demalis przerwał nici, które czyniły go marionetką.
» ✧ «
Keon przemierzał pole bitwy w swojej złotej zbroi i nawet nie wyciągał miecza. Z każdym swoim krokiem posyłał w stronę wrogich żołnierzy cięcia powietrza o takiej mocy, że wielu z nich kończyło bez kończyn. Niektórym udawało się wykonać unik bądź skontrować potężny podmuch, ale nim dopadli króla, rzucił się ku nim ktoś inny.
– Giń!
W tej samej chwili wiatr zrzucił atakującego na kolana. Keon patrzył jak jego ciało, turla się, aby ostatecznie wpaść pod nogi towarzyszy. Wróg został zadeptany na śmierć.
Argenis, pomimo wszystko, zawsze odruchowo używał powietrza. I nigdy nie opanował ognia tak, jak swojej prawdziwej mocy. Może nie chodziło tylko o to, że ta została mu dana później, prawdopodobnie sam psychologicznie zakazywał sobie uznania jej za swoją.
Krzyki i kurz zmieszały się ze sobą, a przemienieni w smoki natarli na siebie. Bitwa toczyła się zarówno na ziemi, jak i w powietrzu, a dookoła szczękał uderzający o siebie metal. Z szarych chmur zaczęło padać, co wykorzystywali kontrolujący wodę.
To był horror, który tworzyły rzeczy piękne. Podmuchy powietrza smagały niczym bicze, rozdzierając skóry. Wodne bańki dusiły, a ziemia zapadała się pod nogami, za to ogień... Ogień dodawał temu wszystkiemu animuszu. Przepiękne płomienie paliły skórę, sprawiając, że do nozdrzy dochodził swąd.
Keon nawet się nie skrzywił, po prostu atakując kolejną osobę. W końcu wyjął miecz. Ciął nim precyzyjnie, a metal uderzył o ten jego przeciwnika. Na srebrnej zbroi wojownika wygrawerowany był herb Yanny. Ten sam, który pamiętał przed laty. Nic się nie zmieniło.
Wykonał odskok, sparował cios i zaatakował od góry, a pod wpływem jego siły kolana woja się ugięły. Płomienie zatańczyły dookoła, a Keon wyczuł, że ktoś chce wyrywać je spod jego władzy. Uśmiechnął się bez cienia wesołości i wbił mniejszy sztylet w bok młodzieńca. Nie spodziewał się tego.
– W walce na wolę ze mną nie wygrasz – przestrzegł.
To była informacja, której nieboszczyk nie potrzebował, ale była prawdą. Może i Argenis nie miał takiej potęgi nad ogniem, jak Laith, ale jego wola była niczym z żelaza. Jeśli już miał coś zrobić, zwłaszcza dla kraju bądź swoich najbliższych, to gotowy byłby stanąć przeciwko górom i Pierwotnym Smokom.
Powietrze niebezpiecznie świsnęło tuż obok jego ucha, a Keon wykonał unik, odskakując. Mimo to wrogi metal nieznacznie drasnął go w twarz. Wkrótce dojrzał rosłego wojownika z toporem dwuręcznym. Ten ponownie się zamachnął, ale jego broń nie dosięgła celu. Władca Orinii w jednej chwili podskoczył, a powietrze uniosło jego ciało wyżej. Mięśniaka otoczyły płomienie, a ku Keonowi pomknęła włócznia. Obawiając się natłoku ataków tego typu, wylądował. W tej samej chwili mężczyzna przeskoczył ogień.
– Nabiję twoją głowę na pal, Argenis – sarknął i splunął na bok.
Tego właśnie pragnęli wojownicy Yanny. Zgładzić króla bądź jego brata. Keon parsknął. Jak dobrego serca by nie miał, amok bitewny budził w nim instynkty, a te nakazywały kosić wrogów. Machnął ręką, a głowy dwójki biegnących do nich smoków, potoczyły się po ziemi. Bez słowa zaszarżował, unikając spotkania z toporem, a jednocześnie uderzył w niego podmuchem powietrza. Broń zmieniła lekko trajektorię, a na ustach władcy zagrał uśmiech. Uderzył mieczem w stronę brzucha przeciwnika, ale ten uskoczył.
Nad lewą dłonia Argenisa zamigotał ogień, którego robiło się coraz więcej. Topór pomknął ku niemu, ale zdołał go sparować z pomocą miecza. Kolejny podmuch i znowu chciał zrzucić wroga na ziemię. Z piersi smoków wydobywały się złowrogie pomruki, gdy to wymieniali się ciosami, powoli raniąc nawzajem swoje ciała. Keon skupił się na parowaniu, wymierzając ataki okazjonalnie.
Stał się kotem, który bawił się z opancerzoną myszą. Wiedział, że wymachiwanie toporem męczy, więc oszczędzał siły, bo bezpośrednie starcie mogłoby okazać się dość kosztowne. Dym i krew osiadły na złotej zbroi, a rana na jego policzku w końcu przestała krwawić. Doszły mu nowe, ale zdawał się na te skaleczenia obojętny.
Dostrzegł moment. Topór poruszał się wolniej, a on wzbił się w powietrze i wbił swój miecz bezpośrednio w głowę wojownika. Zeskoczył z ciała, ale nie zdołał wyrwać z niego broni. Oddychał ciężko, a woń śmierci mąciła mu w głowie.
Smoki niosły zagładę, a rywalizacja pomponowała ich serca. Laitha nazywano Krwawym Księciem, ale kim teraz był Keon? Z zimną krwią zabił wroga i nawet nie czuł się z tym źle.
Światło zatańczyło na blond kosmykach, gdy to planował odebrać swój miecz, ale wtedy kątem oka dostrzegł brata. Laith poruszał się nienagannie, ale jak zwykle mierzył się z kilkoma osobami naraz. To była głupota, a każda inna osoba byłaby z takimi zapędami martwa. Jednak nie on. Nie ten, którego płomienie były niczym pożoga zesłana przez Pierwszych. Nie musiał mu pomagać, a jednak, gdy dostrzegł zmierzającego ku Laithowi smoka, przemienił się i pomknął ku niemu.
Na brązowych łuskach znajdowało się wiele nacięć, a ze smoczej piersi wydobył się złowrogi pomruk. Dopadł wroga, zarysowując jego bok. Smok zaryczał, machając skrzydłami. Wkrótce zarówno on, jak i władca Orinii znaleźli się w powietrzu. Pomarańczowe łuski wydawały się w o wiele lepszym stanie niż te Argenisa, ale ich właściciel był mniejszy o około dwa metry. Bestie zawarczały na siebie, aby po chwili zaatakować swoimi oddechami.
Ogień zetknął się z powietrzną wiązką, nieco chwiejąc bestiami. Już teraz mogli oszacować, że sam atak mocy nie zadziała. Dopadli więc do siebie, drapiąc i gryząc, a ich morderczy taniec ozdobił niebo. Keon został boleśnie zarysowany, ale sam za to wgryzł się w szyję mniejszej kreatury.
Ból, wściekłość i satysfakcja zmąciły dwa umysły.
Nie tylko oni tańczyli, nie tylko tę dwójkę pokrywały krople wody, a jednak w ich umysłach nie było nikogo poza przeciwnikiem.
Drapali, gryźli, próbowali oderwać sobie kończyny i atakować mocą. Wydawali się sobie równi, a jednak w pewnym momencie Keon zakleszczył swoje pazury w goleniu bestii i wgryzł się w jej skrzydło. Runęli na ziemię, ale to Argenis znalazł się na górze. Huk i podmuch niosący pył przeszedł po okolicy. Król spojrzał na przeciwnika, a widząc, że ten ledwo się rusza, przegryzł mu krtań.
Umorusany krwią, wzniósł skrzydła i łeb, aby wydać z siebie triumfalny ryk.
↝ CDN ↜
Ci, co śledzą mnie na TikToku wiedzą, a dla tych, którzy tego nie robią: postawiłam już ostatnią kropkę w Kochankach Głębin. Teraz stopniowo, wraz z poprawkami etc. będę wam umieszczać rozdzialiki <3
Ten, jak to mieliście okazję zobaczyć, ujawnia kulisy młodości Keona. I objaśnia skąd ten posiada dwa dary, gdy jest to jednak rzadkie.
Miłego dnia!
Tiktok: @_malinka519_
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 18.11.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro