Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37 Skrytka

☾ Rozdział 37 Skrytka ☽

Wczesne pobudki były czymś, do czego nowi pracownicy zamku najdłużej się przyzwyczajali. Nawet teraz kilka osób z tych, które pozostały, siedząc przy drewnianych ławkach, wyglądały na zaspane. Demalis za to udawała, że spożywa poranną owsiankę, gdy to tak naprawdę się rozglądała.

Liczne rzędy drewnianych ław były zapełnione i widoczne wśród obecnych były pewnego rodzaju podziały. Przy dwóch stołach po lewej stronie kwadratowego pomieszczenia siedziały osoby w żółtych strojach, a w rzędach dalej i na prawo znajdowali się pracownicy w granatowych. Pośrodku pomieszczenia zasiadały za to osoby istotniejsze; starsi służący, osobiste sługi danych członków rodziny i liderzy danych grupek. Kamienna sala wypełniona była aromatem herbaty z cytryną, kawy i rozbrzmiewały w jej ścianach rozmaite rozmowy. Niektórzy mówili głośniej, a inni szeptali, przez co podsłuchiwanie było trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.

Demalis tym razem nie angażowała się w dyskusje. Zamiast tego unosiła drewniany kubek do ust i piła z niego łyk. Za każdym razem nieznacznie przedłużała ten gest, aby prześledzić twarze innych osób. Szukała kogoś, kto mógłby wydać się jej w jakiś sposób znajomy albo zachowywałby się podobnie do niej. Najprościej szpiegowi było udawać zwyczajnego członka dworu, nieco otwartego, ale niezbyt się wyróżniającego. Przez to trudniej było ich rozpoznać, ale Demalis cicho liczyła, że zdoła wychwycić coś istotnego, charakterystycznego dla mieszkańców Yanny.

Wynik był taki sam, jak w ciągu ostatnich dni. Nieco zrezygnowana podniosła się ze swojego miejsca, chcąc odnieść naczynia, gdy to ktoś chwycił ją za ramię. Była to czarnowłosa kobieta, która siedziała tuż obok niej.

– Gdzie ci tak śpieszno? – spytała, unosząc brew.

Chłopak siedzący naprzeciwko uśmiechnął się nieco złośliwie.

– Pewnie leci usługiwać nadzorczyni – skomentował. – Tacy jak my oczywiście nie rozumieją tego obowiązku i zaszczytów, jakie z niego płyną – dodał kpiąco.

Kobieta prychnęła.

– Może Esyld opowie nam o tym wszystkim? Jak i o tym, jak w ogóle dorwała monetę od pani Elemeri?

Demalis przyglądała się tej dwójce w ciszy. W jej spojrzeniu nie było jednak strachu, a obojętność. Co jakiś czas zdarzało się, że ktoś był dla niej złośliwy, a kpiący ton nie był jej aż tak obcy. Uśmiechnęła się lekko, wyszarpując swoje ramię.

– Radzę się wam zająć pracą, bo nie wiadomo, kto odpadnie jako następny, a jestem przekonana, że żadne z was nie chciałoby opuścić zamku – zauważyła, mierząc kobietę spojrzeniem.

Tak się złożyło, że w czasie, gdy to wypowiadała te słowa, w stołówce było nieco ciszej niż wcześniej, to też sporo osób zdołało ją usłyszeć. Nie speszyła się, patrząc na tych, którzy chcieli ją dręczyć, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia. Kątem oka jedynie dostrzegła, że siedząca w środkowym rzędzie Aronia, lekko się uśmiechnęła.

» ✧ «

Zamiatała, a jej krótkie włosy nieco falowały podczas każdego gwałtowniejszego ruchu. Znajdowała się na małym przejściu między dwoma kondygnacjami korytarzy. Dookoła nie było strażników, a jedynie kamienne mury i ozdobne filary. Demalis wypatrzyła to miejsce już jakiś czas temu i uznała, że z racji braku dodatkowych par oczu mogło okazać się idealne do zrobienia skrytki. Zamierzała je sprawdzić, ale przez obawę, że w każdej chwili ktoś mógł skorzystać z tego miejsca, musiała działać ostrożnie.

Przesunęła się w stronę lewej ściany, zamiatając tuż przy niej i przyglądała się rzeźbionej okiennicy. Szukała czegoś, co mogłoby wskazywać na luźniejsze kamienie. Zdarzyło się jej korzystać z takich skrytek w innych królestwach, więc miała mniej więcej rozeznanie, jak takie miejsce mogłoby wyglądać. Niby zwykły kamień, ale zawsze były na nim dwie bądź sześć czarnych kropek. Do odblokowania potrzebny był też jeden z symboli. Ten, który znała Demalis używany był przez dyplomatów.

Po oględzinach ściany nie znalazła jednak niczego znaczącego. Z lekko zaciśniętymi ustami przeszła na prawą stronę. I tam było pusto.

Westchnęła, wracając do normalnego trybu pracy.

» ✧ «

Keon i Laith siedzieli na jednym z pałacowych tarasów. Bracia prezentowali się całkowicie odmiennie. Król siedział na drewnianym, wyłożonym miękką skórą fotelu i przeglądał w skupieniu doniesienia z frontu. Na stoliku naprzeciwko niego stała filiżanka chłodnej herbaty. Było zimno, ale on wydawał się na to całkowicie obojętny i można by tylko się zastanawiać, czy to wypracowana odporność, czy też jego granatowy, elegancki strój złożony z marynarki, koszuli i spodni chronił go przed chłodem. Blond włosy delikatnie targał wiatr. Każdy ruch mężczyzny znajdował się pod czujną obserwacją rozłożonego na leżance księcia, którego czarna szara i szkarłatne oczy wydawały się wręcz pochłaniać jasne obicie mebla. W odróżnieniu od brata wydawał się nieco senny, a jego strój był nieco lżejszy. Serdeczny palec lewej ręki, jak to zawsze, zdobił pierścień ze szmaragdem. Klejnot wydawał się jedynym, co rozświetlało postać smoka.

– Poszukiwania prowadzą donikąd – odparł w końcu książę, przenosząc spojrzenie na niebo. Chłód nie robił na nim wrażenia.

Keon przymknął oczy, odkładając na bok dokument i sięgnął po filiżankę z motywem liści. Upił wystudzonego napoju, powstrzymując skrzywienie. Mógł nakazać słudze wymianę herbaty, ale podczas większości rozmów sam na sam z bratem wolał dbać o prywatność. Nawet teraz mocą powietrza sprawdzał, czy za drzwiami prowadzącymi na taras nikt nie stał.

– Gdyby nie kwiat, powiedziałbym, że to zwykły rabunek. Broszka nie ma żadnej większej wartości – dodał Laith wyraźnie niezadowolony. Nie lubił porażek, a teraz czuł, że jedną z nich odnosił. – Kurwa, jak znajdę tego, kto się tutaj przedostał to...

Keon zignorował mamrotanie brata, bardziej myśląc nad tym, co przyniósł mu posłaniec.

– Twój oddział wrócił już na pole bitwy – zauważył.

– Chcesz się mnie już pozbyć? – zagadnął Laith.

– Nie – zaprzeczył Keon. – Zastanawia mnie po prostu, dlaczego zdecydowałeś się zostać. Wiem, że ciągnie cię do walki.

Smoki miały naturalną potrzebę stawania przeciwko wrogom, a u tych u władzy była ona o wiele większa. W przypadku Laitha instynkt powinien być wręcz palący, a tymczasem ten leżał sobie, jak gdyby nigdy nic na leżance. Keon tego nie rozumiał.

Laith prychnął.

– Sam wiesz, że czasami wojny prowadzi się bez użycia miecza czy szponów – spostrzegł. – Poluję, bracie, a to bywa zabawniejsze od zwykłej rzezi. Daj mi się nabawić – dodał.

Król wpatrywał się w jasną twarz smoka i ostatecznie pokręcił głową. Czasami on sam nie pojmował sposobu działania księcia.

Przypadkiem spojrzenie brązowych tęczówek Keona spoczęło na służkach, które nosiły w koszach pranie. Większość z nich wydawała się zwyczajna, ale i nieznana. Do czasu aż nie napotkał dziewczyny z Resvoltu. Mulatka wyróżniała się w tłumie. Nie tylko nietuzinkowych wyglądem, ale i tym, że szła sama. Nie było w jej postawie jednak smutku, czy strachu, a spokój. Doskonale widział to z balkonu. Najwyraźniej to ona zdecydowała się na brak towarzystwo, bądź ten stan wcale jej nie przeszkadzał.

– Na co patrzysz? Chyba nie szukasz zastępstwa dla naszej małej dyplomatki? – spytał podejrzliwie Laith, a w tej samej chwili ku niemu pomknęła trzymana przez Keona filiżanka.

Książę parsknął, łapiąc naczynie i złamał je we własnej dłoni.

– Żartuję, wyciągnij tego kija z tyłka – rzucił i samemu usiadł, aby móc spojrzeć na to, co zaintrygowało Laitha. – Resvoltka? Dawno takich nie widziałem, ale słyszałem, że tutaj jakaś jest. Ktoś mi tam gderał o tym, że powinienem ją dokładniej sprawdzić – wspomniał i prychnął, wyrzucając za siebie zepsuty przedmiot.

Keona zaintrygowały te słowa.

– Dlaczego tego nie zrobiłeś? – zagadnął.

Laith uśmiechnął się złośliwie, a jego czerwone oczy zabłyszczały złowieszczo.

– Nie jestem takim idiotą, aby słuchać rad zazdrośników. Ta służąca została wybrana przez Kaisę, wiesz którą, służy na tym zamku dłużej, niż żyjemy – zauważył książę, machając ręką. – Wielu jej zazdrości, ale to podobno silna kobieta i pomimo potknięć ciągle idzie naprzód. Nasza mała dyplomatka powinna się od niej uczyć.

Zestawienie tych dwóch osób wydało się Keonowi dziwne. Zmierzył brata niezbyt przyjemnym spojrzeniem i chwycił za dokumenty, chcąc wrócić do pracy.

» ✧ «

Demalis sama już nie wiedziała, co takiego powinna zrobić i gdzie szukać skrytek, w której szpiedzy mogliby wymieniać się informacjami. To musiało być miejsce, w którym ktoś mógł pozostać sam i to w taki sposób, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Zarazem nie mogło być zbyt odizolowane.

Przetarła stół w stołówce zamyślona tak bardzo, że nie usłyszała wołania Aroni. Kobieta w końcu podeszła do Demalis i położyła dłoń na jej ramieniu. Sora podskoczyła, a służąca parsknęła, odgarniając za ucho czarny kosmyk włosów.

– Wołałam cię – odparła Aronia, cofając się o krok.

Demalis uśmiechnęła się przepraszająco.

– Wybacz, słabo dzisiaj spałam – skłamała z łatwością.

Aronia nie podważała tego wytłumaczenia, a jedynie wskazała ruchem głowy na lewo.

– Przyniesiesz talerze? – poprosiła.

Sora od razu się zgodziła, ruszając w stronę pomieszczenia gospodarczego. Weszła do środka, a drewniane drzwi od razu się za nią zamknęły. Samoistnie. Podeszła do regału z zastawą i drgnęła, rozglądając się dookoła.

Przodkowie! To było wręcz idealne miejsce. Publiczne, ale zarazem takie, w którym dało się pozostać samemu. Wystarczyło pomagać przy sprzątaniu bądź przygotowaniach do posiłków, a to robił ostatecznie niemal każdy.

Demalis rozglądała się, przy okazji namierzając potrzebną sobie zastawę. Na raz i tak nie mogła zabrać całości, a żeby nie siedzieć w pomieszczeniu zbyt długo, chwyciła pierwszą partię i zaniosła do stołówki, stawiając na stole. Następnie ponownie pognała do pomieszczenia, nieznacznie się krzywiąc, gdy do jej nosa dotarł lekki zapach kurzu. Był drażniący. I ku ironii, pomieszczenie gospodarcze było najrzadziej czyszczone. To działało na plus możliwym szpiegom.

Przesunęła dłonią po jednej z bardziej zacienionych ścian, szukając odpowiedniego oznaczenia, ale nic. Wróciła do talerzy, zaniosła ich kolejną część i szukała dalej. W pewnej jednak chwili zaczęła tracić nadzieję, mając wrażenie, że to wszystko zmierza ku niczemu. Mogła zawsze źle założyć i chociaż nigdy nie zakładała, że badania przyniosą prędki zysk, to ciągłe niepowodzenia zniechęcały. Stanęła przed drewnianym regałem i zacisnęła usta. Niemal chwyciła za ostatnią partię talerzy, aby wrócić do stołówki na stałe.

Niemal, bo ostatecznie uznała, że wycofując się, postąpiłaby źle. Musiała walczyć niczym wojownik w środku bitwy. Ucieczka może byłaby prostsza, ale wyrzucałaby ją sobie do końca życia.

Zbliżyła się do następnej ze ścian i przeszukiwała ją, a nic nie znajdując, zdecydowała się zbadać kamienie na podłodze. Czuła, że coraz bardziej się stresuje, a wiedziała, że pośpieszne działania wcale nie pomogą w tej sytuacji. Tylko nie potrafiła myśleć na spokojnie, gdy czuła na karku oddech Aronii, która w każdej chwili mogła wejść do środka i zapytać, co tutaj robi. Demalis przestała zważać na to, czy jej strój się zabrudzi, czy też nie. Półmrok zmuszał ją do wytężania wzroku, gdy to przesuwała palcami po zabrudzonych dziwną sadzią kostkach.

Jedna.

Dwie.

Zatrzymała się, zauważając, że jeden z kamieni zdawał się mieć oznaczenie, którego szukała. Mogło się jej wydawać bądź to mógł być zbieg okoliczności, ale zamierzała spróbować. Rozejrzała się, po czym pośpiesznie przejechała palcem po kamieniu, kreśląc na nim symbol, ale nic się nie stało. Zacisnęła usta, rozumiejąc, że nawet jeśli byłby to dobry kamień to znak by nie zadziałał. Musiała włożyć w niego nieco swojej mocy, a w przebraniu nie mogła jej używać. Rozejrzała się nerwowo, świadoma, że straciła dość czasu. Pośpiesznie wstała, a po tym wzięła tylko połowę z pozostałych talerzy i przyniosła je z lekkim uśmiechem na ustach. Prędko po tym wróciła do pomieszczenia, biorąc głęboki wdech.

Rozglądała się i prędko zauważyła stojącą nieopodal beczkę. Nie było to najlepsze rozwiązanie, ale jedyne, jakie miała. Przesunęła ją pod drzwi i prędko ściągnęła z szyi zegarek. Powrót do własnego wyglądu był niewygodny i powodował ból mięśni, ale mimo to Demalis starała się przystąpić do działania z wcześniej. Wykonała znak, starając się sprawić, aby ziemia pod kostką poruszyła się w ten sam sposób. Kamień wydał z siebie cichy chrzęst, odsuwając się lekko na bok, a jej niemal zabrakło tchu. Założyła zegarek, czując o wiele więcej bólu. Jęknęła, a w oczach stanęły łzy, gdy to całe jej ciało wydawało się piec. Na moment straciła dech, gdy to dostrzegła zwitek w szczelinie. Wyciągnęła go, przesuwając kamień na miejsce, a następnie schowała papier w jednej z kieszeni. Oddychała ciężko, a czoło pokrywał jej pot.

Nie mogła w takim stanie wyjść na spotkanie Aronii, więc starała się uspokoić, a podczas tego powoli przesunąć beczkę na miejsce. W końcu oparła się o drzwi, przymykając oczy i odgarnęła z twarzy przylepione, ciemne kosmyki.

Udało się jej.

Przodkom niech będzie dzięki!

Demalis wpatrywała się w sufit, aż w końcu nieco drżąc, zbliżyła się do talerzy i zabrała je, odnosząc Aronii. Nie była świadoma tylko tego, że jej żółty strój nosił ślady zabrudzeń. Stan uniformu nie uszedł uwadze starszej służącej.

– Esyld! – westchnęła zaskoczona. – Wywróciłaś się? Już kilka dni temu nakazałam tam posprzątać, ale tyle jest pracy, że najwyraźniej jeszcze się za to nie zabrano – odparła, starając się otrzepać ubranie kobiety. – Masz gorączkę? – zagadnęła zdziwiona.

Demalis cofnęła się o krok, spoglądając na pozostałe do rozłożenia talerze.

– Nie, nie wywróciłam. Musiałam po prostu przejść zbyt blisko czegoś brudnego. Pozwolisz, że się przebiorę? – zagadnęła, ignorując pytanie o stan zdrowia. Domyśliła się, że był to efekt tak szybkiej zmiany. Ciało zresztą wciąż promieniowało bólem.

Aronia westchnęła.

– Leć się przebierz, skończymy bez ciebie – zapewniła.

Demalis uśmiechnęła się lekko, dziękując i prędko opuściła stołówkę. Starała się nie pokazywać po sobie tego, jak bardzo była podekscytowana, ale nogi same rwały się jej do przodu. Pragnęła czym prędzej sprawdzić zawartość znalezionego liściku.

Do kwater służby dotarła szybciej niż kiedykolwiek i weszła do swojego pokoju, rozglądając się, jakby chcąc mieć pewność, że na pewno w komnacie była sama. Usiadła na łóżku, które zaskrzypiało pod jej ciężarem i wyciągnęła papierek.

Król wciąż przyjmuje mieszanki wzmacniające. Skutki trucizny dalej dręczą jego ciało.

Krwawy Książę nadal jest na zamku, to dobry moment na atak od wschodu.

Złodziej broszki księżniczki Thany nie został znaleziony. Kryje się za tym coś więcej.

Zdania były krótkie, ale wyraźnie ktoś chciał przekazać z ich pomocą jak największą ilość informacji. Demalis przesunęła palcami po każdym i pokręciła głową. Mieszała się w niej troska z racji stanu króla, wyrzuty sumienia, ale i zadowolenie. Miała rację, że sprawa złodzieja była podejrzana.

Istotnym się jednak stało coś innego. Musiała zniszczyć papierek. Pozostawienie go przy sobie mogłoby przynieść kłopoty, a przekazanie informacji mogłoby zaszkodzić Keonowi. Nie mogła jednak pozostawić skrytki pustej, bo prędko zostałoby odkryte, że ktoś ją znalazł. Opcją było przekazanie świstka, który zawierałby zmienione informacje.

Uśmiechnęła się słabo na samą myśl i odszukała wśród swoich rzeczy pergamin oraz pióro. Podczas nauki od Fasco spędziła godziny na próbach podrabiania czyjegoś pisma, więc wręcz idealnie naśladowała to tajemniczego szpiega.

Król wrócił do sił.

Krwawy Książę wciąż jest na zamku, ale może go opuścić w każdej chwili.

Złodziej broszki księżniczki Thany wciąż nie został znaleziony. Kryje się za tym coś więcej.

Była zadowolona. Podróbka wyszła niemal idealnie, a i miała podobny ton. Pozostało ją podrzucić, co mogłaby zrobić po śniadaniu, a oryginał zniszczyć. Przebrała się, chowając stworzony przez siebie pergamin, a znaleziony postanowiła zniszczyć wieczorem. Na razie go jednak zamoczyła w misce wody, która stała obok łóżka. W ten sposób litery się rozmyły, a zagrożenie zostało zlikwidowane.

Demalis wiedziała, że podrabianie wiadomości to gra tymczasowa, ale póki mogła, chociaż nieco wesprzeć swojego partnera, zamierzała to robić. Liczyła jedynie, że nie przyczyni się tym samym do krzywdy rodziny. Nawet teraz bała się, że Casper mógłby być na froncie, co raczej było mało prawdopodobne. Prędzej przebywał w jednym z dalszych namiotów, za to jednak walczyć mógł jego syn. Demalis wiedziała, że nie wybaczyłaby sobie, jakby coś się stało jedynemu dziecku jej brata.

Przebierała się, myśląc o całej sytuacji i niemal zniszczyła stworzoną wiadomość. Niemal, bo w największej chwili wahania dotarło do niej, że jej brat nigdy nie naraziłby swojego dziedzica, a jako taktyk miał kluczowy głos w rozmieszczeniu wojsk. Młodego Sorę mógł wysyłać w spokojniejsze rejony, a ten narwany chłopak nie mógł mu po prostu odmówić.

Nieco spokojniejsza wsunęła pergamin do kieszeni i westchnęła.

Obyś był bezpieczny, bracie.

↝ CDN ↜

A co tam, wyrobiłam się z wieloma rzeczami ładnie, to wrzucam wam dodatkowy rozdział w tygodniu ^^ Miłego czytania i dnia moi kochani <3

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 24.10.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro