Rozdział 35 Spełniona obietnica
☾ Rozdział 35 Spełniona obietnica ☽
Od rozmowy z bibliotekarzem nie spał. Pomimo nowych komplikacji i możliwego ryzyka, jego dusza zdawała się bardziej spokojna, co owocowało. W ciągu kilku godzin wykonał więcej królewskich obowiązków niż dotąd. Nawet teraz przeglądał jeden z raportów i już miał pomysł, jak na niego zareagować. Kącik jego ust się uniósł, gdy zaczął pisać oficjalny list do władcy Isterii. Wiedział, co może mu zaoferować, aby zyskać pewność, że ten nie wmiesza się w obecnie trwający spór Orinii i Yanny. I nie była to oferta małżeńska między ich rodami.
Należało jedynie wybrać sprawę, która z obu stron mogła podlegać negocjacji. Keon ustalił już górne widełki, a w samym piśmie zawarł nieco niższe możliwości. W ten sposób prawdopodobnym się stało, że jego kraj nie będzie ponosić zbyt wygórowanej ceny.
Isteria była krajem mieszczącym się na wschód od Orinii, która mieściła się w centrum kontynentu. Od lat stosunki dyplomatyczne między tymi krajami były napięte i co jakiś czas dochodziło do mniejszych bądź większych starć. Głównych ich powodem były kwestie obszarów łownych, dawna uraza, ale i też wybuchowy charakter władców Isterii. Tamtejsze smoki były agresywniejsze i surowsze, podobnie jak klimat ich kraju. Trudno byłoby się z nimi układać, ale Keon wiedział, podobnie jak większość świata, że mieszkańcy Isterii mieli słabość do pereł. Niegdyś ich miłość doprowadziła do otwartego sporu z Resvoltem, który był krajem rozmieszczonym na wyspach. Do dzisiaj między tymi dwoma nacjami relacje nie układały się najlepiej, ale inaczej było w przypadku Orinii. Musiał pomówić ze swoim sojusznikiem, ale nie sądził, aby miał coś przeciwko jego pomysłowi. W końcu i tak Keon zapłaci za każdą z pereł.
Im dłużej przypatrywał się mapie świata, tym bardziej miał ochotę się śmiać. To, jak wiele było sprzeczek, umów i powiązań między sześcioma królestwami było wręcz niewyobrażalne. Jakby nie żył tym wszystkim, to nie byłby w stanie domyślić się, że świat był aż tak skomplikowany.
Wojny były prostsze od polityki.
Do komnaty ktoś zapukał, a Keon zezwolił tej osobie wejść, odgarniając opadające mu na oczy blond kosmyki.
– Królu, dostrzeżono oddział twojego brata. Wkrótce wyląduje.
Spojrzał na informującego go sługę i wstał, odsuwając krzesło. Pierwotnie planował zaczekać aż Laith dotrze do zamku, ale z racji obietnicy złożonej we śnie zdecydował postąpić inaczej. Było tylko ryzyko, że mogło dojść do nieprzyjemnych wydarzeń.
Wyszedł z pomieszczenia, nakazując dwójce żołnierzy z korytarza podążyć za nim. Mijający go słudzy, kłaniali się, a on ukradkiem się im przyglądał. Obiecał ją znaleźć i zamierzał to zrobić.
» ✧ «
Demalis otrzepała kolejną z koszul, unosząc ręce, aby zawiesić ją na sznurze. Tak często zajmowała się na zamku praniem, że zajęcie faktycznie szło jej o wiele sprawniej. Nagle usłyszała ryk, przez który uniosła głowę ku górze. Tak samo zachowały się pozostałe ze służących.
Na jasnym niebie pojawiła się smocza sylwetka o brązowych łuskach. Towarzyszyły jej dwie inne.
– To król! – westchnęła jedna z kobiet.
– To naprawdę on...
– Patrzcie na jego skrzydła!
Słowa zachwytu wypełniły przestrzeń, a Demalis, zamiast skupić się na nich, przyglądała się smoczemu cielsku partnera.
Zrobił to, co obiecał we śnie.
Nie rozumiała, jak doszło do połączenia, bo całość wyglądała inaczej, niż to opowiadał królewski nauczyciel, ale nie mogła o to zapytać. Nikogo. Nie musiała, bo ponad ciekawość unosiła się ulga i radość.
Chociaż senne spotkanie trwało jedynie chwilę i nie zdołała w nim wyjaśnić wszystkiego, to poczyniła w tym kierunku krok. Teraz pora było na kolejne.
» ✧ «
Keon wylądował w smoczej postaci tuż za bramami stolicy. Biorąc pod uwagę ilość powracających, rozsądniej było przyjąć ich przed wejściem. Oczekujący na wstęp do Samerii zostali zmuszeni cofnąć się, robiąc miejsce. Żołnierze stali niedaleko ich, mierząc mniej przychylnymi spojrzeniami i pilnując porządku. Ludzie szeptali, a jednak wzrok króla spoczywał na niebie.
Nijak nie interesowało go to, że trawa pod stopami miała bardziej żółtą barwę i gdzieniegdzie leżały na niej liście, które musiał przynieść tutaj wiatr. Jesień królowała na Powierzchni, a jednak Keon był obojętny na jej piękno i zapach. Nie pozostało wiele czasu, gdy to nadejdzie zima, a wraz z nią stanie się coraz chłodniej.
Usłyszał ryk, a po chwili migoczące w oddali sylwetki, stały się bardziej wyraźne. Uśmiechnął się słabo. Do stolicy zbliżała się szesnastka rosłych smoków. Niektóre nosiły ślady ran na ciele. Na przodzie grupy znajdował się ciemnoszary smok, którego czerwone oczy widoczne były już z daleka. Jego umięśnione ciało zdradzało siłę, a postrzępione skrzydła symbolizowały ilość stoczonych bitew.
Keon uśmiechnął się, widząc, jak Laith nurkuje w swojej smoczej postaci, a w zebranych uderzają coraz silniejsze podmuchy. Niektórzy się zachwiali, inni skryli za kontrolującymi powietrze, którzy łagodzili owy wpływ. Król Orinii za to stał ze skrzyżowanymi dłońmi za plecami. Nie potrzebował pomocy, aby znieść to zjawisko, bo sam był obdarzonym.
Krwawy Książę wylądował cztery metry przed swoim bratem. Pozostali znaleźli się tuż za nim. Jak na zawołanie cała szesnastka przemieniła się w ludzkie formy i uklękła. Ich ciała osłaniały zbroje. Rany były niedostrzegalne, ale i nie mogły być zbyt poważne. Inaczej zgromadzeni nie mogliby się przemienić.
– Wyrazy szacunku, Niezwyciężony Królu Orinii – rzekli żołnierze.
Laith za to zadarł głowę do góry, widząc, że jego brat się zbliża. Keon dostrzegł na ustach młodszego uśmiech, który to uwydatnił błysk jego karmazynowych oczu. Bez słowa król chwycił księcia za rękę i pociągnął, zmuszając do wstania i wymienienia męskiego uścisku.
– Witaj z powrotem, bracie – powitał i spojrzał na wojowników. – W zamku oczekują na was pokoje, w których wypoczniecie – oświadczył, cofając się nieznacznie od Laitha. – Wiem, że wielu z was pragnie wrócić na front do reszty walczących, ale pamiętajcie, iż jesteście zobowiązani chronić swojego księcia. Jego życie to niemal moje własne.
Wojownicy pochylili głowę i krzyknęli jednym głosem:
– Chwała królowi! Chwała Krwawemu Księciu!
Laith przymknął oczy. Powstrzymał się od komentarza, co sporo go kosztowało. Keon o tym wiedział.
Wkrótce Argenisowie i wojownicy wrócili do zamku. Bracia w postaci smoków, a żołnierze w powozach. Towarzyszyły im owacje i dobre życzenia ludu.
» ✧ «
W królewskiej jadalni na księcia i króla oczekiwało śniadanie. Długi i szeroki stół zastawiono jednak tylko u jego szczytu, przygotowując przy tym dwa miejsca. Pozostali członkowie rodziny spożyli posiłki już wcześniej, a i nie było potrzeby zewnętrznego towarzystwa.
Laith dołączył do brata później, bo musiał się przebrać. Niewygodnie byłoby mu siedzieć na ozdobnych, ciemnych krzesłach w wojennym stroju. Oczekując na niego, Keon zdążył wypić nieco asahe z kielicha. Było to niskoprocentowe wino, które wykonywano z niebieskiej odmiany winogron i fioletowych kwiatów, których nazwy król nie znał. Alkohol dodawał potrawom smaku, rozluźniał, ale i stanowił pewnego rodzaju nagrodę, chociaż młodszy smok z pewnością wolałby mocniejszy trunek.
– Pijesz za moje zwycięstwo? – zagadnął Laith po wejściu do jadalni.
Stojący przy drzwiach sługa lekko zadrżał, a na znak króla, on i pozostali opuścili pomieszczenie. W ruchach pracowników było coś pośpiesznego.
– Za twój powrót – uściślił król.
W bogato zdobionej sali z licznymi malowidłami i dekoracjami ściennymi pozostali tylko bracia Argenis. Laith dotarł do stołu i odsunął ciemne krzesło, szurając po eleganckiej, ciemnobrązowej, pastowanej podłodze. Spojrzał na świecznik ustawiony między daniami i uśmiechnął się, a płomień nieznacznie wzrósł.
– Widzę, że humor ci dopisuje – zauważył młodszy. – Czy chciałbyś mi o czymś powiedzieć bracie?
Keon wygiął usta w złośliwy uśmiech, krojąc sztućcami kawałek apetycznie pachnącego mięsiwa. Wsunął jego fragment do ust, przesuwając spojrzeniem po jasnym, lekko kremowym obrusie.
– Wiem, jak porozumieć się z Isterią – skomentował. – Zaoferujemy im dostawy pereł, które tak uwielbiają, a oni w zamian nie użyją swoich wojsk przeciwko nam w trakcie walk z Yanną. Ponadto mój młodszy brat wrócił z pola bitwy cały i zdrowy. Czy to nie dość powodów do radości? – zagadnął.
Latih prychnął, samemu unosząc kielich wypełniony winogronowym winem i wypił dość sporą jego część.
– Przestań pierdolić – sarknął młodszy. – Znalazłeś ją?
Jak zawsze w punkt. Dobre wieści jednak nie były jedynymi, jakie Keon musiał bratu przekazać.
– Nie do końca, ale wiem, że jest w stolicy – przyznał władca. – Przodkowie połączyli nas w trakcie Święta Snów.
Laith uśmiechnął się, pijąc kolejną porcję wina i samemu wsuwając do ust nieco mięsa. Czerwone oczy zdawały się lekko przygasnąć, zupełnie, jakby ich posiadacz zyskał spokój. Przymknął powieki.
– Cieszy mnie to bardziej niż ten martwy szczur, któremu odgryzłem łeb – przyznał.
Keon uniósł oczy ku sufitowi, na którym zawieszono kryształowy żyrandol. Nie było to samo szkło bądź liche klejnoty. W każdym elemencie igrało delikatne, ciepłe światło, przypominające niesforne ogniki.
– Nigdy nie rozumiałem, dlaczego tak naprawdę nie możesz znieść myśli o dziedziczeniu tronu – wyjawił. – To, co wczepiła w ciebie nasza matka...
– To nie ma znaczenia – uciął Laith, po czym ponownie zajął się spożywaniem posiłku.
Keon nie kontynuował tematu. Widział, nawet jeśli Krwawy Książę temu zaprzeczał, że kwestie Smoczej Żądzy były dla niego drażliwe. Po dziś dzień król rozmyślał o decyzji Ether. Królowa w chwili, gdy urodziła Laitha miała czwórkę dzieci, w tym jedno martwe. Był jej drugim synem i najwyraźniej chciała upewnić się, że w przypadku upadku starszego brata, okazałby się idealny. Dlatego wykorzystała jeden ze starożytnych artefaktów Orinii i połączyła z dzieckiem w swoim łonie ducha Smoczej Żądzy. Powiadało się, że w mistycznej klepsydrze miał spoczywać ogień, w którego gniewie Pierwotny Smok Ognia zakończył niezliczoną rzeszę żyć. Żar miał okazać się tak potworny i nieopanowany, że inne Pierwotne Smoki połączyły siły, aby go zamknąć. Wystarczyło, aby ktoś nosił przy sobie klepsydrę, a zyskiwał wielką siłę, ceną stania się agresywnym. Ether poszła o krok dalej. Wczepiła w niewinną istotę całą energię tego płomienia, a później, aby móc ustabilizować jego narodziny, powiła go na wulkanie w trakcie erupcji.
Moc Smoczej Żądzy uczynił Laitha gwałtowniejszym, dzikim i miłującym się w zniszczeniu dzieckiem, którego prędko okrzyknięto potworem. Później z racji jego bestialstwa na polu walki otrzymał przydomek Krwawego Księcia. Nawet oczy smoka były efektem tego, co mu uczyniono.
W pewien sposób Keon czuł się odpowiedzialny za to, że jego brata zepchnięto na tę drogę bez powrotu.
– Jak planujesz ją znaleźć? – zapytał niespodziewanie książę, kończąc pierwszą porcję mięsa.
Dłoń Keona drgnęła.
– Na razie będę obserwować i poślę szpiegów – przyznał. – Kwestia Demalis jest jednak nieco drugorzędna – dodał niechętnie. – Thanie skradziono broszkę, którą jej dałeś, a w zamian na jej łóżku położono kwiat phylio.
Czerwone oczy rozbłysnęły, a twarz ich właściciela wykrzywił nikczemny uśmiech.
– Znowu on? To już robi się nudne – parsknął.
Pomimo żartu, szczęka Laitha się zacisnęła. Keon napił się wina, odstawiając kielich z trzaskiem na stół.
– Należy poinformować o tym Pana Głębin i liczę, że zrobisz to osobiście. Nie chcę powierzać tego zadania posłańcowi – przyznał. – Phylio to kwiat, którego istnienia zakazano. Nie mi oceniać dlaczego, ale nie chcę, by wplątano nas w jakąś intrygę.
Laith westchnął.
– Byłem odpowiedzialny za dochodzenie, gdy Isra została ranna – mruknął niechętnie. – Nie odnalazłem powiązania między wybrykiem Verity a sukienką. Radgaweni też nie wydawali się w to zamieszani. To musi być sprawka kogoś innego.
Keon przymknął oczy, rozmasowując skronie. Kwestia Verity, najstarszej z rodzeństwa Argenisów, którą za oślepienie Isry skazano w Głębinach na śmierć, była skomplikowana. Oficjalnie była martwa, gdy w praktyce pozwolono jej żyć wraz z oblubieńcem w innych ciałach i z dala od dworu. Dziewczyna nie zaryzykowałaby powrotem i zniszczeniem swojego spokojnego życia. Radgaweni za to byli jednym z ważnych rodów Głębin, ale w ostatnich czasie borykali się z gniewem swojego pana. Laith też uważał, że nie było możliwości, aby maczali w tej sytuacji palce.
Kto więc to robił?
– Pozostawię z Thaną jednego z moich – rzucił Krwawy Książę. – I nie chcę słyszeć, że kurwa nie mogę. Ktokolwiek zbliżył się do komnat Thany, następnym razem może zabrać nie broszkę, a jej życie – zauważył, zaciskając szczękę.
Keon nie uważał tego pomysłu za zły.
– Pozostaje Esias i jego bezpieczeństwo.
Laith westchnął, opadając ciężko na krzesło. Słowa starszego brata pokazywały, że całości nie było końca.
– Ten zamek naprawdę mnie wykończy. Dopiero co wróciłem i zamiast spać, muszę babrać się w tym syfie. Nie mogą po prostu wyskoczyć skądś z nożem? Albo jakimś ogniem? Wodą? – zamarudził, pocierając twarz.
Keon prychnął.
– Jakby było to tak proste, potrafiłbym spokojnie spać – rzekł ponurym tonem, chociaż to miał być pewnego rodzaju żart.
» ✧ «
Demalis uniosła wzrok znad tacy, którą ułożyła na wolnej części biurka Kaisy. Widziała, że kobieta była zaniepokojona całą sytuacją. Tego dnia do stolicy wrócił Krwawy Książę i chociaż wątpliwe było, aby wszczął dochodzenie pierwszego dnia, to należało nastawić się, że w najbliższym czasie faktycznie zacznie przeszukiwać pałac. W końcu broszki wciąż nie odnaleziono.
Współczuła nadzorczyni. Nie tylko z racji cienia sympatii, który czuła wobec kobiety, ale i ciężaru, który na nią spadł. Kaisa wydawała się zmęczona, a jej starczy wygląd sprawiał, że Sora pragnęła odjąć jej trosk.
– Coś się stało, Esyld?
Nagłe pytanie wyrwało Yannijkę z zamyślenia. Pokręciła głową, odgarniając ciemne włosy za ucho.
– Nie, pani – zapewniła, widząc, że te słowa nieznacznie rozluźniły starszą smoczycę. – Zastanawiałam się...
Kaisa uniosła brew na ten wstęp. Demalis spuściła lekko wzrok, ukazując tym samym nieco zakłopotania.
– Mów wprost, dziewczyno – poprosiła starsza. – Dość mam słodkich słówek. Nic mnie nie razi bardziej niż to – zaakcentowała.
– Przepraszam, nadzorczyni – odparła potulnie Sora i słabo się uśmiechnęła. – Królewskie ogrody są wspaniałe i zastanawiałam się, czy nie mogłabym tam częściej pracować, a może nawet zostać tam oddelegowana na stałe – wytłumaczyła.
Krótko myślała nad tym, co powinna zrobić, aby znaleźć się bliżej księżniczki Thany. Prośba o służenie jej byłaby dość podejrzana w obliczu ostatnich wydarzeń. Niemożliwe również było, aby ktokolwiek oddelegował tam ją, początkującą. Nie zamierzała więc tego robić. Wpadła za to na inne rozwiązanie. Thana uwielbiała przebywać w królewskich ogrodach, więc zawsze była możliwość to wykorzystać. Trwałoby i niekoniecznie sukces byłby taki, jak naprawdę Demalis chciała, ale lepiej było poczynić choćby minimalnie kroki do przodu.
Pozostało sprawić, aby faktycznie stała się częścią pracującego tam personelu. Rozważała zwrócenie się z tą prośbą do Aronii, ale po czasie stwierdziła, że powinna wykorzystać inne dojście i to takie, które faktycznie mogłoby zaowocować.
Kaisa uśmiechnęła się słabo.
– Tak bardzo ci się spodobały? Po kilku tygodniach tam zdecydowanie chciałabyś od nich uciec – zauważyła żartobliwie, a następnie spoważniała. – Esyld, jaką mocą władasz? I w jakim stopniu?
Demalis zacisnęła usta, wiedząc, że musi stosownie dobrać odpowiedź. Ogień i woda były zbyt trudne do udawania, podobnie jak ziemia, ale... Powietrze brzmiało rozsądnie. Zawsze mogła machnąć i udawać, że powstały podmuch to wszystko, co potrafiła. Nawet jeśli skończyłoby się to upokorzeniem, to nie straciłaby przy okazji życia.
– Powietrzem, pani, ale nie jestem zbyt zdolna. Powiedziałabym, że mój talent jest wręcz ujemny – przyznała. – Jednak będę pracować za dwóch. Szybko się uczę, a z praniem radzę sobie coraz lepiej. Kucharze chwalą też moje ziemniaki i...
Umilkła, widząc, że smoczyca uniosła dłoń. Kaisa rozmasowała czoło.
– Wiem, że jesteś pojętna – zapewniła. – Czasami jednak do pewnych spraw potrzeba czegoś więcej niż determinacji.
Sora zagryzła wewnętrzną stronę policzka. Pokiwała głową w akcie zrozumienia. To nie tak, że nie chciała dyskutować, ale unoszenie się arogancją nic by nie dało. Musiała po prostu znaleźć inny sposób.
– Jednakże sądzę, że mogę odesłać cię do pomocy jednemu z ogrodników – rzekła ostatecznie staruszka. – Nadchodzi zima, a wojna coraz bardziej szerzy się na naszych ziemiach. Pomoc przy podlewaniu bądź nawożeniu nie będzie szczytem twoich marzeń, ale da ich namiastkę. W porządku?
Demalis nie zabrakło słów. W jednej chwili skłoniła się Kaisię i pokiwała głową. Staruszka nawet nie wiedziała, jak wiele coś takiego dla niej znaczyło. Nie, nie chodziło o ogród, ale to on był kluczem.
– Nigdy pani tego nie zapomnę, nadzorczyni – podziękowała.
Kaisa pokręciła głową, chwytając za pióro.
– No, a teraz zmykaj do pokoju. Śniadanie skoro świt – przypomniała.
↝ CDN ↜
Pisanie Laithem było dla mnie naprawdę przyjemną odskocznią. Kocham tego smoka, nawet jeśli z niego niezły wariat. Widzicie tutaj, jak Keon i Demalis pracują. Nie tylko nad sobą, ale i tym, co dzieje się w świecie.
I tak... Część Laitha powoli się kształtuje i będzie oficjalnie publikowana po tej ^^
Miłego dnia kochani!
Twitter: @___Mefi___
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 14.10.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro