Rozdział 28 Pierwszy dzień
☾ Rozdział 28 Pierwszy dzień ☽
Dzień dla służącej zaczynał się bardzo wcześnie, bo już przed wschodem słońca. Poranna pobudka była dla Demalis sporym wyzwaniem, ponieważ podczas toalety i przebierania się w uniform kilkakrotnie pomyliła guziki. Ubranie różniło się od tego stałych pracowników tym, że miało żółty kolor, a nie granatowy. Dzięki jaśniejszej barwie nikt nie mógł pomylić adeptek z doświadczonym personelem.
Ledwie zdążyła wyjść z pokoju na czas i ustawić się w rzędzie z innymi osobami. Wyprostowała się, czując, że jej ciało delikatnie się chwieje.
Tęskniła za pokojem, który został jej przydzielony. Pomieszczenie było niewielkie, z jednoosobowym łóżkiem, pod którym znajdowała się skrzynia na ubrania oraz małą szafeczką tuż obok, na której stał słoik z migoczącymi w środku ognikami. Podłoga była kamienna, podobnie jak ściana, na której znajdowały dwa kołki i wieszaki do przechowywania wyprasowanych strojów. Gdyby nie kwiecista poszewka, pokój byłby całkowicie ponury, zwłaszcza że nie miał okna. Mimo tej prostoty Demalis cieszyła się, że ma coś, co można było nazwać jej własnym miejscem. Było tam też o wiele wygodniej niż na ziemi bądź słomie, do czego musiała przywyknąć w trakcie podróży.
– Wyprostować się! – nakazała służąca w granatowym stroju. – Służycie rodzinie królewskiej, więc macie się godnie prezentować. Leniwe opuszczą ten zamek jeszcze dzisiaj, a więc jeśli chcecie tu zostać, dajcie z siebie wszystko. I słuchajcie bardziej doświadczonych, a co najważniejsze, ani ważcie mówić do szlachciców. Macie być nieuchwytne i ciche, aby nie burzyć ich porządku dnia – przypominała.
Cisza, która nastała po słowach służącej, była niemal namacalna. Demalis drgnęła, zrozumiawszy, co należy zrobić.
– Tak jest, pani! – odpowiedziała głośno i stanowczo, biorąc głęboki oddech.
Pozostałe początkujące służące spojrzały na nią zdziwione, a starsza służąca zbliżyła się do niej, stając naprzeciw i patrząc w oczy.
– Przynajmniej jedna osoba wie, jak należy się zachowywać – stwierdziła, machając ręką.
Z koszyka, który stał pod ścianą, wysypały się różne karteczki. Zaczęły wirować w powietrzu i wkrótce każda osoba w rzędzie otrzymała po jednej z nich. Demalis rozwinęła swoją, starając się nie zwracać uwagi na przenikliwe spojrzenia innych. Zamiast zastanawiać się nad możliwymi zazdrośnikami, była ciekawa, jak rozdzielono zadania. Czy było to całkowicie losowe, czy może kartki były jakoś oznaczone?
Pomoc w pralni.
Mycie podłóg.
Opiekun: Aronia.
Zadań było... naprawdę mało. Demalis uniosła wzrok, posyłając starszej kobiecie zagadkowe spojrzenie. Czy naprawdę czekały na nią tylko dwa obowiązki?
– Nie myślcie, że robiąc te dwie rzeczy, skończycie na dziś pracę. Wasi opiekunowie przekażą was dalej, tym razem na lekcje. Nie możemy pozwolić, abyście nie znały etykiety – dodała służąca, nie ukrywając swojego surowego tonu. W ten sposób marzenia prysły.
Demalis ruszyła za przewodniczką, przechodząc przez rozległe, kamienne korytarze, które stopniowo zmieniały swój wygląd na bogatszy i elegancki. W miarę jak szła, zauważyła, jak detale stają się coraz bardziej zdobne, a ściany zdobią wspaniałe gobeliny i portrety.
Kobieta w granatowej sukience co jakiś czas zatrzymywała się, aby wskazać, gdzie znajdują się poszczególne miejsca i nakazać pozostanie w nich osobom, które zostały do nich przydzielone.
Wkrótce, gdy mijała kuchnię, choć nie mogła jej zobaczyć, poczuła unoszący się zza drzwi zapach świeżo pieczonego mięsa. Jej żołądek jęknął z głodu, a gardło ścisnęło się w odpowiedzi na przyjemną, ale bolesną woń. Zorientowała się, że nie zjadła dotąd śniadania. Jej uwagę zwróciły także twarze innych początkujących służących, które zdradzały, że znajdowały się w tej samej sytuacji.
Pragnęła zapytać, ale się powstrzymała. Wątpiła, aby zamek chciał ich zagłodzić, a więc należało wywnioskować, że służba jadała później. Bądź wcześniej, a ona zaspała
Głód rozbudził umysł Demalis, przez co zaczęła chodzić bardziej wyprostowana i uważniej przyglądać się swojemu otoczeniu. Starała się zapamiętać, jak najwięcej szczegółów, aby w przyszłości bez większych problemów poruszać się po budynku. Na plus dla niej, znała już nieco to miejsce, chociaż jak dotąd nigdy nie widziała go z perspektywy dróg, którymi poruszała się służba.
Dopadła ją świadomość, że nawet swojego rodzinnego domu nie znała od tej strony.
– Pralnia – oświadczyła pracownica. – Kto dostał tu przydział, zostaje.
Przewodniczka nie była najprzyjemniejsza, ale dzięki temu smoki czuły wobec niej cień szacunku. W końcu była starsza, wiedziała więcej i najwyraźniej miała spory wpływ na to, czy w zamku pozostaną.
Demalis wystąpiła z szeregu jako pierwsza i bez cienia zawahania otworzyła drzwi, wchodząc do pralni. Wielkość pomieszczenia ją zaskoczyła. Nigdy nie przypuszczała, że miejsce, gdzie czyszczone są ubrania, jest tak wielkie.
Pomieszczenie miało kształt kwadratu, a jego ściany i podłogę wykonano z gładkiego, szarego kamienia. Nie wyróżniał się niczym. Naprzeciwko drewnianych drzwi z okrągłą kołatką, przez które to Demalis znalazła się w środku, znajdowało się ogromne palenisko, przy którym leżał trzymetrowy smok o jadowicie pomarańczowych łuskach. Jego brązowe oczy na moment łypnęły na wchodzące osoby, po czym rozwarł paszczę i chuchnął małym płomykiem w stronę drewna, które leżało w dole. Dym, dzięki kontroli stojącej obok bestii dziewczyny, uciekał przez szerokie okno, nie wpływając na stan powietrza w pomieszczeniu. Na palenisku stał za to gar, do którego unosząca się w powietrzu sługa wrzucał materiały.
Na lewo za to znajdował się kominek i dwa rzędy drewnianych mis, przy których klęczeli albo stali inni służący i oczyszczali ubrania z większych zabrudzeń bądź płukali je w wodzie o odpowiednim zapachu. To tam było najwięcej kałuż, które bez przerwy jakiś kontrolujący wodę smok zbierał do wiadra. Na prawo za to znajdował się długi, kilkumetrowy stół, na którym stały liczne kosze. Połowę stołu zastanawiały te z wyraźnie pomiętymi materiałami, a drugą pojemniki z czystymi bądź mokrymi tkaninami. Służący bez przerwy przychodzili i zabierali jeden z koszy, aby rozpocząć proces czyszczenia albo aby użyć niewielkich drzwiczek obok stołu i gdzieś wyjść. Najprawdopodobniej po to, aby rozwiesić mokre tkaniny bądź zdać czyste rzeczy.
W pomieszczeniu unosiło się wiele zapachów. Wyróżniały się fiołki, cytryna i wiśnie. Dziwna mieszanka aromatów była na tyle intensywna, że trudno Demalis było zdecydować, czy ją lubi, czy wręcz przeciwnie. Na pewno rozpraszała.
Wkrótce przed czwórką kobiet w żółtych strojach stanęła inna osoba. Miała czarne włosy, które spięła w kok. Jej skóra była jasna, a prawy bok szyi zdobiły trzy pieprzyki. Twarz była pokryta piegami, co nadawało jej wyglądowi kruchy i przyjazny charakter. Kobieta posłała grupie Demalis serdeczny uśmiech.
– Witajcie, miło mi was poznać – rozpoczęła, prezentując swój uśmiech. – Jestem Aronia i nadzoruję pracę w królewskiej pralni. Na kilka godzin będziecie pracować pod moim okiem – wyjaśniła. – Pozwólcie, że w skrócie opowiem wam, jak tutaj działamy – poprosiła, chociaż nikt nie planował jej przerywać. – Służące znoszą pranie, które zbierają z komnat. Ważne jest, aby nie mieszać zawartości koszy, bo te są podpisane, a to pozwala nam na usprawnienie prac – poinformowała nieco ostrzej. Następnie jej głos na nowo złagodniał. – Rano jedna z nas segreguje pranie według ważności, bo niektóre ubrania musimy uprać szybciej. Następnie każdy pracz bądź praczka bierze kosz i piorą ubranie ręcznie w misach. Po pozbyciu się zabrudzeń płuczemy rzeczy pod wodą, a następnie przekazujemy kosz w stronę kotła. Tam ubrania zanurzane są w płynie, który zmiękcza materiał dla wygody naszych panów. Po zakończeniu tego procesu kosz jest zwracany, ubrania ponownie płukane, ale tym razem już w zapachu. Zwykle ulubionym danego szlachcica, dlatego nie bójcie się pytać, bo osoby dłuższe stażem znają już upodobania panów, a wierzcie mi, żaden z pracowników pralni nie ma zamiaru ich drażnić.
Komunikat był długi, ale konkretny. Demalis doszła do wniosku, że najważniejszym etapem, którego nie mogła popsuć, było zachowanie danego prania w konkretnym koszu.
– Dobrze, chodźcie ze mną. Pierwszego dnia zajmiecie się składaniem prania – poinformowała Aronia.
Demalis przygotowała się już do zamoczenia rąk i stroju, a tu proszę, jednak nie dane było jej pochylać się nad miską i prać. Może i było to rozsądniejsze. Składanie prania ciężej popsuć, a do szat wielu szlachetnie urodzonych było przywiązanych.
Aronia ruszyła, a za nią osoby w żółtych strojach. Poprowadziła początkujących krótkim, kamiennym korytarzem. Minęli trzy pary drzwi, nim dotarli do ostatnich, czwartych, które po uchyleniu odsłoniły podwórze.
Była to część ogrodów, do których Demalis nigdy nie zaglądała. Przestrzeń otaczał pozbawiony kwiatów, wysoki na dwa metry żywopłot. Trawa była ładnie ścięta, a dookoła rozłożone zostały liczne sznury, na których zawieszono rozmaite i barwne ubrania. Przy każdej z suszarek stał kosz, który w niejaki sposób wskazywał na to, do kogo dane pranie należało.
Tuż przy wejściu znajdował się długi stół, przy którym siedział strażnik. Mężczyzna skrzywił się na widok służących, a Aronia delikatnie mu się skłoniła.
– Dlaczego nie używają ognia do szybszego suszenia tkanin?
Demalis nie miała pojęcia, kto zadał to pytanie. Cisza jednak sprawiła, że było ono dość słyszalne. Aronia przystanęła i zachichotała.
– Rzecz w kontroli, moja droga – rzekła służąca, bez problemu odnajdując adresata pytania. – Nie każdy smok jest tak wybitny, aby móc tak dobrze kontrolować płomienie. W zamku za to nie ma miejsca na błędy. Jeśli czujesz się dość pewnie, spróbuj, ale bądź gotowy na konsekwencje.
Głos Aronii był ciepły, ale niósł śladowe ilości ostrzeżenia.
– Dobrze – zaczęła opiekunka grupy. – Niech każdy z was podejdzie do jednego ze sznurów i złoży w kostkę stroje, które na nim wiszą. Pamiętajcie, aby trafiły one do odpowiedniego kosza! – przypomniała Aronia surowo. – Te właściwe stoją po lewej stronie.
Klasnęła, a smoki ubrane w żółte stroje podzieliły się. Kilka osób od razu podeszło do najbliższych sznurów, inni skierowali się dalej, a niektórzy wciąż stali, patrząc przed siebie otępiali. Do tej ostatniej grupy należała Demalis.
– Na co czekacie? – ponagliła Aronia.
Sora prędko ruszyła przed siebie, lekko zawstydzona tym, że nie drgnęła od razu. Powinna. Od razu wyczuła też ulotne spojrzenia, które niosły w sobie ślady kpiny. Oczekiwano od niej więcej, bo była wybrana przez główną nadzorczynię. Logiczne, że każde jej potknięcie będzie czujniej obserwowane.
Westchnęła, w końcu docierając do sznura. Ostatni raz rozejrzała się po miejscu, dochodząc do wniosku, że to najbardziej pusta przestrzeń ogrodów. Żadnych kwiatów. Tylko trwa, liczne sznury i żywopłot.
Zebranie prania brzmiało prosto. Demalis była przekonana, że nic nie mogło pójść źle. Dość spokojna ściągała różnokolorowe części garderoby i umieszczała w koszu. Jeden po drugim. W końcu zdołała tak opróżnić cały sznur i zadowolona ruszyła ku Aronii. Jednak gdy tylko postawiła kilka kroków, miała wrażenie, że coś jest nie tak. Inni pracownicy, nawet ci, którzy wcześniej zaczęli pracę, wciąż jej nie skończyli. Smoczyca niepewnie zerknęła w stronę własnego kosza, szybko odnajdując, w czym tkwił problem. Było jednak zbyt późno, aby móc go naprawić.
– C-Co...?
Aronii aż odebrało mowę. Pierwszy raz widziała, aby ktoś ściągnął ubrania ze sznura i po prostu wrzucił je do kosza, jak gdyby nigdy nic. Służącymi zwykle zostawali ludzie z gminu, więc wiedzieli, że dla przyspieszenia prac, najlepiej wszystko złożyć przy ściąganiu. Demalis nie miała o tym pojęcia.
– Ja...
Najgorsze w tym wszystkim był fakt, że sama nie miała pojęcia, jak się z tej sytuacji wytłumaczyć. Zacisnęła dłonie na koszu, słysząc za sobą cichy śmiech. Aronia za to przypatrywała się jej w szoku.
– W Resvolcie... robi się to inaczej – rzekła Demalis.
To było marne wytłumaczenie, ale jedyne, jakie posiadała i mogła udzielić. Aronia chwyciła się za czoło.
– Smoczy Przodkowie... – jęknęła.
– I ktoś taki ma być asystentem zarządczyni?
Pytanie padło od kogoś z pierwszego rzędu sznurów. Podszyte było złośliwością i kpiną. Demalis nie wiedziała, kto je wypowiedział, ale wiedziała, że zrobiła poważny błąd. Niby rzecz niedorzeczna, ale w jej sytuacji mogła ją pogrążyć.
Tylko nie dało się tej wiedzy nadrobić. Pochodziła ze stylu życia, który był dla Demalis siłą rzeczy obcy.
Spuściła głowę.
– Przepraszam, poprawię to – obiecała.
Aronia pokiwała głową, pokazując Demalis na stół. Pozostało wyciągnąć każde z ubrań, złożyć je i poukładać. W ciszy skierowała się we wskazane miejsce. Siedzący przy blacie strażnik, sarknął, ale nic więcej. I chociaż w tym odizolowanym miejscu zapanowała cisza, Demalis miała wrażenie, że i tak każdy się z niej w duchu śmieje. Sama by się śmiała, gdyby nie fakt, że to mogło ją wiele kosztować.
Smoczy Przodkowie, miejcie mnie w opiece.
↝ CDN ↜
Praca służącej to wcale nie taki łatwy kawałek chleba... Pierwszy błąd, pierwszy stres i pierwsze nastroje. No ale Demalis da sobie radę! Przynajmniej na pewno spróbuje... Zapowiadam, do jej zetknięcia z Keonem pozostało już naprawdę niewiele!
A co tam u was? ^^
Miłego dnia kochani!
Twitter: @___Mefi___
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 16.08.2024
Data opublikowania pierwszych poprawek: 24.09.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro