Rozdział 27 Kaisa
☾ Rozdział 27 Kaisa ☽
Strażnik przypatrywał się monecie Demalis dość długo. Dziewczyna zaczęła się stresować. Raz życie się do niej uśmiechnęło i zaraz zamierzało z niej zakpić? Przy swoim szczęściu naprawdę potrafiłaby w coś takiego uwierzyć.
– Czy mogę wejść? – odważyła się zapytać.
Nawet nie udawała swojego zakłopotania i zagubienia. To był ten jeden z nielicznych razów, gdy właściwszym było pozbawić się maski niż upierać się na jej utrzymanie. Czasami prawdziwe emocje były potrzebne.
Mężczyzna drgnął, gotowy przemówi, gdy na wszystkich padł cień. Demalis uniosła głowę, dostrzegając nad sobą parę lecących smoków. Wystartowały z pałacu, a sądząc po tym, jak były obładowane, niosły kosze z jedzeniem bądź zaopatrzeniem. Prawdopodobnie leciały w stronę jednego z garnizonów, dokładnie to tego, którego pozycję każdy powszechnie znał. Stamtąd z pewnością wszystko zostałoby rozdzielone i przewiezione do tajnych oddziałów. Sora wątpiła, aby w Orinii były skrajnie inne metody od tych, które stosował jej kraj.
– Nie gap się – skarcił strażnik, mrużąc oczy.
Sora spuściła głowę.
– Przepraszam.
Tłumaczenie jedynie by ją bardziej pogrążyło. Wolała skupić się na innej rzeczy.
– Mogę wejść?
Moneta została jej oddana, ale mężczyzna wciąż nie odpowiedział. Zmierzył ją spojrzeniem, a jego kolega zrobił już krok naprzód. Najwyraźniej odebrał to tak, jakby Demalis była kolejną z oszustów.
– Stój – powstrzymał go. – Dziewczyna może wejść. Szukałem po prostu powodu, dla którego Główna Nadzorczyni wybrała ją na swoją asystentkę – zdradził i prychnął. – Chętnie przekonam się o tym później, obca.
Asystentka? Główna Nadzorczyni? Demalis prędko połączyła fakty, rozumiejąc już, kim była staruszka. Smoczy Przodkowie naprawdę uwielbiali z niej drwić. Została wyróżniona, ale tego nie chciała. Przynajmniej umożliwiało jej to wejście do pałacu, gorzej, że teraz mogła stać się celem zazdrości.
Uśmiechnęła się, ignorując mniej przyjemny przytyk.
– Na pewno nie zawiodę, panie – odparła pewnie, może nawet nieco zarozumiale.
Jeśli pozwolisz wejść smokowi na głowę, chętnie to wykorzysta. Ona za to nie miała czasu na walki, musiała pokazać się, jako trudny przeciwnik już na początku. To odgoniłoby słabszych, gorzej, że przywiedzie silniejszych, z którymi bez mocy mogłaby sobie nie poradzić. Prawie prychnęła, rozumiejąc, że jest o krok od planowania wojny na podłożu pałacu. To było niewiarygodne!
Brama, przed którą stanęła, była wielka na sześć metrów i szeroka na cztery. Wykonano ją z rudawego metalu, który połyskiwał w blasku słońca. W tej postaci wyglądała dość wyniośle, ale gdyby przemienić się w smoka wrażenie stałoby się inne. Wtedy byłaby niczym marna przeszkoda, którą w większości przypadków dałoby się radę staranować siłą własnego ciała. Tak należało o niej myśleć, nie biorąc pod uwagę ledwie widocznych żłobień, po których krążyła magiczna moc. Moc smoków objawiała się poprzez ich wolę, a im większą miał ktoś kontrolę, tym większy potencjał mógł z siebie wykrzesać. Były też inne czynniki, które wpływały na potęgę danej osoby. Kolejną była umiejętność gromadzenia na raz energii, ten, kto radził sobie z tym lepiej, zawsze mógł przytłoczyć wroga natężeniem i mocą ataków. Jednak i tak utalentowanych w końcu musiało dopaść zmęczenie.
Demalis w zamyśleniu śledziła to, jak brama się rozwiera, odsłaniając pałacowy dziedziniec. Nie widziała go po raz pierwszy, ale teraz, czuła się całkowicie inaczej niż wcześniej.
Główna przestrzeń dziedzińca była wyłożona wielkimi płytami z jasnoszarego kamienia, który delikatnie lśnił w słońcu. Przy murach zamkowych rosły rzędy pięknych kwiatów, chociaż ich urok nie mógłby konkurować z pięknem królewskiego ogrodu. Mimo to ich lekko fiołkowa barwa dodawała przestrzeni ciepła i delikatności. Kwitły, chociaż niedługo nadejść miała zima, a to oznaczało, że roślinę wspierano smoczym darem. Ogrodnicy musieli stawać na rzęsach, aby podtrzymać ten efekt, a im bliżej było zimy, tym więcej sił należało na to poświęcić.
Z tego jednak słynął królewski pałac. Z faktu, że roślinność tutaj wydawała się zatrzymana w czasie.
Drogę do pałacowego wejścia zdobiły delikatne obramowania, które wiły się zgodnie z rozgałęzieniami. Na wprost był zamek, na lewo ogrody, a na prawo... Demalis nie potrafiła dostrzec, a również tego nie pamiętała.
Ruszyła naprzód, szybko docierając na środek dziedzińca. Odwróciła głowę, aby spojrzeć w stronę wielkiej, kamiennej fontanny. Miała formę wielkiego smoka, który szykował się do lotu, a z jego rozwartego pyska wypływała woda. Rzeźbiarz doskonale oddał napięte mięśnie i groźne spojrzenie. Oczy rzeźby zdobiły za to czarne kryształy, które hipnotyzowały dyplomatkę. W rezultacie prędko przestała zwracać uwagi na przejrzystą taflę wody, w której widniało jej odbicie. Tak obce, a jednak bliskie w ostatnich dniach.
– Chodź! No ile można czekać!
Podskoczyła, od razu ruszając w stronę wołającej jej służącej. Nim jednak do niej dotarła, skupiła się jeszcze na rogach dziedzińcu. Dostrzegła, że znajdują się w nich rzeźbione, kamienne ławki.
– Jak się nazywasz? – spytała służąca, gdy to Demalis już do niej dotarła. Wzrok kobiety był nieprzyjemny i surowy.
Sora wyprostowała się.
– Esyld, pani – odparła, wyciągając w stronę obcej swoją monetę.
Oczy służącej rozszerzyły się, ale nim zdołała się odezwać, ktoś położył jej dłoń na ramieniu.
Była to staruszka, której Demalis pomogła w karczmie i którą spotkała przed murami. Teraz jednak wyglądała inaczej. Stare, zużyte ubrania zastąpiono eleganckim uniformem – granatową, długą do kostek sukienką z białym fartuszkiem. Na piersi kobiety przypięto srebrnego smoka, który symbolizował jej pozycję wśród sług. W Yannie istniał podobny system, chociaż tam przypinka była złota i miała kształt herbu. Wciąż miała wychudzoną twarz, woskową cerę i białe, rzadkie włosy, ale i tak prezentowała się inaczej.
Sora pochyliła głowę w geście szacunku.
– Zostaw mi ją – nakazała staruszka, a druga służąca natychmiast zasalutowała i odeszła, umykając do wnętrza zamku.
Pozostały same, a jednak Sora nie zamierzała podnosić głowy. Jeszcze nie teraz.
– Podnieś głowę, Esyld. Nie gryzę – zapewniła łagodnie. – Za to biję miotłą, jeśli zauważę, że ktoś jest leniwy – ostrzegła surowo.
Kąciki ust Demalis nieznacznie się uniosły, gdy to podnosiła wzrok.
– Chodź za mną – poleciła staruszka, machając dłonią na znak, że pora była ruszać. – Zapamiętaj również. Jestem Kaisa Elemeri, nadzorczyni pałacowej służby – poinformowała oficjalnie, a następnie odwróciła się i ruszyła w stronę zamku. Nie była szybka, ale też nie tak wolna, jak mogłoby się sądzić z uwagi na jej podeszły wygląd.
Demalis pospieszyła za nią, nie chcąc zostać w tyle. Kątem oka śledziła wypływającą z fontanny wodę, chcąc nacieszyć się widokiem tak długo, jak byłoby to możliwe.
Obie kobiety weszły do zamku przez masywne, mosiężne drzwi. Oba skrzydła wykonano z metalu, który nosił ślady upływu czasu. Na jednym z boków widoczne były nawet ślady pazurów, dość niewielkich, więc mógłby je wykonać jedynie bardzo mały smok. Wrota mogłyby zostać wymienione, ale najwyraźniej władcy Orinii nigdy o tym nie zdecydowali. Wgniecenia, zarysowania i innego rodzaju uszkodzenia mogli traktować, jak dowody na to, że ich zamek nigdy nie został sforsowany. Demalis jednak szczerze wątpiła w to, aby jakiekolwiek wojsko czy wróg dostał się tak blisko pałacu. Symbole musiały zostać nabyte przez metal w innym miejscu, a tutaj tylko zamontowane, może lekko przed tym je przyozdobiono. Nie byłaby to bardzo dziwna i odległa praktyka, bo wielkie rody arystokratyczne w Yannie również to robiły. Kupowały podniszczone wrota, odrestaurowywały je i wstawiały jako wejście do swoich dworów, aby pokazać, jak są potężni.
Wnętrze pałacu było tak samo imponujące, jak je zapamiętała. Podłogę na parterze wykonano z marmuru, w którym obecnie igrało światło rzucane przez unoszące się dookoła płomyki ognia bądź świece. Ściany zdobiły bogato haftowane arrasy i obrazy przedstawiające poprzednich monarchów.
Kaisa nie zatrzymała się, prowadząc Demalis dalej. Wkrótce dotarły do długiego, mniej okazałego korytarza, w którym stała kolejka osób. Trwał przydział pokoi, a tęższa służąca wydawała przybyłym osobom polecenia. Po dostrzeżeniu przełożonej skłoniła się jej, nakazując zgromadzonym zrobić to samo. Kaisa skinęła im głową, a następnie spojrzała na Demalis.
– Przydzielą ci tu twój pokój. Słuchaj uważnie, co do ciebie mówią – nakazała i położyła dłoń na ramieniu młodszej smoczycy. – Dziewczyna, którą wybrałam na swoją asystentkę, nie może popełniać zbyt wielu błędów.
Ostrzeżenie rozumieć mogło się dwojako. Z jednej strony na pewno dotyczyło to pracy, a z drugiej tego, aby nie dać się sprowokować.
Demalis uśmiechnęła się lekko, kiwając na zgodę głową.
– Nie zawiodę cię, pani.
Kaisa odeszła. Demalis faktycznie nie zamierzała zmarnować zaoferowanej szansy. Nie tylko z powodu dobroci, ale przede wszystkim ze względu na samą siebie.
↝ CDN ↜
Demalis dotarła do zamku! Już wkrótce po raz pierwszy od dawna zetknie się z naszym udręczonym sytuacją królem. Powiem wam, że obecnie jestem nieco zakręcona. Bo tutaj premiera kochanego Pana Głębin, która ciągle mnie zaskakuje. Minęły niby dwa tygodnie, a ja wprost nie mogę uwierzyć, że już teraz tak wiele się dowiedziałam i tak wiele też od was usłyszałam. Zarówno miłych słów i rad. Uwielbiam was <3 I aktualizacyjnie, od października będę studiować psychologię.
A co tam u was? ^^
Miłego dnia kochani!
Twitter: @___Mefi___
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 07.08.2024
Data opublikowania pierwszych poprawek: 24.09.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro