Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 Airen i Aira

Rozdział 8 Airen i Aira 

Stali tak długo, a Keon nie pośpieszał swojej oblubienicy. Pozwolił jej płakać i powoli się uspokajać. Nie mówił, ale oferował ciepłe ramię i wsparcie. Demalis była mu za to wdzięczna, ale też czuła się winna i zagubiona. Nie wiedziała, co sama może mu dać. Nie potrafiła tak, jak on, postawić wszystkiego na jedną kartę. Bała się, ale nie tyle o siebie, ile o najbliższych.

– Mam dla ciebie niespodziankę – szepnął nagle Keon, przerywając tym samym ciszę.

Demalis uniosła głowę, lekko się rumieniąc z powodu bliskości. Różniło ich dziesięć centymetrów wzrostu.

– Niespodziankę? – powtórzyła.

Keon uśmiechnął się, odgarniając z twarzy towarzyszki zagubiony kosmyk. Palcem przejechał ukradkiem po pieprzyku pod jej prawym okiem.

– Naprawdę nie pamiętasz? – zagadnął, po czym parsknął. – Najwyraźniej nie tylko ja zapominam o własnych urodzinach.

Dziś był trzynasty dzień jesieni. Całkowicie zapomniała, że to jednocześnie data jej trzydziestych czwartych urodzin. Zwykle przypominał jej o tym brat, ale od wczoraj nie zawitała do domu.

– Wszystkiego najlepszego, Demalis.

Oczy Keona wydawały się błyszczeć. Ich brązowa barwa przywodziła na myśl orzechy. On pamiętał, choć nie musiał. Poczuła lekki wstyd. Po przydziale do Orinii poszerzała wiedzę bez troski, że ktoś uznałby to za niewłaściwe. Nie dotarła jednak do informacji na temat urodzin króla.

– Dziękuję – rzekła lekko zakłopotana.

Keon pokręcił głową, odsuwając się nieznacznie.

– Jeszcze mi nie dziękuj. Chodźmy – zaprosił, pokazując dłonią w stronę ściany.

Podszedł do powierzchni i użył tokenu, przykładając go do niej i szepcząc imiona tych, którzy chcieli użyć przejścia. Fakt przygotowań stał się dla kobiety jasny.

W tajnym przejściu było dość jasno, a ono samo przypominało dość wąski, kamienny korytarz.

Parę oblubieńców otaczała cisza, której nie było potrzeby mącić. W końcu było w niej przyjemnie. Mimo to Demalis ujęła nieśmiało palcami dłoń króla i od tamtej chwili szli, trzymając się w ten sposób. Drobny gest dodawał sytuacji intymności. Nie musieli się lękać spojrzeń innych, bo w przejściu nikogo poza nimi nie było. Wstyd również był niepotrzebny, a jednak obok mieli wrażenie, że ten drobny dotyk jest czymś ważnym. Nie potrafili się z tym obyć, dlatego woleli udawać, że nic się nie stało.

Głębiny stały się ich azylem. Miejsce, gdzie mogli pozwolić sobie na czułość, na to, aby zachowywać się jak para młodych, zafascynowanych sobą smoków. Było to czystą ironią losu, w końcu mieszkańcy Powierzchni uważali to królestwo za prawdziwe Piekło.

– Jesteśmy jak Airen i Aira – przemówiła nagle Demalis.

Keon przystanął, odwracając się ku niej. Po chwili namysłu skinął głową.

– Masz rację. Dla nich Głębiny również były wybawieniem – podsumował.

Szli dalej, ale oboje myśleli o tym samym. O historii Kochanków Głębin, parze, której miłość została potępiona przez świat. Airen był synem potężnego władcy, a Aira była niewolnicą pochodzącą z wrogiego klanu. Nie była jednak smokiem, a Dwunogiem. Zakochali się w sobie. Wiedzieli jednak, że ich uczucie nie zostanie zaakceptowane. Dlatego żyli w ukryciu. Co noc mieli spotykać się na skraju Głębin i pielęgnować swoją miłość. Ich szczęście się skończyło, gdy ojciec Airena odkrył romans i wpadł we wściekłość. Nakazał zamordować Airę, ale Airen na to nie pozwolił. Walczył z ojcem, po czym porwał ukochaną i pomknął w miejsce ich schadzek. Niestety, pogoń ich tam dopadła. Wtedy zakochani złapali się za ręce i runęli w ciemność, powtarzając słowa przysięgi.

– Airenie, ty jesteś moim sercem, jeśli cię stracę, nie ma sensu istnieć. Po wieczność będę twoja.

Keon przystanął, słysząc cytat, o którym właśnie zamierzał pomyśleć. To była dziwna synchronizacja, która mogła wyniknąć z ich smoczego instynktu i atmosfery. Król nie spojrzał na Demalis, która znalazła się o krok za nim. Nie wiedział, co powiedzieć.

Było mu ciepło i czuł się tak, jakby nie był otoczony kamiennymi ścianami, a stał pośrodku... lasu.

– Zdradzę dla ciebie mój klan, powierzę ci swoją duszę. Choć nasi Przodkowie zechcą nas zniszczyć, ja będę twoją tarczą. Po wieczność będę twoja – kontynuowała cicho kobieta.

Rozsądek krzyczał, twierdząc, że wcale by do tego nie doszło, ale serce Demalis w to wierzyło. I ona miała wrażenie, że zrobiło się cieplej, ale w odróżnieniu od Keona, nie czuła się jak w lesie, a jak na pustyni. Gardło się jej ściskało, a ciało drżało, gdy myślała o brązowych oczach i pięknym uśmiechu oblubieńca.

Echa wspólnej gry w Rictolę migotały w jej umyśle.

– Airo, ty jesteś moim życiem, honorem i przyszłością – zaczął nagle Keon, słysząc, że jego oblubienica wzięła głębszy oddech. – Nie interesuje mnie wola Przodków. Jestem gotowy znieść każdą trudność, byle na końcu móc zobaczyć twoją twarz. Jestem twoim mieczem. Na wieczność będę twój – szeptał.

Serce Demalis biło szybciej, a jej twarz pokrył delikatny rumieniec. Wpatrywała się w plecy Keona niczym zaczarowana i zastanawiała się, czy ich los również będzie tak tragiczny, jak tej pary. Airen i Aira byli dowodem na to, że miłość jest gotowa sprzeciwić się światu, ale kochankowie musieli za swój upór zwykle zapłacić. Legenda miała dwie wersje. W jednej zakochani odrodzili się po wiekach i byli ze sobą, w drugiej Przodkowie ich ukarali, dbając o to, aby nigdy nie mogli się ponownie spotkać.

W pewnej chwili Keon powoli się odwrócił, zaciskając nieco bardziej dłoń na tej kobiety. Spojrzał na nią i przybliżył o krok.

Teraz Demalis nie tylko widziała oczy, o których myślała, ale również czuła ciepło i zapach. Przyjemna, ale nieokreślona woń, która należała bezpośrednio do jej partnera, działała na nią jak melisa. Uspokajała, ale też mąciła w umyśle. Pragnęła znaleźć się bliżej, znowu go objąć, otoczyć jego ciepłem niczym kocem. Przełknęła ślinę, samej nie rozumiejąc swoich pragnień.

– Nie sądziłam, że będziesz umieć to zacytować... – wymamrotała, nie chcąc pozostawać w ciszy, bo ta zaczęła ją denerwować.

Oboje trapiło to samo. Paląca potrzeba wzajemnego ciepła.

To Keon wykonał pierwszy krok. Uniósł wolną rękę i opuszkami palców przesunął po kobiecym policzku. Był przy tym delikatny i wyraźnie niepewny. W końcu liczył się z tym, że może zostać odtrącony. To byłoby rozsądne.

Tylko Demalis nie potrafiła tego uczynić. Zbyt wielką ulgę poczuła, gdy znalazł się blisko niej. W tak małej przestrzeni obecność smoka była dla niej ogłupiająca, bo nie mogła się skupić na niczym innym. Zwłaszcza gdy już wcześniej doskwierały jej emocje.

Przegrałam, Keonie Argenis.

Teraz naprawdę nie potrafię od ciebie odejść.

Pamiętała jego deklarację z dnia, gdy mieli okazję porozmawiać po raz pierwszy po latach. Obiecał, że nie da jej odejść i stało się to faktem. Nie osiągnął tego siłą, przemocą, czy perswazją. Sprawił, że zafascynowała się nim dzięki temu, że był szczery. Chciała być bliżej, poznać go bardziej i... Może nawet w przyszłości się w nim zakochać tak, jak jej matka kochała ojca.

W obecnych okolicznościach gryzło ją jedno. Brak jej własnego wkładu. Dawała królowi prawo do tego, aby działał, ale to on tylko coś poświęcał, czynił i powoli przesuwał granice ich relacji. Doprowadził ich tutaj i zrobił to bez jej pomocy. To ją irytowało i złościło. Teraz gdy już przepadła, nadszedł moment, aby wykonała krok. Dlatego zbliżyła się i dotknęła policzka króla. Głaskała go po nim, przesuwając palce w zamyśleniu.

Zapragnęła przesunąć granicę, a głos w jej głowie pobudzony okolicznościami i atmosferą, podsuwał jej rozmaite pomysły. Wpatrywała się w usta smoka, czując pieczenie na własnych, więc w końcu lekko się uniosła i go pocałowała. Zrobiła to bardzo delikatnie, nieśmiało i bez oznak jakiegokolwiek doświadczenia. Zapragnęła tego, więc instynkt sprawił, że po to sięgnęła.

Keon na chwilę zamarł, by po chwili włożyć w gest swoje uczucia i siłę.

Demalis została lekko przyparta do kamiennej ściany. Król Orinii podczas pocałunku chwycił ją za podbródek. Smoczyca wplątała dłoń w jego włosy, drugą wciąż utrzymując na policzku.

Obojgu opanowała ekstaza i wolność. Bliskość partnera była inna, zwłaszcza w akompaniamencie przyjaznych uczuć. Keon i Demalis czuli ogarniające ich ciepło i nie chcieli się od siebie odsuwać.

W końcu byli w domu.

Upływ czasu był dla nich niezauważalny. Całowali się, odsuwali, aby spojrzeć sobie w oczy i ponownie łączyli swoje usta. Nic więcej. Żadne z nich nie przekroczyło kolejnej granicy. Nie było takiej potrzeby, bo to nie pożądanie mąciło im w głowach, a pragnienie bliskości i zjednania. Subtelnego.

Nadszedł jednak moment, gdy odsunęli się od siebie. Nie dyszeli, ale ich oddechy były szybsze, a z spojrzeń zniknęła wcześniejsza pewność. Odsunęli się od siebie bez słowa, moment stali przy ścianach, a następnie ruszyli dalej. To Keon drgnął pierwszy, a Demalis odruchowo za nim podążyła.

Do miejsca docelowego zostało jeszcze kilka minut wędrówki.

Szli w ciszy, a po kilku krokach Keon sztywnym ruchem ujął palce Demalis. Żadne z nich nie miało słów, które mogłyby opisać zaistniałą sytuację, ale każde rozumiało jej znaczenie. Stanowiła początek nowego działu w ich życiu i relacji.

– Jesteśmy – rzekł lekko ochrypłym tonem Keon i puścił kobietę.

Demalis wyszła z tajnego przejścia i się rozejrzała. Uśmiechnęła się, zagryzając wargę. Obyło się bez łez, krzyków, ale wyraz jej oczu nie kłamał. Była oczarowana tym miejscem, co tylko wywołało uśmiech na twarzy obserwującego ją króla.

Zakochała się w zawieszonych kryształach i wodnej toni.

– Sam to przygotowałeś? – zagadnęła.

Keon skinął głową.

– Skąd wiedziałeś o tym miejscu? – dopytała.

Sama była w wielu lokalizacjach Głębin, ale nigdy nie przypuszczała, że w pobliżu zamku znajduje się tak czarujące jezioro.

– Od mojego ojca – odparł, całkowicie obalając przewidywania Demalis. Sądziła, że to była sprawka Isry.

Keon ruszył przed siebie, podchodząc do koca i podniósł opakowanie z prezentem. Za chwilę z nim wrócił.

– Wszystkiego najlepszego.

Podarunek znajdował się w czarnej, płaskiej skrzyneczce z przesuwanym wiekiem. Na pierwszy rzut oka wyglądała niepozornie. Jednak ten, kto zajrzał do środka, wiedział, że było to pudełko na biżuterię. Środek wyłożono czerwonym jedwabiem i to właśnie na nim leżała subtelna bransoletka. Błyskotka była regulowana i wykonana z białego kruszcu, którego nazwy Demalis nie znała. Zdobiły ją gładkie, w kształcie koła, brązowe i ciemnozielone kryształy. Było ich w sumie cztery, po dwa każdego koloru. I choć Sora przekonana była o niebotycznej wartości materialnej przedmiotu, widziała, że twórca stanął na rzęsach, aby to ukryć.

– Jest śliczna – stwierdziła, delikatnie się uśmiechając. – Dziękuję.

W życiu otrzymała wiele prezentów i z wielu była zadowolona, ale ten od razu zdobył szczególne miejsce w jej sercu.

Ciekawa była twórcy tak schludnego, a przy tym skromnego przedmiotu. Niewielu mistrzów miało taki styl, a niestety, wątpiła, aby Keon znał małego rzemieślnika. Dlatego zamknęła pudełko i obejrzała je. Nie widząc żadnego oznakowania, przyjrzała się wnętrzu.

– Kto ją wykonał? – spytała w końcu, nie będąc w stanie niczego znaleźć.

Keon uśmiechnął się lekko.

– Ja.

Umilkła, zerkając w stronę biżuterii z niedowierzaniem.

– Ty? Od kiedy król Orinii jest również jubilerem? – zagadnęła, po czym przymknęła oczy. – Coraz bardziej mnie zaskakujesz.

Argenis roześmiał się.

– Pozwolisz, że pomogę ci ją założyć? – zagadnął, wyciągając dłoń.

Demalis nie odpowiedziała, a Keon nie widząc oporu, samemu ujął rękę kobiety i poprowadził ją w stronę brązowego koca. Wkrótce oboje na nim usiedli, a król delikatnie umieścił bransoletkę na lewym nadgarstku towarzyszki. Kobieta śledziła każdy jego ruch i nie mogła nic poradzić na to, że jej serce ponownie zaczęło nieco szybciej bić.

– Dziękuję – szepnęła.

Wpatrywali się sobie w oczy, w głowie mając wspomnienia niedawnego pocałunku. Nagle Keon odwrócił się, wpatrując w jezioro.

– Mój ojciec bardzo kochał matkę. Myślę, że ona również go kochała – przyznał nagle.

Demalis nie spodziewała się, że zacznie taki temat.

– Nie była dobrą rodzicielką. Ściągnęła na mnie i moje rodzeństwo wiele katastrof, ale sądzę, że potrafię ją teraz nieco lepiej zrozumieć. W końcu wiele z tych rzeczy prawdopodobnie robiła dla dobra swojego męża. Popełniała błędy, bo się bała. I ostatecznie tym, czym chciała króla wspierać, tym właśnie go raniła.

Keon przymknął oczy, odchylając się do tyłu i wkrótce położył się na kocu.

Demalis zacisnęła usta.

– Moi rodzice byli jak ogień i woda – zaczęła cicho, przełykając niewidzialną gulę w gardle. Krok za krokiem. Musieli otwierać się na siebie powoli, ale skutecznie. – Tata był znanym wojownikiem, a mama nienawidziła przemocy. Choć Yanna zezwala mężczyzną na posiadanie haremów, mój ojciec cenił jedynie ją. Mój brat, Casper, jest taki sam dla swojej żony – przyznała i zacisnęła usta.

Nie potrafiła powiedzieć więcej. Dusił ją ból wspomnień, bo nigdy nie pogodziła się ze śmiercią rodziców. Niespodziewanie poczuła na swojej dłoni coś większego i cieplejszego.

– Oboje mamy ciężary, które zrzuciło na nas życie. Wierzę, że nadejdą dni, gdy będziemy mogli je ze sobą współdzielić – wyznał.

Demalis nie była w stanie na niego spojrzeć, ale szczerze dzieliła z nim to marzenie. Przekroczyli tak wiele lini i zaczęli iść po tym polu walki razem. Szli, wiedząc, że na końcu ich drogi czekać może ich upadek bądź triumf.

Teraz jednak czekał na nich widok przepięknego jeziora i cisza, którą się delektowali. Mogli, bo to nie zawsze słowa były najistotniejsze.

↝ CDN ↜

Airen i Aira... Cóż za tragiczna para... Za to Demalis i Keon to moje dwa słodziaki. Uwielbiam nimi pisać i nawet nie wiecie, jak mnie cieszą ich interakcje. A będzie ich więcej. 

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 23.01.2024

Data publikacji pierwszych poprawek: 23.08.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro