Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49 Nie pozwolę ci żałować

☾ Rozdział 49 Nie pozwolę ci żałować ☽

Ból mieszał się z poczuciem słabości. Demalis leżała na brzuchu, bo tak też ustawili ją ostatecznie medycy. Nie wiedziała o tym i nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Nim otworzyła oczy, pojęła jedynie, że jest na czymś miękkim, ale strasznie boli ją noga, okolice lewej strony pleców i ramię. Zadawała sobie wiele pytań, ale umysł nie chciał z nią współpracować. Zamiast tego milczał, a ciało zachęcało do dalszego snu.

W marzeniach nie było cierpienia, problemów i wyborów. Wszystko kształtowało się z sercem właściciela i było spokojne, idealne, wręcz sielankowe. Jakaś jej część chciała dać się temu pochłonąć, ale druga zachęcała do ruchu i działania.

Dryfowała od jednego stanu w drugi, poruszając powoli obolałym ramieniem i otwierając ostatecznie oczy. Ostrość obrazu poraziła ją, więc prędko zamknęła powieki, ale zaraz ponownie je uniosła.

Była w komnacie o bladozielonych ścianach i leżała w pościeli o tej samej barwie. Wyczuła ostry zapach leków i dotarło do niej, co miało miejsce.

Chciała sprawdzić tajne przejście, a została ciężko rana. Drgnęła, pragnąc się podnieść.

– Medycy będą przeszczęśliwi, jeśli znowu otworzysz swoje rany – rzucił sarkastycznie znany jej głos.

Demalis nie widziała Laitha, ale wiedziała, że to był on. Przełknęła ślinę, nawilżając suche gardło i ponownie ułożyła policzek na miękkiej poduszce.

– Wasza wysokość...? – szepnęła. – Przepraszam, że nie mogę wstać.

Może to oszołomienie spowodowane wybudzeniem sprawiło, że zachowywała się tak dziwnie. Nie potrafiła prędko powiązać wątków, a niepokój wyparował. Krwawy Książę za to przysunął krzesło tak, aby znalazło się tuż przed nią i zasiadł na nim. Demalis zamknęła oczy, dostrzegając czerwień jego tęczówek.

Wydała się jej zbyt jasna i nieprzyjemna.

– To obecnie twój najmniejszy problem – podsumował. – Więc? Co ci się przydarzyło, Esyld?

Sama miała wiele pytań, ale w obecnej pozycji była daleka od prawa zadawania ich. Nie otwierając oczu, zdecydowała się odpowiedzieć ogólnie.

– Zostałam zaatakowana.

– Też mi odkrycie – parsknął. – Dlaczego i kto cię ci to zrobił?

Powtarzała sobie, że musi się skupić, ale udręczony umysł nie chciał zebrać się w sobie. Przełknęła ślinę, przedłużając tym samym czas.

– Nie wiem – odpowiedziała.

Domyślała się, ale nie miała pewności. Nie mogła też powiedzieć, dlaczego naprawdę znalazła się w tamtym miejscu, a była pewna, że książę wie, co powiedziała karczmarzowi.

Laith milczał, a Demalis odważyła się w końcu otworzyć oczy. Spojrzała na czarną koszulę i spodnie, jakie nosił, bo nie chciała patrzeć na jego ślepia.

– Byłaś nieprzytomna cztery dni. Lekarze twierdzą, że twoje ciało o wiele dłużej się regeneruje, a jednak nie znaleziono w nim trucizny. Schorzenie rodzinne?

Pytanie było dziwne, a Demalis miała ochotę wprost zapytać o to, w co też ten smok grał. Nie miał prawa...! Miał. Po chwilowej złości spłynął na nią spokój. Była osłabiona, zmęczona i pozostawiona z nim sam na sam. Nie czuła się dobrze, a sytuacja nie pozwalała jej być całkiem trzeźwą. Może nawet to otępienie było efektem leków.

Może. Nie była pewna, ale za to wiedziała, co powinno być przyczyną spowolnienia regeneracji. Wyczuwała, że wciąż ma na szyi zegarek, więc nadal była Esyld. W tym wyglądzie jej dar był zablokowany, a bez dostępu do niego ciało było słabsze. Wśród smoków moc decydowała nawet o tym, jak szybko goiły się twoje rany.

– Pierwszy raz w życiu zostałam tak ciężko ranna, wasza wysokość.

– Mówisz, że dopiero teraz naszło cię zwiedzanie podejrzanych alejek nocą?

W punkt. Demalis musiała doskonale przemyśleć swoją odpowiedź, ale wiele rzeczy działało na jej niekorzyść. Niestety.

– Chciałam pospacerować, wasza wysokość. Przed zamkiem nie miałam okazji dobrze zwiedzić stolicy.

Laith dotknął podbródka Demalis, sprawiając, że ta została zmuszona spojrzeć mu w oczy.

– Jestem przekonany, że Sameria ma ciekawsze miejsca do odwiedzenia niż zaułki na jej obrzeżach. Czego tam szukałaś? – zapytał, nie puszczając.

Czerwień jego oczu zdawała się atakować duszę, a na osłabionej kobiecie wywoływało to o wiele większe wrażenie.

– Niczego, mój panie – zapewniła cicho.

Laith pokręcił głową, puszczając jej podbródek i oparł się o krzesło, wyginając głowę nieco do tyłu, aby móc spojrzeć na sufit.

– Nie mam ochoty bawić się w berka, Demalis.

Zamarła, a po jej ciele przeszedł nieprzyjemny, lodowaty dreszcz. Ból zszedł na drugi plan, bo był niczym w obliczu paniki. To kiedyś miało nadejść, ale nie w ten sposób i nie tak szybko. Nie miała nad tym kontroli i była bezbronna, więc tym bardziej czuła się gorzej. Zacisnęła palce na kołdrze.

– Nie wiem-

– Skończ – przerwał. – Nie umniejszaj swojej i mojej inteligencji, próbując udawać, że wcale nie jest tak, jak powiedziałem. Podejrzewaliśmy to już od jakiegoś czasu. Liścik w ulubionym miejscu mojego brata? Nietuzinkowy wygląd i brak zainteresowania chwałą, jaką przynosi opieka nadzorczyni? Do tego twoje oddanie pracy. A na danie główne, atak w alejce niedaleko miejsca, gdzie widziałem cię po raz ostatni – wymieniał, prostując się i wracając spojrzeniem do jej oczu. – Wielu oszukałaś, ale nie mnie i mojego brata, mała dyplomatko. Zbyt wiele przeszliśmy, aby nie zwrócić uwagi na te rzeczy.

Demalis zagryzła wargę.

– A teraz zamierzasz milczeć? – zakpił. – Lepiej byłoby, jakbyś jednak coś powiedziała. Pamiętam dzień, gdy dałem ci wybór, a kilka godzin później już twoi kompani wyciągali cię z lochu. Pewnie przyjęto cię jak bohaterkę, a jednak tutaj wróciłaś. Chcesz dokończyć dzieła? – zagadnął surowo.

Nie.

Nigdy nie chciała go skrzywdzić.

Miała ochotę to wykrzyczeć, ale w tonie i aurze Laitha było coś takiego, co sprawiało, że straciła dech.

– Śmierć to słaba przykrywka, jeśli planujesz zamach na własnego oblubieńca. Zresztą, wcale nie byłaby ci potrzebna, chyba że chciałaś w ten sposób zerwać więzi z Isrą. W końcu dotąd witałaś też w Głębinach, a moja siostra z pewnością chciałaby wiedzieć, dlaczego to zapragnęłaś zgładzić Keona.

Oskarżał ją na każdym kroku, prowokował i robił to niezwykle dobrze. Demalis czuła coraz większe oburzenie i pomimo ran, podniosła się na ramionach. Syknęła, czując, jak rwie ją skóra w rannych miejscach. Powoli się obróciła i usiadła, oddychając ciężko.

– Zamknij się – syknęła.

Nie była w tej chwili rozsądna. Złość, prowokacja i żal przysłoniły jej rozum. Była obrzydzona, gdy w Yannie jej gratulowano, bała się podczas podróży i gubiła w tym, co zrobi po dotarciu do stolicy Orinii. Teraz słuchała oszczerstw, które godziły w jej serce. Nie była krystalicznie czysta, ale w życiu nie naraziłaby własnego oblubieńca. Nie posiadała skłonności samodestrukcyjnych i nie chciała wieść życia wypełnionego cierpieniem. Przecież dążąc do śmierci Keona, tak naprawdę zabiłaby też część siebie, swoją duszę. Przodkowie połączyli ją z Argenisem i uważała tę więź za świętą.

Tak, jak jej ojciec własną.

– Nic nie wiesz, o tym, co przeszłam i co mnie spotkało. Nic! – syknęła. Rana na jej ramieniu na nowo się otworzyła, a stare plamy po krwi nabrały na nowo czerwieni. – Nigdy w życiu nie zamierzałam skrzywdzić twojego brata. Wykorzystano mnie i tak, powinnam to przewidzieć, jeśli posłano mnie na przeszpiegi, ale... Yanna to moja ojczyzna. Spędziłeś lata walcząc za Orinię, a ja w tym czasie starałam się robić, co mogłam dla swojego kraju. Mam tam rodzinę. Naprawdę sądzisz, że tak łatwo jest wybrać, gdy wiesz, że twoja decyzja może zniszczyć ciebie albo twoich najbliższych? – mówiła, a pod koniec jej głos się załamał. Demalis rozpłakała się, a spływające po twarzy łzy starała się zetrzeć.

Nie chciała, aby Laith się im przyglądał.

– Otworzyłaś swoje rany.

Nie takiej reakcji oczekiwała. Spojrzała na niego i pokręciła głową, cicho się śmiejąc.

– To nie ma znaczenia, bo przecież...

Nawet nie wiedziała, co chciała powiedzieć. Starała się przenieść ciężar ciała bardziej na zdrowe ramię, czując, że ból staje się coraz silniejszy, a jej samej kręci się od tego w głowie. Laith sięgnął do niej ręką, chcąc zmusić do położenia się i nie był przy tym delikatny. Wyczuwając, że się opiera, naciskał na nią bardziej. W końcu na nowo leżała tak, jak na początku. W tym czasie do pokoju ktoś wszedł, a ona nie widziała kto.

– Laith, nie mogłeś zrobić tego później? – skrytykował surowo.

Nawet pomimo zamroczenia pojęła, kto zjawił się w pomieszczeniu. Lekko się napięła, zamykając oczy. Po kolei spełniał się każdy z jej koszmarów, a jej brakowało sił, aby się z tym zmierzyć.

– Teraz przynajmniej gada szczerze – uznał Krwawy Książę i wstał z krzesła. – Opatrunki na nowo są do wymiany. Mała dyplomatka jest zbyt ruchliwa – mruknął.

Słyszała kroki Keona, którego sylwetka w końcu pojawiła się obok księcia. Nawet nie zauważyła, że otworzyła wcześniej oczy i teraz mogła przypatrywać się brązowym, eleganckim spodniom swojego oblubieńca.

– Zostaw nas samych – rzucił król do brata, ale Laith ani drgnął. – To rozkaz – dodał.

Krwawy Książę ciężko westchnął, przeczesał czarne włosy dłonią i się odsunął.

– Nie piekl się tak, dowiedziałem się na razie dość, chociaż nie skończyłem – zaznaczył, a sylwetka Keona wydawała się dziwnie rozluźnić.

Demalis nie pojmowała, co mogłoby być tego powodem. Słowa Laitha? Ale... Zacisnęła usta, chcąc poruszyć ręką, ale gdy tylko drgnęły jej palce, poczuła, jak powietrze naciska lekko na jej ciało.

Nie było opcji się ruszyć, gdy pilnował cię smok z takim poziomem opanowania własnej mocy.

– Nim tylko wyjdę, powiedz, szczerze, co zaszło w zaułku.

Głos Laitha był tak samo poważny, jak na samym początku. Teraz jednak było łatwiej, bo nie widziała jego twarzy i przerażających ślepiów.

Mogła mu powiedzieć, podobnie, jak napisała w liściku o skrytce szpiegów, ale miała swoje obawy. Nie wiedziała, jakie konsekwencje przyniosła tamta informacja, czy kogoś schwytano, czy też nie, a teraz...

Powinna to zrobić.

– Chciałam sprawdzić, czy przejście, którym wyprowadził mnie Sion, dalej jest aktywne – wyznała cichym głosem.

Keon usiadł na krześle, a ona dostrzegła, że jego ręka zadrżała, jakby się przed czymś powstrzymał. Pewna część niej chciała wierzyć, że pragnął jej dotknąć.

– Kontynuuj – zachęcił spokojnym tonem król.

Zakuło ją w sercu. Ta trudna rozmowa zdecydowanie miała jeszcze swoje potrwać.

– Wtedy się zawaliło, ale pomyślałam, że osoba z odpowiednimi umiejętnościami mogłaby je uruchomić na nowo – wytłumaczyła. – Znalazłam się dość blisko tamtej okolicy i ktoś tam był. Rozmawiał, ale nie rozumiałam za wiele. Później inna osoba mnie zaatakowała.

Zdawanie tego raportu kojarzyło się jej z każdym razem, gdy to wracała z podróży dyplomatycznej i rozmawiała z Fasco, który poza opiekowaniem się nią i dawaniem wskazówek, był również jej przełożonym. To on zawsze słuchał i przekazywał to, co powiedziała dalej.

– Wiesz, gdzie dokładnie jest to miejsce? Okolica? Coś charakterystycznego? – Laith bez wahania wtrącił się do rozmowy, zadając pytania, na które odpowiedzi pilnie potrzebował.

Demalis zacisnęła usta.

– Nie, polegałam na znajomych sobie szczegółach...

– Z zasadzką więc sobie poczekam, aż wstaniesz na nogi – podsumował znudzony. – Dobra, nie patrz tak na mnie, bracie, już wychodzę – dodał, wzdychając.

Po tych słowach w pokoju rozniosły się kroki, a następnie drzwi cicho trzasnęły. Zapanowała cisza, a Demalis wciąż nie miała odwagi spojrzeć na twarz Keona. Zastanawiała się gorączkowo nad tym, o czym ten myślał i gubiła się we własnych pomysłach. Docierało do niej też, że nieco zbyt bardzo wybuchła przy księciu.

– Obiecałaś mi wszystko wytłumaczyć – przypomniał spokojnie, a serce Demalis zamarło.

Miał rację. Zastanawiała się, czy milczy, bo czeka na jej opowieść, a może jest wściekły? Zacisnęła usta, zmuszając się do spojrzenia wprost na królewskie oblicze. Poczuła w sercu ten sam ciężar, co zwykle i zamarzyła, aby dotknąć jego dłoni, poczuć choćby ulotne ciepło, aby nabyć pewności, że tutaj był.

– Nie chciałam... tamtego – odparła szczerze, chcąc znowu się podnieść. Opowiadanie w takiej pozycji uważała za dość niewłaściwe, ale nim zdołała cokolwiek zrobić, znowu poczuła nacisk powietrza.

– Leż – nakazał. – Nie pogarszaj jeszcze bardziej swojego stanu.

W tej chwili ton króla był ostrzejszy. Złościło go bardziej to, że mogła być ciężej ranna niż fakt tego, co się dokonało? Nie obcowała z nim przez jakiś czas, więc chyba zapomniała, że Keon Argenis od zawsze ją zaskakiwał. I to zwykle pozytywnie.

– Lucius wysłał mnie na przeszpiegi – wyjawiła. – Donosiłam mu o różnych rzeczach, ale nigdy nie o wszystkim i nie zgodziłam się na to, aby cię otruć. Nie myślałam za dużo o jego prezencie, bo miałam na głowie wiele rzeczy. Nie chodzi mi tu o pracę, a ciebie i moją rodzinę. Nawet, teraz gdy donosiłam o skrytce albo zmieniałam treść pozostawionych przez szpiegów wiadomości, bałam się, że skażę na śmierć mojego brata. Nie mogłabym z tym żyć – wyznała, mówiąc wszystko bez jasnego składu. W oczach zamigotały jej łzy, które starła zdrową ręką. – Sion zmusił mnie do opuszczenia Samerii, a później pilnował, abym zawsze była obok. Bałam się, a gdy wróciłam do Yanny i każdy mi przyklaskiwał, czułam się podle. Casper... Spowodował pożar i wysłał mnie za granicę nim wojna rozgrzała na dobre. Chciałam tu wrócić, a on mi na to pozwolił, wiedząc, kim dokładnie jesteś. Ja...

Zamilknęła, chcąc zapanować nad łzami, których z każdą chwilą coraz bardziej przybywało.

– Ciągle myślę o tym, co spotka moją rodzinę, ale nie potrafię też trzymać się od ciebie z daleka. Błagam cię – szepnęła i gdyby nie naciski powietrza, naprawdę by usiadła i chwyciła za jego szatę. – Błagam, nie niwecz mojego przebrania. Jeśli chcesz mnie ukarać, zgodzę się na wszystko, tylko nie mów światu, że Demalis Sora żyje – prosiła.

Oddech kobiety nieznacznie przyspieszył, a jej ciało oblał zimny pot.

– Z powodu moich wyborów zginął mój ojciec, a później rozpacz odebrała mi matkę. Mój brat to kaleka, a ja... Ja... – szlochała.

Nie potrafiła myśleć o swoich słowach, mówiła za dużo, wylewając też strach i oskarżenia, które trzymała w swoim sercu. Uważała się za winną śmierci Adonisa, kalectwa Caspera i smutnego odejścia Quisaris. Czuła się tak, jakby jej szyję oplótł gruby sznur stworzony przez wszystko, co w sobie dusiła.

Znajdowała się w coraz ciemniejszym miejscu, gdy to nagle na jej oczach spoczęła dłoń. Łzy od razu ją zbroczyły, a brzęczenie w uszach ustało. Sam dotyk Keona działał na nią kojąco, ale w tej chwili czuła się z nim, jak mały kotek.

– To nie była twoja wina, Demalis. Byłaś dzieckiem, a wojska Yanny znalazły się wtedy w trudnym położeniu – tłumaczył delikatnie. – To cię nie przekona, ale zapewniam, że szanuję życia twoich najbliższych i rozumiem twój strach. Oddychaj – poprosił.

Może właśnie tego potrzebowała. Szczerych i spokojnych słów, którymi ktoś pragnąłby ją wesprzeć.

Posłuchała, starając się oddychać spokojniej. Cisza trwała, póki nie przełknęła śliny i nie zdecydowała się jej przerwać.

– Dziękuję – szepnęła.

Keon zabrał rękę, a wtedy też ujrzała ponownie jego twarz. W oczach smoka widać było zadumę.

– Chciałbym, abyś została przeniesiona do mojej świty – przyznał, a gdy Demalis otworzyła usta, kontynuował. – Wiem jednak, że się nie zgodzisz. Uznasz to za zbyt wielkie ryzyko i niestety, muszę się z tym zgodzić. Na zamku wzbudzasz wiele emocji – podsumował. – Zegarek, który nosisz, podtrzymuje twój wygląd za cenę mocy, żywi się nią, prawda?

Potrząsnęła zgodnie głową.

– Poproszę medyków, aby opatrzyli twoje rany, a po tym chcę, abyś go ściągnęła. Strażnicy upewnią się, że nikt nie wejdzie do pokoju – objaśnił.

Wyglądało na to, że wszystko zaplanował. Demalis była tylko zdziwiona tym, że nie wydawał się okazywać zbyt wiele radości z racji ich spotkania. Przełknęła ślinę.

– Czy... cieszy cię to, że ja...

Nawet nie wiedziała, jak zapytać.

Keon przypatrywał się jej, a następnie zniknął lekko głową, wstając.

– Cieszę – odparł. – Powiedziałaś mi po prostu bardzo wiele i muszę to przemyśleć – dodał.

Przymknęła oczy i pokiwała głową, rozumiejąc. Wkrótce po tym została na moment sama i wtedy to zaczęła wpatrywać się w krzesło, na którym moment wcześniej siedział. Nawet nie wiedziała, że nosiła w sercu tak wielki głaz. Wyznanie prawdy sprawiło, że zniknął, ale i zarazem pozwoliło sprawić, że ziarno strachu coraz bardziej kiełkowało. Keon nie zamierzał zniszczyć jej przebrania, co doceniała, ale wiedziała, że wiele się zmieni. Czuła się też głupia. Była na zamku lekko ponad trzydzieści dni i już wpadła. Zastanawiała się, czy Przodkowie pozwolą jej w tym szaleństwie na chwilę szczęścia. Keon mówił, że się ucieszył, ale nie wiedziała, czy aby na pewno.

Czuła się zmęczona, nieco spokojniejsza, ale też zagubiona.

Medycy przybyli do pokoju szybko i bez słowa zajęli się opatrzeniem jej ran. Dopiero teraz Demalis zrozumiała, że jej koszula z tyłu została nieco rozcięta, aby medyk miał dostęp do opatrunku. Wymieniono go, nałożono maści i podano jej leki. Następnie wyszli, a na ich miejsce przybył Keon.

– Żołnierze nie będą pytać, dlaczego...?

– Zostałaś napadnięta, pomyślą, że cię przesłuchuję – odparł, siadając na tym samym krześle, co wtedy. – W tej chwili, Demalis, nawet Przodkowie nie byliby w stanie sprawić, że zostawią cię samą.

Zacisnęła usta, mając ochotę płakać. Powaga nie zniknęła z twarzy Keona, ale teraz pojęła, że tuż za nią znajduje się ktoś, kto naprawdę wszystko z tego przeżywa. Może nie mógł pozwolić sobie na ulgę, pozbawienie maski, bo w każdej chwili mógłby zostać zmuszony stanąć przed obcymi.

Znała tradycje Orinii, wiedziała, że to, co chciała zaproponować, nie było do końca właściwe, ale i tak to zrobiła. Nie miała siły myśleć o zasadach.

Wysunęła zdrową rękę w stronę króla.

– Położysz się obok mnie? – zapytała szeptem.

Maska smoka nieznacznie pękła, gdy usłyszał propozycję. Po chwili ciszy pokiwał głową, słabo się uśmiechnął i pomógł swoją mocą przesunąć się Demalis nieco na bok. Następnie ściągnął buty, ozdobny płaszcz i pozostał w białej koszuli oraz czarnych, skórzanych spodniach. Dopiero w takim stanie wszedł na materac i oparł się o poduszki. Demalis chciała się do niego przesunąć, a on lekko jej w tym pomógł. Chwilę zajęło, nim zdołali zająć wygodną pozycję, a każdy ruch wykonywali w ciszy i skupieniu. W trakcie Keon pomógł ściągnąć zegarek.

Przemiana była o wiele boleśniejsza niż zwykle. Sora syknęła z bólu, a w oczach zamigotały jej łzy. Jednocześnie wraz z cierpieniem przyszło uczucie wyzwolenia. Była sobą. Prawdziwą sobą.

Ostatecznie policzek kobiety spoczął na piersi króla, gdy to dalej leżała bardziej na brzuchu. Rana na plecach nie mogła być naciskana.

Panowała cisza i początkowo Argenis przypomniał bardziej posąg, bo nawet nie uniósł zbytnio rąk, aby ją objąć, ale ostatecznie, gdy to umysł Demalis majaczył na granicy snów, wyczuła ruch i ciepło. Otaczał ją ramionami delikatnie, jakby bojąc się, że zbyt wielki nacisk doprowadzi do krzywdy.

Oboje potrzebowali tej niewinnej bliskości i odcięcia od świata. Dwie dusze, które dotąd zmuszone były żyć oddzielnie, w końcu mogły cieszyć się chwilą sam na sam, radując i zapominając o reszcie spraw.

– Ścięłaś włosy – uznał szeptem.

– Sądziłam, że przez nie łatwiej mnie rozpoznasz – wyznała półsenna. – Teraz wiem, że to było niepotrzebne.

Keon trącił palcami ciemnobrązowe kosmyki.

– Rozpoznałbym cię nawet, jakbyś całkowicie je zgoliła – uznał. – Nawet gdy nie miałem pewności, a ty zachowywałaś się, jak idealna służąca, wydawałaś mi się znajoma. Czasami zastanawiałem się, czy patrząc na Esyld nie łamie danego ci słowa. To ulga, że jednak podejrzenia okazały się prawdą.

Idealna maska była niczym dla kogoś, kogo Przodkowie uczynili twoim przeznaczonym. Kimkolwiek by się było, nie dało się oszukać i zmienić oblicza własnej duszy. Widział przebłyski, patrzył i czuł bliskości, nawet jeśli rozum nie pojmował przyczyny. Wszystko stąd, że jego dusza znała prawdę. To tylko on usilnie próbował ją odrzucić.

– Przodkowie bywają w swoich wyborach okrutni – wyszeptała Demalis. – Drugie połówki dzielą czasami dziesięciolecia, a do chwili spotkania nawet nie wiedzą, że nigdy nie byli pełni. Czasami... sytuacja między nimi jest skomplikowana i... Chcę, abyś wiedział, że wybrałam ciebie, Keonie. I cokolwiek się stanie, jakkolwiek życie nie postanowiłoby mnie zniszczyć, nigdy nie będę żałować tej decyzji.

Zasnęła. Wraz z tym wyznaniem straciła resztkę sił. I była nieświadoma tego, że król przez długi czas przypatrywał się jej twarzy. Po raz pierwszy od dawna czując w sercu spokój.

– Nie pozwolę ci żałować – wyszeptał, przymykając oczy.

Zamierzał wykorzystać tę chwilę tak, jak tylko mógł.

↝ CDN ↜

Niespodzianka! Ten rozdział jest o wiele dłuższy, ale wiecie co? Każdy zasługuje na prezent <3 Zwłaszcza moi kochani czytelnicy. 

Tiktok: @malgorzata_paszko

Instagram: @malgorzata_paszko

Data pierwszej publikacji: 18.12.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro