Rozdział 36 Valter
☾ Rozdział 36 Valter ☽
Pomimo najszczerszych chęci, Demalis nie miała okazji zajrzeć do ogrodów tak prędko, jak sobie tego życzyła. Od rozmowy z Kaisą minęło sześć dni, podczas których życie na zamku uległo pewnej zmianie. Zgodnie z przypuszczeniem Krwawy Książę przeprowadził dochodzenie, aby odnaleźć sprawców kradzieży. Słudzy byli przepytywani i rozliczani z każdego kroku, a ich rzeczy wielokrotnie przeglądano. Przeszukania stresowały Demalis, ale posłusznie nie stawiała oporu. Poza zegarkiem nie posiadała przecież nic znaczącego bądź podejrzanego. Podobno cała sprawa została rozwiązana, a ktoś został ukarany za to przestępstwo.
Piękny koniec niezbyt przyjemnego zdarzenia. Tylko Sorze coś w tym wszystkim nie pasowało. Miała wrażenie, że rozwiązanie przyszło zbyt szybko, a i o rzeczonym winnym niewiele zdołała usłyszeć. Wyglądało to tak, jakby nikt z personelu nie miał o nim żadnych informacji. Jeśli była to sługa, to powinien ktoś zauważyć jej zniknięcie, a jeśli dyplomata bądź szlachcic, to na pewno by o tym plotkowano. Demalis nie chciała niepotrzebnie się tym zadręczać, bo miała już dość trosk na głowie, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że całość została ukartowana. Możliwe, że prawdziwe poszukiwania trwały pod osłoną cienia, a powodem tego mogła być natura ofiarowanego księżniczce Thanie kwiatu. Uciszenie oficjalnej burzy było jednak Yannijce na rękę. Mogła od tej chwili skupić się na obserwacji pałacowych murów i pracowników.
Dla osoby z boku robiła to samo, co zwykle. Jeszcze przed świtem udawała się na śniadanie, wdawała się w niezobowiązującą dyskusję z innymi początkującymi służącymi i udawała się do pracy. Najczęściej zaczynała od prania, z którym radziła sobie coraz lepiej. Wieszanie, szorowanie i składanie kolorowych fatałaszków stało się równie naturalne, co oddychanie. Podobnie, jak plamy wody, które zawsze zdobiły jej żółtą spódnicę. Następnie musiała zadbać o własną prezencję i szła zamiatać bądź pomagać w kuchni. Całość uzupełniało pozbywanie się kurzu, lekcje i pomoc nadzorczyni. Kilka obowiązków było jednak tak czasochłonne i energożerne, że po wszystkim, gdy to kładła się wieczorem do łóżka, była potwornie zmęczona. Jednak tylko leżąc w nim, miała okazję poskładać w głowie wszystko, co tego konkretnego dnia widziała. Demalis od dłuższego czasu poszukiwała charakterystycznych dla yannijskich szpiegów skrytek bądź cech. O wiele wyraźniej obserwowała osoby zwyczajne bądź ciche.
Łowy trwały.
Skierowała się w stronę królewskich ogrodów, zmuszając się do uśmiechu. W szarych oczach igrało światło, a przyjazna aparycja sprawiła, że kilka osób podążyło za Demalis spojrzeniem. Nawet z przykrywkowym wyglądem była ładną smoczycą, a do tego znajdowała się blisko nadzorczyni. Zazdrość zawsze szła w parze z zachwytem.
Zeszła po kamiennych, jasnych stopniach, w końcu kładąc stopy na zwykłej ziemi. Przed nią rozciągały się królewskie ogrody. Demalis była zafascynowana tym, że przez cały ten czas nie uległy zbyt widocznym zmianom. Spojrzała w stronę prywatnych części, wspominając chwile, które tam spędziła. Pamiętała, że Thana osobiście zasadziła wtedy rośliny.
Kwiecista Księżniczka naprawdę musiała kochać przyrodę.
Różane kwiecie miało głównie barwę jasnego, pudrowego różu, a białe okazy kryły się wśród nich. Najwyraźniej ich gatunek było trudniej utrzymać. Sora ruszyła jedną ze ścieżek, chcąc odnaleźć ogrodnika, któremu miała pomóc. Opatulona była w płaszcz, bo na dworze, pomimo wiosennej scenerii panował jesienny chłód.
W końcu dostrzegła młodo wyglądającego smoka o blond, lekko kręconych włosach, który ubrany w grube, ciepłe ubranie klęczał na ziemi i sprawdzał liście jednej z roślin.
– Przepraszam, czy mam przyjemność z panem Valterem?
Smok gwałtownie zadarł głowę do góry, podskakując, jakby kobieta nie na żarty go wystraszyła. Może faktycznie tak było. W zamyśleniu nie zawsze było się w stanie zwrócić uwagę na swoje otoczenie.
– Eee... – zawahał się, prostując się z nieco nerwową miną.
Demalis była zaskoczona jego wzrostem. Nie była niską kobietą, ale mężczyźni zwykle i tak byli od niej wyżsi. Tymczasem ogrodnik był jej po prostu równy.
– Ty jesteś Esyld? – dopytał, uśmiechając się nieco nerwowo i drapiąc po głowie.
Skinęła głową, lekko się kłaniając.
– Tak. Poinformowano mnie, że zostałam oddelegowana do pomocy ogrodnikowi o imieniu Valter. Czy to pan?
Mężczyzna pokiwał głową. Sądząc po tym, jak granatowe ogrodniczki, zielony sweter i w połowie rozpięty płaszcz opinały jego ciało, był dość wysportowaną osobą. Demalis była pod pewnym wrażeniem, że jegomościowi nie wydawało się być chłodno. Sama nigdy by nie rozpięła swojego okrycia.
– Wybacz, że tak zareagowałem. Bywam nieco roztrzepany. I mów mi śmiało po imieniu – poprosił uprzejmie. – Cieszę się, że będziesz mi pomagać. Teraz należy podwoić wysiłki, aby utrzymać piękno ogrodów – przyznał. – Oby nam się dobrze pracowało – uznał i wyciągnął do kobiety dłoń.
Sora pokiwała głową, sama się uśmiechając i ścisnęła rękę ogrodnika.
– Oby, Valterze. Od czego powinniśmy zacząć?
Mężczyzna się zamyślił i pokazał ruchem ręki na konewkę, która stała w pobliżu. Demalis nieznacznie była zaskoczona tym ruchem, poniekąd nie rozumiała, dlaczego mieliby podlewać teraz kwiaty, ale nie zamierzała dyskutować.
– To nie woda – przyznał ogrodnik, jakby przeczuwając, co mogła pomyśleć jego pomocnica. – Jest tam specjalny roztwór, który wzmacnia korzenie i odstrasza szkodniki. Nawet nie wiesz, jak wiele z nich żyje pod ziemią i drąży tunele! Robią ogromne szkody i dodają nam pracy – podsumował niezadowolony.
Faktycznie brzmiało jak paskudna zmora pracowników, którzy wylewali siódme poty, aby utrzymać to miejsce w jak najlepszym stanie. Demalis bez słowa chwyciła za konewkę. Metal był chłodny i swoje ważył. Miała zapytać, od którego miejsca zacząć, gdy ją olśniło.
W stolicy Orinni był tunel, który mógł być teraz wykorzystywany. Owo miejsce się zawaliło, ale kto powiedział, że nie zostało z czasem naprawione? Dość sprawny kontrolujący ziemię bądź dwóch, trzech na pewno zdołaliby się przedostać dalej i wyjść na zewnątrz. Może nawet udałoby się im zasypać miejsce ponownie, aby nikt go nie ukrył. Demalis doskonale pamiętała, gdzie Sion klękał, aby odsłonić klapę. Problemem była iluzja na niej, ale tę mogła postarać się przełamać.
– Zacznij od początku – poprosił wesoło Valter, klękając samemu przy krzewie.
Demalis podskoczyła i ruszyła powolnym, ostrożnym krokiem w stronę początku rzędu. Zaciskała usta, ale nie z wysiłku, a rozważania, jak mogłaby być w stanie opuścić zamek i sprawdzić przejście. Słudzy wychodzili głównie dla spotkań z rodziną albo w celu uzupełnienia pałacowych zapasów, co zdarzało się rzadko, bo ten zwykle otrzymywał zaopatrzenie za pomocą wozów. Musiała to przemyśleć.
Demalis westchnęła, czując, jak bardzo zimne ma stopy i ręce. Następnym razem musiała zatroszczyć się o rękawiczki. Nabrała duży haust powietrza do płuc i odetchnęła. Było chłodno, ale za to oddychało się wspaniale.
Zaczęła podlewać, starając się dostarczyć krzewom w rządku mniej więcej tyle samo płynu, a gdy ten się skończył, grzecznie spytała, gdzie zdoła go uzupełnić. Ogrodnik zaprowadził ją wtedy jedną z bocznych ścieżek do małej, kamiennej przybudówki, w której to znajdowały się różnego rodzaju narzędzia i składniki. Demalis zawiesiła oko na słoikach z dziwną cieczą i skrzyniach z wysuszonymi roślinami.
– Nie jesteśmy może tak biegli w zielarstwie, jak Yannijczycy, ale potrafimy je wykorzystać na korzyść naszej flory – zapewnił wesoło ogrodnik, a Demalis lekko pokiwała głową.
Wkrótce Valter podał kobiecie pojemnik z roztworem, który miała dolać, a następnie z użyciem własnej mocy wlał do niego odpowiednią ilość wody. Po wyjściu zamknął drzwi i przeczesał loki rękawicą. Miał coś powiedzieć, gdy to rozbrzmiał dookoła śmiech.
Demalis skierowała się w stronę jego źródła.
– Prawie cię mam!
– Złap mnie, księżniczko!
Chichoty i słowa wskazywały na to, że tuż za krzewami przed nimi ktoś był. Niebieskie oczy Valtera od razu zrobiły się wielkie, a policzki pokrył delikatny szkarłat. Demalis przyglądała się mu w ciszy, wahając, czy powinna ruszyć z powrotem do rzędów, czy też może nie. Mężczyzna rozwiązał dylemat kobiety sam, bo nagle na nią spojrzał i spuścił wzrok.
– To żadna tajemnica – przyznał. – Musiałaś zauważyć, że... no wiesz – mruknął niepewnie, ruchem ręki pokazując na swoje policzki.
Rumieniec symbolizował często wstyd, ale w obliczu słów i sytuacji, Demalis zrozumiała, że tym razem czerwień dowodziła głębszych uczuć.
– Każdy z nas podziwia członków rodziny królewskiej, do niektórych mamy po prostu większą słabość – pocieszyła, uznając, że taka wypowiedź byłaby najbardziej taktowna.
Valter westchnął, powoli idąc w stronę, z której wcześniej przyszli. Sora podążyła za nim.
– Podziwiam jej wysokość Kwiecistą Księżniczkę od kiedy byłem dzieckiem – przyznał. – Słyszałem, że objawiła swoją moc, wywołując gwałtowny wzrost roślin, a później pokazała, że równie dobrze włada ogniem. Po tym skróciły się plotki, bo wiesz, wcześniej mówiono, że może królowa była niewierna mężowi. Według mnie rozpowiadali to zazdrośni – mruknął, krzywiąc się. – Każdy wie, że dziadek ich wysokości to kapłan z mocą ziemi, a i tak mieli czelność tak obrażać Kwiecistą Księżniczkę. Gdybym to dorwał ich w swoje ręce...! – syknął, zaciskając szczękę.
Ucichł, a Demalis wcale nie popędzała go. Nie spodziewała się, że w ogóle zacznie jej coś opowiadać, ale uważała to za dość miły przebieg zdarzeń. Istotne było, aby nie speszyć ogrodnika.
Ponownie do uszu sług dotarł cichy śmiech, a Valter wyraźnie się rozluźnił.
– Od dziecka była taka... piękna. I delikatna. Pomaga zwykłym ludziom, a ci ją kochają. Podobno w Yannie też. Twierdzi się, że Świątynia Smoka Ziemi ma do niej słabość, ale czy to coś dziwnego? Nasza księżniczka jest Najpiękniejszym Kwiatem – rzekł dumnie, wyraźnie oczarowany. – Dlatego nie rozumiem, dlaczego Przodkowie zrzucili na nią tak wielką tragedię.
Sora przystanęła, widząc, że dotarli do miejsca z wcześniej, a ona powinna ruszyć, kontynuować swoją pracę. Nie chciała jednak tego robić bez pozyskania tej konkretnej informacji.
– O czym mówisz? – zapytała.
Valter zacisnął usta, kierując swoją uwagę w stronę krzewów, które teraz oddzielały go od jej wysokości.
– Partner księżniczki miał umrzeć przed ich spotkaniem. Podobno królowa widziała to z pomocą swojego daru. To niby tylko plotki, ale ja myślę, że jest w tym nieco prawdy. Tata mi wspominał, że żona króla Saxona była dość szczególna – objaśnił. – Kwiecista Księżniczka nie zasłużyła na coś takiego.
Demalis nie wiedziała, że Ether miała jakąś dodatkową zdolność, zwłaszcza tak specyficzną. Może nikt jej też o tym nie wspomniał, bo królowa od lat była martwa. Ogrodnik wrócił do pracy, a Demalis jeszcze moment się nie ruszała. Mogła się zgodzić z tym, że Thana na to nie zasługiwała. Złe rzeczy jednak nie patrzyły na to, czy ktoś był dobry, czy też nie. Przychodziły bez pytania. Pocieszeniem było, że przez brak poznania oblubieńca, jej wysokość nie cierpiała, chociaż trudno było powiedzieć, czy nie trapiło to jej w myślach. Sora dość prędko uznała, że Ether była okrutna. Lepiej żyć nadzieją niż mieć świadomość, że nigdy nie spotka się swojego fragmentu duszy.
Demalis była pewna, że gdyby nie obietnica zjednoczenia z pola bitwy, może nigdy nie podniosłaby się po żałobie. Jaka więc matka mogłaby popchnąć własną córkę ku takiej rozpaczy?
Westchnęła i wróciła do pracy, chociaż w jej sercu pojawiło się szczere współczucie skierowane w kierunku Thany.
↝ CDN ↜
Poznaliście nieco kulis z życia naszej Kwiecistej Księżniczki i cóż, jak każdy w tym zamku ma ona pewne sekrety i smutne doświadczenia. Co sądzicie o Valterze, naszym nowym kompanie?
Miłego dnia kochani!
Twitter: @___Mefi___
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 21.10.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro