Rozdział 24 Żelazna moneta
☾ Rozdział 24 Żelazna moneta ☽
Żołnierz w okienku przyglądał się Demalis w ciszy. Denerwowała się i jedynie lata pracy, jako dyplomatka sprawiły, że potrafiła to zamaskować. Słabo się uśmiechała, czekając, aż drugi z mężczyzn skończy formalności. Dookoła niej było w sumie czterech strażników, ale z okien w murze mogli patrzeć na nią kolejni. Obawiała się, że zostanie rozpoznana, chociaż wyglądała przecież całkowicie inaczej. Rozsądek nakazywał spokój, ale gdyby ludzie zawsze potrafili słuchać rozumu, uniknęliby wielu tragedii.
Skrzyżowała ręce za plecami, prostując się.
Wrota były dwa metry przed nią, ale aby zostały otwarte człowiek w kamiennej przybudówce, musiał to nakazać. Taki rozkaz padał jedynie wtedy, gdy wydawanie przepustki zakończyło się powodzeniem.
Całość za długo trwała.
Dlaczego to musiało tyle trwać?
Nerwowe pytania coraz bardziej wypełniały umysł Demalis. Mimo to nie wyda z siebie choćby najmniejszego dźwięku.
– Esyld, tak? – spytał smok w oknie, gdy to jego kolega pokazał coś piórem.
Demalis skinęła głowa, przełykając ślinę.
– Tak, sir.
– Esyld jak?
Odpowiedź miała gotową, więc nie lękała się jej podać.
– Esyld Ren, mój panie.
Żołnierze spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem.
– Żadni z nas twoi panowie, panno Ren – rzekł jeden, wyciągając ku Demalis przepustkę.
– Masz szczęście, że przybyłaś teraz. Jeszcze trzy dni temu stolica była zamknięta dla przybyszy – przyznał drugi ze smoków. – Teraz po prostu sporo odrzuca – dodał ciszej, z niechęcią spoglądając w stronę kolejki. – Powodzenia, panno Ren. Mam nadzieję, że jeśli zostaniesz służką, to nigdy nie rozzłościsz króla. Szkoda byłoby ścigać tak uroczą damę.
To był tylko żart, a jednak zakuł. Demalis z sarkazmem pomyślała, że sama jej osoba mogła być powodem do furii Keona. Zmusiła się do uśmiechu i skinięcie głowa. Powinna wyglądać na miłą i przyjazną.
Znajomość za to powodu przybycia do stolicy była żołnierzom konieczna, aby zdecydować, czy daną osobę do niej wpuszczą.
– Dziękuję. Miłego dnia, sir – życzyła.
Pośpiesznie oddaliła się w stronę bramy. Żelazne, grube na kilka metrów wrota zdobiły liczne zawijasy. Razem tworzyły coś na wzór smoczego cienia, który spoglądał na lewo. Dyplomatka uważała to za niepotrzebną ozdobę. Była po prostu ładna. Czekała, nie wiedząc, co dokładnie się stanie. Dyplomaci rzadko używali dróg, którymi posługiwali się zwykli obywatele. Zwykle podróżowali w inny, bardziej wytworny sposób. Wspomnienia przenosiń za sprawą kryształów Idelie wywołało nieprzyjemny ścisk w żołądku. To faktycznie było nie tylko przyjemniejsze, ale i szybsze. Demalis była zmęczona podróżą, podczas której wielokrotnie musiała szukać wozów jadących w daną stronę, strzec się na każdym kroku i oszczędnie gospodarować swoimi pieniędzmi. Ilość funduszy, które przeznaczyła na same opłaty, przyprawiała ją o ból głowy.
Wrota skrzypnęły, a za plecami kobiety zapłonął ogień. Demalis podskoczyła, odwracając się pośpiesznie. Musiała wyglądać zabawnie, bo człowiek, który właśnie załatwiał sobie przepustkę, roześmiał się głośno. Odchrząknęła zawstydzona, a wrota podniosły się na tyle, aby umożliwić jej wejście. Skorzystała, a gdy tylko zrobiła kilka kroków po drugiej stronie, brama zamknęła się. Założyła, że ogień musiał wtedy zgasnąć. Spojrzała przez ramię, uznając, że praca tych strażników była godna podziwu. Przez większość dnia wykonywali dość nużące, ale bardzo ważne zadanie.
W końcu spojrzała przed siebie i mimowolnie cofnęła się o krok. Pierwszy raz patrzyła na jakąkolwiek stolicę z takiej perspektywy i była oszołomiona. W jednej chwili pożałowała, że nigdy nie wymknęła się przed bramy stolicy Yanny albo innych królestw.
Smoki były ogromnymi bestiami, więc nie przywykły do uczucia maleńkości. Demalis tak właśnie się czuła, obserwując ogromne budynki, a także majaczący w oddali królewski zamek. Instynktownie zapragnęła przemienić się w smoka, aby pokazać, że wcale nie jest aż tak mała. Zacisnęła dłonie w pięści i ruszyła przed siebie.
Domy na obrzeżach stolicy były mniejsze od tych bliżej jej centrum. Budowano je głównie z cegły bądź kamienia, ale wiele z nich miało po kilka metrów wysokości i piętra. Ludzie tutaj żyli całkowicie inaczej niż w wioskach, które miała okazję odwiedzić. Nie było to sporym zaskoczeniem, ale dość wiele mówiło o tym, jak majętni byli tutejsi mieszkańcy. Oznaczało to coś, przez co nieco sposępniała. Ceny w stolicy były wyższe. Wiedziała o tym, ale i tak nie była zadowolona. Nie chcąc wydać wszystkich pieniędzy będzie zmuszona oszczędzać jeszcze bardziej.
Podeszła do pierwszego z słupów informacyjnych, przeglądając najnowsze z ogłoszeń. Była to wbita w ziemię drewniana tablica, na której zarówno mieszkańcy, jak i posłańcy z pałacu przybijali pergaminy z danymi informacjami. Dookoła leżało nieco liści, a większa ich sterta znajdowała się kilka metrów dalej.
Demalis przeglądała treści, aż w końcu skupiła się na jednym ogłoszeniu. To dotyczyło naboru na nowych służących. Odbyć się miało sześćdziesiątego czwartego dnia jesieni i prawo do testów mieli ci, którzy zdobędą żelazną monetę. Ta była równoznaczna z zapisem.
Demalis zacisnęła usta.
Sprawia nie była prosta. Nie posiadała żadnej żelaznej monety i nie miała pojęcia, jak takową zdobyć. Dodatkowo w całym naborze na służbę, której ilość spadła z powodu trucizny, dostrzegała możliwy podstęp. Wątpiła, aby Lucius nie skorzystał z okazji, aby wysłać do Keona kolejnych skrytobójców albo szpiegów. Argenisowie musieli brać to pod uwagę. Innymi słowy, każdy kto się zgłosi, będzie czujnie obserwowany. Sytuacja stawała się dla niej coraz bardziej skomplikowana. Musiała uważać na każdego, bo mogłaby popełnić błąd, który oznaczałby koniec.
Ryzykowała bardzo wiele i ponownie dopadły ją te same wątpliwości.
Czy warto to robić?
Przymknęła oczy, odganiając swoje myśli. Dostrzegała wady swojego planu, ale nie miała też żadnego innego. Musiała skorzystać z tego niezbyt stabilnego mostu, ale znaleźć się bliżej Keona i móc nad nim czuwać, może w przyszłości nawet wyznać prawdę.
Nim to jednak, to musiała dowiedzieć się więcej o żelaznych monetach.
Rozejrzała się. Dookoła było sporo osób, ale większość z nich zmierzała gdzieś indziej bądź rozmawiała z towarzyszami. Przy szyldzie w kształcie brzoskwini krzątał się młodzieniec, który z pomocą miotły sprzątał placyk przed sklepem. Po przeciwnej stronie ulicy siedziało za to dziecko. Demalis postanowiła podejść do sprzątacza, bo przypuszczała, że starszy mógł wiedzieć więcej niż mała dziewczynka.
– Przepraszam – zaczęła, po dotarciu na placyk.
Mężczyzna przystanął, patrząc pod jej stopy. Zdziwiona, sama zerknęła w dół, zauważając, że odruchowo weszła na plac. Ten sam, który obcy sprzątał. Co za wtopa.
Uśmiechnęła się i wycofała.
– Wybacz – poprosiła. – Chciałam o coś spytać i...
Obcy odwrócił wzrok, wracając do sprzątania. Demalis widząc to, prawie westchnęła. Zrozumiała aluzję, dlatego sięgnęła do w bok, specjalnie dotykając najpierw jednego, a później drugiego miejsca. Nie ufała mieszkańcom ulicy, ani temu, że złodziei tu nie było. Jacyś na pewno byli, a ona nie chciała im od razu zdradzić, gdzie trzymała swoje skarby. Dlatego udawała, że są gdzie indziej. Na tę okoliczność nawet przełożyła kilka monet do innej kieszonki. To stamtąd wyciągnęła srebrną i pokazała.
Sprzątacz od razu przystanął, a gdy wyrzuciła ku niemu opłatę, pośpiesznie ją chwycił, przetarł o swoją wełnianą kamizelkę i uśmiechnął się.
Smocza próżność. Z szpiegami było identycznie.
– Co panienka chciałaby wiedzieć? – spytał uprzejmie, promieniejąc.
– Czym są żelazne monety, o którym mowa w ogłoszeniu?
Demalis postanowiła być bezpośrednia.
– Ach, więc panienka chce być królewską służącą. – Zmierzył ją spojrzeniem. – Na pewno? Ostatnio na skutek intrygi Yanny... – przerwał, aby splunąć. – Wielu zmarło.
Sora wpatrywała się w niego, oczekując odpowiedzi. Smok widząc to, mlasnął i podrapał się po obojczyku.
– Żelazną monetę otrzyma ten, kto pomoże jednemu z mieszkańców miasta. Niby mówią, że test zacznie się za kilka dni, ale trwa od chwili wywieszenia ogłoszenia. Nie musisz wcale być chętnym, aby otrzymać prawo, które symbolizuje ta moneta. Rzecz jasna po zdobyciu możesz ją oddać komuś innemu, ale niewiele osób to robi.
Nie była zaskoczona. Służba na dworze oznaczała podwyższenie statusu, a jaki smok by z tego zrezygnował? Prawie żaden.
– Czy mieszkańcy, którym trzeba pomóc mają jakieś cechy szczególne? – spytała.
Demalis była pewna, że istniał jakiś schemat, a do tego wątpiła, aby każdy trzymał język za zębami. Mieszkańcy żyli w mieście od dawna, a wielu z nich na pewno miało rodziny. Zarząd pałacu raczej nie naciskałby na utrzymywanie wszystkiego w jakiejś wielkiej tajemnicy. W końcu to był tylko nabór na sługi.
A może właśnie aż nabór?
– Nie, są przypadkowi. Niektórzy mówili wprost, że mają żelazną monetę, ale nigdy nie zdradzili zasady, która umożliwi im ją przekazać. Są oczywiście też oszuści – zaznaczył.
Tego również się spodziewała. W końcu to była idealna okazja na to, aby zmusić kogoś do robienia prac, za którymi się nie przepadało. To oszustwo musiało mieć tragiczny koniec, bo gdy nadejdzie chwila prawdy, poszkodowani mogli się rzucić na smoka. Ponownie sprawdzi się stare powiedzenie, że smok rzadko dożywa starości.
– Dziękuję – rzekła zamyślona.
Mężczyzna wyszczerzył zęby, kłaniając się lekko.
– Przyjemność po mojej stronie, panienko – rzekł i przeczesał brązowe włosy. – Jesteś taka piękna, więc niech stracę. Jeśli szukasz konkretnych informacji powinnaś skierować się do gospody pod Srebrną Igłą. Rozpoznasz ją.
W stolicy musiało być wiele gospód, a więc dlaczego radził jej udać się do właśnie tej? Demalis chciała o to zapytać, drgnęła, otwierając usta, a chłopak pokazał palcami na monetę. Mówił, że to z dobroci, a tak naprawdę chciał ją zaciekawić, aby móc dodatkowo zarobić. Sprytne, ale nie zamierzała się na to złapać. Miała dość czasu, aby sprawdzić to samej, a pieniędzy potrzebowała.
Tak, jak i żelaznej monety, której nie wiedziała, gdzie szukać.
Pożegnała się dziękując i ruszyła kamiennym chodnikiem, przyglądając się ludziom w wozach bądź na koniach, którzy przemierzali odpowiednią dla nich część ulicy. Usłyszała również kilka ryków, a kiedy uniosła głowę, dojrzała kilkanaście smoków. Były różnej wielkości i koloru, a każdy z nich kierował się w odpowiednim kierunku, aby wylądować i się przemienić. Wracali z polowań, może nawet z dalszej podróży i nosili w pyskach albo przymocowanych do boków torbach zdobyte skarby.
Przyśpieszyła kroku, tracąc humor. Ciało zaczęło ją boleć. Tęskniła za uczuciem wirowania wśród chmur. Była smokiem, który wyciszył własną naturę i było to w pewien sposób bardzo bolesne.
↝ CDN ↜
Czy ktoś z was czeka na Keona? Oj, wkrótce zobaczycie, co tam u niego... Na razie nasza kochana Dem musi mierzyć się z trudnościami i poznaje stolicę tak, jak mało kto z szlachetnie urodzonych by poznawał. Gotowi na to, aby dowiedzieć się o mieszkańcach Orinii więcej?
A co tam u was? ^^
Miłego dnia kochani!
Twitter: @___Mefi___
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 05.07.2024
Data opublikowania pierwszych poprawek: 24.09.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro