Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 Coraz bliżej

☾ Rozdział 22 Coraz bliżej ☽

Wspomnienia były zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Keon pamiętał każdą chwilę, jaką spędził z Demalis i chociaż z całych sił próbował zapomnieć bądź zająć swoje myśli czymś innym, nie potrafił. Wracał do momentów, jakie dzielili. W Głębinach byli kochankami, na Powierzchni czekał na nich ból.

Zupełnie tak, jak powiedziała.

Byli obecnymi Airenem i Airą. Dzielili ich tragiczny los.

Keon syknął, chwytając się za głowę tak gwałtownie, że zahaczył ręką o filiżankę. Herbata rozlała się na dokumentach, a przedmiot upadł na podłogę, tłucząc się. Stojący nieopodal sługa, podskoczył.

– Panie? Królu? Czy wszystko w porządku?

Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Keon za to pochylił się bardziej, dysząc. Słyszał, jak służący wybiega, krzycząc coś o nawrocie. Trucizna osłabiła ciało Smoczego Władcy, a jej resztki wciąż atakowały. Zdarzały się więc napady, gdy to ledwie mógł stać na nogach. Teraz jednak nie to go trapiło. Dusiło go z bólu, bo zaczął kochać, a miłość nigdy nie była prosta. Nie dla takich jak on.

Airenie, ty jesteś moim sercem, jeśli cię stracę, nie ma sensu istnieć. Po wieczność będę twoja.

Zdradzę dla ciebie mój klan, powierzę ci swoją duszę. Choć nasi Przodkowie zechcą nas zniszczyć, ja będę twoją tarczą. Po wieczność będę twoja.

Pamiętał, jak usta Demalis cytowały przysięgi. Uderzył dłonią w blat, uszkadzając go. Na powstałych za to otarciach pokazały się ślady krwi. Keon był jak w amoku.

– Chcę cię zobaczyć. Zrozumieć, dlaczego ty...

Zamilknął. Rozsądek i godność krzyczały. Wielokrotnie dla niej naruszał zasady, robił to, czego nie przystawało robić królowi, a jednak nie żałował. Postąpiłby tak samo, ale cierpiał. Chciał, aby ją schwytano, przyprowadzono, bo gdzieś w nim tliła się nadzieja na to, że wcale nie zapragnęła jego śmierci.

Mieszały się w nim złość i zranienie.

Nie pozwolę ci odejść, Demalis. Nigdy nie pozwolę ci odejść.

To były jego słowa i teraz rozumiał, że miały większe znaczenie niż przypuszczał. Wstał, sięgając po miecz. W tej chwili do sali wszedł doktor, Thana i sługa. Pod wpływem spojrzenia króla, wszyscy poza księżniczką się cofnęli.

– Wasza wysokość...

Thana uniosła rękę, uciszając lekarza. Posłała mu lekki uśmiech.

– Wyjdźcie. Zajmę się bratem – obiecała.

Nawet jeśli dwa smoki nie były przekonane, strach nie pozwolił im stanąć naprzeciw Keona, którego spojrzenie zbyt bardzo przypominało to Krwawego Księcia. Nie był teraz ich spokojnym dystyngowanym królem, a bestią, która pragnęła wyruszyć na łowy.

Thana zbliżyła się do Keona o krok i skłoniła, nie chcąc prowokować jego smoczych instynktów. Wiedział to. Ukazywała uległość, bo w ten sposób w gniewie nie potraktowałby jej jak wroga.

– Bracie, proszę, usiądź – zachęciła, podchodząc dość blisko, aby sięgnąć do ramienia króla. Każdy jej ruch był powolny i delikatny. – Musisz odpocząć.

– Nie mam czasu na odpoczynek, Thano.

– Masz, bracie – upierała się.

Zapanowało duszące wręcz milczenie, gdy to oboje wymieniali się spojrzeniami. Chociaż Thana skuliła się, jej czekoladowe tęczówki pozostawały tak samo jasne i uparte, jak chwilę szybciej. Keon warknął, odrzucając miecz. Kobieta ani drgnęła.

– Wiem, że cierpisz – zaczęła. – Wiem, że to wszystko cię łamie, ale bracie... Pamiętaj, że masz nas. Mnie, Laitha, Esiasa i...

– Nie mieszaj w to Isry – syknął, nie pozwalając Thanie skończyć. – Nie zamierzam prosić Głębin o pomoc. To sprawy Powierzchni i nimi pozostaną.

To nie był jego jedyny powód. Tym prawdziwym, najszczerszym i pochodzącym z wnętrza jego duszy było pragnienie, aby Głębiny, które każdy uważa za Piekło, wciąż kojarzyły mu się z rajem. W końcu każdy dzień, podczas którego wymykał się na ich ukradkowe spotkanie, był dla niego niczym wyjęty ze snów.

Usiadł, wzdychając i łapiąc się za czoło. Nie okazywał wstydu, chociaż go czuł. Nigdy w życiu nie chciał, aby jego ból przejmował nad nim kontrolę, aby był mylony ze słabością. Był królem, a królowie nie mieli czasu na cierpienie. Raz je pozwolił sobie je uzewnętrznić, a krótko po tym osoba, która go wspierała, okazała się też źródłem podawanej mu trucizny.

Thana skinęła głową.

– Wiem, bracie. Pozwolisz, że tutaj zostanę?

Keon machnął lekceważąco dłonią, gniotąc zniszczony wcześniej pergamin. Na nowo zaczął pracować. Thana za to po prostu mu się przyglądała, aby ostatecznie poprosić sługę o nową herbatę i koc. Okryła nim ramiona brata, przytulając go od tyłu przez krzesło.

– Ona... Nie sądzę, aby chciała cię skrzywdzić.

Wyznanie księżniczki pozostało bez odpowiedzi, a jedyną na nie reakcją było to, że Keon zamarł. Wpatrywał się w papier i wrócił po chwili do pracy.

» ✧ «

Demalis owinęła się mocniej płaszczem, wtulając w kąt karczmy. Muzyka, śmiechy i pijańcze rozmowy dudniły jej w uszach, powodując nieznośny ból głowy. Była w drodze dwa dni. Jeśli utrzymałaby to tempo, do stolicy dotarłaby w ciągu kolejnych sześciu, maksymalnie siedmiu dób. Rozsądnym było przybyć do Samerii sześć dni przed naborem, ale świadomość, że znajdowała się coraz bliżej Keona, sprawiała, że coś w niej zamierało.

Zadrżała, zaciskając dłonie na materiale.

– A słyszeliście, że naszego króla powaliła kobieta? – bełkotał pijak ze stolika obok.

– Króla? Niezwyciężonego Króla? – spytał inny, podnosząc głowę z drewnianego stolika.

– A jak! Podobno Yannijczycy wysłali trucicielkę. Te to nie mają honoru. Zbliżą się, uwiodą, spróbują zabić. Dobrze, że nasz pan jest silny. Ach! Nie mogę się już doczekać starć, które nadchodzą. Podobno już doszło do potyczek! Przy Myken spalono sad, ale za to my zniszczyliśmy jeden z mostów. Ja też dołączę do walczących – mówił nieco niewyraźnie, ale z wyraźną dumą.

Towarzysze smoka roześmiali się. Chudy, nieco patyczkowaty smarknął, otarł nos i poklepał dłonią plecy kolegi.

– Zobaczysz wojnę tak jak ja kolejny kufel. Zbyt słabi jesteśmy.

Oburzony pijaczyna podskoczył, łapiąc chuderlaka za szaty.

– Nie kpij ze mnie! Nie jestem słaby!

Atmosfera ucichła, a Demalis drgnęła. Zapowiadało się na jatkę. Smocza duma nakazywała dowieść swojej wartości, a alkohol musiał to jedynie podsycać. Kobieta wstała, chcąc wyjść na dwór. Drogę zagrodził jej jednak zataczający się mężczyzna, więc odskoczyła w bok, przylegając do ściany. W ciszy przyglądała się karczmarzowi, który próbował załagodzić konflikt, a później zagroził awanturnikom płomieniem. Bić się mieli na podwórzu. Wykorzystała ten moment, aby opuścić budynek.

Wioska Katr była spokojna, a ciemność z czułością otulała każdy jej zakątek. Nocny chłód otrzeźwiał za to ciało, a unoszący się dookoła zapach gnijących liści i palonego drewna zachęcał do odpoczynku.

Krzyki robiły się coraz głośniejsze, a więc Sora pośpiesznie odeszła na prawo. Wpatrywała się w błotnistą ziemię, wspominając niedawny deszcz. Wiedziała, że musiała znaleźć nowe miejsce do odpoczynku. Nie chciała jednak wynajmować pokoju, świadoma, że pieniądze się jej jeszcze przydadzą. W rezultacie skierowała się w stronę obrzeża wioski. Ta nie była wielką miejscowością. Miała na oko z dwadzieścia domów, karczmę, hostel, dwa bądź trzy mniejsze sklepiki i stajnie. Prosperowała dobrze, ale to z powodu bliskości większego miasta. Innymi słowy, Katr był często przyczółkiem podróżników. W rezultacie mogło być tu niebezpiecznie. Demalis z tego powodu unikała zaułków i ignorowała nawoływania.

Ostatnie czego teraz potrzebowała, to problemy.

Po dotarciu do stajni, od razu do jej uszu dotarło rżenie koni. Dźwięk był przyjemniejszy od kłótni i słów, które miała okazję usłyszeć wcześniej. Podeszła do małej, zaniedbanej kanciapy i zapukała w okno. Drewno zostało przesunięte, a z otworu wyłonił się długi nos strażnika. Demalis bez słowa wyciągnęła jedną z monet i pokazała na stajnie. Mężczyzna charknął, zabierając pośpiesznie złoto. Ubolewała nad stratą, ale była to najtańsza opcja.

– Trzeci boks na prawo.

Skinęła głową, od razu kierując się we wskazaną stronę. Wiedziała, że ludzie zawsze szukają metody na dodatkowy zarobek. On strzegł stajni, ale właściciele koni nie polegali jedynie na zabezpieczeniach budynku. Innymi słowy, chronili swoje zwierzęta z pomocą mocy, przykładowo modyfikując zamki boksów. Jedna mała kobieta nie mogłaby narobić szkód, a nawet gdyby do nich doszło, to ją by ścigano, nie strażnika. W końcu to była wioska, ryzyko dla tych ludzi było mniejsze niż pracowników miasta albo możnych, bo nie podchodzono tutaj do ich pracy tak restrykcyjnie.

Znalazła pusty boks i położyła się na słomie. Nie była przyzwyczajona do takich warunków, ale i nie były jej całkowicie obce. Gdy ojciec Demalis żył, ta chętnie bawiła się z nim w chowanego, a na swoją kryjówkę zawsze wybierała stajnie. Do dziś pamiętała ochrzany, które dostawała od mamy, gdy to wracała do domu cała w sianie.

Słabo się uśmiechnęła, wpatrując w drewniany, nieznacznie dziurawy sufit. Starała się nie rozpraszać, aby nie zatracić iskier dobrego humoru. Krótko po tym zasnęła, aby wypocząć przed dalszą podróżą.

Jestem coraz bliżej.

↝ CDN ↜

Demalis jest coraz bliżej, a Keon żyje niczym zjawa. A to przecież wojna za rogiem... Powiem wam, że te upały mnie powoli zabijają. Nie da się żyć, gdy nie daję rady nawet spokojnie myśleć xD 

A co tam u was? ^^

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 21.06.2024

Data opublikowania pierwszych poprawek: 24.09.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro