
Rozdział specjalny
Uwaga!
○ Historia toczy się, gdy Jane i William mają po osiemnaście lat.
○ Nienawidzą siebie.
○ Niektóre fakty mogą się nie łączyć z ich główną historią.
○ WYSTĘPUJE NADNATURALNY WĄTEK!
○ Rozsiądź się wygodnie na łóżku, fotelu, gdziekolwiek, żeby było ci wygodnie, gdyż historia jest baaardzo dłuuuga i mam nadzieję, że się spodoba i dotrwasz do końca ;)
Zapraszam :)
Jane
Do moich uszu dotarł dźwięk piejącego budzika. Wydobyłam się wiązanka przekleństw i mrużąc oczy walnęłam ręką w urządzenie, uciszając je tym samym. Poniedziałek, jak ja nienawidzę poniedziałków - nie, nienawidzę Williama. Tak, to o wiele lepiej brzmi.
W kiepskim humorze, ledwo co otwierając oczy powędrowałam do toalety. Powieki zamykały się same, jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego, aby szczęśliwie i w pełni wstawać z rana na ósmą do szkoły. Zmarszczyłam brwi, gdy do mojego nosa dotarł ten zapach. Jego zapach. Racja, William i Rachel wczoraj tutaj byli, ale dlaczego jego intensywny zapach musi cały czas się unosić?
Weszłam do łazienki, podchodząc do umywalki, aby przepłukać twarz. Chlusnęłam sobie zimną wodą, orzeźwiając ją i pozwalając, abym wreszcie wróciła na ziemie. Otworzyłam oczy i uniosłam ręce, aby zakręcić kran, jednak gdy to już zrobiłam stanęłam jak wryta.
- Co jest, kurwa mać? - wyszeptałam, otwierając szeroko oczy.
Patrzę na swoje dłonie. Nie, nie moje. To nie są moje dłonie. Kogo to są, do kurwy nędzy, dłonie? To nie są moje dłonie! Uniosłam głowę w stronę lustra a widok, który zastałam, był dla mnie jeszcze większym szokiem.
William
- No już, wstawaj!
Zmrużyłem oczy, słysząc głos matki. Nie, nie wstanę, za cholerę nie wstanę, nie dam rady się unieść z tego łóżka, które o dziwo jest wygodniejsze niż zawsze. Mamroczę coś pod nosem, zamykając oczy i przykrywając się kołdrą, gdy do pokoju wpadło więcej promiennego światła.
- No już, zbieraj się. - powiedziała stanowczo - Śniadanie czeka na dole, ja z ojcem zaraz wychodzę. - powiedziała i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Warknąłem przekleństwo pod nosem i uniosłem się z łóżka, ledwo co otwierając oczy. Nienawidzę poniedziałków. Kieruję się do łazienki, nawet nie patrząc pod nogi, po prostu idę niczym zombie. Wchodzę do toalety i staję przed umywalką, odkręcając wodę. Przepłukuję twarz zimną, aby rozbudzić wszystkie zmysły i w pełni funkcjonować. Zakręcam wodę i dłońmi ścieram krople wody z twarzy, sięgając po ręcznik.
Zaraz, co jest?
Miałem przecież granatowy ręcznik, a nie biały. Marszczę brwi, gdy nawet widzę, że jest w zupełnie innym miejscu niż zawsze. Rozglądam się dookoła przed siebie, widząc inne meble i wystrój. Kurwa mać, co jest? Przecież... Przecież to jest łazienka...
Gwałtownie unoszę głowę w górę w stronę lustra.
- Jane?!
Jane
- William?!
~~
Wchodzę do jego pokoju, a powinnam być u siebie. Moje serce wali jak oszalałe na samą myśl, że jestem w jego ciele, a nie swoim. Rozglądam się dookoła - tak, to pokój Williama. Podchodzę do lustra powieszonego na szafie i przyglądam się sobie, a raczej jemu z szeroko otwartymi oczami.
Jestem Williamem.
Patrzę w błękitne oczy, które są aż białe. Rozchylam delikatnie malinowe i pełne usta, dotykając opuszkami palców kościstej żuchwy, na której zawsze jest taki sam zarost; idealnie ścięty, ledwo widoczny i przyjemny w dotyku. Dotykam jego twarzy, o mój boże. Czarne włosy są roztrzepane i krótkie, gdzie moje długie i brązowe? Dotykam włosów, które są gładkie i mięciutkie, są przyjemne w dotyku. Patrzę na tunel, a raczej jego brak i wkładam palca w dziurę na uchu.
O mój boże.
Nie wierze w to, jak to możliwe? To przecież jest niemożliwe! Nierzeczywiste, abym znalazła się w jego ciele! Nie, nie, nie!
- O mój boże... - wymamrotałam, dotykając twarzy.
Nawet mam jego głos! To jest niemożliwe, jakim cudem ja jestem w jego ciele?! Zaraz, zaraz, w takim razie... Kto jest w moim ciele? Gdzie ja jestem? I gdzie jest William..? O mój boże.
Patrzę na jego odbicie, na odbicie Williama. Spoglądam na jego dłonie, które są większe od moich, które są bardziej szorstkie i silniejsze, czuję to. Zginam palce u rąk i patrzę później na klatkę piersiową. Nagą klatkę piersiową. Moje serce przyspiesza, gdy stoję w samych jego białych bokserkach. Rumienię się, zaczynam się rumienić i unoszę gwałtownie głowę w górę, nie spoglądając w tamte miejsce. W te wybrzuszenie, które czuję, czuję je, cholera jasna.
Biorę głęboki wdech i dotykam jego torsu i widocznych rysy mięśni na brzuchu. O mój boże. Zaczynam się rumienić jeszcze bardziej, gdy obmacuję jego ciało. Jego umięśnione ciało, które nieraz widziałam, ale nie tak. Nigdy nie widziałam tak, nawet nie dotykałam w taki sposób, a teraz? Obmacuję go. Dotykam kaloryfera na brzuchu, badam każdy napinający się mięsień i czuję, jak sama się napinam, ja to czuję w ciele. Dotykam V na podbrzuszu, które dla każdej dziewczyny jest czymś seksownym u mężczyzny. O mój boże.
Gwałtownie zabieram ręce, gdy dotknęłam materiału bokserek. Tam on jest. O nie, o nie, o nie, o nie. Nie, nie, nie! Moje serce, a chyba Williama szaleńczo obija się o klatkę piersiową, nogi chcą się ugiąć pod sobą, tracę grunt. Biorę duże i głębokie wdechy, wplatając palce w jego czarne włosy. Ciągnę za końcówki, oddychając głośno. Nie, to nie może być prawda... Ja, ja jestem w ciele Williama... Czuję każdy jego napinający się mięsień, ja nawet mówię jego głosem. Jestem w jego pokoju i mam dostęp do wszystkiego, co jest jego. Ale kto jest w takim razie w moim ciele? Czy... Czy William jest w moim ciele..?
O mój boże.
Ja... Ja muszę siku.
William
Stanąłem jak wryty przed jej lustrem na szafie. Jestem Jane. Jestem Jane. Ja jestem, kurwa mać, Jane.
Otwieram szeroko oczy, spoglądając w te brązowe. Kurwa mać, jestem Jane. Moje palce zahaczają o czerwone i duże usta, które zaczynam dotykać. Są miękkie i pełne. Dotykam tego malutkiego noska, dotykam policzków, gładkiej skóry na twarzy. Kurwa mać, jestem Jane. Łapię za kosmyki brązowych włosów i dotykam je, są długie i miękkie, gdzie są moje krótkie i czarne? Co jest, do cholery jasnej?!
- Kurwa mać.
Nawet mam jej głos! Ja mam jej głos! Dlaczego jestem w jej ciele?! Gdzie ja w takim razie jestem? Gdzie Jane? Czyżby ona... była w moim?
Kurwa mać.
Spoglądam na jej odbicie w lustrze, dotykając delikatnie twarzy tymi drobnymi rączkami. Zaraz, ona ma kolczyk. Wystawiam język przed siebie i dostrzegam srebrną kulkę. Zamykam usta, starając się obracać kolczykiem, który od zawsze mnie fascynował. Przyjemne uczucie, ten kawałek metalu naprawdę jest zajebisty.
Ale ja, kurwa mać, jestem Jane.
Patrzę na jej odbicie i skanuję całe ciało. Przełykam ślinę, gdy widzę odkryte nogi i tylko zwykłą, białą koszulkę. Jest bez stanika. Ponownie przełykam ślinę i biorę głęboki wdech, kładąc ręce na brzuchu. Jest płaski i czuję napinające się mięśnie, które w porównaniu do moich są takie słabe. Chwytam za krańce białej koszulki i podwijam ją ostrożnie w górę. Po chwili gwałtownie naciągam ją z powrotem do pierwotnego stanu, gdy dostrzegłem czarną koronkę. Kurwa mać.
Kurwa mać.
Wiele razy widziałem ją w stroju kąpielowym, czasami zdarzyło się widzieć ją w majtkach, ale rzadko. Teraz przyspiesza mi, a raczej jej serce, gdy dotrze do mnie informacja, że jestem w jej ciele i mam dostęp do wszystkiego. Mam dostęp do każdego skrawka jej ciała. Przełykam ślinę i czuję jak moje, a raczej Jane policzki pieką. Rumienie się. Kurwa mać, rumienie się.
Odwracam się na bok i patrzę na ten profil. Serce przyspiesza jeszcze bardziej, a ciało zaczyna się grzać, gdy widzę te krągłe pośladki. Kurwa mać. Chwytam za materiał koszulki i podciągam wyżej. Nad pupą. Unoszę wysoko brwi w górę, gdy widzę taki widok.
Kurwa mać.
Nie mogę się powstrzymać. Kładę ostrożnie dłoń na pośladku i na początku tylko go dotykam. Ostrożnie, delikatnie, z wyczuciem. Ścisnąłem w dłoni i jeszcze bardziej zrobiłem większe oczy, nie spodziewając się tego, że Jane naprawdę ma zajebistą dupę. Położyłem drugą rękę na drugi pośladek i zaczynam dotykać. Bezwstydnie i bez żadnego zahamowania obmacuję jej pupę, dziwiąc się, że posiada najlepsze pośladki, jakie mogłem mieć w dłoni. Są duże, jędrne, skóra jest sprężysta i idealna do ściskania. Jest za co złapać.
Kurwa mać, stop.
Gwałtownie zabieram ręce w jej pupy. Ja ją obmacuję. Obmacuję moją... Mojego wroga, nie mogę. Przełykam ślinę i przybliżam się do lustra, spoglądając w te brązowe oczy. Klatka piersiowa się unosi w przyspieszonym tempie, ale nie tylko ona. Przymykam oczy i wciągam więcej powietrza do płuc. Unoszę powieki w górę i spoglądam na dekolt. Jej dekolt. Dostrzegam sterczące sutki przez materiał koszulki i czuję, jak przeszkadza mi to, kurwa mać. Materiał dziwnie przeszkadza i drażni... jej sutki, które czuję.
Biorę głęboki wdech i chwytam koszulkę między palce. uważnie patrzę w oczy Jane, zagłębiając się w ten brązowy odcień. Powolnym ruchem podnoszę koszulkę w górę, czując obicia serca o klatkę piersiową. Cały się grzeję w jej ciele, tętno skaczę i nie mogę zapanować nad tym uczuciem.
Szybkim ruchem ściągnąłem bluzkę.
Wciągnąłem więcej powietrza do płuc, cały się grzejąc. Kurwa mać. Czuję dziwne skręcanie w podbrzuszu, zupełnie inne uczucie niż w swoim prawdziwym ciele. Jest przyjemne, jednocześnie przeszkadzające i drażniące, ale miłe... przyjemne i podniecające. Patrzę na jej piersi, na jej duże cycki, na cycki Jane. Jędrne, duże, pełne i myślę, że idealne w moją rękę. Przełykam ponownie ślinę i ujmuję te piersi. Cholera jasna, co ja wyprawiam? Obmacuję Jane i robię to bez żadnego wstydu, bez żadnego zahamowania. Dotykam jej piersi, czując ciepło z małych i delikatnych dłoni. Ujmuję piersi, ale nie potrafię złapać całych, są za duże na tę rączkę. To mnie...
Nie, stop.
Will, ogarnij się, to jest, kurwa mać, Jane.
Biorę głęboki wdech i pozwalam opaść dłonią wzdłuż wąskiej talii. Nie mogę oderwać wzroku od jej piersi, jest to ciężkie, gdy mam je na przeciwko siebie, cholera jasna. Próbuję się ogarnąć, ale zachowuję się jak niewyżyty seksualnie prawiczek, który nigdy nie widział kobiety bez ubrań. Nigdy nie widziałem Jane bez ubrań, dlatego tak się zachowuję.
Jestem onieśmielony.
Mój wzrok z trudem odrywa się od falujących przez unoszącą się klatkę piersiową piersi na... Czarna koronka. Zdarzyło mi się ją zobaczyć u Jane, nawet i czerwoną i białą i fioletową. Zawsze powodowały one u mnie dziwne uczucie. Teraz powoduje jeszcze bardziej... Stop.
Czarna koronka, mam ją przed sobą, na sobie - nie, to jest na Jane, a ja jestem w ciele Jane. Czuję... czuję, że jestem wolny od mojego kutasa, boże, jakie to dziwne uczucie. Nie mam fiuta, gdzie on jest? Kurwa mać, mam cipkę. Ja mam cipkę Jane.
Ale w takim razie gdzie jest Jane? Czy ona... Czy ona jest w moim ciele..? W takim razie... ona ma mojego kutasa...
Jestem w ciele dziewczyny.
Idę do toalety.
Jane
Prędko zbiegam ze schodów, dostrzegając w kuchni jego rodziców. Moje policzki, a raczej Williama policzki się rumienią ze skrępowania. Poprawiam czarną koszulę w czerwone kraty, którą założyłam na jego ciele i kieruję się do wyjścia. Muszę iść do swojego domu, muszę zobaczyć siebie.
- Will?
Drgnęłam całym ciałem, gdy usłyszałam głos jego matki. Odchrząknęłam i po skończeniu wiązania jego czarnego adidasa uniosłam się w górę, natrafiając na opierającą się kobietę o ścianę.
- Z ojcem wyjeżdżam, będziemy jutro pod wieczór. Sprawy biznesowe. - spoglądała na mnie uważnie.
- J-Jasne... - ledwo co wydusiłam z siebie i dalej nie potrafię się przyzwyczaić do tego, że mówię męskim głosem. Williama głosem.
Dostrzegłam, jak jego rodzicielka marszczy brwi i jeszcze bardziej uważnie przyjrzała się mojej osobie, a raczej Williamowi.
- Mam nadzieję, że pod moją nieobecność nie zrobisz z domu burdelu.
- O-Oczywiście... mamo... - pod koniec kaszlnęłam - Ja już pójdę, spóźnię się do szkoły...
I wybiegłam z domu, nawet nie dając jej dojść do słowa. Od razu ruszyłam w stronę swojego domu, gdzie jestem prawdziwa ja, gdzie też prawdopodobnie William. O mój boże, na myśl, że on... on mnie widział, mam ciarki na całym jego ciele, kurwa mać. Ja nawet nie potrafiłam zrobić siku...
Po kilku minutach minutach dotarłam pod swój rodzinny dom. Nie widziałam auta, dlatego jestem pewna, że rodziców już nie ma w domu. Cała się grzeję w jego ciele, czuję rosnącą panikę i jednocześnie złość. Jeżeli on... on mnie widział... Zabiję go.
Chwytam za klamkę i dziwię się, że drzwi są otwarte. Ktoś jest w domu, skoro nie wyczuwam obecności moich rodziców. Są buty. Moje białe adidasy. Wchodzę do środka i odkładam plecak, pędząc do swojego pokoju. Cholera, cholera, cholera, cholera.
Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i spojrzałam przed siebie, stojąc jak osłupiała. Moje serce, a raczej Williama zabiło kilka razy szybciej, krew zaczęła się grzać, a ręka sama z siebie zacisnęła się na klamce.
- Ty... - wysyczałam.
Dalej nie potrafię się przyzwyczaić do tego głosu. Jego głosu. Patrzę wrogo w moje oczy. To dziwne patrzeć prosto na siebie z tej perspektywy. Na dodatek teraz już wiem, że to on jest w moim ciele.
Na dodatek ubrał mnie jak prawdziwą dziwkę.
Skąd ja mam takie ubrania?!
- Ty... Pieprzony sukinsynie!
Zrobiłam krok w jego stronę i złapałam za mój nadgarstek. Mocno, nawet nie wiedziałam, że taką siłą potrafię to zrobić, ale to siła Williama. Usłyszałam pisk z moich ust, to znaczy Will to wypowiedział. Nie mogę w to uwierzyć, że ja mam taki głos... Z całej siły wywróciłam go na podłogę i usiadłam okrakiem na własnym ciele.
- W co ty mnie ubrałeś?! - krzyknęłam, posyłając mu mordercze spojrzenie - I ty... Ty... Ty mnie rozebrałeś!
- Uspokój się, Jane! - krzyknął. Naprawdę dziwnie się słyszy swój głos z tej perspektywy.
- Ty pieprzony zboku! - zaczęłam okładać go pięściami, a on w żałosny sposób się bronił, usiłując się zasłonić - Ja nawet nie jestem w stanie zrobić siku, a ty bezwstydnie mnie przebierałeś! Nienawidzę cię, Will!
- Jane, uspokój się, kurwa mać! - warknął - Nie czas na to... a trzeba coś zrobić, żeby znaleźć się... w swoich ciałach z powrotem! - odepchnął mnie.
Ciężko dyszę, leżąc na podłodze. William odepchnął mnie i usiadł okrakiem, trzymając za nadgarstki po obu stronach głowy. Patrzę mu prosto w oczy, nie mogąc opanować złości. On mnie ubrał jak zwykłą dziwkę, na dodatek widział... Musiał mnie widzieć, nie ma innej opcji... Widział moją bieliznę, moje biustonosze, moje skąpe... Ja naprawdę ich nie zakładałam, ja je dostawałam od koleżanek na urodziny, nigdy ich nie zakładałam!
- Will... - wydusiłam z siebie.
- Uspokój się, okej? - spojrzał w moje oczy. To dziwne patrzeć na swoją twarz i uważać, że naprawdę jest się ładnym. Teraz widzę, jak bardzo jestem ładna.
- Czy ty...
- Nawet jeśli, to co? - uśmiechnął się - Myślisz, że nie widziałem nagich lasek?
- Ty psie! - zaczęłam się wyrywać, ale jakimś dziwnym cudem każda siła mnie opuszczała, byłam słaba, a on mógł normalnie przytrzymywać mnie przy tej ziemi - Jak mogłeś mi to zrobić?!
- Ładna bielizna. - mrugnął do mnie z zadziornym uśmieszkiem.
- Nigdy jej nie zakładałam! Nigdy, uwierz mi! Ja naprawdę jej nigdy nie założyłam, dziewczyny robiły sobie żarty i kupiły mi taką! - zaczęłam się tłumaczyć.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - zszedł ze mnie, poprawiając sukienkę, którą założył - Jakieś pomysły skąd mogliśmy się znaleźć w tych ciałach? - zapytał.
- Na początku... - wyprostowałam się, poprawiając koszulę - Ściągaj tę sukienkę! - wskazałam na ubiór - Wyglądam jak dziwka, Will! Ściągaj ją!
- Co ty chcesz, ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się, chwytając za krańce sukienki i zaczął kręcić się wokół własnej osi.
- Oj nie, na pewno tak nie pójdziesz do szkoły! - podeszłam do szafy i otworzyłam. Jeszcze bardziej się zgrzałam, gdy zobaczyłam ten burdel - I zdążyłeś już zrobić z mojej szafy trzecią wojnę światową?! - odwróciłam się w jego stronę.
- Marudzisz, jest normalnie. - machnął lekceważąco ręką.
- Nie! - krzyknęłam, powracając wzrokiem do ubrań - Masz, ubieraj to!
Rzuciłam w jego stronę czarne spodnie, bokserkę i podałam jeansową kurtkę. Jęknął z dezaprobatą i chwycił za ramiączka sukienki, którą opuścił po chwili na stopy. Poczułam palące się policzki ze wstydu, upokorzenia i złości. Czułam rosnącą złość, gdy zauważyłam, że jest bez stanika.
- Ty... - wysyczałam.
- No co? - spojrzał na mnie, wzruszając ramionami - Przeszkadzał mi.
- Ubieraj stanik!
- Nie! To cholerstwo jest wkurwiające! Wbija się w ramiona i plecy! - skrzyżował dłonie pod nagie piersi.
O mój boże.
- Zakładaj ten stanik! - rzuciłam w jego stronę czarny biustonosz.
- Pieprz się, niczego nie będę zakładał.
Zmarszczyłam brwi, zaciskając jego dłonie w pięści. Cała się grzeję ze złości, kiedy obserwuję, jak bez skrępowania zakłada czarną bokserkę, ignorując stanik i wskakuje z trudem w obcisłe spodnie.
- Jezu, jak wy możecie chodzić w takich obcisłych spodniach... Mnie bolałyby już jaja... - wymamrotał.
- Załóż, proszę, ten stanik... - wysyczałam.
- Słuchaj mnie, Jane. - przybrał poważniejszej postawy, a ja zdziwiłam się, słysząc taki ton ze swoich ust - W każdej chwili mogę wyjść nago i biegać przez całe miasto, nie przejmując się tym w ogóle... - powiedział beznamiętnie - Dlatego ciesz się, że pieprzę tylko ten jebany stanik, który jest problemem. Nie uważasz, że bez niego jest o wiele wygodniej? - zapytał.
Zmarszczyłam brwi i nie odezwałam się, przybierając niewinniejszej postawy. Tak, stanik potrafi być problemem i ma rację, ale mu tego nie powiem.
- Nie uważasz? - ujął moje piersi w moje dłonie.
O mój boże.
On z zadziornym uśmieszkiem dotyka mnie. Dotyka moje piersi bez żadnego skrępowania. Nie, nie, nie! Nie mogę tak tego zostawić.
Wzięłam głęboki wdech i złapałam za kroczę, delikatnie drgając ciałem, gdy poczułam... jego.
Moje brązowe tęczówki spojrzały na mnie intensywniej i na gest, który wykonałam. Delikatnie ściskam jego kroczę na jego oczach, nie czując żadnego zahamowania. Czuję jedynie skrępowanie, bo ściskam... jego penisa.
Z jego ust, a raczej moich wydobył się pomruk. Zobaczyłam jak powolnym ruchem, nie spuszczając ze mnie oczu, wkłada rękę pod koszulkę i dotyka piersi. Tym razem nie przez materiał, a dotyka nagiej skóry, dotyka mojej piersi. Bezwstydnie obmacuje mnie na moich oczach, na dodatek jego druga ręka wędruje do mojego krocza. Włożył rękę w spodnie.
- Okej, wygrałeś! - krzyknęłam, przymykając oczy - Wygrałeś... Proszę, Will, nie rób takich rzeczy!
- Wiesz, podoba mi się bycie kobietą. - mruknął.
- Ja chcę wrócić do swojego ciała!
- Skąd mam wiedzieć jak to zrobić? Nie mam pojęcia nawet, jak się znalazłem w twoim ciele! - bronił się.
- No nie wiem, może coś w internecie będzie... - jęknęłam, wplatając rękę w tył czarnych włosów.
- Znajdziemy to później, bo za dziesięć minut mamy być w szkole. - powiedział i przerzucił przez ramię moją torbę - Twoi rodzice wyjechali w sprawie biznesowej, będą jutro wieczorem.
- Twoi też. - odparłam, kierując się do wyjścia.
- Masz moje kluczyki od samochodu? - zapytał, zakładając moje białe adidasy.
- N-Nie... W domu zostały.
- To idziemy do mnie po kluczyki.
- To będzie dziwny widok widzieć siebie za kierownicą...
~~
Tak, to bardzo dziwny widok, kiedy widzi się siebie za kierownicą. William w skupieniu odpalił swój samochód i w skupieniu wycofał go z podjazdu. To naprawdę dziwne.
- J-Jak mamy się zachowywać... przy innych? - zapytałam.
- Normalnie, ale Rachel i Zack nie mogą się o tym dowiedzieć, nikt nie może się o tym dowiedzieć. - powiedział, będąc już w drodze do szkoły.
- Will... - wykrztusiłam z siebie, zaciskając uda.
- Co?
- J-Ja... Ja muszę siku... - poczułam rumieniące się policzki.
Nie odpowiedział, a zaśmiał się, spoglądając na mnie przelotnie.
- To idź. - rzucił - Ja bez żadnego problemu to zrobiłem i powiem ci, że... To dziwne! Boże, to naprawdę dziwne. - zaśmiał się.
- Ty idioto... - burknęłam - Ja tego nie potrafię zrobić... To krępujące... - zacisnęłam uda.
- A spróbuj się tylko zesikać w spodnie. - ostrzegł - Siłą cię zaciągnę do tego kibla.
Nie odpowiedziałam, a przegryzłam wewnętrzną część policzka. Ciśnie mnie, cholernie mnie ciśnie pęcherz.
- Will! - krzyknęłam gwałtownie, przypominając sobie ważną sprawę.
- Co? - zapytał.
- Cukrzyca! Czy wszystko z nią zrobiłeś? - zapytałam panikując.
- Tak, Jane, nie jestem idiotą i... cię nie zabiję przecież. - odpowiedział - Wziąłem nawet brzoskwinię.
- O! Masz jeszcze jedną? - uśmiechnęłam się.
- Ciesz się, bo tak. - uśmiechnął się także.
- To miłe, że o mnie pomyślałeś. - mruknęłam zadziornie.
- Nawet wtedy, kiedy się masturbowałem.
Prawie się zakrztusiłam powietrzem. Spojrzałam na niego i jego zadziorny, a raczej mój uśmieszek, rumieniąc się i grzejąc ze skrępowania.
- Czy ty... Ty to już robiłeś..? - przełknęłam ślinę.
- Jesteśmy na miejscu! - krzyknął rozbawiony, zatrzymując samochód.
- Will, odpowiedz!
- Postaraj się zachowywać jak ja. - rzucił beznamiętnie i wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami.
Spojrzałam na niego, a po chwili przeklęłam i wysiadłam z auta, pozwalając mu je zamknąć. Stanowczo i z nieugiętą postawą dotrzymałam mu kroku.
- Will, odpowiadaj! Dotykałeś mnie? - warknęłam.
- Zamknij się. - wyszeptał.
- Cześć Jane, Will.
Drgnęłam ciałem, gdy usłyszałam głos Zacka. Serce Williama zaczęło przyspieszać i bić kilka razy szybciej i ciężej. Spojrzałam kątek oka na moją osobę, która zachowuje kamienny wyraz twarzy, zaciskając dłoń na pasku torebki.
- Cześć, Zack. - Will zmusił się do uśmiechu.
- S-Siema... - wydusiłam niepewnie, na co moja osoba uniosła w kpiący sposób kąciki ust.
- Will, idziemy. - blondyn pociągnął mnie za rękaw przed siebie.
Ostatni raz spojrzałam w moje brązowe tęczówki, które przyglądają mi się, zaciskając wargi, to po chwili znikają w tłumie uczniów.
- Liam już się o ciebie pytał. - powiedział ostrzegającym tonem.
Co?
- Co chciał? - zapytałam, zaczynając zgrywać poważniejszą jak na Williama przystało.
- Radziłbym tobie być przyszykowany na każdym kroku, bo już ma ochotę ci wpierdolić.
Co kurwa?
- Czek-Umm, okej. - wzruszyłam ramionami, czując grzejącą się krew w ciele.
Zaraz, zaraz, dlaczego ja o niczym nie wiem? Czy Liam chce coś zrobić Williamowi? Mojemu wrogowi, którego tylko ja mogę dręczyć? Po moim trupie, Liam!
- Słyszałem, że jego czułe miejsce to szczęka. W wieku jedenastu lat miał ją złamaną, więc to będzie dobry cios, aby go znokautować. - poklepał mnie po ramieniu.
- Trzy sekundy i padnie jak pies.
- Co ty, w Jane się zamieniasz? - prychnął.
- Co? - spanikowałam - N-Nie, po prostu tak mi się powiedziało...
- Dobra, dobra... Tyle lat razem, to już się nie dziwie w sumie... - zaśmiał się - Radziłbym być przygotowany w każdym momencie, Will. On nie odpuści.
- Nie rozumiem o co mu chodzi... - wymamrotałam.
- Nie rozumiesz? A nie pamiętasz jak w piątek upokorzyłeś go przed całą drużyną? - prychnął - I przed laskami? Zwłaszcza, że była tam Jane, która mu się podoba od pierwszej klasy?
Uniosłam brwi w górę, przegryzając wewnętrzną część policzka. Ciekawych rzeczy się dowiaduję.
- A, no tak... już sobie przypominam... - powiedziałam niepewnie, otwierając swoją szkolną szafkę.
- Hej, stary... - usłyszałam drwiący głos Zacka.
- Co?
- To szafka Jane.
Ocknęłam się, kiedy siłowałam się z otwarciem mojej szafki, do której nie mam kluczyka, a ma William. To znaczy mam, ale nie w tym ciele. Spojrzałam w niebieskie oczy, wpadając po chwili w śmiech.
- Umm, dzisiaj nie jestem sobą... - podrapałam się po tych czarnych, puszystych włosach, które są przyjemne w dotyku.
- Jak nie ty, Will... - pokręcił niedowierzająco głową.
A żebyś wiedział.
William
Siedziałem na przeciwko swojej osoby na szkolnej stołówce. Rachel jest obok mnie, a obok niej Logan. Patrzę uważnie w swoje błękitne tęczówki, czasami napotykając Zacka, który siedzi obok Jane, to znaczy mnie, ale obok Jane.
- Dwójka wrogów dzisiaj jakaś cichsza jest... - powiedział Zack, zabierając się za swój lunch.
Nie odezwałem się, Jane to samo. Popatrzeliśmy się na siebie, to po chwili moja uwaga skupiła się na Rachel.
- Hej, Jane... - wyszeptała do ucha.
- No?
- Ty nie masz na sobie stanika.
Spojrzałem w dół, dostrzegając te cycki. Boże, ona naprawdę ma zajebiste cycki i to powoduje, że znowu czuję te ściskanie w podbrzuszu. Przez co to może być? Czy ja, kurwa mać, czuję się podniecony jak dziewczyna? To tak dziewczyny się podniecają? Kurwa mać.
- Przeszkadzał mi dzisiaj. - rzuciłem, spoglądając przez siebie.
I jej wzrok był zapatrzony prosto we mnie. Błękitne tęczówki, moje błękitne tęczówki gapią się na mnie w morderczy sposób. Unoszę kąciki ust w górę, dotykając dyskretnie piersi tak, żeby ten widok był tylko dla niej. Widzę, jak zaciska usta w wąską linie i po chwili czuję uderzenie w nogę.
- Will.
Spojrzałem na Zacka, który wypowiedział moje imię w ten sposób. O nie, to ten sposób, o którym Jane nie ma pojęcia. Kurwa mać. Rozglądam się dookoła i czuję, jak serce przyspiesza, krew zaczyna się grzać, gdy dostrzegam Liama. Idzie prosto w moją stronę, to znaczy Jane, kurwa mać.
- Co? - powiedziała, spoglądając na blondyna.
Jest niewinna.
Ona nic nie zrobiła.
Kurwa mać.
Taka niewinna, bezbronna, niczego nieświadoma...
- Will, musimy porozmawiać. - rzuciłem szybko, chcąc skupić jej uwagę na sobie.
- Will.
Wszystkich wzrok padł na Liama, który stanął przed nią, to znaczy mną, ale nią. Przymykam oczy, wciągając więcej powietrza do płuc. Kurwa mać.
- Liam.
Otwieram gwałtownie oczy, słysząc ton, jaki wypowiedziała moim głosem. Jane? Co ona wyprawia? Czy ona wie w co właśnie się pakuje?! Przecież ona nie umie się bić! Kurwa mać, siadaj, idiotko, siadaj!
Moje serce bije jak oszalałe, gdy przed sobą mam widok Liama stojącego kilka centymetrów ode mnie. W moim ciele jest bezbronna i niewinna Jane, która nie ma pojęcia o niczym, a powinna być na to przyszykowana, to znaczy ja powinienem, a kompletnie wypadło mi to z głowy. To dziwne patrząc na siebie z tej perspektywy, kurwa mać.
Idiotko, siadaj na miejsce i nie rób głupstw.
- Wiesz, że mnie nie obchodzi to, że znajdujemy się na stołówce? Gdzie każdy może patrzeć na to, jak ci dupę skopię? - zaśmiał się Liam, krzyżując ręce pod klatkę piersiową. Widzę, jak napiął każdy mięsień i to mnie przeraża.
- Ja się bardzo cieszę, że każdy może to zobaczyć. - prychnęła Jane.
Co ty, idiotko, wyrabiasz?! Spierdalaj stąd!
- Jak ci...
I nawet nie dokończyła. Liam zamachnął się i uderzył ją w policzek. Moje, a raczej Jane serce wali jak szalone, gdy widzę ten widok. Kurwa mać. Ona nawet nie jest w stanie nic zrobić, bo Liam okłada ją pięściami. Rachel krzyknęła, zasłaniając po chwili swoje usta dłońmi. Zack i Logan wstali, aby pomóc, ale zatrzymali się, tak samo jak właśnie moje serce. To znaczy Jane, ale moje także.
Liam leży. Leży pod nią, pode mną, gdy ja, gdy ona bez żadnego zahamowania pięścią obija jego twarz. Patrzę na to z szokiem, z wielkim szokiem i nie jestem w stanie w to uwierzyć, że to właśnie Jane. Jane go napierdala. Ona go napierdala i robi z nim co chce. Ja pierdolę, nie chciałbym nigdy spotkać Jane w wersji męskiej.
- I co?! Śmieciu?! - wstała, kąpiąc jego żebro - Ośmieszyłeś się tylko! - wytarła moją koszulką nos, z którego sączyła się krew.
Czy to naprawdę Jane?
- Dziewcz-Skopałem ci dupę, pieprzony chuju! - ponownie zamachnęła się i uderzyła, lecz tym razem w brzuch, na co wydał z siebie jęk - I na to wszystko patrzy Jane, w której tak żałośnie się zakochałeś, sukinsynie!
Ał.
Ona naprawdę potrafi dobić ludzi.
Zaczęła się śmiać, a mnie to przerażało. Ona jest... Nie mogę w to uwierzyć, że to Jane. Zack odciągnął ją od leżącego Liama, który po chwili na mnie spojrzał. Spojrzał w moje oczy z myślą, że to ja jestem tą Jane, w której się zakochał, a ja jestem tym Williamem, który miał skopać mu dupę, a zrobiła za mnie to Jane, w której się zakochał. I ona już wie - wie, że jest w niej zakochany, a to wyśmiała.
Spojrzałem w swoje oczy, które zetknęły się z moimi. Widzę i słyszę, jak oddycha głośno, ciężko i ma napięte ciało. Jest zdenerwowana, wkurzona, wkurwiona w moim ciele, a ja jestem w kompletnym szoku. Sączy się z jej nosa krew i... ten widok mnie dziwnie boli, pomimo tego, że to z mojego, to jednak ona cały ten ból czuła.
Cała akcja stała się wielkim widowiskiem. Pomimo panującej ciszy na stołówce każda para oczu jest skupiona na nasz stolik. Po chwili Jane wyrywa się gwałtownie z uścisku Zacka i spoglądając ostatni raz w moje oczy, kieruje się do wyjścia. Nie mogę dalej w to uwierzyć, że to Jane.
Słaba, niewinna, bezbronna, delikatna i słodka Jane.
Zabrzmiał dzwonek na lekcję, a ja dalej nie mogę w to uwierzyć. Po chwili bez żadnego słowa rozsuwam krzesło i wstaję, kierując się od razu do wyjścia ze stołówki. Muszę ją znaleźć, muszę siebie znaleźć. Nie mogę jej zostawić, na pewno nie dam jej teraz być samej, to wszystko moja wina.
Moje serce wali jak szalone, gdy nie mogę jej znaleźć. Wszystkie korytarze są puste, a ja włóczę się po nich szukając Jane, ale bez skutku. Wyciągam jej telefon z kieszeni i wpisuję kod. Znam jej kod i nawet jak zmieni - będę wiedział o następnym. Wchodzę w kontakty i wyszukuję siebie. Marszczę brwi, gdy jak zwykle nie zmieniła nazwy ''Fujarka''. Wciskam zieloną słuchawkę przy tej pieprzonej nazwie i przykładam telefon do ucha.
- Odbieraj, idiotko... - wyszeptałem - Odbierz, proszę...
- Odebrałam.
Zamarłem. Nie odezwałem się, czując dziwny skręt w podbrzuszu albo może w brzuchu? Nie wiem. Serce przyspieszyło, gdy to usłyszała. Ona to usłyszała, a ja... Ja martwiłem się o nią i to usłyszała.
- Martwisz się o mnie?
- Gdzie jesteś?
- Drugie piętro, damska toaleta.
Rozłączyłem się. Nie czekając na nic innego ruszyłem do damskiej toalety, gdzie przesiaduje. Dlaczego damska? Naprawdę boi się wejść do męskiej? Uśmiecham się pod nosem, gdy wiem, że nic jej nie jest. Naprawdę się o nią martwiłem i nie dlatego, bo została obita w moim ciele. To Jane, tam w środku jest Jane. Mój wróg, ale to Jane.
Wchodzę do pomieszczenia, rozglądając się dookoła. Nie widzę jej, dlatego nachylam się nad kabinami i po chwili uśmiecham się pod nosem, gdy dostrzegam czarne adidasy w ostatniej.
- To ja.
Usłyszałem przekręcanie się zamka, dlatego wszedłem do środka, zamykając naszą kabinę. Spojrzałem w swoje błękitne tęczówki, przy okazji dostrzegając, że moją twarz doprowadziła do porządku; żadnej krwi, żadnej rysy ani żadnego obicia. Pamiętam, jak z Rachel mnie opatrywały, gdy czasami zdarzyło mi się wpaść w bójkę i to właśnie Jane najbardziej przy mnie skakała.
- Przepraszam cię. - powiedziałem z wyrzutem.
- Mogłeś mnie ostrzec z rana. - powiedziała.
- Kompletnie o tym zapomniałem. Przepraszam cię, Jane.
- I tak skopałam mu dupę. - zaśmiała się, na co uśmiechnąłem się pod nosem - Śmieć...
- Dlaczego tak reagujesz? Przecież ci Liam nic nie zrobił. To ja mam z nim problem.
Nie odezwała się, a odwróciła ode mnie spojrzenie. Po chwili dostrzegłem na własnych policzkach rumieńce. Ja widzę rumieńce na swoich policzkach.
- Tylko ja cię mogę bić i tylko ja mogę cię dręczyć, rozumiemy się? - burknęła - Każdy twój wróg to mój wróg.
- Zgoda. - odparłem - Więc każdy twój wróg to mój wróg.
- Okej.
- Okej.
- Umm, Will... - powiedziała niewinnie.
- Idziemy? - zapytałem, chwytając już za klamkę, aby wyjść z kabiny.
Poczułem uścisk na nadgarstku. Spojrzałem na moją dłoń, którą Jane położyła na swoim nadgarstku, zatrzymując mnie. Unoszę wzrok na swoją twarz, która nawet na mnie nie patrzy. Ona się wstydzi, ona jest zarumieniona po uszy, jest skrępowana, widzę to.
- Jane? - odwróciłem się w jej stronę.
- B-Bo ja...
- Sikaj.
- To takie krępujące... - jęknęła.
- Mam wyjść? - uśmiechnąłem się.
- N-No właśnie chcę, żebyś tu został... - widzę, jak pod koniec przegryzła wewnętrzną część policzka.
Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej, czując przy tym dziwne... ciepło? Czuję dziwne ciepło w środku, ale ignoruję je. Opieram się o ścianę i krzyżuję ręce pod klatkę piersiową, czując jej piersi.
Które naprawdę chciałbym dotknąć, ale moimi dłońmi.
- Masz zamiar sikać do ubikacji? Nie wolisz pisuar? - zapytałem.
- W życiu! Nigdy tam nie wejdę. - zmarszczyła brwi.
- Podnieś klapę. - zaśmiałem się. Ja jej mówię co ma robić, to takie śmieszne, a zarazem słodkie.
- Nie podniosę tego. - burknęła - Chuj, obsikam kibel.
Zaśmiałem się. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem, przyglądając się temu, jak sięga do mojego rozporka. Sprawnie poradziła sobie z paskiem, a później odpięła guzik w spodniach, zaczynając przesuwać suwakiem w dół.
Zagryzam dolną wargę. Nie wiem czemu, ale zagryzam. Ona to robi i przychodzą mi dziwne myśli, o których nie powinienem myśleć. Co by było, gdyby robiła tak... mi? O mój boże, stop.
- Będziesz... patrzył? - zapytała, spoglądając na mnie.
- To mój fiut.
Zaśmiała się, na co uniosłem zadziornie kąciki ust w górę. Po chwili odkaszlnąłem i wciągnąłem więcej powietrza do płuc, gdy włożyła rękę w moje bokserki.
- Will...
- Hmm?
- Czuję go.
- To chyba dobrze, prawda?
- To... To bardzo dziwne uczucie... - powiedziała skrępowana.
Jane
Dotykam go. Ja dotykam jego penisa. Dotykam penisa Williama. Biorę głęboki wdech i wyjmuję męskość z bokserek, spoglądając kątem oka na Williama. To znaczy na mnie, ale Williama.
- Nie patrz. - powiedziałam, trzymając jego penisa.
- Ruszaj się. - jęknął i odwrócił się do tyłu.
Biorę ponownie głęboki wdech i po kilku sekundach odczuwam ulgę. Ulgę, którą powinnam rano odczuć, a odczułam teraz. Na dodatek patrzę na jego męskość.
Duży.
Nigdy nie spodziewałam się tego, że on będzie miał takiego dużego. Ja go dotykam, dotykam jego penisa, który ma wszystko czego każda kobieta pragnie; długość, grubość, idealny kształt i idealny połysk żołądź'i. Przełykam ślinę i przechodzą do mojej głowy, to znaczy Williama, dziwne myśli. Ja... czy ja się... podniecam? O mój boże.
Naglę czuję, jak ten penis drga. Drgnął, czuję dziwną pulsację na opuszkach palców, to po chwili czuję, jak robi się twardszy. Kurwa mać, ja się podniecam. Podniecam się w stylu męskim. O mój boże, ja czuję te podniecenie, które kręci się wokół penisa i obejmuje okolice podbrzusza. Kurwa mać.
- Skończyłaś? - usłyszałam.
- T-Tak...
Twardy. Pulsujący. Drgający. Chowam go prędko do bokserek i spuszczam wodę w toalecie, zabierając się za zapinanie paska i rozporka.
- Proszę... znajdźmy sposób, aby szybko znaleźć się z powrotem w swoich...
I nie dokończyłam przez rękę na ustach. Drzwi od szkolnej łazienki się otworzyły i usłyszałam chichot jakichś dziewczyn, które zaczęły rozmawiać o czymś rozbawione. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, patrząc prosto w brązowe tęczówki, które przyglądają mi się uważnie. William przyłożył palca wskazującego do ust, nie odrywając ode mnie wzroku ani ręki z ust. Oddycham ciężko przez nos, klatka piersiowa się unosi w przyspieszonym tempie i nie mogę zapanować nad tym.
Ta bliskość.
Ta bliskość powoduje w moim ciele, a raczej Williama, dziwne uczucie. Nie mogę go określić, bo to dziwne, zarazem... miłe i przyjemne. Czuję, jak moje ciało napiera na mnie, Will napiera moim ciężarem na siebie i czuję... ja czuję... O mój boże.
To intymne. To intymne, jak patrzymy w swoje oczy w tak kompletnej ciszy. Zabiera rękę z ust, ale twarzy nie oddala. Prawie stykamy się nosami i widzę, jak wciąga więcej powietrza do płuc, lecąc wzrokiem na moje, a raczej jego usta. Czuję dziwne podniecenie, skręcanie w podbrzuszu, a już nie wspomnę o penisie, który... który stoi na baczności. Ciśnie mnie, uwiera mnie strasznie w tych spodniach, a najgorsze jest to, że napiera na mnie ciało i jestem pewna, że czuje te wybrzuszenie, czuje własnego penisa.
Po chwili zapada kompletna cisza. Dziewczyny zniknęły z łazienki, pozostawiając nas samych. Oddycham ciężko przez rozchylone wargi, spoglądając prosto w brązowe oczy, które nie spuszczają ze mnie wzroku. Patrzymy się na siebie, nie mówiąc nic. To dziwne, to dziwne i intymne. Najgorsze w tym jest to, że ten kutas mnie uwiera. Przeszkadza mi strasznie, on prosi się o wyjście, bo zaraz się udusi. Ja już wiem, jakie to uczucie, kiedy mężczyźnie stoi na baczności i nie może tego opanować...
Cały czar znika, gdy William oddalił się ode mnie, marszcząc brwi. Jego wzrok padł na własne krocze i uniósł wysoko brwi w górę, a ja zaniemówiłam, paląc się z rumieńców. Po chwili w zadziorny sposób unosi kąciki ust i spogląda w moje oczy.
- Podnieciłaś się.
~~
– Will, pomóż mi... – wydusiłam z siebie niewinnym tonem, nie wiedząc co zrobić z erekcją.
– Musisz poczekać, to najlepsza rzecz teraz. – zaśmiał się, opierając się o ścianę.
Patrzę na swoje, a raczej jego odbicie w lustrze, widząc te... ogromne wybrzuszenie w spodniach, które mnie ciśnie, cholernie uwiera i czuję pulsację, czuję drgania. Patrzę ponownie na swoją prawdziwą osobę, która opiera się o ścianę i z łobuzerskim uśmieszkiem mi się przygląda.
– C-Co ja mam zrobić..? – zapytałam.
– To słodkie, Jane, że się podnieciłaś. – zaśmiał się – Ale czemu? – zapytał, zagryzając dolną wargę.
– N-Nie wiem! T-Tak jakoś! Wy faceci tak macie, że może wam stanąć od tak! – broniłam się – Will, co ja mam zrobić?! Przecież nie pójdę z tym na lekcję! – wskazałam na kroczę.
– Wystarczy poczekać. – westchnął.
– Jak długo? – zapytałam – A-A co ty robisz, kiedy... no wiesz... stanie ci? – spojrzałam na niego niewinnie.
Spojrzał w moje, a raczej w swoje błękitne ozy i uniósł kąciki ust w górę, po chwili wpadając w śmiech. Oderwał się od ściany i wolnym krokiem stanął obok mnie, przyglądając się naszemu odbiciu w szkolnym lustrze.
– Czekam. Albo...
– Albo?! – jęknęłam. To śmiesznie, a razem... słodko brzmi z moich, a raczej jego ust, kiedy męskim głosem wydobywam z siebie niewinną tonację.
– Zwal sobie.
– Co?! – chyba się przesłyszałam.
– Wtedy szybciej opadnie. – uśmiechnął się.
– Nie! Nie zrobię tego! – spojrzałam na niego, rumieniąc się.
– Hej, ja już to...
– Zrobiłeś to?! – krzyknęłam niedowierzająco, na co on zachichotał – Will, czy ty... Ty mnie dotykałeś tam?!
– Nawet cycki dotykałem. – powiedział rozbawiony, unosząc moją koszulkę w górę.
Palę się z rumieńców i zażenowania, gdy widzę, jak przygląda się moim odkrytym piersiom. Bezwstydnie patrzy prosto w moje cycki, na moje sterczące sutki w odbiciu w lustrze, to po chwili dotyka.
– Jane, nie spodziewałem się, że...
– Ty sukinsynie! – złapałam go za rękę i wywróciłam na ziemię, na co jęknął rozbawiony. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam bić – Jak możesz mi to robić, Will?!
– Jane...
– Jak możesz tak bezwstydnie mnie obmacywać?! I to jeszcze przy mnie!
– Jane.
– Ja się wstydziłam iść do toalety, a ty już zabawiałeś się z moją cipką!
– Jane, kurwa mać... – jęknął.
Nie odezwałam się, a zacisnęłam usta w wąską linie, spoglądając wrogo w moje własne, brązowe oczy. Po chwili marszczę brwi, gdy z jego, a raczej moich własnych ust wydobywa się kolejny jęk, lecz tym razem cichszy. Sapnął i wciągnął więcej powietrza do płuc, zaciskając ręce na swoich własnych, umięśnionych bicepsach, co ja niestety czuję.
Ruszyłam się, ale tym razem poczułam to. Poczułam to, kurwa mać. Spoglądam w dół, widząc moje krocze, jego krocze, które ociera się o własne Kurwa mać. Czuję to, czuję te podniecenie, ten kutas pulsuje, drga i dusi się w spodniach, on chce wyjść, a ja nie jestem w stanie nic zrobić, nie wiem co mam robić.
– Jane, przestań, proszę... – jęknął, przymykając oczy – T-To dziwne... czuć własnego kutasa... Na dodatek to dziwne...
– Podniecenie. – przerwałam mu z łobuzerskim uśmieszkiem – Teraz już wiesz co czuję! – otarłam się ponownie.
– Jane, przestań... – wydusił z siebie niewinnym tonem.
– Tak?! – ponownie się otarłam o swoje własne krocze, gdzie skutki odczuwa William – To ci przeszkadza, ale jak odczuwałeś przyjemność, gdy obmacywałeś mi cipkę to już nie?! – warknęłam, poruszając biodrami.
– Jane, proszę, przestań... Ja... J-Ja nie chcę... tego czuć... – jęknął bezbronnie.
– Ja nie chciałam, żebyś mnie dotykał, i co?! – krzyknęłam i w ciągu dalszym ocierałam się jego kroczem o własne.
Czuję to.
– Czuję się gwałcony! – krzyknął.
– Ja też! To ty zgwałciłeś mnie dziś rano!
– T-To była zwykła ciekawość, Jane! Przepraszam! – czuję, jak jeszcze bardziej zaciska moje ręce na swoich ramionach.
Jest to przyjemne.
– J-Jak chcesz możesz sobie zwalić, pozwalam ci! Możesz mnie obmacywać, możesz robić co chcesz, tylko proszę... Przestań to robić!
– Nienawidzę cię, Will... – wydyszałam, ocierając się o własne krocze.
– Jane, ja ciebie też nienawidzę... – jęknął pod koniec, zagryzając dolną wargę.
Opadłam na swoje ciało, ciężko przy tym dysząc. Kurwa mać. Kurwa mać. Kurwa mać. Ja... Ja to poczułam... Ja to poczułam... tą przyjemną ulgę... O mój boże.
Dyszę głośno i chowam twarz we własnym zagłębieniu szyi. Czuję, jak moje własne ciało drży pode mną, jak cichutko posapuje pod nosem i wciąga więcej powietrza do płuc, zaciskając dłonie na bicepsach. My... My to... zrobiliśmy...
William
Ja... Ja to czuję... czuję tą przyjemność, ale nie chcę, nie chciałem... Kurwa mać, to jest przyjemne... Czuję, jak jej każdy mięsień się spina, a najbardziej dolna partia, jak wykręca kobiecość i tereny podbrzusza od rozlewającej mnie przyjemności.
Zaciskam bardziej ręce na własnych bicepsach, czując przy okazji oddech na szyi, przez co przechodzą mnie dreszcze, ciarki mnie przechodzą, dlaczego szyja jest taka wrażliwa? We własnym ciele nie czuję tego tak bardzo... To wszystko jest takie... przyjemne, kurwa mać.
– Zgwałciłaś mnie... – wydyszałem.
– N-Nie... T-To przez przypadek... – także wydyszała, ciężko oddychając.
Wstała z mojego, a raczej jej ciała. Patrzę na nią zamglonym wzrokiem, nie doszedłem jeszcze do siebie, nie potrafię. Te wszystkie uczucia... one są... przyjemne. Oddycham głośno, spoglądając na własną osobę i to, jak poprawia pogniecioną koszulę.
– W-Will... – odezwała się przerażona.
Wstałem na wyprostowane nogi, poprawiając jeansową kurtkę i czarną bokserkę, przy okazji ponownie spoglądam na te idealne cycki. Przetrzepuję się z brudu i unoszę wzrok na siebie, po chwili lecąc wzrokiem na krocze.
– Jane. – powiedziałem poważniejszym tonem.
– J-Ja...
– Spuściłaś się!
Widzę własną plamę na kroczu. Ona się spuściła, doszła i ja... ja doszedłem...
– J-Ja... Przepraszam... – powiedziała niewinnie, spoglądając w moje oczy, a raczej jej oczy.
– Cz-Czy my... My uprawialiśmy...
– Nie! – przerwała mi – M-My tylko...
– Emitowaliśmy seks.
– Tak. Dokładnie. Emitowaliśmy... seks... – odwróciła ode mnie wzrok, rumieniąc się.
– Nie wyjdziesz tak do ludzi. – wskazałem na kroczę.
– Co ja mam zrobić?! – spojrzała na mnie.
– W szafce mam spodenki na przebranie, daj moje kluczyki i poczekaj tutaj. – powiedziałem.
– Tylko przyjdź szybko... – wręczyła mi klucze.
Wyszedłem z toalety, spoglądając na godzinę. Pozostało dwadzieścia minut do końca lekcji, dlatego obejdzie się bez uczniów. Popędziłem prosto do swojej szafki, przy okazji... Teraz już wiem jak to jest, kiedy dziewczyna biegnie i podskakują jej cycki. To przeszkadza i trochę boli.
Stanąłem przed swoją szafką, rozglądając się dookoła. Po otworzeniu i wyjęciu spodenek, które miałem na zapas do piłki nożnej przekierowałem się z powrotem do toalety na ostatnim piętrze. Wszedłem do środka, zastając ją opartą przy ścianie z założonymi rękoma i przegryzającą wewnętrzną część policzka.
– Nareszcie. – rzuciła, odrywając się od ściany.
– Masz, ubieraj. – rzuciłem w jej stronę odzież.
Spojrzałem na nią i uważnie obserwowałem, gdy ścigała spodnie. Do mojej, a raczej Jane głowy przychodziły dziwne myśli, które z całych sił starałem się nie dopuszczać, ale nie mogłem, one same przychodziły.
Jej ręce, wyobraziłem sobie jej ręce, gdy mnie tak rozbierają. Gdy to jej rączki rozpinają mój pasek, a później dobierają się do rozporka. Wyobraziłem to sobie, kurwa mać. Ona, klęcząca przede mną i patrząca niewinnie w moje oczy, gdy ja poprawiam jej włosy, biorąc przy okazji burzę brązowych i gęstych w swoją dłoń. Wyobraziłem sobie jej język, jej zwinny z kolczykiem języczek, który... Nie, stop, William.
Podnieciłem się.
Czy to właśnie ta wilgoć od podniecenia? Kurwa mać, to ze mnie spływa! Jezu, ona nie może się o tym dowiedzieć.
– J-Już... – powiedziała, kończąc zapinać rozporek.
– Zachowuj się jak ja, pamiętaj. – odezwałem się, odrywając od ściany. Wziąłem spodnie, które mi podała i oboje wyszliśmy z toalety – Po szkole... Gdzie idziemy? Do swoich domów?
– No... Ja do siebie, ty do mnie...
– Pod wieczór znajdę jakieś informacje o tym co zrobić, żeby znaleźć się z powrotem w swoich ciałach.
– Ale przyznaj... zabawnie jest. – powiedziała rozbawiona.
– To jak mnie zgwałciłaś? Oj tak, bardzo. – burknąłem rozbawiony i otworzyłem szafkę, w której schowałem spodnie.
– J-Ja nie chciałam... Nie zgwałciłam cię! – zmarszczyła brwi.
– Oczywiście. – prychnąłem – Chociaż teraz już wiem... jakie to uczucie. – dodałem, rumieniąc się.
– J-Ja... też już wiem. – spuściła głowę w dół.
~~
Zabrzmiał dzwonek na przerwę i już po kilku sekundach wszystkie korytarze były zapełnione uczniami. Siedziałem z Jane na ławce, chcąc uniknąć kontaktu ze wszystkimi, nawet z Zackiem i Rachel. Chcę znaleźć się w swoim ciele, bardzo tego chcę. Nie chcę być kobietą i jestem pewny, że Jane także już tego nie chce.
– Jane? – zwróciłem się do niej.
– Mhm? – mruknęła.
– Wracamy do domu?
– Cześć, Jane.
Zobaczyłem, jak moje własne ciało drgnęło, a oczy otworzyły się szerzej. Uniosłem głowę w górę i spojrzałem w zielone oczy Jack'a, który stał nade mną. Jack, to właśnie on podoba się Jane, wiem o tym. Rozmawiała nieraz z Rachel na jego temat, czasami zdarzyło jej się przy mnie i myślała, że tego nie słyszałem. Widzę po Jane, jak na niego patrzy i jak się zachowuje, choć stara się to ukryć - nic przede mną nie ukryję, mojego wroga znam najlepiej. Ona mu się chyba też podoba.
I to mnie wkurwia.
– Cześć, Jack... – mruknąłem czarująco i poczułem ostry wzrok Jane na swojej, a raczej jej osobie.
– Tak sobie pomyślałem... – zaczął drapać się po tyle głowy – Chciałabyś może wyskoczyć gdzieś na weekend? – spojrzał w moje oczy z myślą, że tak naprawdę zagłębia się w spojrzeniu Jane.
Niespodzianka, Jack.
To ja, William, skurwielu.
– Mam już plany. – odparłem z uśmiechem, szokując ich dwójkę.
Jej wzrok przeszywa mnie na wylot.
– Umówiłam się z Williamem.
Spojrzałem z uroczym i niewinnym uśmieszkiem na swoją osobę, która patrzy z szokiem na mnie. Moje własne oczy spoglądają na mnie, nie mówiąc ani nie wykonując żadnych ruchów. Jest w szoku, jest w kompletnym szoku i dostrzegam także złość.
– Jack, słuchaj... – prychnąłem – Jeżeli sądzisz, że między nami mogłoby coś być... – spojrzałem rozbawiony w zielone tęczówki – Mylisz się. – uśmiechnąłem się.
Zobaczyłem, jak moja osoba wstaje. Jane wstała i bez słowa odeszła, kierując się do wyjścia, dlatego także wstałem, chcąc ją dogonić.
– Nie jesteś w moim guście, Jack. – dodałem – Wybacz. – prychnąłem, pozostawiając go samego w szoku na korytarzu.
Skierowałem się za oddalająca Jane. Wyszła ze szkolnego budynku, a ja zaraz za nią. Wywróciłem oczami i zwołałem jej imię, bo nikogo wokół na szczęście nie było. Nic, zero reakcji. Obraziła się na mnie jak dziecko.
– Jane, zatrzymaj się! – warknąłem.
– Co?! – stanęła w miejscu i odwróciła się w moją stronę.
Poczułam ukłucie w sercu. Teraz moim sercu, to moje serce zabolało, wszystko mnie zabolało, gdy zobaczyłem własne, zaszklone oczy. Ona chce płakać.
– Nienawidzę cię! – krzyknęła – Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! Niszczysz mi wszystko!
– Hej, uspokój się... – zmarszczyłem brwi, nie mogąc powstrzymać tego dziwnego, przeszywającego mnie bólu.
– Nie! – wydarła się, pozwalając łzom spłynąć po moich własnych policzkach – Niszczysz mi wszystko! Dlaczego to zrobiłeś?! Will, dlaczego mu to powiedziałeś?! Przecież wiedziałeś... Wiedziałeś, że on... mi się podoba... – wyszeptała pod koniec.
– Ja...
Dlaczego tak właściwie to zrobiłem?
– Na każdym kroku robisz wszystko, aby zniszczyć mi i moje kontakty z innymi! Dlaczego ty to robisz?! – wyszlochała – Dlaczego tak bardzo lubisz wszystko niszczyć?!
– Ja... Jane, przepraszam... – powiedziałem z wyrzutem sumienia.
Dlaczego to zrobiłem?
– W dupę se wsadź te przepraszam! Nienawidzę cię! Zniknij z mojego życia! Żałuję, że cię poznałam! – wykrzyczała.
I odeszła.
Czuję okropne ukłucia na całym ciele, w sercu, w moim sercu. Ona odchodzi, ona płacze przeze mnie... Znowu to ja zjebałem, to ja spierdoliłem wszystko...
Dlaczego?
Co mną kierowało?
Widzę, jak odchodzi ode mnie. Słyszę, jak płacze po cichu i czuję jej własny ból. To mnie wszystko boli i to ja wszystko zrobiłem, zniszczyłem to. Mam ochotę się zajebać za to, co ja sobie myślałem? Dlaczego tak zrobiłem? Co mną kierowało? Ja nie chciałem jej zranić, nie chciałem zrobić jej krzywdy, ja...
Byłem zazdrosny.
Jestem zazdrosny o Jane.
~~
Jane
Leżę na swoim własnym łóżku, ale dalej w tej obrzydliwej postaci. W postaci Williama. Mam tego dość, chcę wrócić do siebie, chcę być sobą, a nie nim. Nienawidzę go. Zniszczył wszystko, moją relację z Jack'iem, wszystko. Co ja mu zrobiłam..? Przecież nic mu nie zrobiłam, nie musiał mi niczego niszczyć...
Wstaję na wyprostowane nogi i pociągam nosem, zasiadając przed laptopem. Muszę czegoś wreszcie poszukać na temat tej zmiany ciała. Chcę być już sobą, nie chcę być nim. W wyszukiwarkę wpisuję słowa, które nigdy w życiu bym nie wpisała: ''Zamiana ciał''.
Panuje ciemność w moim pokoju, światło od monitora pada na moją twarz, wzrok leci po każdej linijce każdego wyszukiwanego zdania i moją uwagę przykuwa mit o zmianie ciał. Wchodzę na bloga i skupiona czytam wszystko, ale okazuję się to jakieś durne opowiadanie. Ponownie szukam czegoś podobnego i marszczę brwi, gdy widzę dość obiecującą stronę na ten temat. Wchodzę do środka, ale wyskakuje ostrzeżenie i bez żadnego zastanowienia wchodzę na bloga.
William
Bez zastanowienia klikam w napis ''Wchodzę'' i po kilku sekundach wyświetla mi się blog. Czytam wszystko, każda linijka jest badana przez mój wzrok, a moje serce z każdą sekundą zaczyna bić, szaleńczo bić - tak, moje własne serce, które jest w ciele Jane.
Moje oczy się rozszerzają jeszcze bardziej, gdy czytam kolejną linijkę, ale nie doczytuję już do końca, pieprzę to, a od razu lecę wzrokiem na godzinę.
Jane
Patrzę na 23:57
Trzy minuty.
Zrywam się z krzesła i wybiegam pośpiesznie z pokoju. Trzy minuty, pozostały trzy minuty. Wybiegam z domu nawet nie zamykając drzwi, nie mam czasu, bo pozostały tylko trzy minuty. Biegnę przed siebie, oddychając ciężko, czuję przyspieszone serce, moje serce w ciele Williama. Obija się o klatkę piersiową, nie mogę nad tym zapanować, nie mogę także zapanować nad stresem i przerażeniem. Wbiegam do parku i pędzę prosto w stronę jego domu, patrząc na czas w telefonie.
Dwie minuty.
Naglę zatrzymuję się w miejscu, ciężko przy tym dysząc. Oddycham głośno i spoglądam przed siebie, czując jeszcze bardziej grzejącą się krew w ciele. Moje serce wali jak oszalałe, nie mogę zapanować nad targającym mnie uczuciem w ciele Williama. Biorę głębokie wdechy, spoglądając prosto w swoje własne, brązowe tęczówki, które są na przeciwko mnie.
– Will... – wyszeptałam.
– Dwie minuty.
– Zrobimy to. – wydyszałam, robiąc krok w jego, a raczej swoją własną.
– Musimy, nie ma wyjścia. – odparł, kierując się przed siebie.
– Nigdy do tego nie powrócimy.
– Zapomnimy.
– Nikomu nie powiemy.
– Zostawimy to dla siebie.
– Między nami nic się nie zmieni.
– Cały czas wrogowie.
– Minuta, Will... – wyszeptałam, stojąc na przeciwko siebie.
– Pocałuj mnie.
Ujęłam swoje własne policzki. Nachyliłam się nad sobą, widząc, jak jeszcze staję on na palcach. Poczułam, jak moje własne dłonie wplatają się w czarne końcówki Williama. Musnęłam swoje usta, czując ich ciepło i miękkość.
– Między nami nic się nie zmieni. – wyszeptał, muskając swoje własne usta.
– Cały czas wrogowie. – wyszeptałam.
– Okej.
– Okej.
Nasze usta się połączyły. Stworzyły jedność, idealnie współgrały ze sobą. Nie było zasad o żadnej namiętności, o żadnej czułości, a jednak to wybuchło między nami. Pożar namiętności i gorąca zatriumfował nad nami, całowałam swoje usta, całowałam Williama i nie mogłam przestać. Nasze usta obracają się w najlepszym pocałunku, który mogłam kiedykolwiek przeżyć. Przyciskam bardziej wargi Williama do swoich, pogłębiając pocałunek, któremu on się nawet nie opiera.
Całujemy się, my się całujemy i mimo, że już dawno po północy, to dalej nie odrywamy swoich ust do siebie. Serce wali jak oszalałe z nadmiaru emocji, których nie mogę powstrzymać. Ono wali, wali, wali i obija się o klatkę piersiową, która minimalnie styka się z moją własną. Przekręcam głowę na bok i wpijam się w usta, które zachłannie i namiętnie całuję, one są najlepsze, on... najlepszymi pocałunkami mnie obdarowuje. Dotykam swojej delikatnej skóry na policzkach, zataczając koła kciukami. Czuję te drobne rączki, które są wplecione w czarne włosy.
Odrywam się minimalnie od jego ust, czując przyjemne uczucie na policzkach. Otwieram delikatnie oczy, widząc przed sobą Williama, a nie siebie. Wróciłam, wróciłam do swojego ciała, a William wrócił do siebie. Oddychamy ciężko, żadne z nas się nie odzywa, nawet nie wykonuje żadnych ruchów. Moje palce u rąk bawią się jego krótkimi włosami, a jego kciuki w kojący sposób masują moją skórę na policzkach. Opiera swoje czoło o moje i widzę, jak dalej ma przymknięte oczy.
– Jane... – wyszeptał, muskając moje usta.
– Will...
– Możemy to powtórzyć?
Tylko prawdziwa miłość, jaka połączyła tę dwójkę, potrafi dokonać zmiany ciała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
NOWE OPOWIADANIE JEST NA MOIM PROFILU
Uprzedzam!!!
Jeżeli nie przepadasz za erotykami, nie musisz czytać - po prostu śledź i wyczekuj ostatniego rozdziału, gdyż i tak historia nie będzie długa, a na epilogu będzie informacja o nowej książce c:
DZIĘKUJĘ
NA MOIM PROFILU POJAWIŁA SIĘ KONTYNUACJA TEGO OPOWIADANIA POD TYTUŁEM ''Dwa Serca'' !!!!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro