Rozdział 9
Jego usta przywarły do moich, a ciepłe i duże dłonie z delikatną szorstkością, w których zawsze czułam się bezpiecznie, obejmują moje policzki, przy tym ścierając kolejne łzy, które lecą ze mnie jak z wodospadu. Całuje mnie, William mnie całuje. Czuje jego ciepłe usta, miękkie i idealnie, które pragnęłam od zawsze. Tylko on to potrafi i doskonale wie i to wykorzystuje; tylko on potrafi wzbudzić we mnie to pożądanie, które z nim doznawałam i pragnęłam na każdym kroku. Tylko on i tylko z nim - z Williamem, którego usta są połączone z moimi.
Nie tylko ten fakt wzbudził we mnie milion motylków w brzuchu, o wiele szybciej bijące serce, grzejące się policzki, zapadający się pod sobą grunt, milion myśli na sekundę, ale fakt, że mnie... Że mnie kocha. On mnie kocha, kurwa mać, William mnie kocha. Powiedział to, nie zawahał się powiedzieć, mimo, że widzimy się dopiero trzeci raz po tym zrujnowanym roku. Myślałam, że zapomniał, że nigdy nie powrócą żadne z tych uczuć, że nic nas już nie będzie łączyć, ja od tego nawet uciekałam, bałam się, a on... On mnie kocha, nie przestał kochać.
William mnie kocha.
Rozpływam się w jego ustach, dlaczego? Dlaczego czuję, jak wszystkie moje dotychczasowe myśli, mój płacz, mój humor, mój obolały organizm, wszystko ulega tak nagłej zmianie..? Jego czuły pocałunek, namiętny, William jest znowu namiętny wobec mnie jak kiedyś, znowu pod jego twardą i oschłą skorupą dostrzegam namiętność, czułość, romantyczność, tą troskę i bezpieczeństwo, którymi mnie zawsze obdarzał - wszystko to spowodowało, jego bliskość i pocałunek to spowodowała, że ja się rozpłynęłam. Wszystkie negatywne i bolące mnie uczucia zniknęły, a za nie wstąpiły... te uczucia jak kiedyś. Nie chciałam ich, uciekałam, bałam się znowu do tego powrócić, a jednak im się oddaje.
William mnie kocha.
Napiera na mnie swoimi wargami, które ja uwielbiałam całować, które kochałam. Nie całuje mnie, nie jest nachalny ani natarczywy, a czeka na mój ruch. Jesteśmy złączeni w czułym pocałunku, który jest romantyczny, przez którego powracam do dawnych wspomnień i czuje się jak wtedy, kiedy zaczęłam właśnie się w nim zakochiwać i kiedy szalałam podczas naszych pierwszych pocałunków.
Oddaję pocałunek.
Oddałam go, powodując chyba szok dla Williama. Oddałam pocałunek, dlaczego? Dlaczego to zrobiłam, co mnie podkusiło? Tęsknota? To... piękne uczucie?
Znowu oddałam kolejny, a wszystko to było leniwe, niepewne, ale z drugiej strony tak czułe, tak namiętne, że powracałam naprawdę to tamtych czasów. Po trzecim, który zaczął nabierać tempa, coś mnie oświeciło, coś się we mnie włączyło. Nie, stop, koniec, co ja wyprawiam? Kładę ręce na jego klatce piersiowej i odpycham się, a on zdążył przegryźć moją wargę.
Przestań.
Odsunęłam się od niego gwałtownie, wbijając zszokowane spojrzenie w błękitne tęczówki, które wpatrują się we mnie tajemniczo. Nie mogę odczytać nic z niego, dlaczego? Wszystko znowu maskuje pod tą twardą skorupą, wszystko ukrywa. Moja klatka piersiowa chodzi w przyspieszonym tempie, a oddech także jest nierównomierny. Co ja zrobiłam? Dlaczego oddałam się temu pocałunkowi? Nie odzywam się, a patrzę prosto na niego, czując przy tym kołatanie serca, własną krew, która krąży po całym moim ciele i grzejące się policzki. O mój boże. O mój boże. O mój boże.
– Kocham cię, Jane. – odzywa się, wkładając obojętnie ręce w kieszenie swoich jeansów, a mi ponownie zawiera wdech w piersiach. – Kocham cię i nie ważne jak bardzo mnie nienawidzisz, ja nie przestanę cię kochać. – dodaję.
Czuję skurcze w brzuchu, w sercu, w całym moim ciele. Wszystkie moje mięśnie się rozrywają, powodując mięknięcie nóg. Patrzę prosto w niego z szokiem, pozwalając przy okazji łzom spłynąć ponownie. Stoję sztywno i nie daje rady nawet zgiąć palców u rąk. Przestań, proszę, przestań.
– Nie ważne jaką decyzję podejmiesz, ja ci nie dam odejść.
Patrzę na jego postać, która odchodzi ode mnie. Kieruje się prosto do swojego męskiego akademika, pozostawiając mnie w tyle z szokiem, z uczuciem, które nie daje mi spokoju. Wzrokiem lecę na ziemie i patrzę pusto przed siebie, nie widząc nawet co ze sobą zrobić.
On mnie kocha, William mnie kocha.
~~
Wróciłam się do akademika w stanie szoku, otępieniu, kompletnym... czym tak naprawdę? Nie umiem nic z siebie wydusić, ledwo co w ogóle doszłam do swojego pokoju. Dalej czuję jego usta, ich smak, jego dotyk, a już zwłaszcza z głowy nie mogę wyrzucić słów, które do mnie wypowiedział i pytania, które zadał.
– Jane, kochasz mnie?
Nie może to wyjść z mojej głowy, nie daje rady, a na samo wspomnienie tego, na samą myśl o tym... moje serce bije, bije, bije i szaleńczo obija się o klatkę piersiową. Kocham go? Nie, na pewno nie... nie kocham go. Boje się, cholera jasna, boje się, to nie może powrócić, ja od tego uciekałam przecież.
Nie kocham go.
Wchodzę do pokoju i od razu wzrok mojej przyjaciółki pada na moją osobę. Nie przejmuje się jej pytającym spojrzeniem na mnie, a kieruje się prosto do łóżka i kładę się na brzuchu, twarzą w poduszkę. Nie mam ochoty na nic, nawet na tą głupią imprezę, która jest za trzy godziny.
– Jane? – odezwała się. – Coś się stało? – usłyszałam, jak siada na swoim łóżku.
– Nie, czemu? – wykrztusiłam z siebie.
– Naprawdę? Znowu będziesz kłamać? – prychnęła. – Mów albo użyję takich środków, których jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłaś.
– Powiedziałam Zackowi, że go nienawidzę.
Nie odpowiedziała mi, a wciągnęła więcej powietrza do płuc.
– On... widziałam, jak płacze... – przegryzłam wargę.
To mnie do teraz boli, że Zack płakał. Mój przyjaciel, bliska mi osoba praktycznie od zawsze, płakała, a to wszystko moja wina. Widziałam jego łzy, gdzie ostatni raz byłam ich świadkiem... Kiedy tak naprawdę? To samo tyczy się Williama, u którego nigdy nie widziałam płaczu. Teraz obydwóm łzy ciekły, a to wszystko moja wina, to przeze mnie. Powoli zaczynam rozumieć, jak Rachel musiała się czuć.
– A William mnie kocha... – dodałam po dłuższej chwili ciszy.
– A ty go kochasz? – spytała.
– Jane, kochasz mnie?
Zacisnęłam ręce na prześcieradle i przegryzłam wewnętrzną część policzka. Nie kocham go, nie kocham Williama, na pewno nie. Po tym wszystkim? Jak mam kochać... takiego człowieka? Nie kocham go, to uczucie już dawno zniknęło...
– Nie... – odpowiadam. – Nie kocham Williama.
– Kochasz go. – rzuca, a ja czuję ukłucie w sercu.
– Nie kocham go... – burknęłam.
– Wmawiasz tylko tak sobie.
– Nie kocham Williama, rozumiesz?
– To dlaczego nie możesz o tym zapomnieć? – usłyszałam, jak wstaje. – Dlaczego cały czas do niego masz ten żal, tą nienawiść? Mogłabyś przecież odpuścić, a tego przecież nie robisz i ubolewasz nad tym. Kochasz go dalej, nie zapomniałaś o nim, Jane i nie wmawiaj sobie, że nie. Przestań od tego uciekać... – mówi z żalem.
– Nie kocham go! – uniosłam się gwałtownie i wydarłam, patrząc prosto w niebieskie tęczówki ze łzami w oczach.
Jej wyraz twarzy posmutniał. Ja naprawdę nie chcę do tego dopuścić, nie chcę do tego powracać, boje się. Poczułam to uczucie co kiedyś, kiedy jego usta zetknęły się z moimi, a to utwierdziło mnie w fakcie, że powraca, to uczucie powraca.
Czy może ono nigdy nie zniknęło?
– Rachel... – wydusiłam z siebie. – Czy ty wiedziałaś... że on mnie kocha..? – spytałam.
– Wiedziałam. – odpowiedziała i usiadła na spokojnie z powrotem na łóżko, a ja poczułam zapadającą się klatkę piersiową. – Ale po co miałam tobie to mówić, skoro... Nie było nawet takiej potrzeby? – spytała, spoglądając na mnie podejrzliwie.
Nie odpowiedziałam jej, a zacisnęłam usta w wąską linie. Poczułam się znowu oszukana, zdradzona, okłamywana, ale co mam jej odpowiedzieć, skoro nie chciałam wiedzieć o tym, że William mnie kocha? Nie chciałam o tym wiedzieć, chciałam zapomnieć.
– Jane... – odzywa się po dłuższej chwili ciszy. – Chciałabym, żebyś wróciła. – mówi, spoglądając na mnie z żalem.
– Jestem sobą, Rachel. – odpowiadam, wywracając oczami.
– Nie jesteś ani trochę. – wstaje z łóżka, przybierając smutniejszej postawy. – Kiedyś byłaś weselsza, radośniejsza, pełna życia, byłaś sobą, byłaś prawdziwą Jane, a teraz... Moja przyjaciółka stała się kimś innym i nawet nie widzi tego, jakie cierpienie sprawia innym przez to...
Nie odezwałam się, a odwróciłam głowę w bok, przegryzając przy tym wewnętrzną część policzka. Moje oczy zaczęły piec, dlatego szybciej mrugam. Nie mogę płakać. Wiem, że ona cierpi, wiem to. Ja też cierpię, kiedy przypominam sobie ich łzy, ich szklane oczy. To boli i naprawdę wiem, jak czuje się Rachel.
– Nawet nie masz pojęcia, jak mnie serce boli, gdy słyszę twój płacz w nocy...
Momentalnie odwróciłam głowę w jej stronę, a oczy zrobiły się szklane. Serce mnie zabolało, okropnie ukuło i coś miażdżyło je, powodując na dodatek dreszcze, wbijające się igły po całym ciele. Jak ona to mogła usłyszeć..?
– Jesteś moją przyjaciółką i wróć do mnie, Jane, proszę... – podeszła do mnie i usiadła obok, a także zamknęła w mocnym uścisku. – Chcę, żeby było jak kiedyś... – zaczęła szlochać, a moje serce się kraja i łzy zaczynają spływać po moich policzkach. – Chcę znowu widzieć swoich przyjaciół radosnych, szczęśliwych... Chcę was znowu widzieć, Jane... Ciebie i Will'a...
– Przepraszam... – wydusiłam z siebie i przytuliłam ją mocniej. – Przepraszam cię...
– Tak bardzo za wami tęsknie... – pociągnęła nosem. – Wierze w to, że pogodzicie się, chcę w to wierzyć... Chcę was znowu widzieć razem... Kochających siebie.
Przestań.
Nie odpowiadam jej, a tylko cicho szlocham pod nosem, przytulając mocno tę małą blondynkę. Moje serce naprawdę boli, uwiera w klatce piersiowej, a w brzuchu jak i gardle mocno ściska. Dlaczego ona musi mi o tym przypominać?
Boli to, bo ja za tym tęsknie.
~~
Kończę kręcić swoje włosy lokówką, będąc już sama w pokoju. Rachel niedawno wyszła z Loganem, a za kilka minut przyjeżdża po mnie Jack. Stresuje się, ale nie wiem czego. Muszę na pewno z nim porozmawiać o tym, że sytuacja sprzed roku nie była jego winą, bo wiem, że na pewno go to męczy. Mi także jest głupio, bo żyłam z myślą, że to on i ja rozwaliliśmy związek, a wszystko okazało się zupełnie inaczej.
Spojrzałam na siebie w lustrze i założyłam letnią kurtkę moro, która idealnie pasuje do mojego szarego topu przed pępek i czarnych spodni, opinających moje nogi. Założyłam białe adidasy na stopy i spakowałam wszystko do torebki, słysząc przy tym obijający się przedmiot w pudełeczku na jej dnie. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi i naprawdę jeszcze większy stres poczułam, ale dlaczego? Otworzyłam drzwi i zetknęłam się równo z zielonymi tęczówkami, które przyglądają mi się, a przy tym zdążył już zmierzyć całe moje ciało.
– Ładnie wyglądasz. – powiedział i przytulił się. – I naprawdę masz strasznie długo włosy, Jane. – powiedział radośnie, a także przejechał po całej ich długości.
Poczułam się niekomfortowo i przeszedł mnie dreszcz, gdy zatrzymał rękę kilka centymetrów albo i milimetrów przed moimi pośladkami. Nie chcę z nim takich kontaktów, dlatego odsuwam się, oczywiście nie pokazując mojego spanikowania.
– Dziękuje. – uśmiechnęłam się delikatnie. – Możemy już iść? – przewiesiłam torebkę przez ramię.
– Tak, jasne. – odparł.
I skierowaliśmy się do wyjścia, pamiętając o zamknięciu drzwi pokoju. Akademik nie był pełny, mała garstka osób się już znajdywała, bo większość wybyła na imprezę i jak myślę, to tam gdzie my. Czuję się naprawdę niekomfortowo, gdy wsiadam do jego samochodu, gdzie nigdy tego nie robiłam. W ogóle czuje się w jego towarzystwie niekomfortowo.
Wyrzuty sumienia?
Nie, na pewno ich nie mam, dlaczego miałabym mieć? To chyba normalne, że z innym mężczyzną, poza nim, mam taki kontakt, chociaż nadal jest on mało porównywalny do tamtych. William był jedynym mężczyzną w moim życiu, którego dopuściłam tak blisko do siebie. Poza tym chciałam tego, chciałam go.
Chciałam Williama.
– Muszę ci coś powiedzieć... – zaczęłam, kiedy byliśmy w drodze na imprezę.
– Tak? – spojrzał na mnie przelotnie.
– Rozmawiałam z Williamem i ty naprawdę nie jesteś powodem naszego zerwania. – powiedziałam. – Nie musisz czuć się winny, to nie twoja wina.
– Jane, to i tak nic nie zmieni. Ja wiem swoje, a nawet postępowanie Will'a to udowadnia. – rzucił.
– Może ciebie po prostu nie lubi, nie wiem... – przekręciłam oczami z oburzenia.
– No, a zwłaszcza nienawidzi po tym, jak... Jak się do ciebie przystawiałem tamtego wieczoru. – powiedział, a ja mogłam zauważyć, jak zaciska ręce na kierownicy.
Nie odpowiedziałam mu, a odwróciłam głowę w stronę szyby i spoglądałam przed siebie. W samochodzie zapanowała cisza, która - jak myślę - go skrępowała. Dla rozluźnienia atmosfery podkręciłam głośność piosenki w radiu i po kilku sekundach zaczęłam śpiewać z Christiną Aguilerą Dirrty. Oczywiście fałszowałam przy tym w możliwy sposób, bo nie chciałam, żeby i on zaczął mówić mi, jaki to mam piękny głos. Nie jestem profesjonalistką a amatorką, która z trudem podciąga I Will Always Love You. Już po chwili oprócz mojego durnego śpiewu, mogłam usłyszeć śmiech Jacka, a atmosfera w aucie od razu się polepszyła.
~~
Zatrzymał samochód na wolnym miejscu i wysiedliśmy z niego, kierując się od razu do budynku, z którego nie dość, że mocno daje światłem przez dziury, powybijane okna i inne szczeliny, to jeszcze muzykę można byłoby usłyszeć po drugiej stronie jeziora, gdzie znajduje się Nowy Jork. W końcu udało nam się dotrzeć na imprezę, a tłum studentów w środku już się świetnie bawiło, będąc przy tym już mocno wstawionym. Z jednej strony jestem zła i żałuję, że nie zabrałam się z Rachel i Loganem, bo teraz ich nie znajdę i jestem zdana jedynie na jego towarzystwo.
Lubię Jacka, naprawdę, ale... Nie, to nie to, na pewno nie, nie ma mowy. Jest zupełnie inny, to nie mój typ. Traktuję go jak bliskiego kolegę, a obawiam się, że on oczekuje ode mnie czegoś więcej. Nie jest mu głupio? Twierdzi, że nadal ma wyrzuty sumienia z powodu tamtego wieczoru, a dziwnie się wokół mnie kręci. Nie mogłabym tak zrobić. Nie mogłabym tak postąpić wobec kumpla. Nie mogłabym tak postąpić wobec Williama.
– Masz ochotę się napić? – spytał.
– Trzy pierwsze szoty? – spytałam, kiedy byliśmy w drodze do stołu z napojami alkoholowymi.
– Trzy? – prychnął. – Nie lepiej pięć? – zapytał z zadziornym uśmieszkiem.
I kiedy stanęliśmy przy stoliku, to od razu zaczęło się polewanie. Mam zamiar dobrze się bawić, skoro zostałam z nim sam na sam. Wolę być najebana w jego towarzystwie niż trzeźwa. Gorzka ciecz parzy za każdym razem mój przełyk, powodując co jakiś czas wykrzywienie się. Nasze szybkie picie poskutkowało nagłym skutkiem ubocznym, a przynajmniej u mnie, bo już czuję ciężką głowę i delikatnie rozmazany obraz.
– Jane, jesteś! – usłyszałam za sobą blondynkę, która w mgnieniu oka znalazła się obok mnie. – Wybacz, ale muszę twoją towarzyszkę porwać! – zwraca się do Jacka, a mnie chwyta za rękę i kieruje prosto w tłum tańczących ludzi.
I wprawia mnie w taniec, a ja oddaje się temu nawet nie wiedząc, o co jej chodzi. Rozglądam się dookoła, zatrzymując się na Jacku, który tylko przygląda nam się z kieliszkiem whisky w dłoni. Posyłam mu uśmiech, który sympatycznie odwzajemnił i znowu poleciałam wzrokiem na blondynkę.
– Coś się stało? – spytałam.
– Mam nadzieję, że z nim nic ten teges? – spytała podejrzliwie i też mogłam zauważyć, że jest podpita.
– Zwariowałaś? Ja i Jack? Nie mogłabym tego zrobić... – zatrzymałam się, bo zorientowałam się, co chciałam powiedzieć.
– Co nie mogłabyś zrobić? – zmarszczyła brwi.
– Zniszczyć relacji z nim. Jack i ja to zwykłe koleżeństwo. – odpowiedziałam od razu.
– No i mam nadzieję, laska! – owinęła ręce wokół mojej szyi i pociągnęła w swoją stronę. – Pamiętaj... – wymamrotała mi do ucha. – Ty zawsze należysz do Williama i nie niszcz tego, bo on jest ci pisany!
Odsunęłam się od niej, delikatnie marszcząc brwi. Nie zareagowałam nie wiadomo jak. Nie zareagowałam szokiem, bólem, wszystkimi emocjami, które dotychczas mi dotrzymywały kroku przy nim. Alkohol działa. Alkohol działa. Alkohol działa i czy to źle dla mnie?
– Spotkałam go już tutaj. Jest z Zackiem i gdzieś się kręcą, ale zgubiłam ich pięć minut temu, a z nimi też jest Logan. – powiedziała. – Jestem teraz zdana na ciebie, suko. – zaśmiała się.
Z nerwów zaczęłam przegryzać wewnętrzną część policzka i rozglądałam się dookoła, gdy tylko usłyszałam, że są tutaj. Moje serce przyspieszyło, czułam to, ale poza tym i dziwnym uczuciem w brzuchu nie pojawiło się nic innego. William tutaj jest, no przecież... On miałby odpuścić imprezy razem z Zackiem? Spojrzałam w stronę Jacka i dostrzegłam, że z jakimś znajomym pije kieliszek za kieliszkiem. Wzruszyłam jedynie ramionami i stwierdziłam, że teraz bawię się z Rachel.
– Napijemy się? – spytałam i chwyciłam ją za rękę, prowadząc od razu do stolika.
– No! I taką Jwow mam widzieć codziennie! – uśmiechnęła się promiennie, a także zaczęła polewać kieliszki.
I znowu zaczęłam pić jak oszalała lecz tym razem z przyjaciółką. Leciał kieliszek za kieliszkiem i nie zwracałam w ogóle uwagi na cukier, który podwyższa się w moim organizmie, powodując jeszcze gorsze skutki uboczne. Chyba już Rachel o tym zapomniała, że mam cukrzycę, bo coraz częściej polewała wódkę i częstowała mnie nią. Co z Jackiem? A kto to jest Jack?
– Jane, gdzie ty mi zniknęłaś... – O Jacku mowa.
Spod przymrużonych oczu odwróciłam się w jego stronę i dostrzegłam, że jest już wstawiony i to mocno. Zarumienione policzki, mętne oczy i potargane włosy, ale dalej był przystojny. Tak, Jack był przystojny i ma ładne, zielone oczy lecz żadne nie mogą się równać z pięknymi, błękitnymi tęczówkami, które kiedyś wpatrywały się we mnie codziennie z namiętnością, z miłością i pożądaniem. Tęsknie za tym. Chcę tego.
O mój boże.
– Pije ze mną! – rzuciła od razu Chel.
– Zauważyłem... – wymruczał i owinął mnie wokół siebie.
Spojrzałam prosząco na Rachel, która tylko siorbiąc swojego drinka, posyła mordercze spojrzenie brunetowi nade mną. To idzie za daleko, a ja się nie sprzeciwiam. Alkohol źle podziałał, oj tak.
– A tu co się wyrabia, co? – usłyszałam Logana, który pojawił się za blondynką i przytulił się do swojej dziewczyny od tyłu. – Imprezujecie bez nas?
Nie tylko dostrzegłam Logana, ale za nim stał Zack i William. Moje serce momentalnie stanęło w miejscu, a brzuch zaczął się wykręcać, gdy właśnie te błękitne tęczówki spoglądają na Jacka morderczo, a mi posyłają obojętne spojrzenie. Wzrokiem lecę szybko na Zacka, który tylko uśmiechnął się smutnie, co delikatnie odwzajemniłam to i znowu wbiłam swój wzrok w ziemie, będąc dalej obejmowana przez bruneta.
– Idziemy zatańczyć? – szepnął do mojego ucha i zauważyłam, jak jego wzrok jest zapatrzony przed siebie w górujący sposób, w dumny siebie wręcz, ale i prowokujący.
– Nie, nie mam ochoty. – odsunęłam się od niego i strzepnęłam męskie ręce z mojej talii. – Rachel, pijemy? – zwróciłam się do przyjaciółki.
I wyszło wszystko z tego, że piliśmy i z chłopakami. Tak - w tym Zack i William. Nawet nie zauważyłam, kiedy Jack zostawił nas i poleciał gdzieś do swoich znajomych. Nie jestem zła, nie mam nawet nic przeciwko temu, mimo, że on mnie tutaj zaprosił. Teraz jednak czuje stres, nad którym nie mogę zapanować, bo błękitne tęczówki nie spuszczają ze mnie wzroku. Nie patrz tak, przestań, do kurwy nędzy, przestań.
– Za nasze zdrowie i dobrą zabawę w tym gronie! – wzniosła toast blondynka, a ja w ciągu dalszym mierze się wzrokiem z Olivers'em.
I łyknęłam rozpalającą mnie ciecz. Alkohol sprawił, że zupełnie inaczej patrzę na wszystko; nie przeszkadza mi Zack, który zniszczył mój związek. Nie przeszkadza mi William, którego chcę unikać, nie chcę widzieć, a jednocześnie...
Tęskniłam za nim.
– Zmierzyłaś cobie cukier? – odezwał się, spoglądając na mnie, to bawiąc się pustym kieliszkiem w prawej dłoni. Jego ton spowodował, że poczułam dziwne wibracje w podbrzuszu.
Na początku się nie odezwałam, a przyjrzałam mu dokładnie. Wyglądał znowu tak, jak lubię najbardziej; czarne jeansy opuszczone luźno na jego biodrach, a na kolanach widniały zadrapania. Czarna koszulka z nadrukiem jakiejś wytatuowanej kobiety i na to koszula koloru ciemnej zieleni i czarnych krat. Dlaczego on tak musi się ubierać? Tak seksownie i pociągająco, że znowu widzę w nim tego mężczyznę, w którym zakochałam się rok temu?
– Ze mną wszystko w porządku... – delikatnie się zachwiałam i odłożyłam kieliszek na stół.
– Jwow, znowu się widzimy! – usłyszałam swoje imię, wypowiedziane z ust mężczyzny, a głos skądś kojarzyłam...
Odwróciłam się i ujrzałam Brandona, który jak zwykle w swojej imprezowej formie wygląda. Lekko panikując, odwróciłam się z powrotem w stronę Williama, ale jego już nie było, a wraz z nim zniknął Zack. Zaczęłam się rozglądać wszędzie, ale jedyne co mogłam zobaczyć, to obściskującą się obok Rachel z Loganem i tłum ludzi, w którym na pewno nie było Will'a z blondynem. Kurwa mać.
– Co u ciebie słychać, kicia? – objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. – Nieźle wyglądasz, ładny brzuch. – mruknął.
– Dzięki i wszystko w porządku, a nawet zajebiście, ale przerwałeś mi coś, wiesz? – wymamrotałam, spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Czyżby podrywy? Kicia, jestem tu przecież, bierz co chcesz... – odsunął się ode mnie i wskazał triumfalnie na swoją osobę.
– Gustuje w czarnowłosych chłopakach, którzy mają tunel w uchu. Nie ważne gdzie, ale najlepiej z lewej strony. Chłopak ma mieć błękitne oczy, które są tak hipnotyzujące i piękne, że oderwać się od nich nie da, a jego spojrzenie ma być pełne tajemnic, które tylko ja odkryje. Jego cera ma być jasna, nieskazitelna i piękna, ten cały mężczyzna ma być piękny. Ubiór najlepiej ciemny, ale nie dla typowego punki. Ma posiadać koszule w kratę, które mają miliony odcieni i tylko dla mnie ma je ubierać. Jego postawa ma zawsze na pierwszy rzut oka wskazywać na typowego sukinsyna bez serca, na dodatek ma być tajemniczy i intrygujący, ale jak już się go pozna, to ma być namiętny i czuły, i romantyczny lecz tylko wobec mnie. Ma grać na gitarze, pięknie grać i tylko dla mnie ma grać . Czy jesteś takim mężczyzną? – spytałam, biorąc do ręki drinka i siorbiąc przez słomkę, spoglądałam na chłopaka o włoskich korzeniach, który ze zdezorientowaniem na mnie patrzy.
– Dogadamy się. – odpowiedział zadziornie.
– Nie, wypierdalaj. – warknęłam i odwróciłam się.
– Oj, Jwow, Jwow... – mruknął. – Zapamiętam to. – puścił mi oczko i odszedł, posyłając ostatni raz łobuzerski uśmiech.
Oparłam się o blat stołu i sącząc swojego drinka, rozglądam się dookoła. Obok mnie dalej słyszę pożerającą się Rachel z Loganem i ich pocałunki to pełen erotyzm. Że oni nie wstydzą się tego robić w miejscu publicznym. Wzrokiem nagle lecę przed siebie, a widok zabiera mi wdech w piersiach, kuje mnie, boli i wręcz sprawia dziwne... uczucie zazdrości? Złości? Grzejącej się agresji? O mój boże.
Morderczo patrzę na czarnowłosą dziewczynę, która zawiesza swoje ręce na szyję Williama i spogląda na niego kusząco, od czasu do czasu posyłając czarujące uśmieszki. Mimo nieugiętej postawy Will'a i tego, że jej w ogóle nie dotyka, a trzyma obojętnie ręce w kieszeniach i spogląda na dziewczynę oschle, to czuję... zazdrość?
Uśmiechnął się do niej.
Coś w moim sercu pękło, ale dlaczego? Dlaczego to czuje, do kurwy anielki? Uśmiecha się do niej i czuję rosnącą we mnie złość, zazdrość, nie mogę nad tym zapanować i jestem pewna, że to wina alkoholu. Ma tak się jedynie do mnie uśmiechać, to ja mam widzieć jego piękny uśmiech, ty czarna kurwo. Odkładam z hukiem drinka na stół i nie wiem co mnie wzięło, ale poprawiam swoje włosy i idę przed siebie chwiejnym krokiem, ale idę. Co ja, do cholery jasnej, wyrabiam?
Staję po chwili na przeciwko nich, a oboje lecą na mnie zdezorientowanym spojrzeniem, którego Williama zamienia się od razu w zdziwiony. Dziewczyna patrzy na mnie, marszcząc swoje brwi, które są bardziej narysowane niż naturalne.
– Zgubiłaś się, księżniczko? – spytała sarkastycznym tonem.
– Nie, ale ty chyba tak. Zabieraj te łapska od mojego chłopaka, bo nie ręczę za swoje trzy sekundy, suko. – uśmiechnęłam się przyjaźnie.
William jeszcze bardziej uniósł brwi w górę, przybierając zszokowanej postawy. Patrzy prosto na mnie i mruga kilka razy, nie wykonując żadnych ruchów. Dziewczyna ściąga ręce z jego szyi i posyłając mi prowokujące spojrzenie, oddala się w tłum ludzi.
– Co to miało być? – rzuca.
Nie odpowiedziałam mu, a tylko stanęłam na przeciwko niego z zadziornym uśmieszkiem i po chwili puściłam mu oczko, tym samym odwracając się i idąc przed siebie, a jedynie co za swoimi plecami usłyszałam, to niedowierzające prychnięcie i rozbawienie.
~~.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro