Rozdział 4
Zaczęłam mrużyć oczy, gdy natarczywy kaszel nie chciał w ogóle się uciszyć. Uniosłam się z wielkim trudem, ale już wtedy mogłam poczuć ogromny ból głowy, ból ciała i suchość w gardle. Spojrzałam na stronę Rachel - która w okropnym stanie co ja - kaszle i sięga po tabletkę i wodę na szafce nocnej.
Nie odezwałam się na początku, a rozejrzałam dookoła. Skąd ja się tutaj znalazłam? Co ja robię w tym pokoju? Jak? Mam jedynie przebłyski momentów, ale niewiele one mi mówią. Przypominam sobie na pewno auto, później mężczyznę. Wiem, że ktoś ze mną gdzieś jechał, ale nie mam pojęcia gdzie. Zapach cytryny i mięty dalej pozostał w mojej głowie, a jestem pewna, że był mi on znany już wcześniej, ale skąd? Nie mogę sobie nic przypomnieć.
Wiem, że on wrócił.
– Rachel? – powiedziałam ledwo co, a także kaszlnęłam.
– No..? – spojrzała na mnie, a ja aż zaśmiałam się widząc jej blond siano na głowie, podkrążone oczy, zmęczoną twarz i wszystko co najgorsze. – Z czego się śmiejesz? Też nie wyglądasz najlepiej! – uśmiechnęła się.
– Co ja tutaj robię? Ja w ogóle nic nie pamiętam. – powiedziałam, a także napiłam się soku czereśniowego. – Kiedy ty przyszłaś?
– Też chciałabym wiedzieć... – prychnęła. – Nie pamiętam za wiele, ale wiem, że powinnam cię przeprosić.
– Za co? – zmarszczyłam brwi.
– Bo cię zostawiłam, a później nie przypilnowałam z cukrzycą. – spojrzała na mnie z żalem. – Twój tata by mnie zabił, gdyby się dowiedział o tym.
– A skąd wiesz, że byłam w kiepskim stanie? – mruknęłam z podejrzliwością.
Pamiętam momenty przed moim piciem z Brandonem, ale później już nic. Dlatego wiem, że wrócił Zack i o tym wiedziała Rachel. Wrócił on, ale czy o tym też wiedziała? Czy wiedziała, a nie chciała mi powiedzieć?
– Umm, no bo... – odezwała się z zakłopotaniem. – Nie wiem, bo widzę po tobie teraz, więc...
– Chel, możesz mi coś powiedzieć? – oparłam się o ścianę za mną i ona także tak usiadła.
– Tak..? – spytała niepewnie i przegryzła dolną wargę.
– Wiedziałaś, że Will tutaj uczęszcza do collage'u? – zapytałam.
Nie odezwała się, a odwróciła wzrok i wbiła go w widok za oknem. Zaczęła bawić się swoimi kciukami, a ja tylko czekałam na odpowiedź, choć już teraz wiem jak ona brzmi. Dlaczego mi nie powiedziała?
– Wiedziałam... – odpowiedziała smutniejąc. – Ale nie bądź zła, proszę... – spojrzała mi w oczy.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? I wiedziałaś też pewnie, że oni będą na tej imprezie wczoraj?
– Wiedziałam, że będą... Rozmawiałam z Zackiem, z Williamem i nie chciałam ci mówić, bo byś nie poszła tam...
– I nie porozmawiała z Will'em? – wyprzedziłam ją.
– Przepraszam... – ściszyła ton i spuściła głowę w dół, a także dalej bawiła się kciukami. – Jane, nie myśl, że ja i Zack chcieliśmy ciebie tym zranić...
– Dlaczego to robicie..? – spytałam cicho. – Jesteś moją przyjaciółką i doskonale wiesz, jak ja to przeżywałam... Dlaczego znowu każecie mi to przeżywać..? Ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego...
– Ale ty wiesz, jak on to przeżywał? Jak William cierpiał podobnie do ciebie? Jane, ty musisz z nim porozmawiać, musisz usłyszeć prawdę...
– Jaką prawdę? – zmarszczyłam brwi.
– Z tamtym wieczorem... – odpowiedziała niepewnie.
– Rachel, ty coś wiesz na ten temat?! – wstałam na wyprostowane nogi.
Dlaczego dopiero po roku, gdy w trakcie byłam rozwalona psychicznie, wykończona i zniszczona - dowiaduje się od przyjaciółki o jakiejś prawdzie tamtego wieczora? Dlaczego mi nie powiedziała o tym, jak tak cierpiałam? Ona to jeszcze widziała, ona mnie pocieszała, a nie mogła mi powiedzieć co jest na rzeczy?! Dlaczego i Zack jest cicho i nic mi nie chce mówić?! Dlaczego muszę z nim o tym porozmawiać?! Kurwa mać!
– Dlaczego mnie okłamujecie wszyscy?! – krzyknęłam zła. – Dlaczego wszystko ukrywacie przede mną?! Przez pierdolony rok cierpiałam właśnie przez niego, a teraz każecie mi z nim porozmawiać?! Teraz on wraca?! – spojrzałam na nią z kpiną. – Jesteś moją przyjaciółką, a nic mi, do kurwy, nie mówiłaś! Widziałaś jak cierpię, jaka jestem załamana przez to, a ty... Ty dopiero po roku, kiedy on wrócił, mówisz mi... że mam usłyszeć od niego jakąś prawdę... – zaczęłam się załamywać.
– Jane, nie okłamuje cię! Ja po prostu nie mogłam ci tego mówić, Zack ci także nie może tego powiedzieć! Dlaczego masz od kogoś innego usłyszeć prawdę, a zamiast od twojego byłego chłopaka?! Od niego masz wszystko usłyszeć, a nie od nas!
– Ale dlaczego dopiero teraz?! Po roku, kiedy wszystko było dobrze, ze mną dobrze... To wraca znowu... – schowałam twarz w swoje dłonie.
Poczułam owijające mnie delikatnie ramiona. Rachel jest taka niska i to słodkie, jak staje na palcach tylko po to, aby dorównać ze mną wzrost i przytulić się. Także się do niej przytulam i po raz kolejny wpadam w płacz przez niego. Przez cały rok jedynie wylewałam łzy przez właśnie jego osobę, a teraz znowu to powraca i znowu ryczę.
– Wiesz, jak ja to znoszę? – spytała cicho. – Nie tylko ty cierpisz, ale ja także. Cierpię, bo moja przyjaciółka wraz z moim przyjacielem zniszczyli siebie nawzajem. Jestem rozdarta między waszą nienawiścią i nic nie mogę zrobić, bo jak stanę po czyjejś stronie, to stracę kogoś z was. Jestem rozdarta, bo patrzyłam przez rok na wasze cierpienie i jedyne, co mogłam zrobić, to w jakimś stopniu pocieszać. Wiesz, ile nocy przepłakałam, bo chciałabym wrócić do tego, co było kiedyś? Do tego, jak moja przyjaciółka i przyjaciel byli najszczęśliwszymi osobami na świecie, a ja mogłam na to patrzeć... – słyszałam w jej głosie rozpacz.
Poczułam rozchodzący się ból po klatce piersiowej, który uderzył prosto w moje serce. Zaczynam płakać jej w pierś; głośno, żałośnie, rozpaczliwie, z tęsknotą za czymś, co było i już nie wróci. Tęsknie za tym, tęsknie za nim, kurwa mać, tęsknie za nim, a jednocześnie tak bardzo nienawidzę. To, co właśnie powiedziała mnie jeszcze bardziej dobiło. Ona także cierpiała, moja przyjaciółka cierpiała przeze mnie i Williama.
Rozumiem ją, doskonale ją rozumiem, w jakim rozdarciu musiała być, kiedy widziała nasz smutek - i tak, mówię tutaj także o Williamie. On cierpiał, wiem o tym. Byłam tak zapatrzona w siebie, byłam smutną i użalającą się nad sobą egoistką, żyjącą przez wiele miesięcy w depresji, w załamcie, a przy tym wszystkim nie dostrzegałam, jak druga osoba, bliska mi osoba, przez to cierpi... Największy smutek przeżywa osoba, która musi patrzeć na cierpienie drugiej. Dlaczego byłam taką egoistką i nie zauważałam, jak moja przyjaciółka cierpi przez nas obojga?
– Teraz, kiedy wreszcie jesteście blisko siebie... Proszę, porozmawiajcie ze sobą, wytłumaczcie sobie wszystko, nie cierpcie tak... Jane, nie mów mi, że wszystko z tobą teraz w porządku i że wszystko wróciło do normy, bo tak nie jest... Ty dalej nie zapomniałaś, ty dalej cierpisz i tęsknisz...
I znowu wyszlochałam w jej klatkę piersiową. Czy ona ma rację? Czy to, co powiedziała jest prawdą? To... to chyba prawda, bo ja nigdy nie zapomniałam, nigdy nie przestałam tęsknić, nigdy nie potrafiłam być obojętna temu... To mnie boli, to mnie rani dzień w dzień, bo to on, to William... Czuję ból w całym ciele, ale ono nie może równać się z tym bólem wycieńczenia przez alkohol, ono jest gorsze. Nie potrafię o nim zapomnieć i o tym, co nas łączyło. Mam ogromny żal do niego, a jednocześnie taką nienawiść czuję...
– Proszę, porozmawiajcie... Nie możecie tak ignorować się, Jane...
– Ale ty nie wiesz, jak to mnie boli... Ja się boję... On powiedział, że nie odpuści... – wydukałam.
– I się nie dziwię. – powiedziała rozbawiona. – Mu naprawdę zależy.
– Dlaczego on wcześniej się nie odzywał... Dlaczego po tamtym wieczorze następnego dnia nie mógł przyjść i porozmawiać, wytłumaczyć... – wyszlochałam.
– Nie ja ci to powinnam mówić, dlatego masz z nim porozmawiać... – pogładziła swoją dłonią moje plecy. – Powiem ci tyle, że... On nie był w stanie.
Moje serce zabolało. Nie wiem czemu, ale okropnie zabolało, ściska mnie i nie chce przestać. Boli mnie całe ciało, a nie powinno, a boli przez niego. Czy ja się nim przejmuję? Przejmuję się jego uczuciami zamiast patrzeć na siebie? Ja... to mnie tak cholernie boli, że najważniejszy człowiek w moim życiu tak cierpiał... Tylko ja go nienawidzę, a jednocześnie mnie to boli, bo William cierpiał...
– Jane, czy możemy iść teraz pod prysznic..? – odsunęła się ode mnie. – Logan dzisiaj przyjeżdża, a ja nie chcę, żeby widział mnie w takim okropnym stanie.
Pociągnęłam nosem i zaśmiałam się. To było naprawdę śmieszne.
– Wyglądasz jak potwór... – powiedziałam, ścierając łzy z policzków i uśmiechając się przy tym.
– Dzięki... – burknęła. – Ty jeszcze gorzej, suko. – wyciągnęła ze swojej szafki potrzebne ubrania.
– Jakie są tutaj prysznice? – zapytałam i także wyciągnęłam rzeczy.
– Jak w akademiku... – westchnęła. – Nie za ciekawe, oczywiście damskie są o wiele lepsze, bo marudzenia Logana i opowieści o męskich, to słyszę na każdym kroku, kiedy idę wziąć prysznic, a on czeka na mnie.
– Logan zawsze na ciebie czeka?
– Tak. Nie chcę ryzykować tym, że ktoś mógłby mi wejść do kabiny. Poza tym za wiele facetów tutaj się kręci.
– Dlaczego nikt z tym nic nie zrobi? – zmarszczyłam brwi. – Nikt tutaj nie sprawdza nikogo?
– Myślisz, że Nocny nie raz kazał wynosić się stąd facetom? Ale co z tego sobie zrobi napalony dwudziestolatek? – prychnęła. – Jane, to akademik... Nocny już i tak odpuszcza i nie zwraca na to uwagi, bo nikt sobie z tego nic nie robi, a latać za nimi jak za dzieciakami na obozach nie będzie.
– Czyli jak chcę wziąć prysznic, to mam iść z tobą? – spytałam.
– Tak. Chyba że chcesz, żeby ktoś ci wszedł i zgwałcił. Uwierz mi, że laski z orgii także to robią... – zaśmiała się.
Poczułam obrzydzenie na samo wyobrażenie sobie tego, fuj. Jest to damski akademik, a czuje się, jakby niczym nie różnił od męskiego... Sięgnęłam do telefonu i sprawdziłam godzinę. Pomrugałam kilka razy, kiedy na wyświetlaczu widniała godzina czternasta... Od razu powiadomiłam Rachel i już po kilku sekundach byłyśmy w drodze do łazienki.
Oczywiście na korytarzu nie zabrakło bieganiny, muzyki z pokojów, a także głośnych rozmów z holu. Rachel pokazała mi także dość duże pomieszczenie przypominające salon, to jakąś główną poczekalnie. Po prostu był to duży pokój, w którym można było pograć w bilarda, piłkarzyki, pooglądać telewizje, a nawet nawet poczytać książkę. Ludzi w nim nie było za dużo, ale już jakieś dwie dziewczyny, zajadając się chipsami, grały na konsoli, a jeszcze dwie grały w bilarda z jednym chłopakiem.
– Są trzy łazienki, ale ja zawsze korzystam z tej. – powiedziała, kiedy stanęłyśmy przed białymi drzwiami. – Możesz iść pierwsza. – otworzyła drzwi.
Na wejściu od razu słyszałam szum wody i rozmowy dziewczyn. Rozejrzałam się dookoła i mogę już powiedzieć, że problem będę mieć właśnie z tym. Nie chcę wybrzydzać i zachowywać się jak księżniczka, ale chyba każda dziewczyna miałaby z tym problem, gdyby zobaczyła taką łazienkę. Było chyba siedem kabin, które oddzielone były kafelkowaną, białą ścianą od siebie. Cieniutka zasłona, koloru miętowego, trzymająca się na zaledwie kilku spinaczach, służyła do zasłonięcia się przed wszystkimi. Umywalek było trzy, a jeszcze więcej na nich znajdowało się zużytych prezerwatyw. Lustro było całe zachlapane wodą i nic nie dało się dostrzec przez nie.
Na ścianach znajdowały się podpisy i można było też wyczytać brzydkie wyrazy kierowane do jakichś dziewczyn. Dwie lampy na suficie przypominały lampy jak z opuszczonej szkoły; podłużne, prostokątne, z zielonym obudowaniem i na dodatek jedna przestała świecić, a druga mrugała co jakiś czas. Na podłodze była jedna, wielka kałuża wody, a gdzie nigdzie w jakimś kącie walała się damska i męska bielizna. Ohyda.
– Możesz iść pierwsza, skoro spieszy ci się do Logana. – powiedziałam.
– Tak? O to dziękuje. – uśmiechnęła się i zaczęła szukać wolnej kabiny.
Rozglądam się dookoła i wszystko mierzę z obrzydzeniem. Dreszcze przechodzą mnie na samą myśl, że człowiek jest w stanie tak obrzydliwe rzeczy robić z miejscem. Wzrokiem lecę na dwie dziewczyny, które paląc papierosa przy oknie na końcu pomieszczenia, przyglądają mi się, jakbym była jakąś wariatką. Patrzę na te dziewczyny i aż dziwie się, bo nawet nie przypominają młodych studentek, a jakieś trzydziestoletnie kobiety, które zmyły makijaż z twarzy.
– Tutaj jest wolne, poczekaj tu. – otrząsnęłam się, gdy usłyszałam Rachel.
Weszła do czwartej kabiny, a ja oparłam się o ścianę, która oddziela od kolejnej. Już po kilku sekundach mogłam usłyszeć szum, dochodzący z jej strony, ale z drugiej strony zaczęłam słyszeć... pojękiwanie. Zwykła ciekawość pchnęła mnie do tego, że odwróciłam głowę w bok i przez szparę między materiałem a ścianą, mogłam dostrzec chłopaka, który posuwa od tyłu dziewczynę przy ścianie. Odwróciłam głowę z powrotem, gdy wyjął swojego penisa i zaczął spuszczać się jej na pośladki, pocierając przy tym swoje przyrodzenie.
~~
– Przepraszam, że tyle musiałaś czekać... – powiedziała Rachel, która wyszła po czterdziestu minutach.
– Chel, dłużej nie mogłaś? – burknęłam oburzona.
– No przepraszam! – broniła się.
– Współczuję Loganowi, jeśli tyle musi na ciebie czekać... – przekręciłam oczami i weszłam do kabiny.
Burknęła coś pod nosem, ale byłam zbyt zainteresowana środkiem kabiny. Aż brzydzę się tutaj dotykać czegokolwiek, naprawdę... Podłoże jest z kamiennych kafelek, które gdzie nigdzie są już popękane. Ściany nie zmieniły się swoją bielą. Na jednej z nich jest półka na środki higieniczne, półka na własne rzeczy, a po środku słuchawka prysznicowa, którą swoim wyglądem przypomina rozpadające się urządzenie.
Odłożyłam rzeczy na półkę i zabrałam się za rozbieranie. Już po krótkiej chwili ciepła woda rozgrzewała moje ciało, zaczynając od głowy, a kończąc na stopach, gdzie mam założone zwykłe japonki. Brzydziłabym się wejść tutaj mając gołe stopy. Fuj.
~~
– Dzięki. – wyszłam z kabiny po dwudziestu minutach. – Naprawdę nie obrzydza cię ta łazienka? – spytałam.
– Na początku też mi przeszkadzało, ale dało się po jakimś czasie wytrzymać. – odparła, kiedy kierowałyśmy się w stronę pokoju.
– Będę musiała ostatnie dokumenty zawieźć do szkoły, więc zaraz wychodzę.
– Iść z tobą? – spytała.
I nawet nie dała mi dojść do słowa, bo z krzykiem pobiegła przed siebie i rzuciła się w ramiona Logana, który od razu ją objął i zaczął całować. Czuję skrępowanie, kiedy stoję przed nimi i tylko patrzę, jak przyjaciółka żarliwie całuje się z chłopakiem. Przeszedł mnie także dziwny ból na samo wspomnienie tego, jak ja tak robiłam z nim i jaka byłam wtedy szczęśliwa.
– Nie musisz ze mną iść. – odezwałam się.
– Ooo, Jane... – powiedział Logan i postawił swoją dziewczynę na ziemię. – Cześć. – przytulił mnie na przywitanie. – Co u ciebie słychać?
– Wszystko dobrze. – uśmiechnęłam się i weszłam do naszego pokoju. – Współczuje ci, jeżeli każdej nocy czekasz na nią czterdzieści minut, a księżniczka się umyję. – prychnęłam, na co Rachel zaśmiała się.
– Też tego nie rozumiem! Ale spokojnie, nie raz siedziałem z nią te czterdzieści minut w środku. – powiedział zadziornie, na co tym razem ja się zaśmiałam, a Rachel zarumieniła. – A jak ci się podoba akademik? – spytał.
– Łazienki są najpiękniejsze. – powiedziałam sarkastycznie.
– Uwierz mi, że męskie jeszcze gorsze... – westchnął.
– Jwow, czyli pójdziesz sama na tą uczelnie? – zapytała Rachel.
– Tak, tylko wysuszę włosy. – odparłam i usiadłam na łóżku, a także wyciągnęłam suszarkę.
Mruknęła coś pod nosem i pociągnęła Logana na łóżko. Zaczęła go obdarowywać pocałunkami, tulić, mruczeć coś do ucha, a ja tylko skrępowana spoglądałam od czasu do czasu na to wszystko. Nie wiem czemu, ale przykro mi jest. Czemu? Czemu czuję ból w klatce piersiowej, kiedy widzę ją szczęśliwą z Loganem? Tęsknie za tym. Zazdroszczę mojej przyjaciółce, tak bardzo jej zazdroszczę tego szczęścia, które ma z Loganem. Ja za tym tęsknie, też tak miałam i boli mnie serce na samo wspomnienie tych chwil. Tęsknie za nim.
~~
Weszłam do ogromnego budynku, w którym panuję cisza i od czasu do czasu słychać kroki. No tak, ostatni dzień wakacji i nieliczny spędzają czas na uczelni. Przed pójściem do gabinetu dyrektora, oglądam szkołę i zachwycam się bogatym jej wnętrzem. Jestem mile zaskoczona tym, że szkoła z zewnątrz wygląda jak prawdziwy hogwart, wystrój jak ze średniowiecza, a w środku nowoczesna, jasna, zupełnie inna.
Idę wzdłuż korytarza prosto do gabinetu, przy którym już dostrzegam kilkoro studentów z dokumentami. Kilka par oczu pada na mnie, ale szybko powracają do swojej nudnej postawy, czekając na swoją kolej. Zasiadam na krześle obok jakiegoś chłopaka i wyjmuje telefon, aby w jakiś sposób zbić tą nudę. Jestem pewna, że moja przyjaciółka teraz uprawia dziki seks ze swoim chłopakiem, którego nie widziała tydzień. Nie chcę myśleć o tym, jak to będzie z ich współżyciem, kiedy ja będę w pobliżu, bo łóżko mam dosłownie kilka metrów od niej.
I mija czas, a wraz z nim kolejka. Po półgodzinach już na korytarzu byłam sama i czekałam, aż ostatnia osoba wyjdzie z gabinetu. Zanudzam się tutaj na śmierć i czuję, że kac po wczorajszym piciu jeszcze bardziej powoduje u mnie zmęczenie.
Spoglądam w stronę drzwi, ale nikt od pięciu minut nie wychodzi. Wypuszczam przeciągle powietrze z ust i sięgam ponownie do telefonu, a następnie grzebie w nim po serwisach społecznościowych. Po chwili słyszę, jak ktoś zasiada obok mnie, ale nie zwracam na to uwagi. Wiem tyle, że to chłopak, bo intensywne i drażniące perfumy zaatakowały moje nozdrza. Dopiero coś mną drgnęło, gdy spojrzałam kątem oka na mężczyznę i akurat w tym momencie jego dłoń powędrowała do kieszeni czarnych jeansów, aby wyciągnąć telefon. Mój wzrok spoczął na zegarku, który ten mężczyzna miał na nadgarstku.
Moje serce przyspieszyło, bo ten zegarek dziwnie przypomina wczorajszy. Jednak nie poczułam bólu, bo jego, jaki mu wręczyłam jest zupełnie inny. Nie, to na pewno nie wczorajszy zegarek... Nie, nie wiem, nie mam pojęcia i zaczynam się stresować, mój brzuch mnie skręca od stresu i nagłych emocji. Unoszę głowę w górę i wzrokiem lecę po chłopaku, ale nic nie mogę dostrzec, bo ma wzrok wbity w telefon. Znowu spoglądam na zegarek i nie, na pewno to nie jest wczorajszy...
– Jane? – słyszę dobrze znany mi głos.
Patrzę w jego stronę i mrugam kilka razy, nie dowierzając temu, że on siedzi właśnie obok mnie, że on tutaj uczęszcza... To jest niemożliwe, jakim cudem?
– Uczysz się tutaj? – pyta zdziwiony.
– Jack? – dalej w to nie chcę wierzyć.
– Jane, to naprawdę ty? – uśmiecha się i chyba jak ja nie dowierza.
– T-tak... Chodzę tutaj do collage'u... T-ty też? – pytam zdziwiona
O mój boże. O mój boże. O mój boże. Jack siedzi przede mną. Go także nie widywałam zbyt często, a nawet nie chciałam widzieć. To moja i jego wina. To przez niego i jego zachowanie wobec mnie tamtego wieczoru, Williamowi coś się stało. Mam żal do Jacka, czuję ogromny żal, bo to przez nas... Bo to przez nas William sobie coś ubzdurał.
Nienawidziłam wtedy Jacka.
To on spowodował, że Will sobie coś wyobraził na nasz temat. To do cholery jasnej Jack się do mnie przystawiał, a nie ja do niego. To wina tego człowieka, ale także i moja, bo nie potrafiłam powiedzieć stop.
– Tak... – odpowiada, przyglądając mi się uważnie. – Dawno cię nie widziałem... – dodaje.
I drzwi się otworzyły, a z nich wyszedł chłopak na pierwszym roku co my. Teraz moja kolej pójścia do gabinetu, ale nie jestem w stanie żadnego ruchu wykonać. Jack tutaj jest.
– Też dawno cię nie widziałam... – uśmiecham się delikatnie. – Mieszkasz w akademiku?
– Tak i spotkałem już... – zatrzymał się, a ja przeczułam co chciał powiedzieć.
– Williama i Zacka? – pytam.
– Tak... – odpowiada.
– Też ich spotkałam. – powiedziałam.
– Wi-Williama też? – spytał niepewnie, a także dziwiąc się.
– Tak... go też. – ściszam ton.
– Między wami... jest już okej?
– Nie.
Nie odezwał się, a spojrzał na mnie z żalem. Jack - jak w sumie każdy z naszych znajomych - wiedział o moich relacjach z Williamem, które nastąpiły po zerwaniu. Dostrzegał także moje samopoczucie, kiedy widywaliśmy się od czasu do czasu.
– Przepraszam. – powiedział.
– Nie masz za co. – odparłam.
– Jane, jak ja ciebie dawno nie widziałem... – spojrzał na mnie, a ja się zarumieniłam. – Włosy ci urosły. – przejechał swoją dłonią po całej długości moich włosów, które kończyły się przy pośladkach.
Jego ręka także się tam zatrzymała. O mój boże. Przeszedł mnie dreszcz i dziwne uczucie odwiedziło moje ciało w środku, ale nie wykonałam żadnych ruchów, aby się temu sprzeciwić. Spoglądam w jego zielone oczy, a on patrzy na mnie i także nie odwraca wzroku. Jest między nami cisza i powoli mnie to dziwnie krępuje. Co my robimy? Widzimy się dopiero pierwszy raz od kilku tygodni, a jego dłoń jest już blisko obok mojej pupy. Oblizuje wargę, ale naprawdę nie mam żadnych innych zamiarów robiąc to. Jego wzrok przeleciał po moich ustach i ponownie na policzkach pojawiły się mi rumieńce. Dlaczego nie możemy przestać?
– Ktoś jeszcze? – usłyszeliśmy za sobą męski głos.
Dopiero wtedy oboje powróciliśmy na ziemie. Jack odsunął się speszony ode mnie i najwidoczniej skrępowany, a ja odwróciłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę jak niewinne dziecko.
On by tak nie zrobił.
Nie odsunąłby się od razu, nigdy tego nie robił.
– Zapraszam. – odezwał się mężczyzna.
Pośpiesznie wstałam i spojrzałam ostatni raz na Jacka, który jedynie mi się przygląda. Przegryzłam policzek i weszłam do gabinetu dyrektora, pozostawiając chłopaka samego na korytarzu.
~~
Wyszłam z gabinetu po pięciu minutach, a Jack dalej siedział na swoim miejscu sam. Nasz wzrok ponownie się spotkał lecz teraz nie miałam pojęcia, czy tutaj z nim zostać, poczekać na niego, czy po prostu pójść. Co robić?
– Mogę na ciebie poczekać. – powiedziałam i stanęłam na przeciwko niego.
– Nie musisz. – odparł i wstał na wyprostowane nogi.
Moje serce dziwnie przyspieszyło, bo dzielą nas zaledwie kilka centymetrów. Dlaczego się tak stresuje?
– Na jakim jesteś kierunku? – spytał i dalej zielone tęczówki były wbite w moją osobę, powodując dziwne uczucie.
– Biznes, a ty?
– Prawo. – odparł z delikatnym uśmiechem. – Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy... – powiedział.
– Tak, jasne. – rzuciłam z uśmiechem. – To... to ja idę już. – ponownie oblizałam wargę.
– To do zobaczenia. – uśmiechnął się.
I przytulił mnie, a ja na początku tego nawet nie odwzajemniłam, a w szoku stałam z bijącym sercem. Jestem pewna, że on czuje moje serce. Dopiero po chwili owinęłam ręce wokół jego talii i wtuliłam się, zamykając przy tym oczy. Pozwalam na to jemu, a to właśnie on spowodował po części rozpad mojego związku z człowiekiem, którego kochałam i za którego mogłam oddać życie. Zaciągam się jego perfumami, ale w żaden sposób nie przypominają wczorajszych. Wczorajsze były piękne.
– To do zobaczenia, Jack. – odsuwam się od chłopaka.
– Trzymaj się. – powiedział, spoglądając na mnie ostatni raz, a po chwili zniknął już w drzwiach gabinetu.
Zaczerpnęłam więcej powietrza do płuc i stałam jeszcze w miejscu, nie wykonując żadnego ruchu. Jack tutaj jest i co my właśnie przed chwilą robiliśmy?
Powracam świadomością z powrotem na ziemie i kieruje się do wyjścia. Kogo jeszcze znajomego tutaj spotkam? Zack, Jack... William... To popieprzone. Wciągam więcej powietrza i chwytam za dużą klamkę, a także pcham drzwi przed siebie. Niestety robiąc tylko krok do przodu, obijam czołem o męską klatkę piersiową.
– Przepraszam... – wymamrotałam, a także dotykam się za obolałe miejsce.
Nie usłyszałam odpowiedzi, na co zmarszczyłam brwi. Otwieram szerzej oczy i na razie mam tylko widok postury męskiej od pasa w dół. Moje serce staję w miejscu, tak samo jak momentalnie przeszło przez moje ciało miliony ostrzy. Gardło stało się ogromną gulą i ciężarem, dłonie mnie zaczęły boleć, kłuć, przeszywał mnie ogromny i nie do zniesienia ból.
Nie, nie, nie, nie, proszę nie.
Czuję jego perfumy, które od razu rozpoznaję. Niczym się nie zmieniły; ostre, intensywne, gorzkie, bardzo pobudzające i pociągające. Uwielbiałam je, kochałam, pragnęłam czuć codziennie. Niestety niczym się nie różnią od tych, które czułam wczoraj.
Patrzę na nadgarstek, gdzie widnieje mój podarowany zegarek. Ma go, nosi zawsze i chyba nigdy nie ma zamiaru ściągać. Zegarek niczym się nie zmienił, a w ciągu dalszym zadbany, elegancki i jak nowy. Niestety niczym się nie różni od tego, którego wczoraj widziałam.
To niemożliwe.
– Też przepraszam.
~~.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro