Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Jego usta przywarły do moich i brutalnie zaczęły pożerać. Oddaje się pocałunkowi pełnemu erotyzmu i dzikości, pełnego pożądania i pragnienia siebie nawzajem. Jego wybrzuszenie na kroczu dosłownie napiera przy moim wejściu i jęczę mu w usta, nie przejmując się tym, że właśnie zamierzamy uprawiać seks w publicznej łazience. Jestem okropnie podniecona, okropnie napalona i rozpalona przez jego osobę i dotyk, który błądzi po moim rozgrzanym i nagim ciele. Zarzucam dłonie na jego karku i mocno przytrzymuje, pogłębiając jeszcze bardziej gorący pocałunek. 

Wkurza mnie jego osoba, jednocześnie rozpala do szczytu możliwości. Wkurza mnie to, że tak długo musiałam na niego czekać, czekać na jego dotyk, pocałunek, bliskość, na Williama musiałam tak długo czekać. Dlaczego ja tego sukinsyna tak kocham? Dlaczego ten sukinsyn potrafi zrobić to z moim organizmem; rozpalić, podniecić, pociągać, kusić, podsycić i mącić? On mi to sprawia na każdym kroku i doskonale wie, jak to działa na mnie.

– Dlaczego z nim poszłaś się spotkać sam na sam? – rzucił z lekkim warknięciem i poważnym tonem, zaczynając pożerać zachłannie moją szyję.

Nie jestem w stanie nic z siebie wydusić, jak tylko posapywanie i dyszenie z przyjemności. Z moich ust wydobywają się jęki i cała rozkosz jaką mnie obdarowuje, jaką mi sprawia, powoduje, że moja kobiecość zaczyna się rozgrzewać i robić się wilgotna w środku. Jęczę mu do ucha i wbijam paznokcie w już zranione przeze mnie wcześniej plecy Williama. 

– Nie bądź zazdrosny... 

Oblizałam wargę i odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając mu całować moją szyję gdzie tylko zechciał; wszystko ucałował i wszystko powtarzał od początku. Obojczyki i dekolt był ucałowany namiętnie, ale żarliwie. Podgryzał moją skórę, ssał ją i znowu całował. Moje dłonie powędrowały do jego spodni dresowych, które powolnym ruchem zaczęłam opuszczać, aż w końcu zsunęłam je do końca wraz z bokserkami i opadły w dół na jego mokre buty. Jego męskość zderzyła się od razu z moim podbrzuszem, które wykonało przez to kilka koziołków z podniecenia.

– Jestem mega o ciebie zazdrosny. – warknął, przyciskając mnie jeszcze bardziej do ściany.

– Zaufaj mi, Will... – wyszeptałam i wplątałam ręce w jego mokre włosy. 

– Jesteś moja, tylko moja. – wgryzł się w moją szyję.

– Jestem twoja.

Powiedziałam to. Naprawdę to powiedziałam? Ja naprawdę to z siebie wydusiłam? O boże. Ja chcę być jego, jestem przecież jego a on mój. Chcę wydać z siebie jęk rozkoszy, gdy ponownie męskość obiła się o moje ciało, ale jego usta gwałtownie naparły na moje, uciszając tym samym. Zaczął mnie całować, dotykać wszędzie; moje uda dotykał w dół i górę powodując przechodzące ciarki. Dotykał mojej talii, ujmował piersi i ściskał w swoich dłoniach. Napierał kciukami na stwardniałe sutki, to znowu dotykał mnie po dekolcie, szyi i powracał na talię, nie przestając ani trochę całować moje usta, do których po chwili wtargnął językiem.

– Błagam, pieprz mnie... – wydyszałam.

Jego dłoń dotykając mój brzuch opuszkami palców zjechała niżej, zataczając jeszcze koła na moim podbrzuszu zaraz nad łonem. Zaczął moje usta obdarowywać czułymi pocałunkami, a ja sapałam głośno, kiedy oddalał się ode mnie na milimetr, to znowu wpijał się w moje usta - i tak co chwilę. Przestań mnie kusić, sukinsynie. Zawsze musisz robić to specjalnie? 

– Dlaczego ty mi to robisz... – wyszeptałam prawie załamującym się z rozkoszy tonem i wbiłam paznokcie w jego barki – Will... – jęknęłam, przymykając oczy.

Poczułam, jak główka penisa ociera się o moją kobiecość, a to uczucie sprawiło mi niewyobrażalną przyjemność i chciałam się wić pod nim. To było wspaniałe uczucie, podniecające, strasznie podniecające i każdy mój mięsień zaczął się napinać, rozluźniać i tak w koło. Podbrzusze doznawało okropnych, bolących, ale bardzo przyjemnych i podniecających dreszczy w środku, a moje serce zaczęło walić niemiłosiernie szybko. Z moich ust wydobywa się cichy jęk, gdy włożył we mnie swój początek, to po chwili wyciągnął i tak w kółko. Przestań, kurwa mać, przestań.

– Wi-Will... – sapnęłam – Ty sukinsynie...

– Wiem, jak bardzo to uwielbiasz... – wyszeptał i w ciągu dalszym nie przestawał mnie prowokować – A ja uwielbiam patrzeć, jak się wijesz pode mną. – wyszeptał intensywniejszym tonem prosto do mojego ucha.

Wydałam z siebie ciche jęknięcie i przegryzłam wargę, gdy wszedł we mnie swą całą długością. Jego usta zaczęły w kojący sposób całować moją szyję, obdarowywał mnie milionem miłych i przyjemnych pocałunków, dotykając moich bioder i ud. Owinęłam ręce wokół jego szyi i zaczęłam sapać i jęczeć do ucha, kiedy zaczął poruszać się we mnie. Na początku wolnymi, ale płynnymi ruchami wchodził z ostrożnością, a ja zaciskałam się coraz bardziej na jego penisie. Dopiero kiedy zaczęłam odczuwać przyjemność, rozluźniłam się, byłam mokra do szczytu granic i strasznie podniecona - jego ruchy stały się szybsze, głębsze i pewniejsze, a pocałunki brutalniejsze. 

Jego penis przyspieszał w moim wnętrzu, a sam pod nosem zaczął dyszeć. Oparł swoje czoło o moje i nie przestawał chociaż na chwilę zwalniać rytmu. Pieprzy mnie przy jedenej ze ścian kabiny, a ja pojękuje i posapuje, splatając palce u rąk na jego karku. Zaczął zwalniać i wchodzić we mnie całą swoją długością aż po samą nasadę, a z moich ust wydobył się głośniejszy stęk. Męskie dłonie zacisnęły się na moich biodrach i ponownie zaczął przyspieszać, a moje wszystkie ścianki zaczęły zaciskać się na jego penisie. Zaczynam dochodzić i zaczynam głośniej dyszeć do jego ucha, wbijając paznokcie w jego kark. 

– Will... – wysapałam.

Zaczęłam jeszcze głośniej pojękiwać, a on przyspieszał. Nienawidzę go, dlaczego on chce sprawić, żebym tak głośno jęczała w publicznej łazience? Naprawdę on robi wszystko, żebym się wydzierała z rozkoszy, żebym się wiła i stękała w niebo głosy. Jego usta zaczęły całować moje; całował moją dolną wargę, całował górną, całował obie, wszystko mi wycałował swoimi malinowymi, miękkimi ustami, które kocham całować. 

– Dojdź dla mnie, Jane. – wyszeptał, poruszając się w ciągu dalszym we mnie.

To były słowa, które od razu spowodowały, że napłynęła fala czystej przyjemności, która przejęła nade mną kontrolę. Zacisnęłam się na nim, a całe ciało spięłam i oparłam głowę o ściankę, próbując wygiąć plecy w łuk, przy tym mrucząc i pojękując pod nosem. Jego usta zaczęły całować mój dekolt i obojczyki, a penis zwalniał ruchy, choć dalej poruszał się we mnie głęboko i zwinnie. 

– Kocham cię. – wyszeptał – Jesteś najwspanialsza.

Przełknęłam głośno ślinę, dysząc dalej pod nosem. Mój organizm się uspokoił, ale chcę więcej, chcę więcej, więcej i więcej Williama, chcę go poczuć.

– Nie przestawaj... Proszę... – wydyszałam. 

– Dlaczego ty jesteś taka seksowna, kurwa? – warknął, napierając na mnie od razu swoją męskością głębiej.

– Dojdź we mnie... – wyszeptałam.

– Jane, czy ty jesteś tego na sto procent pewna? – nawet nie zwalniał ruchów.

– Will, dojdź we mnie, proszę... 

– Dlaczego znowu mną tak manipulujesz? – warknął i przyspieszył ruchy, zaczynając obdarowywać moją szyję żarliwymi pocałunkami – Dlaczego musisz mnie tak wykorzystywać? 

– Nie potrafisz mi odmówić... – mruknęłam, a pod koniec wydałam z siebie jęk, czując jego penisa w sobie. 

– I to wykorzystujesz, pieprzona manipulantko, kusicielko... – warknął, wbijając się we mnie coraz mocniej.

– Uwielbiam to robić, Will... – sapnęłam. 

– Uwielbiasz mnie kusić, uwielbiasz mi mącić w głowie... – wydyszał. 

Właśnie w tym momencie zaczął napierać na mnie coraz mocniej i głębiej i szybciej, a ja głośniej pojękuje, czując przypływ kolejnego orgazmu, który nadchodzi niebawem. Owijam ręce wokół jego ramion i mocno się zaciskam, jęcząc i mrucząc mu do ucha. Jego penis w mojej kobiecości jest twardy, twardy jak stal i pulsujący, gorący. Porusza się we mnie, przebijając się przez zaciskające się na nim ścianki.

– Zawsze to potrafiłaś zrobić, potrafiłaś mnie okropnie podniecić od zawsze... – całował moje ramię.

– Will... – jęknęłam.

– Nie potrafię się na niczym innym skupić, jak tylko na tobie.

– Dochodzę... – szepnęłam, pod koniec wydając z siebie kolejny jęk.

– Nie cierpię, jak faceci się na ciebie gapią. – warknął – Jesteś tylko moja, kurwa mać, jesteś moja. 

– O mój boże! – gwałtownie uniosłam głowę w górę, zaciskając wszystkie mięśnie.

W tym samym czasie poczułam to znane mi ciepło rozlewające się we mnie. William opadł swoim torsem na moją klatkę piersiową, dysząc przy tym nierównomiernie i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Oboje dyszymy, oboje zostaliśmy spełnieni w tym samym czasie przez samych siebie. Czuję się taka spełniona, czuję się wspaniale mając przy boku Williama, którego kocham nad życie. Zaczynam głaskać jego głowę, czując po chwili, jak już spokojniej oddycha. Jak dziecko, jak moje dziecko po prostu się zachowuje; w kojący sposób głaszczę jego głowę, a on od razu się uspokaja, a przed chwilą był taki zdyszany. 

– Jesteś wspaniała... – zaczął składać pocałunki na moim dekolcie.

– Dziękuje...

– Jesteś moja, Jane. – uniósł swoją głowę w górę, aby musnąć mnie ustami. 

– Jestem twoja, Will... – wyszeptałam i złączyłam nasze usta w czuły i namiętny pocałunek.

~~

– Dość długo ciebie nie było wczoraj, Will. Co robiliście? – mruknął Zack, spoglądając w stronę przyjaciela z cwanym uśmieszkiem.

Od razu się zarumieniłam i spotkałam ze wzrokiem Williama, który uśmiecha się łobuzersko. Usiadłam na swoim miejscu, spoglądając w stronę Pani Anderson, która właśnie skrzyżowała swe spojrzenie ze mną.

– Był ze mną. – mruknęłam, odwracając wzrok od profesor.

– Och, naprawdę? - prychnął – Nie wiedziałem... – dodał sarkastycznym tonem.

– Powiem ci, że było ostro. – rzucił Will, a ja ponownie się zarumieniłam.

– Domyślam się. – odparł.

– Dlaczego słyszę rozmowy? – po sali rozniósł się głos wykładowcy.

– Bo ma pani uszy. – rzuciłam i usłyszałam kilka śmiechów.

– Henderson, proszę cię, abyś została po wykładzie. – posłała mi surowsze spojrzenie.

Wypuściłam przeciągle powietrze z ust i odwróciłam wzrok od kobiety. Ona jest chora, jest straszna i przeraża mnie, krępuje. Rachel mi nie wierzy, a boję się o tym powiedzieć Williamowi, nie wiem czemu. Może dlatego, że mi też by nie uwierzył, że Anderson dziwnie na mnie patrzy? Patrzy pod kontekstem seksualnym? Nie uwierzyłby.

– Co ona się na ciebie tak uwzięła? – zapytał.

– Nie wiem... – przegryzłam policzek.

– Znów się denerwujesz. – prychnął.

– Nie,czemu? – zmarszczyłam brwi i spotkałam się z jego błękitnym spojrzeniem.

– Przegryzasz policzek, a zawsze to robisz, gdy się denerwujesz.

– Po prostu wkurza mnie ta nauczycielka. Uwzięła się na mnie. – burknęłam.

– Wiesz, niegrzeczne dziewczynki czasami potrzebują kary... – mruknął do mojego ucha, powodując przechodzący dreszcz.

– Dlaczego więc nie możesz mnie ukarać? – musnęłam jego usta swoimi i zauważyłam, jak od razu wciąga więcej powietrza do płuc. 

– W jaki sposób chciałabyś być ukarana? – szepnął w moje usta, a jego ręka wylądowała na moim brzuchu i powolnymi ruchami zaczął zataczać koła, schodząc coraz niżej.

– Zaskocz mnie... – dotknęłam go za krocze.

– Henderson, Olivers! – krzyknęła profesor Anderson, a ja od razu odskoczyłam od Williama, który nic sobie z tego jak zwykle nie zrobił – Ostatnie ostrzeżenie! – skarciła nas.

Zaśmiałam się cicho pod nosem, a William prychnął. Powróciliśmy do swojej pracy, oczywiście przeszkadzając sobie nawzajem zaczepkami pod stołem, czy też szeptaniem dwuznacznych podtekstów. W pewnym momencie zetknęłam się ponownie ze spojrzeniem James'a, który siedział przy Liv, która ta posyłała mi tylko wrogie i mordercze spojrzenie. Szare tęczówki za to wpatrują się we mnie nijak, obojętnie, bez żadnych emocji, tajemniczo bym nawet powiedziała. Po tym wszystkim, co się wczoraj wydarzyło, on nie morduje mnie wzrokiem? Dziwne, bardzo dziwne. 

~~

Niepewnie podeszłam do nauczycielki, która zajmowała się czymś przy swoim biurku. Dopiero uniosła swój wzrok na mnie, kiedy masywne drzwi zatrzasnęły się za sobą, pozostawiając mnie samą z profesor. Chorą profesor, która się na mnie uwzięła, która na mnie dziwnie patrzy i krępuje.

– Proszę pani, nie rozumiem...

– Dlaczego wczoraj uciekłaś? – przerwała mi surowo.

– Nie mogłam siedzieć na tej dodatkowej godzinie, bo moja mama mnie pilnie potrzebowała, przepraszam.

– Tym razem ci odpuszczę, Henderson. – spojrzała na mnie przelotnie – Jednak pilnuj się, bo na lekcji to nie czas, aby z chłopakiem flirtować. 

– Czy to wszystko? – zapytałam.

– Tak, to wszystko. – burknęła.

Udałam się od razu do wyjścia, a tam na palarnię, bo aktualnie czeka na mnie Rachel. Idąc przez korytarz zauważyłam Jack'a i przegryzłam wewnętrzną część policzka, gdy zauważył mnie i zaczął kierować się w moją stronę. Lubię go, ale naprawdę mam wobec niego jakiś uraz, nie wiem. 

– Cześć, Jane. – przytulił mnie.

– Hej. – uśmiechnęłam się i odwzajemniłam gest – Co u ciebie słychać?

– Właściwie to nic ciekawego, ale chciałbym z tobą porozmawiać po wykładach. – spojrzał na mnie – Masz może czas się spotkać? 

– Umm, jasne. – odparłam – Gdzie chcesz? I tak od razu po wykładach?

– Tak, będę czekać na ciebie. 

– Okej. 

– To do zobaczenia.  przytulił mnie po raz kolejny.

Nie mam pojęcia, co ten człowiek ode mnie chce, ale mimo wszystko pójdę się spotkać. Skierowałam się od razu na palarnię, gdzie większość studentów już była, a wśród nich zauważyłam moją przyjaciółkę i kilku jej znajomych wraz z Zackiem. Nigdzie nie mogłam dostrzec Williama, co trochę zaniepokoiło mnie. On bez towarzystwa swojego najlepszego przyjaciela? Jeśli jest taka sytuacja, to jest to jakaś kryzysowa sytuacja i nie mam pojęcia co się dzieje.

– Hej. – rzuciłam, kiedy stanęłam obok nich.

– Hej, Jane! – krzyknęła podekscytowana czymś Chel – Nie uwierzysz! – stanęła obok mnie.

– Oświeć mnie. – odpaliłam fajkę, spoglądając przelotnie na Zacka, który zaciągając się patrzył prosto we mnie.

– W weekend jadę do domu. Mama dzwoniła do mnie dzisiaj i bankiet jest w sobotę, zapewne twoja też do ciebie zadzwoni. Czy to nie super, że znowu tam idziemy? – ekscytowała się jak dziecko. Ale była urocza.

– Logan nie będzie zazdrosny o to, że inni będą patrzeć na ciebie? – mruknęłam zadziornie, spotykając się na moment ze spojrzeniem jej chłopaka.

– A tak się składa, że też tam będę. – wtrącił się, obejmując swoją dziewczynę od tyłu i całując jej skroń. 

– A Will... będzie? – zapytałam.

– A nie wiem, nie spotkałam go jeszcze. 

– Zack, wiesz, gdzie jest Will? – zwróciłam się do Lutchera.

– Poszedł się spotkać. – rzucił.

Momentalnie poczułam ukłucie w sercu. Czemu? Dlaczego to mnie zabolało? To słowo ''poszedł się spotkać'' mnie tak... bardzo dziwnie, okropnie, strasznie boli to uczucie... Przez moje gardło, kręgosłup i palce u rąk przeszedł dziwny ból, przeszywający ból, który po jakimś czasie zniknął, ale w małej ilości. 

Poszedł się tylko spotkać, spokojnie.

– Z kim..? – spytałam niepewnie.

– Z Jack'iem. – odpowiedział, zaciągając się mocniej.

Zmarszczyłam brwi. Z Jack'iem? O mój boże, z nim? Dlaczego poszedł się z nim spotkać, skoro przed chwilą ja go widziałam? Moje ciało się dziwnie zgrzało z nerwów i od razu policzek znalazł się między moimi zębami. 

– Dlaczego z nim? – zaciągnęłam się mocniej.

– Jack sprawę miał do niego, nie wiem o co chodzi. – wzruszył ramionami – Ale jestem bardzo ciekawy tego. – dodał rozbawiony.

– Oj, ja też... – mruknęłam, odwracając wzrok.

Coś mi tutaj nie pasuje i zaczynam się martwić. Po co mieliby się spotkać? I jaką sprawę miał Jack do niego? Po co później ze mną chce się widzieć? To pokręcone i nawet przez mocne zaciągnięcie się papierosa nie pomaga mi, abym się uspokoiła i przestała o tym myśleć. 

~~

Czekam przed uniwersytetem na Jack'a, który to miał na mnie czekać - nie ma go. Z nadzieją czekam ponad dwadzieścia minut, chowając się w cieniu, aby uniknąć rażącego słońca. Zdążyłam spalić trzy fajki, na dodatek się strasznie stresuje i martwię, bo William później nie zjawił się na wykładach po spotkaniu z Jack'iem i odrzuca moje - wreszcie wczoraj dodany jego numer - połączenia telefoniczne. Boli mnie serce, kiedy za każdym razem to robi, a już w ogóle się nie odzywa. Moje serce momentalnie przyspieszyło, gdy usłyszałam swój dzwonek komórki. Od razu chwyciłam za urządzenie, ale rozczarowałam się, gdy na wyświetlaczu pojawiła się mama.

– Halo? 

– Jane, słonko. – usłyszałam jej radosny ton – Co u ciebie słychać?

– Dobrze.

– Dobrze? No właśnie niedobrze. Opowiadaj co się dzieje? 

– Nie, mamo, to nic, naprawdę. – odparłam – Słyszałam o bankiecie.

– Och, czyli już wiesz, że masz obowiązek przyjechać na ten weekend? – mruknęła.

– Tak, przyjadę.

– No to świetnie, ale chciałam ci jeszcze powiedzieć, że... William ma też się pojawić.

Zaniemówiłam. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć, co powiedzieć i co z siebie wydusić na tą wiadomość. Jak to William tam będzie? To znaczy nie mam nic do tego, ale czy oni wiedzą, że między nami nie ma kłótni, że ja go kocham, że między nami jest dobrze? Oni tego nie wiedzą, a wspólnie zorganizowali z nami bankiet? Jak... Czy mój tata się zgodził..? 

– Ma-mamo... – wydusiłam – A-ale... 

– Tak wiem, nienawidzicie siebie.

Kochamy siebie.

Powiedziałam to. Ja to naprawdę powiedziałam mojej mamie, która nie odezwała się w ogóle, nic nie usłyszałam z jej strony. Moje serce szaleńczo bije, a ręce zaczynają się pocić. Mój brzuch mnie wykręca od stresu, ja to naprawdę jej powiedziałam. Powiedziałam jej prawdę, że ja i William kochamy siebie.

– Kocham Williama i dajemy sobie czas, ja daję sobie czas z tym wszystkim. Powiedziałam mu to, że potrzebuję czasu. Posłuchałam cię, mamo.

– O kurwa mać...

Wybuchłam śmiechem słysząc słowa, które wypowiedziała niedowierzającym tonem. Nie przejmuje się tym, nie przejmuje się tym, że ojciec nie zaakceptuje go ponownie, nie zaakceptuje nas. Mam to gdzieś, mam to w dupie. Kocham Williama i to jest najważniejsze.

 – A więc kochasz Williama... – mruknęła.

– Bardzo. Najbardziej na świecie.

– Dlaczego więc nie jesteście razem? To świetna okazja, aby na bankiecie to powiedzieć.

– Hah, chciałabym zobaczyć reakcję ojca. – prychnęłam – Nie wydaje mi się, że będzie zadowolony. Nie pamiętasz sytuacji rok temu? 

– No muszę cię tutaj niestety zmartwić z tym... Ledwo co był za tym, abyście ty i William byli na bankiecie razem. Jednak wiesz jak to jest, kiedy przyjaźni się z rodzicami twojego byłego chłopaka. 

– Mam to gdzieś. Kocham Williama i ze względu na przesądy ojca nie będę tego zmieniać. 

– Ale informuje cię, że to ty masz mu to powiedzieć. 

Nie odezwałam się, a przegryzłam policzek. Dlaczego musi mnie stawiać w tak trudnej sytuacji? Przecież doskonale wie, że między nami dojdzie do najgorszej kłótni jaka mogła między mną a ojcem istnieć. Dlaczego ona nie może z nim na spokojnie porozmawiać? Przecież zawsze jej ulegał jak to mój ojciec a jej mąż.

– Nie rób mi tego. – rzuciłam – Mamo, nie stawiaj mnie w takiej sytuacji. Doskonale wiesz, że tata nienawidzi Williama.

– To może się zmienić, jeśli porozmawiacie. 

I zauważyłam w oddali Jack'a. Samego, bez Williama. 

– Mamo, muszę kończyć.

– Skarbie, nawet nie masz pojęcia, jaka jestem szczęśliwa, że jesteście ze sobą znowu.

– Nie jesteśmy ze sobą jeszcze.

– Jeszcze. – mruknęła – Ale to niedługo się zmieni, wiem o tym.

– Wiem. – szepnęłam, zakańczając tym samym rozmowę.

Wciągnęłam więcej powietrza do płuc i wstałam na wyprostowane nogi, bo dotychczas siedziałam na ławce. Denerwuje się i stresuje, nie mam pojęcia czego oczekiwać od niego. Czemu chciał się spotkać? I do cholery jasnej, do czego między nim a Williamem doszło? 

– Hej. – przytulił mnie.

– Cześć, o czym chciałeś porozmawiać? – odwzajemniłam gest, rzucając także konkretem.

–  Tak o. – wzruszył ramionami – Co u ciebie słychać?

– Wszystko dobrze. – odparłam – Między mną a Williamem także zaczyna się wszystko powoli układać. – uśmiechnęłam się i chyba sama do siebie ze względu na tę myśl.

– Och, pogodziliście się? – zapytał zdziwiony – To... fajnie. 

– A ty poznałeś już kogoś? Jakaś niewiasta przykuła twoją uwagę? – mruknęłam zadziornie i usiadłam na ławce, a on dołączył zaraz obok mnie.

– Powiedzmy... – uśmiechnął się i zarumienił.

– Jack? – nie dowierzałam. – Naprawdę? Hej, to super! 

– Nie aż tak super... – posmutniał, ale prychnął pod nosem, spuszczając wzrok w dół.

– Co? Dlaczego? – zmarszczyłam brwi.

– Jest już zakochana.

Nie odezwałam się, a zacisnęłam usta w wąską linie. To jest... smutne. To jest naprawdę smutne, gdy słyszy się to od kogoś, a samemu się takie coś przeżywało, to znaczy; kiedyś myślałam, że William jest zakochany w Ashley i to było jedno z najgorszych uczuć, które człowiek może przeżyć - być tą drugą. Lubię Jack'a i pomimo tego, że mam jakiś uraz w ciągu dalszym do niego, to jednak mu bardzo współczuje i trzymam kciuki, że coś się ułoży. 

– No to niefajnie... – rzuciłam, odwracając wzrok gdzie indziej.

– Jane, wyjeżdżam.

Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę, od razu spotykając się zszokowana z zielonymi tęczówkami. Moje serce przyspieszyło, ale nie poczułam... jakiegoś bólu. Poczułam jedynie szok, zdziwienie, co? Dlaczego on wyjeżdża? Gdzie? 

– J-Jak to wyjeżdżasz... Gdzie? – spytałam zdziwiona.

– Do Londynu. – odparł, spoglądając uważnie w moje oczy.

– Po co? – zmarszczyłam brwi.

– Dostałem się do collage'u w Londynie, a to wielka szansa dla mnie, aby się tam rozwinąć. Rodzice też chcą, żebym tam się uczył, ja sam zawsze chciałem.

– To chyba wspaniale, prawda? – uśmiechnęłam się, rozluźniając się tym samym.

– Niby tak... – odwrócił ode mnie wzrok – Ale zostawiam tutaj kogoś, na kim mi zależy. 

Przegryzłam wewnętrzną część policzka, aż w końcu wzięłam głęboki wdech i stanęłam na wyprostowane nogi. To nie ja powinnam tu być a osoba, którą kocha. To nie mi powinien teraz to mówić a osobie, którą kocha. Nie jestem nikim dla niego, żeby mi to mówił. Jack też był i jest dla mnie nikim - zwykły kolega. 

– Spotkaj się z nią ostatni raz. – rzuciłam – To jej masz to mówić a nie mi. 

Nie odezwał się, a wstał na wyprostowane nogi. Moje serce dziwnie przyspieszyło, gdy jego osoba znalazła się na przeciwko mnie. Moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło, źrenice się rozszerzyły, policzki zarumieniły, a w brzuchu zaczęło coś wykręcać, gdy ujął mnie policzki i nachylił się nade mną.

– Właśnie jej mówię. – pocałował mnie.

Jęknęłam, ale szybko zostało to stłumione przez nagły pocałunek z jego strony. O mój boże. O mój boże. O mój boże, to się dzieje naprawdę? Czy Jack mnie całuje? Nie, nie, nie, nie, nie! William, to William ma mnie całować! To on jest tym, który ma prawo dotykać moje usta w ten sposób! To William jest moją miłością! Na samą myśl o tym, że właśnie ktoś inny mnie całuje a nie William mam bóle, okropne bóle w ciele i sercu. Kładę ręce na jego klatce piersiowej i odpycham mocno od siebie. Co on wyprawia? Dlaczego mnie całuje, skoro przed chwilą powiedziałam mu, że między mną a Will'em wszystko wraca?! 

– Jack! – krzyknęłam – Co ty robisz?! 

– Życzę ci... Wszystkiego dobrego z Williamem... – uśmiechnął się.

Jednak jego uśmiech nie był miły, nie był łagodny, sympatyczny, przyjacielski a... chytry, szyderczy, kpiący... Po tym odszedł, zostawił mnie w szoku i otępieniu, poszedł sobie, a ja stoję jak głupia i patrzę na jego osobę, która sobie idzie. Co się właśnie wydarzyło? Czy to było naprawdę? Pocałował mnie i odszedł na dobre, pozostawiając mnie w... Wyrzuty sumienia, żal do samej siebie i znowu złość na samą siebie. Co ja zrobiłam? Jak ja mogłam do tego dopuścić? Jak ja spojrzę w oczy Williamowi? 

Siadam na ławkę z powrotem i opieram łokcie o kolana, a twarz chowam w ręce. Jak on mógł mi to zrobić przede wszystkim? Gdy powiedziałam mu, że układa się wszystko dobrze mi i Williamowi? Jak on mógł... Jak ja teraz spojrzę w jego oczy, które dla mnie są najpiękniejszym widokiem, najpiękniejszą duszę w sobie skrywają, którą kocham, a Jack... dlaczego musiał mi to zrobić? Dlaczego zrobił to Williamowi? 

Unoszę się z ławki, ale kiedy wzrokiem poleciałam przed siebie - zamarłam. Moje serce okropnie zabolało, coś je strasznie ukuło, zgniotło, ścisnęło, powodując rozchodzący się ból po całych moich mięśniach, żyłach, wszystkim. Nawet nie wykonałam już ruchu, a zapatrzyłam się z szokiem i smutkiem w błękitne tęczówki, które spoglądają prosto w moje.

– Will... – jęknęłam.

– Nawet nic... – syknął – Kurwa mać, nie mów... – zrobił krok do tyłu.

– Ale on mnie pocałował! – krzyknęłam.

– Pocałował?! Tylko pocałował?! Przestań pieprzyć! – warknął – Jak mogłaś mi to zrobić?! 

– Odepchnęłam go! – rzuciłam łamliwym tonem, a oczy miałam już zapłakane – Nie zrobiłabym ci tego, nigdy! 

– Ja ci, kurwa mać, mówię, że cię kocham... a ty... Ty później do niego lecisz?! – krzyknął złym i niedowierzającym tonem – Wczoraj jeszcze mi takie rzeczy mówiłaś... Ja mogłaś mnie tak okłamać? – posmutniał.

– Nie okłamałam cię! Will, ja cię naprawdę nie kłamię! Jack mnie pocałował, ale odepchnęłam go! Nic nas nie łączy! 

– Przestań pieprzyć! – warknął złym tonem, że aż podskoczyłam i od razu się uciszyłam – Myślałaś, że się nie dowiem?! 

– Will, o czym ty mówisz?! – krzyknęłam, czując na dodatek pierwszą, spływającą łzę.

– Teraz udajesz niewinną, a niedawno bez żadnego problemu wchodziłaś mu do łóżka! 

Zamarłam. Nie odezwałam się, nawet pętla w mojej szyi nie pozwoliła mi na to. Moje serce zabolało tak, że moja klatka piersiowa się dziwnie poruszyła, ja dziwnie się poruszyłam, chciałam się zgiąć, upaść na ziemie i zacząć płakać. Jak to..? Czy Jack mu powiedział, że się z nim... przespałam? Powiedział takie kłamstwo Williamowi..?

– Will...

– Nienawidzę cię!

– Ja nie...

– Powiedziałem ci, że cię kocham, a ty... – odsunął się znowu ode mnie.

I właśnie w tym momencie coś mnie dotknęło tak mocno jak wcześniej - widzę jego zaszklone oczy. Jego piękne, hipnotyzujące, tajemnicze i błękitne, pięknie błękitne oczy były szklane, on... Ja mu znowu to zrobiłam... Nie, ja nie chciałam, nie zamierzałam, to nie moja wina...

– Will, proszę cię uwierz mi na słowo! – zrobiłam krok w jego stronę, ale odsunął się ode mnie. Coś ponownie na ten gest i widok mocno mnie dotknęło. Zaczęły ze mnie cieknąć łzy jak chciały – Nie przespałam się z nim, on cię okłamał!

– Nienawidzę cię! – krzyknął – Wypieprzaj ode mnie! 

– Will, proszę cię... – jęknęłam – Nigdy bym ci tego nie zrobiła...

Nie wierzę właśnie w to co się dzieje. Co się dzieje? Dlaczego to się dzieje? Dlaczego znowu on musi cierpieć, ja muszę cierpieć? Dlaczego ktoś znowu próbuje nas rozdzielić? Dlaczego muszę patrzeć na jego cierpienie? 

– Pieprzysz głupoty! Wpierw ja, później on?! Jak mogłaś mi to zrobić! Wiesz dobrze, co do ciebie czuję!

Ja ciebie kocham przecież.

– Ja czuję do ciebie to samo! 

Oboje umilknęliśmy, a on spojrzał na mnie zszokowany, mając dalej szklane oczy. Kocham cię, kurwa mać, ja cię kocham, nigdy ci tego nie zrobię, nie skrzywdzę cię, nie zranię cię, nie złamię cię. Nic ci nie zrobię, bo cię kocham bardzo, bardzo mocno.

– Wiesz już co..? – rzucił obojętnym tonem.

– Will, proszę...

– Pieprz się... 

Wyszlochałam i zamknęłam oczy, pozwalając łzom spłynąć ze mnie jak z wodospadu. Odszedł ode mnie, poszedł sobie. Widzę, jak jego postać ode mnie odchodzi, znowu to robi, znowu odchodzi, znowu z mojej winy, nie - nie z mojej, ktoś znowu nagadał mu głupoty. Dlaczego ktoś próbuje nam wszystko zniszczyć... Chcę upaść na ziemię i znowu wpaść w płacz, bo straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. William, kocham go z całej siły, z całego mojego pieprzonego serca go kocham, a on znowu ode mnie odchodzi. Nie, nie, nie, to się nie dzieje naprawdę. Dlaczego moja miłość ode mnie odchodzi? 

Zsuwam się na ławkę i wpadam w głośny płacz, nie zwracając już uwagi na przechodniów. Płacze głośno, szlocham i wyję zraniona, cierpiąc przez to, że mój ukochany mężczyzna odszedł ode mnie ponownie. Dlaczego muszą mu, nam to robić? Dlaczego chcą naszego nieszczęścia? Dlaczego chcą nas rozdzielić? Przecież ja go tak bardzo kocham... 

My kochamy siebie przecież...

~~.

Kocham was



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro