Rozdział 1
Mrużę za każdym razem oczy, kiedy przedostające się słońce co każdą sekundę wychyla się poza domy i pada prosto na mnie. Do moich uszu dochodzi piosenka Kings of Leona i przez chwilę powróciłam do dnia, w którym grana była ona na koncercie sprzed roku. Auto powoli zwalnia i wbijam swój wzrok na dziedziniec collage'u, do którego teraz będę uczęszczać, w którym mam zamiar zacząć od nowa wszystko i w którym czeka już moja najlepsza przyjaciółka, Rachel.
Wypuszczam przeciągle powietrze z ust i ściągam słuchawki, a także zawijam je wokół telefonu. Uniosłam głowę w górę, gdy poczułam wzrok mojej rodzicielki na sobie.
– Tak? – spojrzałam na nią. – Dzięki. – powiedziałam.
– Pamiętaj, że masz dzwonić i pisać. – odezwała się. – Tutaj masz wszystko napisane i cały rozkład wykładów. – wręczyła mi kartkę. – Dyrektor został powiadomiony, więc możesz iść już do akademika i niczym się nie przejmować. – uśmiechnęła się. – Tylko jutro musisz donieść resztę dokumentów.
– Zero picia, Jane. Jasne? – zapytał surowo ojciec, na co wywróciłam oczami.
– Tato, przestań mi to wkoło powtarzać... Nie jestem dzieckiem, mam dziewiętnaście lat i zdążyłam zapamiętać twoje pierwsze słowa, które wypowiadasz, jak wychodzę zawsze z domu. Nie traktuj mnie jak dziecko. – burknęłam.
– Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem i to się nigdy nie zmieni.
Nie odezwałam się, a tylko pokręciłam głową z irytacją. Mama przegryzła wargę ze skrępowania, ale po chwili zabrała głos:
– Skarbie, ojcu chodzi o twoje zdrowie, więc nie powinnaś się gniewać, że tak troszczy się o ciebie. – powiedziała na spokojnie.
– Te słowa są wypowiadane z jego ust częściej niż kocham cię. – prychnęłam, na co zauważyłam poważniejszy wzrok ojca w lusterku prosto na mnie.
– Dobrze, w takim razie kocham cię i chlej ile wlezie. Przecież od tego jest collage, prawda? Tutaj się chleje, a nie uczy. Tutaj się imprezuje, a nie śpi. Tutaj się chodzi najebanym, a nie trzeźwym. Po co mam przejmować się moją córką, która ma cukrzycę? – prychnął, a ja tylko słuchałam go. – Po co mam przejmować się zdrowiem mojej jedynej córki? – mama tylko przegryzła policzek i nic się nie odezwała. – Przepraszam, Jane, że przez całe życie te słowa słyszałaś więcej razy niż kocham cię. Przepraszam za moją troskę wobec ciebie, to już nigdy więcej się nie powtórzy, jeżeli tak bardzo się denerwujesz, słysząc to. – zmusił się do uśmiechu. – Kocham cię, księżniczko.
– Też cię kocham, tato. – uśmiechnęłam się. – Kocham cię, mamo i dziękuje jeszcze raz. Będę trzymać się z dala od alkoholu, tatusiu. – powiedziałam w jego stronę.
– Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy, córeczko. – uśmiechnął się.
– Dzwoń, jeśli coś będzie się działo. – dodała matka.
– Spokojnie, będzie wszystko dobrze. – uśmiechnęłam się, a tata wyszedł z samochodu i wyciągnął moje walizki z bagażnika.
– Skarbie...
– Wszystko w porządku mamo. – przerwałam jej. – Jest dobrze. – wysiadłam z samochodu.
Mój wzrok padł na ogromny budynek z wielkim dziedzińcem. Szkoła jest naprawdę duża i już z zewnątrz bogato zdobiona. Oczywiście cały jej wygląd jest gustownie wzorowany na antyku z dodatkami nowoczesności, a każdy skrawek zieleni na podwórku jest równo przycięty. Robi zachwyt i przyjemnie się patrzy na to wszystko. Ludzi wokół nie ma za dużo - więcej przechodniów tutaj, to nauczyciele, którzy już szykują się na poniedziałkowe wykłady. Dzisiaj jest sobota, ostatni wakacyjny weekend i zapewne wszyscy studenci już szykują się na dzisiejsze opicie zakończenia go.
– Dziękuje jeszcze raz. – spojrzałam na obojga i chwyciłam za moją walizkę, a torbę przewiesiłam przez ramię.
– Jezu, jaka ja jestem stara... – westchnęła moja mama. – Moja córka już idzie do collage'u!
– Pamiętam, jak ja szedłem. – uśmiechnął się ojciec.
– Tak! Też to pamiętam! I nigdy ci tego nie wybaczę! – burknęła w jego stronę, na co on przyciągnął ją do siebie i przytulił.
– Jane!
Odwróciłam się do tyłu na usłyszenie jej głosu. Zanim mogłam położyć torbę na ziemię, ona już rzuciła się w moje ramiona z mocnym uściskiem. Moja przyjaciółka nic się nie zmieniła, no chyba, że urosły jej piersi, bo coś większego obija się o moje. Pomijam także fakt, że jej włosy są troszkę dłuższe niż rok temu.
– Jak dobrze cię widzieć, jezu! – mówiła zafascynowana. – Szykuj się laska, bo dzisiaj...
– Dzisiaj? – odezwał się ojciec, na co Chel w moich ramionach drgnęła, a ja tylko prychnęłam pod nosem.
– Ooo, dzień dobry! – odsunęła się ode mnie. – Co u państwa słychać?
– Cześć, Rachel, wszystko dobrze, a u ciebie? – uśmiechnęła się mama.
– Rachel, mam nadzieję, że będziesz pilnować Jane z alkoholem. – odezwał się tata, na co przegryzłam policzek i poczułam dziwne uczucie, które odwiedziło moje serce.
– O to proszę się nie martwić! Jest w dobrych rękach. – uśmiechnęła się szeroko, a ja ponownie poczułam ból w klatce piersiowej.
Wciągnęłam więcej powietrza do płuc i potrząsnęłam głową, aby wymazać z niej niechciane wspomnienia. Spojrzałam na rodziców i dostrzegłam też, że mama podejrzliwie na mnie patrzy.
– Dziękuje jeszcze raz. – odezwałam się do obojga.
Podeszłam do taty i przytuliłam się, a on pocałował mnie w głowę i przejechał swoją dużą dłonią po moich włosach. Stanęłam przed mamą i spojrzałam w jej zielone oczy, które tylko pocieszająco na mnie spoglądają.
– Chodź tu. – pociągnęła mnie w swoją stronę i przytuliła mocno. – Niczym się nie przejmuj i bądź dzielna. – wyszeptała, pocierając swoją delikatną dłonią moje plecy. – Kochamy cię i pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć, a w szczególności na mnie. Masz też Rachel, która nigdy cię nie zostawi.
– Dziękuje. – wyszeptałam i zacisnęłam dłonie na jej letniej narzutce. – Dziękuje, naprawdę...
– Jesteś dzielną dziewczynką. – uśmiechnęła się.
Odkleiłam się od niej i ostatni raz obdarowałam wdzięcznym spojrzeniem. Rachel wzięła moją torbę i żegnając się z moimi rodzicami, popędziła w stronę - jak się domyślam - akademika.
– Baw się dobrze. – powiedział ojciec. – Kocham cię, księżniczko.
– Też cię kocham.
Wzięłam do ręki walizkę i popędziłam prosto w stronę blondynki, która nawet na mnie nie czekała, a biegła jak szalona przed siebie. Zamykam za sobą stary rozdział, a rozpoczynam nowy w collage'u z moją najlepszą przyjaciółką. Za sobą pozostawiam wszystko, co dotychczas mnie wykreowało i pozostawiło po sobie tylko wspomnienia. Nic ani nikt nie zniszczy mi już życia. Nic ani nikt nie będzie w stanie mnie zniszczyć jak on.
Zaczynam wszystko od nowa.
~~
– Tu... – wskazała na drzwi po lewej stronie. – ...radzę ci nigdy nie pukać ani wchodzić. Ostrzegam... zawsze kobieca orgia. Jest to obleśne... – aż cała drgnęła, a ja skrzywiłam się na wyobrażenie tego widoku... Fuj.
Idziemy wzdłuż korytarza, mając po boku akademickie drzwi do pokojów; to na niektórych są jakieś plakaty, napisy, to w innych nawet dziury! Z niektórych już słychać głośną muzykę, śmiechy studentów, a z innych kłótnie. Na korytarzu kręcą się ludzie i aż krzywię się, gdy przebiegają nadzy mężczyźni z pokoju do pokoju. Już wyobrażam sobie tutaj noce, jak muszą wyglądać.
Dziwie się, że tyle mężczyzn tutaj jest. Zauważyłam, że akademik dla dziewczyn został przejęty przez płeć męską, gdzie niedaleko mają swój budynek. Żaden z nocnych tutaj nic nie pilnuje? To znaczy, nie przeszkadza mi to, ale jest to dziwne.
– Tutaj ćpunki mają pokój. – wskazała na kolejne drzwi.
Zmarszczyłam brwi i odchrząknęłam, bo do moich myśli powróciły znowu niechciane wspomnienia.
– Tutaj laska bierze dwadzieścia pięć dolarów za projekt, więc w razie czego to możesz jej płacić. – wskazała na drzwi po prawej, które jako jedyne były normalne i zadbane. – A tutaj mieszka postrach w tym akademiku. – szepnęła i wskazała na drzwi na końcu korytarza. – Rzadko się pojawia i w ciągu roku widziałam ją może... cztery, pięć razy?
– Jak wygląda? – spytałam. – Patologia?
– Wiesz, nie aż tak... Bardziej trochę jak napakowany, czarny facet. – zaśmiała się. – Z nikim nie rozmawia i do nikogo się nie odzywa, każdy ją olewa, ale mimo to, nie chcą z nią mieć nic wspólnego.
I w końcu stanęłyśmy przed drzwiami, które są poobklejane różnymi plakatami, ale tak, to wyglądają na normalne. Zgaduję, że od dzisiaj zaczynam tutaj mieszkać.
– Gotowa? – uśmiechnęła się i wyciągnęła kluczyk, a także włożyła go w zamek. – Jezu, nie masz pojęcia, jak się cieszę, że jesteś tutaj ze mną! – zachwycała się.
– Otwieraj. – poganiałam ją.
I otworzyła drzwi, szeroko je przy tym rozchylając. Weszłam do pokoju i wszystko przeskanowałam, a także zachwycałam się wnętrzem. Nigdy w tak małym, ale przytulnym pomieszczeniu nie byłam, a teraz fascynuje się tym jak małe dziecko.
Moja strona była po prawej, gdzie przy ścianie znajdowało się łóżko, nocna szafka, szafa na ubrania i po boku biurko, które było zaraz obok współlokatorki biurka. Jej strona była cała zawalona, porównując do mojej pustej. Zachwycam się tym, naprawdę. Co pierwsze, to zostawiłam na środku pokoju walizkę i opadłam na swoje łóżko, którego pościel pachnie pięknie kwiatami i jest koloru białego. Panele tutaj są z jasnego drewna, które ładnie eksponują się z beżowymi ścianami.
– Jest zajebiście. – mruknęłam i przymknęłam oczy. – Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – uniosłam się i spojrzałam na nią.
– Tak, impreza. – odparła i usiadła na swoim łóżku, a także zaczęła grzebać coś w swoim telefonie.
Spojrzałam na nią, jak skupiona patrzy w ekran komórki i zaczyna szaleńczo odpisywać. Jeżeli to Logan, to współczuje wiadomości, jakiej teraz będzie czytał.
– Co u Logana? – spytałam i zabrałam się za rozpakowywanie moich rzeczy.
– Wszystko dobrze, niedługo wraca z Dominikany. – odpowiedziała, dalej skupiając swój wzrok na telefonie.
Rozejrzałam się po jej biurku i dostrzegłam zdjęcia, a bardziej jedno przykuło moją uwagę i spowodowało ból w klatce piersiowej. Od razu odwróciłam wzrok, przegryzając przy tym policzek i już natknęłam się na Rachel, która spogląda na mnie.
– Przepraszam. – wstała na równe nogi i podeszła do biurka. Chwyciła zdjęcie i odwróciła je w drugą stronę, na co wywróciłam oczami.
– Przestań, to twój przyjaciel. Nie zmieniaj niczego ze względu na mnie.
– Po prostu wiem, jak ciężko to przeżywałaś... – posmutniała.
– To nie zmienia faktu, że ze względu na mnie, twojego najlepszego przyjaciela masz odstawiać na bok. Ogarnij się dziewczyno i przekręć to zdjęcie. – powiedziałam stanowczo.
– Ty to zrób.
Spojrzałam na nią i pomrugałam kilka razy. Dlaczego tak powiedziała? To znaczy... nie jest w tym nic dziwnego, że ja mam to zrobić. Dziwne jest to, że jednak to wypowiedziała i jakby... rozkazała mi? Doskonale zna moją sytuację...
– Jak chcesz... – wzruszyłam ramionami i podeszłam do biurka, a blondynka uważnie mi się przyglądała.
Sięgnęłam po zdjęcie i przegryzając policzek, odwróciłam je, jednak kiedy byłam w połowie, to szybko wzrokiem poleciałam gdzie indziej i nawet na jego twarz nie spojrzałam. Nie chcę, nie mam zamiaru i nie będę chciała już nigdy w życiu na tą twarz spoglądać.
– Nawet na niego nie spojrzałaś... – zauważyła.
– I nie każ mi, kurwa mać, tego robić. – zabrałam się z powrotem za rozpakowywanie rzeczy.
– Kiedy ty go ostatni raz widziałaś na oczy? Zdjęcia się nie liczą...
– Nie wiem i mam to gdzieś. – rzuciłam.
– Dobra, jak chcesz... – westchnęła z rezygnacją. – Nie będę cię do niczego zmuszać.
– Dziękuje.
~~
– Chcesz przechodzić inicjację? – spytała i poprawiła swoją czerwoną sukienkę, stojąc przed lustrem na szafie.
– A co robią? – skończyłam prostować swoje długie, brązowe włosy, które sięgają mi już do pasa. Są naprawdę długie i chyba powinnam je ściąć.
– Szczerze? Głupoty, dlatego trzymaj się z daleka od tego i nie rzucaj się w oczy jako pierwszoroczny. Rok temu, gdyby nie Logan, to skończyłabym z czwartoklasistą w samochodzie, robiąc mu loda. – powiedziała, na co uniosłam wysoko brwi w górę i prychnęłam pod nosem.
– No nieźle... – poprawiłam swoją skórzaną spódniczkę.
Przyjrzałam się Rachel, która spoglądała na siebie w lustrze z dokładnością. Jej czerwona sukienka wygląda zupełnie inaczej niż dotychczas, w których mogłam ją widzieć. Jednak collage zmienia i styl ubioru do bardziej odważniejszego i śmiałego.
Czerwona, do połowy ud, bez ramiączek, a mocno przylegająca do ciała i odkrywająca połowę pleców. Podkreślała jej wielki tyłek, którego miałam ochotę klepnąć. Nie wiem czemu. Nogi także miała piękne, moja przyjaciółka jest cała piękna. Do tego jej blond, wręcz złote włosy idealnie eksponowały się z czerwoną kreacją. Wzrokiem zleciałam na siebie i mój styl nie zmienił się ani trochę; biały top sięgający przed pępek, skórzana, czarna spódniczka kilka centymetrów przed kolana i w idealnej szerokości rozkloszowana. Na stopy założyłam czarne koturny za kostkę i dołączyłam jeansową, letnią kurtkę.
– Chel... – mruknęłam w jej stronę.
– Hmm? – przeczesała swoje włosy.
– Cycki ci urosły.
Tak - zdecydowanie ma większe. Jejku, mojej przyjaciółce urosły piersi!
– Wiem i denerwuje mnie to. – burknęła.
– Co? Co ty gadasz? – zaśmiałam się. – Zawsze chciałaś mieć większe.
– Tak, ale one urosły w tak szybkim tempie, że niektórzy znajomi myśleli, że operacje plastyczną zrobiłam! – wyrzuciła ręce w górę, na co jeszcze bardziej się zaśmiałam. – Wolałabym powrócić do tamtych rozmiarów, bo teraz już wiem, jaki to ból, kiedy leży się płasko na brzuchu...
– A ty, suko, mi nigdy nie wierzyłaś! – wskazałam na nią. – Teraz już wiesz, co czuję!
– Dobra, chodźmy się schlać, bo już nerwowo nie wytrzymuje. – zaśmiała się i sięgnęła po swoją kopertówkę.
Podeszłam do biurka i sięgnęłam po torebkę, a także wrzuciłam do niej zbędne rzeczy. Dostrzegłam na samym dnie małe pudełeczko, które nie było otwierane od roku, a wrzucone do torebki. Przegryzłam policzek i poczułam kolejne ukłucie w sercu na samo wspomnienie zawartości znajdującej się w nim.
– Idziesz? – powróciłam myślami na ziemię, gdy usłyszałam wyczekujący głos blondynki.
– Jasne. – odparłam i skierowałam się do wyjścia.
~~
– Zawsze tutaj imprezujecie? – spytałam, kiedy byłyśmy w drodze do opuszczonego budynku.
– Też byłam zdziwiona, że nie wybrali akademika albo jakiegoś klubu, jednak uwierz mi... To miejsce, który każdy student zna i jeżeli chodzi o imprezy, to zawsze tam są. Poza tym jest tak zajebiście, że każdy czeka na kolejną imprezę tu.
– Właśnie widzę, że bardzo dużo ludzi już tutaj się schodzi. – rozejrzałam się dookoła.
Nie byłyśmy jedyne, które idą w tym kierunku. Wokół nas była masa studentów, którzy kierowali się w stronę imprezy. Opuszczony budynek znajduje się na wybrzeżu, którego jedynie otacza las i znajdująca się tutaj niedaleko elektrownia. Czuje dziwne uczucie, które przechodzi przez moje ciało na samą myśl, że z opuszczonego budynku zrobili miejsce na imprezy. Czuje dziwne uczucie, bo powracam do niechcianych myśli.
– Jane, wiesz chyba, że mam cię pilnować z alkoholem..? – powiedziała niepewnie.
– Weź przestań... – rzuciłam lekceważąco. – Matkować mi będziesz na studiach? Umiem o siebie zadbać... To takie wkurwiające.
– Nie będę twoją matką... Po prostu będę cie obserwować i twój stan, jeśli coś się pogorszy.
– Dobrze... mamusiu. – mruknęłam, na co jęknęła z dezaprobatą.
I weszłyśmy do wielkiego pomieszczenia, w którym zamiast czuć wilgoć i ziemię - czułyśmy mieszające się ze sobą perfumy, alkohol i papierosy. Był to ogromny budynek, którego jedynie oświetlały kolorowe reflektory na wysoko postawionym od ziemi suficie. Na końcu sali znajdował się sprzęt dla DJ'a, którego obsługiwał już jakiś chłopak, a przy nim tańczyły dwie dziewczyny. Muzyka była głośna i bawili się przy niej już wszyscy stąd. Zachwycałam się tym, bo dawno nie byłam na takiej imprezie. Teraz czas wszystko zmienić, prawda?
– Chodź. – złapała mnie za rękę i poprowadziła w stronę alkoholu. – Za twój przyjazd. – wręczyła mi napełniony kieliszek wódką, a swój sama już przystawiała do ust.
– Za mój przyjazd. – uśmiechnęłam się.
– Za przyjaźń. – powiedziała.
– Za przyjaźń.
– I za, kurwa mać, najlepszy okres w naszym życiu. – dodała zadziornie.
– Za... najlepszy okres w naszym życiu. – uśmiechnęłam się i łyknęłam gorzką ciecz, która rozpaliła moje gardło od razu. Skrzywiłam się, bo dawno smaku alkoholu nie czułam.
I DJ zaczął coś mówić do mikrofonu, ale z Rachel zajęłyśmy się kolejnymi szotami. Dawno nie piłam, dawno nie imprezowałam i dawno nie czułam takiego podekscytowania jak dzisiaj. Mogę się najebać, mogę stracić przytomność, ale chcę zrobić wszystko, aby najlepszy okres w moim życiu opić jak najlepiej. Chcę, żeby to był najlepszy okres w moim życiu.
– Oho, lepiej stań za mną. – powiedziała Rachel.
– Czemu? – zmarszczyłam brwi.
– Koleś będzie wybierał pierwszorocznych
Wzrokiem poleciałam na tłum ludzi, a w nim dostrzegłam kręcącego się chłopaka, który z mikrofonem w dłoni i oświetlającym go reflektorem, błądzi wokół studentów i rozgląda się po pierwszorocznych. Nie chcę tego robić, nie chcę przechodzić inicjacji, które polegają na przespaniu się z byle kim. Stanęłam za Rachel i przed sobą miałam ciekawszy widok - alkohol.
– Chel! – usłyszałam piskliwy głos i skądś go kojarzyłam...
Odwróciłam się w ich stronę i zobaczyłam koleżankę Rachel, z którą była w klasie w szkole średniej. Z tego co pamiętam, to ma na imię Amanda i tuż obok niej byli pozostali znajomi mojej przyjaciółki.
– Patrzcie kto tu jest! – blondynka chwyciła mnie za rękę i pokazała swoim towarzyszom.
– Jwow! – krzyknęła Amanda, uśmiechając się przy tym do mnie.
– Jwow!
Wbiłam swój - nie ukrywając przy tym mojego szoku - wzrok w męską posturę, która tak mnie nazwała. Patrzę spanikowana na Rachel, która nie odzywa się, a posyła mi jedynie przepraszające spojrzenie. Moje serce szaleńczo bije i mam ochotę zapaść się pod ziemie.
– Mamy Jwow! – chłopak pociągnął mnie do siebie.
– Chel..? – wydusiłam z siebie w stronę przyjaciółki.
– Hej, Brand, nie bierz jej. – zatrzymała go Rachel.
– A czy ktoś widzi sprzeciw? – chłopak rozejrzał się dookoła, wskazując na wszystkich, a mnie dalej obejmował.
– Wybacz, ale nie bawię się w inicjację. – powiedziałam i już chciałam się wyrwać, ale złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę.
– Wybacz, ale to niezbyt mnie obchodzi. – zmusił się do sztucznego uśmiechu. – Brawa dla Jwow! – krzyknął do mikrofonu i już wokół mogłam usłyszeć brawa.
– Nie chcę. – powiedziałam stanowczo. – Masz trzy sekundy, żeby mnie puścić. – ostrzegłam go.
Chłopak jedynie prychnął, na co inni wokół także wybuchli śmiechem. Ja nie żartuję - nie ważne do kogo mówię, z kim rozmawiam i w jakiej sytuacji się znajduję, ale moje trzy sekundy, to wręcz groźba i prawdziwe ostrzeżenie w stylu mojego ojca.
– Słuchaj, kotku, mam cię kocić jak w podstawówce? – spojrzał na mnie rozbawiony, na co posłałam mu morderczy wzrok. – To nie podstawówka, kotku a collage, dlatego rusz ten soczysty tyłeczek, odstawiając na boki swoje kobiece maniery i po prostu się zabaw.
– Masz trzy sekundy, żeby mnie puścić... – powtórzyłam surowszym tonem.
– Ładna, cwana i ostra... Zapamiętam cię, Jwow. – mruknął. – Ale przypomnę, że maniery odkładamy na bok, kotku i tutaj bawimy się na całego. Inicjacja jest obowiązkowa dla pierwszorocznych i widzę, że jesteś sama, więc nie masz wyjścia, kotku... Wchodzisz w grę.
– Jest ze mną.
Odwróciłam się do osoby, która wypowiedziała te słowa. Aż drgnęłam całym ciałem i nie wykazując żadnych emocji zmierzyłam chłopaka, a później spojrzałam mu w oczy, których wzrok spotkał się w moim.
To nie może być prawda.
~~.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro