You're getting away from me
Przepraszam kochni że tak długo nie było rozdziałów ale ostatnio psycha mi siada i nie mam ochoty na eee życie.
Ale już jest git więc miłego czytania 🦠❤️
You're getting away from me
#Akaashi
Swoje pierwsze zdjęcie zrobiłem w wieku 9 lat. Nie było niczym wyjątkowym, było zdjęciem typowym dla dziewięcioletniego dziecka. Trochę rozmazane i niewidoczne. Ale już nigdy więcej nie udało mi się zrobić tak dobrej fotografii.
Gdy przyszedłem do domu żeby się pochwalić zostałem zbesztany przez ojca a mój aparat wylądował w śmieciach, mimo, że zbierałem na niego przez 2 lata. Chciałbym móc powiedzieć że to stare dzieje, że już o tym zapomniałem, że nie chowam żalu do mojego ojca, ale prawda jest inna.
Za każdym razem gdy wchodzę do pokoju Bokuto wraca do mnie wspomnienie tamtego dnia. Widząc tą samą fotografie zrobioną ponad 7 lat temu oprawioną w drogą ramkę i wiszącą centralnie nad jego łóżkiem.
Nigdy nie dowiedziałem się dlaczego chciał to zdjęcie, rozmazane i nie wyróżniające się, ale do dzisiaj nie nie było na nim ani grama kurzu.
#Bokuto
- Napraw mnie - powiedział patrząc na mnie ze łzami w oczach, poraz pierwszy widziałem jego łzy, poraz pierwszy pokazał mi swoje blizny, poraz pierwszy poczułem, że tak naprawdę nigdy go nie znałem.
Obejmowałem wzrokiem dokładnie każdą ranę, były też te świeże, widoczne i opuchnięte.
" Napraw mnie"
Te słowa ciągle krążyły w mojej głowie i odbijały się echem.
Co masz na myśli Akaashi?
Po co mam naprawiać coś co nie jest zepsute?
- Akaashi... - wymamrotałem chcąc spojrzeć na chłopaka ale już go przede mną nie było.
Teraz leżał na chodniku z zamkniętymi oczami.
W tamtym momencie przestałem słyszeć jakikolwiek dźwięk, byłem głuchy i zagubiony , krople deszczu spływały po jego zaczerwienionych policzkach łącząc się ze łzami .
Moje kończyny zareagowały szybciej niż umysł i zanim się zorientowałem Akaashi był już na moich plecach, cały przemoczony i zimny.
- Wracajmy do domu - wymamrotałem a chłopak jedynie lekko skinął głową.
Jego oddech był płytki, twarz rozpalona, kończyny całe pocięte a psychika doszczętnie zrujnowana.
Moje serce ściskał żal a wszystkie słowa uwięzły w gardle, nie potrafiłem zrozumieć powodu. I nie potrafiłem wypowiedziec ani jednego słowa ponieważ żadne z nich nie byłobly odpowiednie.
Gdy szliśmy przez miasto cali przemoczeni i żałośni ludzie rzucali nam spojrzenia pełne pogardy i mimo tyłu par oczu zwróconych na nas, nikt nie zaoferował pomocy, byli obojętni a jedyne co potrafili robić to oceniać.
Ciągle szeptałem do Akaashiego, mówiąc mu, że wszystko będzie dobrze. Starałem się go... nas pocieszyć .
Gdy otworzyłem drzwi do domu czekała już tam na nas błoga cisza i spokój.
Położyłem Akaashiego na kanapie po czym poszedłem po ręczniki a gdy wróciłem zastałem chłopaka w pozycji siedzącej.
Nie robił nic, nie byłem nawet pewny czy oddycha, po prostu wpatrywał się swoim pustym wzrokiem przed siebie.
Zacisnąłem zęby i starałem się nie rozpłakać. Widząc jego oczy coś we mnie pękło, były bez żadnego wyrazu, nie świeciły się tak jak kiedyś, gdy byliśmy dziećmi.
Zacząłem się zastanawiać jak długo udawałem ślepego? Jak długo odwracałem wzrok od tego co niszczyło Akaashiego? I czy gdybym wcześniej przejrzał na oczy czy to by coś zmieniło?
- Trzymaj - powiedziałem starając się uśmiechnąć i podałem czarnowłosemu ręcznik.
- Dziękuje - odpowiedział nawet na mnie nie patrząc, wciąż wpatrywał się w martwy punkt na ścianie przed sobą.
Uklęklem przed nim i zacząłem wycierać mu włosy, dopiero wtedy na mnie spojrzał, tylko po to by odtrącić moją rękę i powiedzieć że jest w stanie zrobić to sam.
Złapałem go za nadgarstki i przyciągnąłem do siebie sprawiając że oboje wyladowalisny na podłodze ale przynajmniej mogłem go objąć.
- Bokuto san - szepnął próbując wstać.
Przyciągnąłem go do siebie mocniej i wtulając się w jego ramię pozwoliłem sobie na łzy.
- Przepraszam Akaashi - wymamrotałem cicho czując jak chłopak się rozluźnia i pozwala mi być dla siebie oparciem, nawet w takiej sytuacji.
- Nie przepraszaj - odpowiedział głaszcząc moje włosy tak delikatnie jak tylko mógł, jego głos też się łamał a w oczach dostrzegłem ślady łez.
Leżeliśmy na podłodze ciężko oddychając, trzymałem go mocno, może trochę aż zbyt mocno , ale po prostu się bałem, bałem się, że jeżeli go puszcze, to odejdzie, na zawsze.
- Akaashi.. - powiedziałem podnosząc się wraz z chłopakiem do pozycji siedzącej, oparłem bezsilnie głowę na jego ramieniu i pozwoliłem aby w dalszym ciągu gładził moje włosy - Pójdźmy do psychologa.
Jego ręka zastygła w bezruchu i poczułem jak wszystkie mięśnie mu się napinają.
- Przykro mi Bokuto san, ale nie pójdę tam - odpowiedział głosem tak łagodnym że gdyby nie całe spięte ciało, uwierzyłbym w jego spokój.
- Dlaczego? - zapytałem podnosząc głowę żeby spojrzeć mu w oczy.
Chłopak cicho westchnął i opuścił bluzę aby zakryć blizny.
W jego oczach widziałem zaklopotanie i niepewność, a także przerażającą pustkę.
- Nie chce, poradzę sobie z tym bez jego pomocy - mruknął spuszczając wzrok i kierując go na swoje ręce które lekko drżały.
- Gdybyś sobie radził, wciąż bym o nich nie wiedział - odparłem wskazując na zakryte nadgartki czarnowłosego.
Chłopak zacisnął mocno ręce na swojej bluzie po czym zagryzł wargę, na tyle mocno, że popłynęła z niej stróżka krwi.
- Nie proś mnie o to - warknął zaciskając zęby coraz mocniej - Proś o co chcesz ale nie o to.
Po tych słowach przestałem trzeźwo myśleć, moje myśli ogarnęła wszechobecna panika.
W takim razie co mam zrobić?
Jak mam cię naprawić skoro nie chcesz zwrócić się o pomoc do specjalisty?
Jak dużo czasu minie zanim mnie opuścisz?
Nie chce tego. Akaashi, nie zostawiaj mnie.
- Akaashi, błagam cię - wymamrotałem i nawet ja mogłem usłyszeć w tych słowach tą beznadziejną bezradność i desperacje - Jeśli mnie kocha-
Nie zdążyłem skończyć zdania bo na swoim policzku poczułem czyjąś rękę a po chwili pojawił się ostry ból i lekkie mrowienie.
Spojrzałem w szoku na chłopaka który był czerwony ze złości.
- Przestań! - krzyknął łapiąc moje policzki w swoje dłonie - Nigdy więcej nie próbuj szantażować mnie w ten sposób! Rozumiesz?! - warknął trzymając swoje czoło centralnie przy moim i wpatrując mi się w oczy - Nie próbuj nawet jeśli będzie koniec świata, rozumiesz ?!
Skinąłem posłusznie głową a chłopak odetchnął z ulgą.
-Przepraszam, po prostu nie wiem co mam zrobić Akaashi, jesteś dla mnie tak cholernie ważny, nie chce żebyś się krzywdził, nie zasługujesz na to, zasługujesz na znacznie więcej i sama myśl o tym, że któregoś dnia może cię zabraknąć w moim życiu, przeraża mnie, przyprawia o dreszcze i paraliżuje strachem - odparłem wciąż trzymając swoją twarz przy twarzy czarnowłosego, patrzyłem prosto w jego oczy, dostrzegałem w nich każdą zmianę, każde błyśnięcie i każdą łze, nie ważne czy jego uczucia były pozytywne czy też nie, ważne, że potrafił wciąż coś czuć mimo tej pustki wyżerającej go od środka.
-Wszystkie będzie dobrze - powiedział starając się uśmiechnąć - Nie radzę sobie Bokuto-san, ale pomożesz mi prawda? Więc będzie dobrze - dodał po chwili a ja poraz pierwszy poczułem że naprawdę na mnie polega.
Odetchnąłem ciężko po czym kilka razy poklepałem się po policzkach, na tyle mocno, że dłonie pozostawiły za sobą czerwony ślad.
Spojrzałem na Akaashiego widząc na jego twarzy delkatny uśmiech, chłopak podniósł rękę i rękawem bluzy wytarł moje lekko opuchnięte i zaczerwienione oczy.
" Będzie dobrze"
Dokładnie, będzie dobrze, musi być.
Spuściłem wzrok na nadgarstki Akaashiego, podwinąłem mu rękawy i kciukiem zacząłem gładzić każde zagłębienie na jego skórze, dokładnie badałem wzrokiem każdy szczegół i zapisywałem go w pamięci.
- Lubisz je? - zapytałem unosząc wzrok aby móc patrzeć mu w oczy.
-Oczywiście, że nie - wymarotał przez zaciśnięte zęby.
- Ja ich nienawidzę - odparłem czując jak chłopak się napina i próbuje zabrać rękę - Ale ponieważ są częścią ciebie, to je kocham, Akaashi, kocham każdą z twoich blizn - powiedziałem cicho przykładając jego dłonie do moich i zacisnąłem palce.
Posłałem chłopakowi najszczerszy uśmiech na jaki było mnie stać w tamtym momencie i oboje wstaliśmy z podłogi.
Weszliśmy do mojego pokoju, na największej ścianie widniała dość sporych rozmiarów fotografia słonecznika, którą zrobił Akaashi, mój pokój nie był niczym wyjątkowym, poza kilkoma plakatami z siatkarzami i ułożonymi w rządku piłkami, nie było tam niczego co możnaby uznać za wyjątkowe, oprócz teleskopu i przyklejonych na suficie gwiazdek fluroscencyjnych, które również otrzymałem od Akaashiego.
Ściany były w kolorze niebieskim a meble białe, ogółem było dość estetycznie, jedyną rzeczą która odstwała od reszty było to zdjęcie. Nie wiem czemu ale od zawsze uznawałem je za piękne, przedstawiało one słonecznika, tylko jednego, rósł samotnie a dookoła były same chwsaty i drzewa, jednak było w tym coś urzekającego i zaskakująco pięknego, więc mimo sprzeciwów chłopaka i tak je sobie powiesiłem.
I mimo że ja tak bardzo uwielbiałem tą fotografię za każdym razem gdy przychodził do mnie Akaashi, patrzył na nie z słabo skrywanym bólem.
Teraz też tak było, gdy otworzyłem okno dachowe i go zawołałem, nie zareagował, wpatrywał się tylko pusto w ramkę.
- Akaashi - powiedziałem najłagodniej jak umiałem kładąc rękę na jego ramieniu - Chodźmy - dodałem z uśmiechem i pociągnąłem czranowłosego w swoją stronę.
Podstawiłem małe kszeslo pod okno i wyszedłem przez nie po czym wciągnąłem również zdezorientowanego chłopaka.
Odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem że jednak gwiazdy są dobrze widoczne i przestało padać.
Położyłem się na dachu wraz z Akashim wciąż nie puszczając jego ręki tylko jeszcze mocniej ją ściskając.
Noc była spokojna a niebo wyjątkowo piękne jedyny dźwięk wydawał głośnik sąsiadów z którego był puszczany utwór Elvisa Presleya "Can't Help Falling in Love"
Obróciłem głowę i spojrzałem na chłopaka w którego oczach odbijały się gwiazdy.
Na jego ustach widniał delikatny uśmiech.
- Dziękuję Bokuto-san - powiedział wplątując swoje palce w moje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro