With You
Chcialam tu tylko napisać że to odpowiadanie jest na razie w wersji surowej i będę je aktualizowała do momentu w którym nie stwierdzę że jest idealne a więc wybaczcie mi brak sensu w niektórych miejscach i sztampową fabule ale ciągle pracuje nad tym opowiadaniem jak i wyrabiam swój styl pisania.
Podsumowując... Mam nadzieję że was nie zawiodę ❤️
A i na potrzebę opowiadania Bokuto i Akaashi chodzą razem do klasy.
With you
Naciąłem swoją nagą skórę ostrą żyletką, którą ukradłem z kosmetyczki ojca . Syknąłem z bólu patrząc jak wypływa z rany ciepła krew o niesamowitym odcieniu czerwieni.
Czułem ulgę, widząc całe pocięte nadgarstki.
Zacisnąłem zęby i zrobiłem kolejne nacięcie, tym razem dużo głębsze niż poprzednio co dało mi jeszcze większe ukojenie .
Wiedziałem że jestem chory, wiedziałem też, że samokaleczanie się nie rozwiąże moich problemów, jednak tak długo jak mogłem uciec od rzeczywistości, nie miało znaczenia do jakich metod się posunę.
Bo nic nie niszczyło mnie bardziej od życia na tym świecie.
Ostatni raz spojrzałem na dwie nowe blizny i uśmiechnąłem się sam do siebie, wmawiając sobie, że postępuje właściwie.
Sięgnąłem po bandaż leżący na półce i owinąłem nim nadgarstki.
Założyłem na siebie bluzę z długimi rękawami po czym wyszedłem z łazienki.
Stanąłem na korytarzu z którego dobiegały głośne krzyki i ostry zapach alkoholu.
Planowałem wyjść tylnymi drzwiami aby rodzice mnie nie zauważyli gdy nagle usłyszałem trzask i dźwięk szkła uderzającego o podłogę a wrzaski ucichły.
Nienawidziłem siebie za to że nie poszedłem sprawdzić co się stało, a jeszcze bardziej dlatego, że pomyślałem, że tak będzie lepiej.
Szczerze miałem nadzieję że jedno z nich umarło, jednak po chwili usłyszałem płacz matki i jej donośny głos wykrzykujący obelgi w stronę ojca.
Po cichu przeszedłem obok kuchni by dostać się do tylnich drzwi.
Zamarłem w bezruchu gdy usłyszałem za sobą ciężkie kroki.
-Gdzie idziesz? Nie zjadłeś śniadania - powiedział grubym głosem mężczyzna łapiąc mnie za ramię.
-Zjem z Bokuto na mieście - odpowiedziałem nerwowo się wiercąc starając się wyrwać spod mocnego uścisku ojca.
Gdy tylko rozluźnił rękę jak najszybciej podszedłem do drzwi i obróciłem się jedynie raz tylko po to żeby stwierdzić że jednak nie chciałem tego widzieć.
Moja matka przykładała sobie gaze do głowy i ze łzami w oczach ścierała krew ze ściany i podłogi.
Znowu zacząłem siebie nienawidzić, bo przez myśl przeszło mi , że lepiej by było dla nas obu gdyby umarła.
***
Spojrzałem na rozległą budowle po czym ciężko westchnąłem, wiedząc, że nie mogę przed tym uciec.
-Akaaaaaaaaashi! - usłyszałem za sobą głośny krzyk, znajomego mi głosu a chwilę później poczułem ciężar ramienia którym mnie objął.
- Dzień dobry Bokuto-san - odpowiedziałem najłagodniejszym tonem na który zdołałem się zdobyć zrzucając z siebie jego rękę .
Chłopak zrobił naburmuszoną minę jednak chwilę później znów się rozpromienił posyłając mi swój najszczerszy uśmiech.
Spojrzałem w jego złote oczy których kolor wydawał się jeszcze bardziej wyjątkowy w słońcu i odetchnąłem z ulgą, znów byłem wolny.
Westchnąłem cicho po czym spuściłem wzrok i zacząłem iść przed siebie a za mną podążał Bokuto wesołym krokiem. I był w dobrym humorze tak długo dopóki nie weszliśmy do klasy i historyk nie rozdał nam sprowadzianów.
Spojrzałem na chłopaka którego zapał zdecydowanie ostygł i teraz wpatrywał się pustym wzrokiem w nieskazitelnie białą kartkę, którą trzymał przed sobą. Odłożył arkusz z zadaniami na biurku i uderzył głową o blat zwracając na siebie uwagę całej klasy.
Wiedziałem że się nie nauczył, więc rozwiązałem swoją kartę najszybciej jak umiałem po czym rozwiązałem również jego abym znów mógł patrzeć w te wesołe złote oczy, które nadawały moim choć odrobinę barw.
Gdy lekcja dobiegła końca Bokuto zrobił minę jaką tylko on mógł zrobić.
-Jesteś niesamowity Akaashi - powiedział aż zbyt poważnie jak na niego.
- Po prostu znam cię zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć, że zapomniałeś o tym sprawdzianie - odpowiedziałem starając się jakoś rozluźnić atmosferę moim " Żartem" jednak szarowłosy wciąż wpatrywał się we mnie z powagą i nie opisaną wdzięcznością. - To nic takiego, poważnie - dodałem zmuszając się do uśmiechu aby dodać moim słowom wiarygodności.
Chłopak wciąż wpatrywał się w moje oczy i chyba nie przestałby tego robić gdyby nie zawołał go jeden z członków naszej drużyny.
Odetchnąłem cicho i podziękowałem mu w duchu.
Gdy odszedł, Bokuto wydawał się tak radosny jak przed lekcją historii co wywołało nikły uśmiech na mojej twarzy.
- Bokuto-san - powiedziałem gdy chłopak zaczął się kierować w przeciwnym kierunku niż sala w której mieliśmy teraz lekcje - To w drugą stronę.
- Wiem - odchrząknął dumny z siebie a ja więcej nie drążyłem, po prostu szedłem za nim, tak jak zawsze to robiłem.
Wyszliśmy na podwórko gdzie dopadła nas niesamowicie wysoka temperatura i skwar.
W tamtym momencie pożałowałem, że nie mogę ściągnąć z siebie bluzy.
- Gdzie idziemy? - zapytałem pretensjonalnie nie chcąc wciąż gotować się na słońcu.
Nie odpowiedział, a ja nie oczekiwałem odpowiedzi. Zawsze tak było, on szedł przed siebie a ja za nim, byłem jego głosem rozsądku i pocieszeniem gdy miał słabsze dni a on był moją nadzieją, dawał mi normalność abym mógł zapomnieć o rzeczywistości. Chociaż o tym nie wiedział był dla mnie ratunkiem kimś znacznie więcej niż przyjacielem .
Zatrzymał się a ja uderzyłem w jego plecy pogrążony w myślach.
Wychyliłem się aby zobaczyć przed czym się zatrzymaliśmy i zobaczyłem budkę z lodami, która była poza terenem szkoły.
Wpatrywałem się badającym wzrokiem w chłopaka który szczerzył się jak głupi do kobiety stojącej za blatem.
- Spóźnimy się - wtrąciłem machając mu przed twarzą telefonem.
Chłopak jedynie wyszczerzył zęby jeszcze bardziej i pomimo mojego upomnienia zamówił dwa lody.
Wręczył mi jednego i zaczęliśmy iść w stronę szkoły.
Westchnąłem ciężko, ale w ostateczności mu podziękowałem a na mojej twarzy pojawił się uśmiech którego on nie mógł dostrzec.
- Nie ma za co. Wiem że mnie kochasz - odpowiedział nieświadomy tego, że jego słowa wywołały u mnie palpitacje serca mimo, że nie dałem tego po sobie poznać.
Kocham Cię tak bardzo, że wyryłem Cię na swojej skórze - dopowiedziałem sam sobie, a może powiedziałem to na głos? Nie wiem, nie ma to znaczenia, bo i tak tego nie usłyszał.
***
- Wcześnie wróciłeś - powiedział ojciec stojąc w progu mojego pokoju - Byłeś na treningu? - zapytał z pogardą w głosie .
-Źle się poczułem , tylko bym im tam przeszkadzał - odpowiedziałem, zachowując na twarzy spokój i starając się brzmieć naturalnie mimo, że w środku trząsłem się ze strachu.
Mężczyzna z całej siły uderzył we futrynę a jego twarz była czerwona od złości.
- Za co ja do cholery płacę gówniarzu?! - warknął podchodząc do mnie i złapał mnie za kołnierz koszuli.
- Nie prosiłem cię o to - odpowiedziałem z pełnym spokojnem, a może raczej obojętnością, ponieważ po wcześniejszym strachu nie było ani śladu.
Wiedziałem, że mój spokój tylko jeszcze bardziej go denerwuje, ale nie miało to dla mnie znaczenia, przestało mieć w momencie gdy zobaczyłem matkę przypatrującą się tej scenie ze łzami w oczach, bała się tak samo jak ja, ale nie zareagowała, pozwoliła mu się na mnie wyżyć.
Nienawidziłem jej za to, nienawidziłem siebie za to, że nie potrafiłem zebrać w sobie na tyle siły aby skończyć to wszystko, ten błędny cykl prowadzący jedynie do cierpienia i nienawidziłem ojca, ale to co do niego czułem było czymś ponad nienawiścią, nie mogłem na niego patrzeć, każdy jego oddech, ruch, słowo wzbudzało we mnie obrzydzenie.
Patrzyłem na niego swoimi pustymi oczami, chciałem go sprowokować, podłudzić jeszcze bardziej, doprowadzić do granic szaleństwa, żeby zrobił to na co mnie nie było stać, żeby mnie zabil, zamordował w najgorszy możliwy sposób.
Nawet nie wiedząc kiedy na mojej twarzy pojawił się uśmiech, beznadziejny uśmiech, wymuszony a zarazem jeden z prawdziwszych, zaprzeczał wszystkim moim uczuciom, był nie na miejscu a jednocześnie idealnie wpasowywał się w sytuację.
Ten uśmiech czekał na śmierć, przemawiał do mojego ojca, krzyczał "Zabij mnie"
Jednak wbrew moim marnym nadzieją mężczyzna jedynie odwrócił wzrok i z zaciśniętymi zębami wypuścił mnie wychodząc jak najszybciej z pokoju.
Odetchnąłem głośno i podsunąłem się pod ścianę rozmasowując nadgarstki.
Uniosłem wzrok i spojrzałem na lekko uchylone drzwi, które zaskrzypiały
-Mogę wejść? - zapytała delikatnym głosem, jakby mówiła do dziecka, które trzeba pocieszyć.
Nie odpowiedziałem, nie miałem na to sily i chęci, nie potrafiła nawet spojrzeć mi w oczy, więc jaki był sens z nią rozmawiać?
Jednak najwyraźniej uznała moje milczenie za potwierdzenie i po cichu weszła do pokoju.
-Akaashi, spójrz na mnie - powiedziała kucając przede mną , wzięła moje dłonie i delikatnie gładziła ich wierzch.
Nie zrobiłem tego.
-Przepraszam Akaashi, tak bardzo przepraszam - wyjąkała kładąc głowę na moich rękach. Płakała jak dziecko. Płakała z bezsilności. Płakała ponieważ pragnęła wybaczenia, którego nie mogłem jej dać.
- Trochę na to za późno, nie uważasz mamo? - zapytałem słabym głosem wciąż odwracając od niej wzrok.
Pogrążyła się w jeszcze większej rozpaczy, łzy spływały strumieniami po jej policzkach, a ja nie mogłem się nawet zmusić żeby jej współczuć.
Nienawidziłem jej tylko jeszcze bardziej, bo pokazywała jak bardzo jest słaba.
Samo w sobie bycie słabym nie jest niczym złym, ale trwanie w tym stanie jest żałosne i napawa mnie obrzydzeniem.
- Akaashi, synku, proszę wybacz mi - wymamrotała a ja poraz pierwszy od początku rozmowy na nią spojrzałem .
Miała rozczochrane włosy i rozmazany makijaż, a smugi na twarzy wcale nie dodawały jej uroku.
- Nie proś mnie o to - odpowiedziałem szorstko. Nie chciałem jej ranić, ale po prostu miałem już dość, nic się nie zmieniła, za każdym razem było tak samo, biernie obserwowała jak ojciec znęca się nade mną psychicznie i fizycznie, potem przychodziła z płaczem i przepraszała, powtarzając że już nigdy więcej nie pozwoli mu mnie skrzywdzić.
I pomimo jej obietnic pozwalała mnie krzywdzić dalej, widząc jak krztusze się własną krwią i jak później ojciec topi mnie w lodowatej wodzie żeby nikt nie zobaczył siniaków. Pozwala mu za każdym cholernym razem, chroniąc swój tchórzliwi tyłek.
Jej łzy zmoczyły rękawy mojej koszuli więc starałem się jej wyrwać, ale nie puszczała.
Spojrzała na moje nadgarstki a później znowu na mnie.
Przestała płakać.
- Znów to zrobiłeś - oznajmiła głaszcząc moje blizny - Obiecałeś, że już nigdy tego nie zrobisz! - krzyknęła oskarżycielskim tonem.
- TY TEŻ OBIECAŁAŚ! - oboje byliśmy zszokowani moim uniesionym głosem , ale mimo to postanowiłem kontynuować - I co?! Powiedz mi, co zrobiłaś żeby mi pomóc?! Uważasz, że stojąc i przypatrując się jak ojciec mnie katuje mi pomagasz? - dodałem już dużo spokojniej, wyrywając jej ręce.
Wiedziałem co chciała powiedzieć, więc jej przerwałem gdy tylko otworzyła usta.
-Nie próbuj nawet przepraszać, po prostu się zmień - odparłem obojętnie opierając głowę o ścianę.
Miałem świadomość tego , że wymagam zbyt dużo, ale niczego więcej od niej nie chciałem.
Kobieta wstała i ocierając łzy zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
Zatrzymała się przy futrynie i obróciła w moją stronę.
- Gdzie jest ten mój mały Akaashi? - zapytała z żalem wpatrując się w moje puste oczy.
- Nie wiem mamo, też za nim tęsknię - odpowiedziałem zmęczonym głosem pragnąć jak najszybciej zostać samemu.
Kobieta wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
Zwinąłem się w kłębek na łóżku, ale mimo, że chciałem, nie potrafiłem uronić ani jednej łzy.
Podniosłem rękę aby sięgnąć po żyletke jednak wbrew sobie wziąłem telefon i wybrałem numer.
Przyłożyłem telefon do ucha i nasłuchiwałem.
Dopiero po trzecim sygnale odebrał.
- Akaaaaashi - usłyszałem w słuchawce i mimowolnie się uśmiechnąłem - Czujesz się już lepiej?
- Bokuto-san - odpowiedziałem zapominając o wszystkim co miało przed chwilą miejsce - Możemy się spotkać?
***
Wyszedłem z domu bez butów, bez skarpet, jedyne co miałem na sobie to niebieską bluzę i krótkie czarne spodenki.
Mimo, że deszcz padał jak z cebra nie wziąłem ze sobą parasolki.
Szedłem cały przemoczony środkiem miasta i nie przejmowałem się tym co myślą o mnie inni, byli mi zwyczajnie obojętni.
Na dworze było już całkowicie ciemno, więc gdy w końcu dotarłem do parku w którym mieliśmy się spotkać, jedyne co oświetlało siedzącego na ławce Bokuto była uliczna latarnia.
Nie dostrzegł mnie tak długo dopóki nie pojawiłem się centralnie przed nim.
- Akaashi - powiedział niepewnie, wpatrując się we mnie tymi złotymi oczami.
Po chwili wstał z ławki i podał mi swoją parasolkę.
Nie przyjąłem jej od niego i szaro zielona parasolka wylądowała w błocie na ziemi.
Zamiast tego mocno się w niego wtuliłem mocząc jego wciąż suche ubrania.
Nie szarpał się, nie próbował mnie odepchnąć, po prostu pozwolił mi odetchnąć bez zadawania zbędnych pytań, dał mi to czego najbardziej potrzebowałem, poczucie bezpieczeństwa.
Gdy się od niego odsunąłem, Bokuto nie wyglądał na zdezorientowanego, w jego oczach była jedynie czysta troska.
Zacząłem się zastanawiać czy aby na pewno to co robię jest właściwe, ale niewiele o tym myśląc posadziłem go na ławce i postanowiłem zrobić to zamierzałem od samego początku.
Podwinąłem rękawy tak aby odsłaniały wszystkie moje blizny, podniosłem koszulkę gdzie również było mnóstwo cięć i podciągnąłem spodenki tak aby mógł zobaczyć pocięte uda.
Wystawiłem przed nim ręce żeby mógł się im dokładnie przyjrzeć.
Spojrzał na nie a później na mnie
A gdy pochwyciłem jego wzrok w końcu odważyłem się coś powiedzieć.
- Bokuto-san - powiedziałem przełykając głośno ślinę gdy zobaczyłem łzy spływające po policzkach chłopaka - Napraw mnie.
Ja przysięgam że to będzie lepiej napisane i wiem że narazie trochę cringe i te sprawy ale wraz z następnymi poprawkami lepiej ubiore w słowa to co chce napisać, przynajmniej mam taką nadzieję :') ❤️
I no miłego dnia życzę ✨
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro