Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

You can finally be happy

„Ludzie nigdy nie wiedzą, że są szczęśliwi. Wiedzą tylko kiedy, byli szczęśliwi.”

~William Somerset Maugham~
   
    
   
-You can finally be happy-
   
   
    
    
  
   
   
 
   
#Bokuto

Ciągnąłem go za sobą w kierunku stacji metra, nie wiedziałem gdzie jedziemy, ale czy kogoś to obchodziło? Nie.

Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni dżinsów, popękane szkło hartowane wbiło mi się w palec co skomentowałem krótkim "kurwa", patrząc na to z szerszej perspektywy było tyle możliwości żeby wdrapać się do jego okna w inny sposób albo po prostu wejść przez główne drzwi, w końcu umiałem otwierać zamki wytrychem ( Kuro mnie nauczył) , albo można było to załatwić jeszcze prościej, mógłbym po prostu znaleźć klucze do domu Akaashiego które mi dał po swojej próbie samobójczej, ale nie, ja musiałem wdrapać się po koszach i przy okazji rozwalić sobie telefon oraz nabawić się złamania jakiejś kości w dupie.

-Gdzie dzwonisz?- Zapytał Akaashi spoglądając na ledwie widoczny ekran.

-Do mamy- odpowiedziałem zatrzymując się na chwilę, szybkim ruchem oderwałem szkło ochronne i wyrzuciłem do śmieci przy ulicy. - Muszę powiedzieć jej że nie będzie mnie przez kilka dni w domu i żeby przelała mi trochę pieniędzy.

-Syn marnotrawny- parsknął Akaashi a na jego twarzy pojawił się ledwo widoczny uśmiech.

Zignorowałem go i skupiłem się na groźnym tonie mamy.

-Przepraszam mamo, nie chciałem wychodzić w środku nocy przez okno- mruknąłem wpatrując się w czubki swoich butów. - Tak odkupie ci lampę którą rozbiłaś mi na głowie bo myślałaś że to włamywacz- westchnąłem unikając wzroku niebieskookiego ponieważ cała ta sytuacja wydawała mi się  bardzo żenująca - Eee za kilka dni powinienem być z powrotem, nie, nie jestem sam, nie mamo, nie mam dziewczyny, jestem z Akaashim, nie Akaashi nie jest moim chłopakiem, jeszcze- odparłem kładąc nacisk na słowo" jeszcze" i puściłem oczko do czarnowłosego, ten jednak jedynie pokiwał głową z dezaprobatą jakby fakt że ze mną poszedł był błędem - Tak byłbym wdzięczny za jakąś jałmużnę , tak oczywiście że starczy, dziękuję mamo, kocham cię, dobranoc - powiedziałem i głośno wypuściłem powietrze z płuc po naciśnięciu czerwonej słuchawki.

-Zawsze ją lubiłem- powiedział Akaashi z rozbawionym wyrazem twarzy, co mnie uszczęśliwiło trochę bardziej niż powinno.

Telefon zawibrował a na moim ekranie pojawiło się powiadomienie o dokonaniu przelewu o nazwie " Na dziwki".

Głośno się roześmiałem przez co światło w jednym z okien się zaświeciło a chwilę później na balkon wyszedł starszy pan świecąc latarką w ciemności.

Schowałem się z Akaashim za koszami po czym po cichu przedzieraliśmy się przez ciemność w kierunku, jak sądzę, centrum miasta.

Totalnie nieironicznie ta przygoda zapowiada się ciekawie.

-Nie puszczaj mnie - oznajmiłem gdy szliśmy przez mokrą i wąską uliczkę na obrzeżach miasta.

Tak naprawdę chodziłem tędy więcej razy niż mógłbym policzyć, po prostu nie chciałem żeby zabierał ręki, była taka ciepła, pokazywała mi, że Akaashi wciąż jest żywy, że go nie straciłem, chociaż list pożegnalny w kieszeni przypominał mi, że gdybym się spóźnił choćby o godzine, teraz Keijiego nie byłoby tu ze mną.

-Ojciec mnie zabije gdy się dowie- mruknął zatrzymując się na środku uliczki.

Doprawdy wspaniała sceneria na kłótnie kochanków.

-Wykopałem już dla nas dwa groby mój drogi - odpowiedziałem podchodząc bliżej niego tak abym mógł spojrzeć mu w oczy.

-Bokuto ja nie żartuje- stwierdził poważnym tonem cofając się o krok.

Westchnąłem wiedząc, że nie mogę przemówić mu do rozsądku w inny sposób niż terapią szokową , wyciągnąłem list pożegnalny z kieszeni i zacząłem go czytać.

Ręce mi drżały ale zmusiłem się do wypowiedzenia pierwszego słowa, a potem następnych

-Drogi Bokuto, żałuje, że muszę żegnać się z tobą w ten sposób, jednak nie potrafię spojrzeć ci w twarz, czy jeśli powiem ci, że ostatnie dziesięć miesięcy było dla mnie piekłem, to czy bedzie to wystarczająca wymówka aby odejść nie zamieniając z tobą ostatniego słowa? Nie wiem, ale przepraszam, przepraszam za wszystko, chociaż wiem, że przeprosiny nie zmienią tego co się stało, nie sprawią że znów będziesz tą samą osobą jaką byłeś zanim próbowałeś mnie naprawić, wiedziałem, że jestem zepsuty, zawsze mnie w tym uświadamiano ale i tak jakaś ta egoistyczna cząstka mnie wierzyła że ty potrafisz zrobić to czego nie potrafił zrobić nikt inny. Ojciec mi kiedyś powiedział " kochać to niszczyć a być kochanym oznacza zostać zniszczonym" czy właśnie dlatego nigdy mnie nie kochał? Żeby mnie nie zniszczyć? W najczarniejszych godzinach swojego życia myślę, że miał rację. Ale w reszcie godzin uświadamiam sobie że się mylił, nigdy mnie nie kochał a i tak mnie zniszczył, ty zawsze mnie kochałeś nigdy mnie nie krzywdząc. Wiesz Bokuto, myślę że jestem szczęśliwy w momencie pisania tego listu, nie wiem czemu, czuje spokój. Dziękuję ci za to, że mnie kochałeś, że byłem szczęśliwy i przepraszam, za to, że cię kochałem i że zabrałem ci twoje szczęście, czy jeśli w naszym następnym życiu się spotkamy, wybaczysz mi?- skończyłem składając kartkę i wkładając ją sobie do kieszeni - Wolę żeby zrobił to twój ojciec zanim sam to zrobisz - mruknąłem spoglądając na Akaashiego.

Miał całą czerwoną twarz nie wiem czy ze złości czy ze wstydu w każdym bądź razie nie było to nic przyjemnego.

-Oddaj mi to- powiedział specjalnie unikając mojego spojrzenia- Proszę, Bokuto.

-Jest moje - odparłem wiedząc że to najgłupsza możliwa odpowiedź jakiej mogłem udzielić.

- Będziesz tego żałował- oznajmił patrząc mi w oczy - Tego że mnie uratowałeś - sprecyzował uświadamiając sobie, że to pierwsze zabrzmiało trochę jak groźba.

-Jestem szczęśliwy, nigdy nie będę żałować  tego co sprawiło, że choć przez chwilę byłem szczęśliwy Akaashi - powiedziałem łapiąc go za rękę i spoglądając przed siebie - Idziemy?

Stał nieruchomo przez chwilę, przetarł palcami oczy po czym złapał moje spojrzenie.

Obrócił się poraz ostatni , odetchnął głośno wplątując swoje palce w moje.

Uznałem to za niemą zgodę i poszliśmy przed siebie.
   
    
   
                               ***

Wysiedliśmy z metra i skierowaliśmy się w strone pociągu, wciąż nie miałem pomysłu gdzie pojedziemy.

Usiedliśmy na miejscach po czym podszedł do nas konduktor.

-Gdzie najdalej jedzie ten pociąg?- zapytałem patrząc na zdezorientowanego mężczyznę w podeszłym wieku.

-Prefektura Chiba, Chōshi.

- Cudownie, już wiem gdzie jedziemy, dwa bilety, kartą- powiedziałem podjąc mu kartę kredytową.

Po niecałych dwóch godzinach byliśmy na miejscu.

Po wyjściu z pociągu uderzyła nas fala ciepłego powietrza i cudowny morski zapach.

Znaczy waliło rybą ale i tak było fajnie.

Wynajęliśmy najtańszy pokój w pobliskim motelu.

Od razu po przejściu progu drzwi rzuciłem się na łóżko i wtuliłem w ciepłą i pachnącą lawendą kołdrę.

- Całkiem ładny jak na cenę którą za niego zapłaciliśmy- powiedział Akaashi rozglądając się po pokoju i delikatnie odkładając swoją torbę z ciuchami na pobliskie krzesło.- Strasznie tu gorąco- mruknął ściągając bluzę i grzebiąc w plecaku w poszukiwaniu koszulki.

Obróciłem się w jego strone taksując  go wzrokiem.

Widziałem każde zagłębienie w jego ciele, sperlony pot na skórze i blizny, mnóstwo blizn ale żadnej świeżej, wszystkie były wygojone i dawno zapomniane.

Podszedłem do niego i zatrzymałem jego rękę przed założeniem koszulki.

Dotknąłem blizn na jego torsie na co się wzdrygnął ale nie odtrącił mojej ręki.

-Chcesz żeby zniknęły?- zapytałem błądząc ręką od jednej blizny do kolejnej.

-Niczego bardziej nie pragnę-odparł zatrzymując moją rękę- Ale niektórych rzeczy nie da się zapomnieć.

Pochwyciłem jego dłoń i najdelikatniej jak umiałem gładziłem wypukłości na jego przedramieniu.

Nie wiem czemu, chyba zaćmiło mi mózg ale przysunąłem jego rękę na wysokość moich ust i pocałowałem wgłębienie na nadgarstku, później kolejne i następne.

Podnosiłem wzrok i nasze spojrzenia się skrzyżowały.

-Kocham każdą twoją bliznę Akaashi, nawet jeśli ty ich nienawidzisz.

-Jednak twoja miłość nie sprawi że one znikną - powiedział drżącym głosem wytrzymując moje spojrzenie.

-Nie, ale zawsze można je zakryć, sprawić że będą mniej widoczne, że przestaną przywodzić wspomnienia od których tak bardzo pragniesz się odciąć- odpowiedziałem zauważając w międzyczasie że z każdą kolejną sekundą staje się piękniejszy.

A może to po prostu moja wyobraźnia.

-Co masz na myśli?- zapytał robiąc kilka kroków w tył siadając na łóżku.

Przysiadłem się obok niego i już miałem mu odpowiedzieć gdy zgasła żarówka a pokój zalał mrok, jedynie światło księżyca wlewało się przez okno oświetlając jego twarz.

-Wiem że masz dopiero 17 lat ale mój znajomy może zakryć kilka twoich blizn, głównie te na nadgarstku, może ci wytatuować kwiat lawendy, winorośl, gwiazdy, motyle czy cokolwiek byś chciał zakrywając twoje stare rany.- odparłem starając nie patrzec mu się zbyt długo w oczy bo powoli przepadałem w tym spojrzeniu.

-Naprawde mógłby to zrobić?- zapytał z nadzieją w głosie, co było dla mnie sporym zaskoczeniem bo nie spodziewałem się że mu się to spodoba.

- Tak o ile oczywiście ty tego chcesz.

-Chcę, chcę i to bardzo, dziękuję Bokuto-san, nawet nie wiesz jak bardzo ci jestem wdzięczny- odparł łamiącym się głosem po czym mocno mnie objął, czułem jego ciepło, łzy spływające po mojej nagrzanej skórze pod koszulką, zapach.

Pachniał lawendą.

-Wybaczyłbym ci i w tym życiu- stwierdziłem tak nagle że aż sam się zdziwiłem tym oświadczeniem- i w tym i w następnym i setkach kolejnych żyć zawsze bym ci wybaczał, ale ani razu bym nie zapomniał. Ani razy nie cierpiałbym mniej, za każdym razem bolało by jedynie mocniej.

-Rozumiem- mruknął odsuwając się ode mnie aby posłać mi piękny uśmiech - Po prostu będę się starał cię nie zranić, ani w tym życiu ani w następnym ani w setkach kolejnych.

Roześmiałem się i przyciągnąłem go do siebie mocno wtulając się w jego klatkę piersiową.

- A rań mnie sobie ile razy ci się tylko podoba, po prostu nie odchodź.

  
  
  
  
  
  
 
   
    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro